Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-04-2010, 22:29   #100
Gekido
 
Reputacja: 1 Gekido nie jest za bardzo znanyGekido nie jest za bardzo znany
To miał być kolejny nudny dzień. Właściwe wszystko na to wskazywało. Jednak już wizyta u lekarza przekonała Tamira o tym, że się mylił. Mógł już chodzić bez pomocy kul, co znacznie przyspieszyło jego poruszanie się. To i fakt, że ręce także miał już sprawne, zwiększyły jego pewność siebie i poczucie, że będzie mógł się jakoś przydać Mistrzom. Jednak rehabilitacja pokazała, że wcale nie jest tak dobrze, jakby mogło się wydawać. Minie jeszcze trochę czasu, nim wróci poprzednia sprawność i siła kończyn.

Kolejną rzeczą, która urozmaiciła nudny dzień, było lądowanie kanonierki. Fakt, że pojazd lądował sam, bez towarzystwa innych i eskorty V-19stek, wzbudził zainteresowanie Zabraka. Możliwości było kilka. Być może była to kanonierka wysłana po niego, co oznaczałoby, że Tamir jest potrzebny na froncie i skończył się dla niego czas lenistwa. Ta myśl jednak została szybko zastąpiona przez inną, bardziej niepokojąco. Era... Torn ruszył więc w kierunku kanonierki, by sprawdzić przyczynę tej solowej eskapady.

Klon. Kolejny ranny klon, których leżało już całe mnóstwo w szpitalu. Nie wyglądał jednak na mocno rannego, co ucieszyło Tamira. Oni i tak wiele cierpieli. Poświęcali swoje życie na rozkaz. Całym sensem ich istnienia, było tylko wykonywanie poleceń. Umieranie za Republikę, która właściwie nic im nie dała. To było smutne. Dla większości istnień, za które walczyli, byli anonimowi. Nie mieli nawet imion. Tylko symbole i liczby, które nie było łatwo zapamiętać.
Z zamyślenia został wyrwany wyjściem kolejnego żołnierza. Żołnierza, którego... zaraz, przecież on go znał! Nie mógł uwierzyć własnym oczom. Przecież to był BR! A wraz z nim klony, które były pozostałością jego regimentu! Radość na ich widok sprawiła, że serce zabiło mocniej w piersi Zabraka.

Skrót tego, co przeszła ta trójka sprawił, że uśmiech zniknął z twarzy Jedi. BR, VG i JH stracili kolejnego brata. Pamiętał to co czuł od ZV, kiedy opuszczali jaskinię i kierowali się w kierunku wyznaczonym przez Zabraka. Sierżant mu nie ufał, słyszał tylko fragment jego marudzenia, ale to przecież było to, co sprawiało, że wyróżniał się spośród swoich braci. A teraz odszedł. Pozostało po nim jedynie wspomnienie.
- Przykro mi z powodu śmierci sierżanta. - powiedział Tamir - Cieszy mnie jednak fakt, że waszej trójce udało się przedostać do nas. Jestem z was dumny. - położył dłoń na ramieniu BR. - Za chwilę będziecie mogli wypocząć, chciałbym zadać tylko kilka pytań. -
Zabrak zdawał sobie sprawę, że klony mogą i na pewno są wyczerpane, ale musiał zapytać ich o kilka rzeczy. Niepokoiło go wykorzystanie przez droidy zbrój klonów. Ale bardziej był ciekaw innej rzeczy.
- Kapitanie, czy spotkaliście po drodze jakiś większy oddział? Albo czy pomiędzy napotkanymi droidami znajdował się ktoś, kto nie był droidem? -

- Nie bardzo rozumiem, sir.

