- Rooooooodeeeeoooo! Juhhhhuuł - dziki wrzask wydarł się z niewielkiej zielonej mordki. Durszlak co chwila podskakiwał na głowie, a wraz z nim kawałki mięsa zachowane na czarną godzinę. Przed googelkami latały rozmazane obrazy. Uthgor rozpikselowany bardziej niż ludziki w Tibia 1.0, sprzedawca uśmiechnięty od ściany do ściany czy wielki i puszysty chomik będący prawdopodobnie wytworem rozszalałego błędnika... nie, on tam był naprawdę. Nagle jednak żołądek tak doświadczonego smakosza jak on, zaprotestował. I to nie wcale z powodu wątpliwej świeżości ostatniego posiłku lecz dlatego, że owy posiłek biegał niczym pijany ninja upity redbulem ze smirnofem po ścianach tego narządu.
- Bedem rzygoł! - zakrzyknął jeszcze nim zakrył dłonią swe usta. I nagle wszystko ucichło i znieruchomiało. Dzik jakby przestraszony spotkaniem z pół strawionym posiłkiem goblina w dziurawym hełmofonie znieruchomiał jak posag. Zank odetchnął z ulgą i szybko pochłaniając duże ilości pseudo świeżego powietrza uspokoił się widocznie. Zlazł z Kiełka i dając mu marchewkę wyszedł z kojca.
- Chyba on polubić Zank. Ha! Ja mówić że Zank dobry i Zank da se rade - powiedział do oniemiałego sprzedawcy któremu usta wróciły już do normalnej szerokości. - Biorem Kiełka. - Odszedł zataczając się od bandy do bandy. - Ha! I chodzi Zank prosto... - gleba.
Gdy doszedł kołyszącym krokiem dowlókł się do karczmy reszta kompaniji już tam czekała. Byli wszyscy. Dwie spalone grzanki, ślepiec, Taki co to nagle zjawił się w forcie - za to gigantyczne trolopodobny mięśniak będący pociągowym furmarzem znikł jak sen po przebudzeniu - szafarz, tatara... eee jaszczur i człeczyna. Zdążył zanim dziwaczna bańka zakryła ich i nim szary łork zaproponował im robotę. W sumie to mu to nie przeszkadzało. Więcej materiału na prowiant po drodze się znajdzie i sztuki kulinarne się potrenuje. Do tego zapasy przyszły same. Jeden w mundurku drugi z lasu. Gdy przedstawił się ten w habicie Zank nie zrozumiał do końca jego słów.
- Ale jak kasza goroca to dmuchać, Zank dmucha. No bo goroca kasza to jezyk sparzyć. To czemu nie chcieć by w kasze dmuchać?
Dodał potem jeszcze do tej co czuł mimowolnie, że piękną się być zdawała, choć nie wiedział czemu. W końcu ni to zielona ni była, ni to uszu ładnych ni miała. Do tego taka wysoka.
- Ja mieć taki kolczyk co mówić. - odpiął i podał z najwyższym szacunkiem drowiej podporucznik. Czuł, że powinien dodać jakiś plaster mięsa czy cu, co też uczynił. Dość sporych rozmiarów kawałek z uda Civila powędrował zaraz po ozdobie. Nie wiedział czemu to robi, zaś pewien długouchy w jego głowie aż ślinił się na ten widok. Znaczy nie na mięso. - Masz piekna. A Zank się prowiant zatroszczyć. Na tydzień wystarczyć. Bo Zank tu pełni rolę kucharza. I żeby Zank do garnków nowi nie zaglądać po patelniom przyfasoli. - ostrzegł groźnie.
__________________ Why so serious, Son? |