- Rosły Shistavanen albo człowiek. Strój przypomina nieco ten noszony przez Jedi. -

- Nie bardzo wiem czym jest Shistaenen, sir, ale niczego niezwykłego, poza droidami w strojach klonów, nie zauważyliśmy. -

No tak, Zabrak zapomniał, że klony były bardziej zaznajamiane z bronią i taktykami stosowanymi w walce, niż rasami występującymi w galaktyce. Właściwie, to pewnie nawet nie wiedzieli jakiej rasy był Tamir. Dla nich nie miało to przecież większego znaczenia.
- Rozumiem. Możesz powiedzieć coś jeszcze o tych droidach w strojach klonów? Jeszcze jakieś modyfikacje poza dłońmi imitującymi ludzkie? -

- Nie mieliśmy za dużo czasu by się przyglądać, ale raczej nie, sir. Jeśli mogę przedstawić własną opinię, uważam iż jest to polowa modyfikacja, wymyślona tu na Elomie. Wyjaśniałoby to brak modułu emitującego głos klona. -

- To, że polowa, nie znaczy, że nie wejdzie w życie... - powiedział zamyślony. - Nie jest dobrze, panowie. Przez to, że ciał waszych braci na Elomie nie brakuje, droidy mają spore możliwości kamuflażu. Mogą tak podejść do naszych oddziałów wystarczająco blisko, by zdobyć przewagę i przechylić szalę starcia na swoją stronę. Trzeba będzie poinformować o tym dowództwo. -

Kapitan i szeregowiec stali patrząc na Tamira, nie bardzo wiedząc czego ten od nich oczekuje.

- Kapitanie, czy widzieliście coś jeszcze, co z punktu widzenia strategicznego mogłoby być przydatne? - zapytał spoglądają na klona.

- Niestety, sir. Bardziej niż na zauważeniu czegokolwiek koncentrowaliśmy się by to nas nie zauważono... Przepraszam, sir - dodał po chwili.

Przepraszam? Czy BR przed chwilą go przeprosił? Przeprosił za to, że starał się przeżyć i pozostać niezauważonym? Tamir poczuł się winny. Przez niego klon pomyślał, że zawiódł. A tak przecież nie było. Dla Zabraka liczyło się to, że kapitan i jego towarzysze są żywi.
- Nie masz za co przepraszać - powiedział z uśmiechem, klepiąc BR po ramieniu. - Najważniejsze, że żyjecie. To się liczy najbardziej. A teraz odpocznijcie. -

- Tak jest, sir.

Tamir patrzył na odchodzących żołnierzy. Ciągle czuł wyrzuty sumienia spowodowane wywołaniem poczucia zawodu u klona. To była kolejna lekcja, którą musiał odbyć. Musiał zapamiętać, by uważać na to, co się mówi w obecności swoich żołnierzy. Nie chciał im sprawić w jakiś sposób przykrości. O ile to było w ogóle możliwe. Nie było jednak czasu na takie rozważania. Wieść o droida używających zbroi klonów musiała zostać przekazana dalej. Tamir ruszył więc niezwłocznie do sztabu.

Wchodząc do środka, sprawił, że znajdujące się tam klony, wyprężyły się jak struny, by zasalutować. Zabrak odpowiedział tym samym gestem próbując nie wyobrażać sobie, jak musi wyglądać ktoś odziany w szpitalną piżamkę i salutujący klonom. Skierował się do żołnierza pełniącego służbę jako łącznościowiec.
- Wysłać zakodowaną wiadomość do generała Glaive'a. - powiedział. - Poinformować jego i pozostałych dowódców o tym, że puszki używają naszych pancerzy jako kamuflażu. -
Jedi nie czekał, aż klon potwierdzi nadanie wiadomości, czy choćby to, że ją zrozumiał. Czym prędzej ruszył do wyjścia, by udać się do szpitala...

Tamir oparł się plecami o ścianę próbując złapać oddech. Kilka dni lenistwa i już pokonanie odległości z lądowiska do sztabu i ze sztabu do jego pokoju w szpitalu, sprawiała, że miał zadyszkę. Teraz znajdował się na zewnątrz. Jak najdalej od czyichkolwiek uszu, chociaż wiedział, że i tak ktoś go usłyszy. Choćby przechodzący obok Shivi, któremu też nudziło się w szpitalu. Ale przecież chciał przekazać tylko informację. Wyczekał więc aż na komlinku wyświetli się sylwetka Ery
- Posłuchaj mnie bardzo uważnie. - zaczął, nie dając szans na przywitanie się. - Droidy mają nowy patent, by podejść bliżej naszych linii. Puszki używają pancerzy martwych klonów. Mają nawet przerobione ręce, by imitowały ludzkie. Modulatorów głosu jeszcze nie mają, a przynajmniej nie miały, gdy moi ludzie się na nich natknęli. - starał się przekazać wiadomość szybko i wyraźnie. Ale nie wiedział czy mu się udało, zatem gdy skończył mówić, zapytał jeszcze. - Zrozumiałaś? -

D'an spoglądała z góry na szumiące morze koron drzew gdy odezwał się komlink. Gdy odebrała połączenie mimowolnie uśmiechnęła się, jednocześnie czując ukucie niepokoju. Nie sądziła by Tamir aż tak szybko się stęsknił.Czy coś się stało w szpitalu? Już otwierała usta by zapytać gdy wyjaśnienia pojawiły się same. Słyszała je nawet pomimo szumiącego na wysokości wiatru.
- Zrozumiałam, zaraz przekaże swoim ludziom... szlak by to trafił. - westchnęła po czym uśmiechnęła się krzywo. - A ty skąd masz takie rewelacje? Nie uciekłeś chyba z rehabilitacji, co?

Zabrak odetchnął z ulgą. Poinformował zatem wszystkich, którzy musieli zostać poinformowani. Swoje zadanie, które sam sobie przydzielił, uznał za wykonane. Cóż, tak to już jest kiedy się siedzi w szpitalu. Wydaje się rozkazy samemu sobie.
- Mówiłem, moi ludzie mi je przynieśli. - powiedział uśmiechając się łobuzersko. - Klony, które ocalały z mojego regimentu zostały przywiezione do szpitala kilka, a może już nawet kilkanaście minut temu. -

- No to jest za co wypić, ale najwyżej sok bo przypominam ze ktoś wciąż bierze leki. - uśmiechnęła się, liczyła że pojawienie się ocalonych klonów poprawi trochę humor Zabrakowi i pokarze mu, że mimo wszystko zrobił na Elom parę dobrych rzeczy. - Mam nadzieję, że nie są w złym stanie.

- Na pewno są wykończeni. Od czasu, jak widziałem ich po raz ostatni przedzierali się przez teren Separatystów próbując pozostać niezauważeni. - powiedział z powagą, ale lekkim tonem. - Z czwórki, która mnie opuszczała wróciła tylko trójka. Kapitan, snajper, który został ranny i medyk. - wymienił ich stopnie, czy funkcje, nie chcąc wyliczać Erze ich symboli i cyferek. Przy okazji pomyślał, że mógłby nadać im imiona, tak jak zrobiła to młoda Jedi. Miał już nawet pomysł na imię dla kapitana i snajpera.
- Co sądzisz o imieniu Frost? Albo Bullseye? - zapytał nagle zmieniając temat.

- Frost? Powiało chłodem, ale mi się podoba. Bullseye... kojarzy mi się z czerwonym okiem wizjera... - stwierdziła usiłując opanować latające pod wpływem wiatru czarne kosmyki, zasłaniały jej widok, a nie miała teraz wielu okazji by oglądać Tamira. Chciała widzieć go najwyraźniej jak mogła, choć przez tą chwilę. - A skąd to pytanie jeśli można wiedzieć?

Tamir uśmiechnął się słysząc ją. Uśmiech sprawił też widok Ery walczącej z niesfornymi kosmykami włosów. Chciał popatrzeć na nią jeszcze chociaż przez chwilę.
- Czyli dobre imiona dobrałem. - powiedział szczerząc się. - Postanowiłem pójść za twoim przykładem i nadać imiona moim protegowanym. Frost jest dla kapitana. Opanowany, rzeczowy i można na nim polegać. A Bullseye to imię dla snajpera. Jeszcze tylko imię dla medyka i będzie komplet. - powiedział wzdychając sztucznie. - U ciebie coś się ruszyło? - znów zmienił temat.

- No dokładnie, nie lubię zwoływać swoich ludzi czując się jakbym czytała indeks numerów kierunkowych na Coruscant. Dla medyka też coś na pewno znajdziesz. - stwierdziła z szerokim uśmiechem, osłabł on jednak trochę przy pytaniu o front. - Wpadliśmy na droidy ale jest ich póki co na tyle mało, że większość Regimentu i tak nie ma co robić. Może to samotni maruderzy a może zapowiedź większych jednostek, nie wiem. Jesteśmy w gotowości.

Jakże chciałby tam teraz być. Nie tylko z powodu strasznej nudy i braku zajęć. Przede wszystkim dlatego, że Era była tam, a on tutaj. Ale takie było życie. Nie zawsze łatwe i komplikujące wszystko na tyle sposobów, na ile się tylko da.
- Nie mam wątpliwości, że jesteście w gotowości. Ale chyba lepiej, jak większość regimentu jest w gotowości i nie ma co robić, niż wszyscy musieliby nagle zacząć walczyć. - stwierdził. Wiedział, że musiał kończyć, nie mógł jej narażać i skupiać uwagi na sobie. On siedział w szpitalu, a ona była na froncie. A jeszcze nie tak dawno sytuacja była odwrotna.

- Nie skarżę się na nudę, wręcz przeciwnie to teraz mój najukochańszy przyjaciel - stwierdziła nie przestając się uśmiechać. - Chociaż ty swoją pewnie przeklinasz. - wiedziała, że póki rozmawiają kanał jest zamknięty dla jej dowódców, a przecież 4 regiment wciąż walczył. - Ale zobaczysz, jak się wyrwiesz ze szpitala jeszcze będziesz za nią tęsknił... - ja tęsknie za tobą. - ...a teraz wybacz... - trudno było to powiedzieć jednak miała teraz obowiązki i życie żołnierzy w swoich rękach. - ...czekam na wieści od majora dowodzącego starciem.

- Rozumiem... I tak miałem przekazać tylko wieści, które dostałem od klonów. - powiedział ze zrozumieniem w głosie. Liczył się z tym, że nie będą mogli rozmawiać długo, a chciałby z nią rozmawiać wiecznie. Sam chciał kończyć rozmowę, więc nie odczuł aż tak wielkiego zawodu.
- Miej oczy szeroko otwarte i baw się dobrze. - rzucił z uśmiechem. - Niech Moc będzie z Tobą. -
Jakże sztucznie to brzmiało. Jak bardzo chciałby się z nią pożegnać inaczej. Ile chciałby powiedzieć. A mógł tylko tyle. Mógł tylko to.

- Niech będzie, popatrzy sobie na rozpadające się droidy... muszę się za nie wziąć bo jak cie wypuszczą ze szpitala to wszystkie zaraz zagarniesz. Trzymaj się tam i pamiętaj, żadnego deprawowania klonów beze mnie. - mrugnęła nie zamierzając kończyć tej rozmowy na zbliżającym się niebezpieczeństwie. - Do zobaczenia wkrótce. - Z ciężkim sercem i szelmowskim uśmiechem zakończyła połączenie. Do zobaczenia wkrótce. Oby się jeszcze zobaczyli kiedykolwiek. W końcu na wojnie różnie bywało...

Gdy obraz przedstawiający hologramową miniaturkę Ery zniknął, Zabrak westchnął. Tym razem naprawdę, bez udawania. Ta wojna zmieniała naprawdę wiele. Zmieniła Galaktykę w pole bitwy, Strażników pokoju w generałów i komandorów... zmieniła też jego. Cóż, zmiany, zmianami, ale Tamir aż tak bardzo się nie zmienił. Ciągle szukał we wszystkim dobrych stron. Pozostając w szpitalu spotkał pozostałości swojego regimentu, a dzięki temu mógł przekazać informacje o wykorzystywaniu przez droidy pancerzy klonów. Z uśmiechem na ustach i myślą, że nawet będąc w szpitalu może być pożyteczny, ruszył w kierunku swojego pokoju.
 
Gekido jest offline