Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2010, 21:39   #101
enneid
 
enneid's Avatar
 
Reputacja: 1 enneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodzeenneid jest na bardzo dobrej drodze
Choć sam się o to prosił Nejl był nieco zmieszany reakcją Ralima. Jak dotąd nie zdarzało mus się wpadać niespodziewanie do sali obrad na negocjację, na które druga stron w zupełności nie była ani przygotowana ani chętna. Niemniej opanował się szybko i skłonił lekko głowę niemal odruchowo, wedle protokołu który tak dobrze poznał.
-Witaj senatorze Ralim.- rozpoczął gładko i spokojnie tym wyuczonym tonem, którym potrafił utrzymać nawet przez wielogodzinne i nużące negocjacje. - Nazywam się Nejl Ricon i wraz z mistrzynią Qua'ire jestem przedstawicielem Kanclerza, Senatu i Republiki. Przybyliśmy tutaj na planetę Rodię by uczestniczyć w rozmowach z tobą, o obecnej, trudnej sytuacji w galaktyce.- rycerz na chwilę zamilkł- Obrót spraw przybrał niespodziewany kierunek na Rodii, zanim jeszcze zdołaliśmy się do tego przygotować. Mimo to, mimo, że już rozmawiałeś senatorze z moją towarzyszką, co skończyło się niezgodą, chcę z tobą o tym porozmawiać jeszcze raz.

Senator nie wyglądał na specjalnie zadowolonego z wizyty kolejnego wysłannika Republiki. Nejl wyczuł w nim sporo gniewu, skierowanego głównie na Shalulirę. Nawet nie próbował ukryć swojej dezaprobaty, a jego wściekły wzrok padał to na młodego rycerza, to na Gurlthona.
- Chcesz ze mną porozmawiać o czym? - przemówił wreszcie po dłuższej chwili. - O tym jak twoja towarzyszka oświadczyła, że nam nie pomoże? A może o tym, iż uznała naszą walkę za tchórzowskie posunięcie?

Sprzeczka na prawdę musiała być ostra. Część umysłu już analizowała te słowa, na ile były prawdziwe. Rycerz nie speszył się jednak taką reakcją. Zbyt dobrze miał określony cel, by ulegać chwili.
- Nie szukam zwady senatorze.- odrzekł Ricon rozkładając ręce. Nie był to najlepszy pomysł, gdyż ledwo stał na zdrowej nodze, a ten ruch wybił go z równowagi. Szybko pochwycił się ściany by nie upaść. Mimo to, gdy już wracał do niepewnej równowagi, kontynuował nadal tym samym pojednawczym głosem - Nie wiem jak dokładnie wyglądała wasza rozmowa i nie jest to temat który chcę poruszyć. Ważą się losy Rodii i Republiki, a jedyna rzecz jaka mnie w tej chwili interesuje jest ich dobro. Czy zechcesz odłożyć gniew i złość i obiektywnie podejść do tej dyskusji?

- A z jakiej to racji mam ci zaufać? Skąd mogę wiedzieć, że teraz nie chcecie zwyczajnie nas stąd wywabić, żeby Mroczny Jedi mógł nas wszystkich pochwycić? - senator, zdawał się mówić o tej ewentualności z pełnym przekonaniem, ale Nejl wiedział, że tylko chwyta się najbardziej nieprawdopodobnych teorii, by wyczuć zamiary swego rozmówcy. Chciał mieć dowód na szczerość zamiarów wysłanników Republiki, o której ostatnimi godzinami zmienił zdanie.

- Mroczny rycerz o którym wspomniałeś jest poplecznikiem hrabiego Dooku i Konfederacji, z którą Republika jest w stanie wojny. Nasz statek zresztą został przez niego zestrzelony, później musiałem z nim walczyć, w uliczkach tego miasta, później schwytał nas w twoim domu senatorze i gdyby nie twoi ludzie, nadal byśmy tkwili w więzieniu... Wysłano nas tutaj by przekonać was właśnie do wspólnej walki przeciw separatystom -Nejl nie musiał nawet świadomie zaprzęgać mocy by wpływać na umysł senatora. Słowa wypowiadał szczerze i z przekonaniem, jakby były zupełnie oczywiste. Zresztą dla niego tak właśnie było- Taki byl pierwotny cel tej misji dyplomatycznej i wcale się nie zmienił. Szukamy w was sojuszników, nie wrogów. Nie ma w tym żadnego drugiego dna.

- Zatem jak wytłumaczysz zachowanie twojej towarzyszki? - senator nie dawał za wygraną.

To było pytanie na które wolał nie odpowiadać. Po pierwsze nie do końca znał na nie odpowiedź, poza tym czul się niezręcznie tłumacząc zachowanie innych. Co jednak ważniejsze wpływ na to mogło mieć spotkanie jej dawnego mistrza, ale to była zbyt intymna sprawa, by o niej wspominać, nie mówiąc już, że z pewnością nie polepszyło by to stosunków z senatorem. Odetchnąwszy jednak, odrzekł bez zauważalnego wahania - Mogę jedynie zgadywać, na podstawie swoich odczuć, gdyż jak już mówiłem nie znam przebiegu waszej rozmowy. Kiedy tutaj lecieliśmy spodziewaliśmy się zwykłych rozmów dyplomatycznych. Nie mieliśmy żadnych informacji, jakoby separatyści mieli już mieć tak olbrzymie wpływy na Rodii. Zamiast spokojnego lądowania w mieście, musieliśmy walczyć o życie w tutejszej dżungli, ścigani widmem pochwycenia przez droidy Konfederacji, nie wiedząc właściwie jak to się stało. Więzienie również nie wpłynęlo kojąco, a utrata mieczy świetlnych to dodatkowy cios, bowiem do tej broni Jedi są bardzo przywiązani. Być może właśnie te zdarzenia skłoniły ją do tak ostrej reakcji.

- Ha! - krzyknął Ralim. - I to ma być wytłumaczenie?! My tkwimy w tej sytuacji znacznie dłużej! Toczymy walkę o własną planetę, o własną ojczyznę! Ale czy nazywamy naszych potencjalnych sojuszników tchórzami? Nie! Czy to jest powód do tracenia panowania nad sobą? Kto nam zagwarantuje, że ot nagle, stwierdziwszy, że sytuacja jest beznadziejna, twoja przyjaciółka nie postanowi przejść na stronę wroga? - polityk wziął kilka głębokich wdechów i uspokoił się nieco. Dalej kontynuował już normalnym tonem. - Będę z tobą szczery. Do tej pory uważałem zakon Jedi za prawdziwą ostoję Republiki, nieskażoną całym śmieciem jakie niesie za sobą korupcja, nielojalność i głupota. Teraz jednak widzę, że nawet szlachetni obrońcy pokoju nie mogą się ustrzec przed zwykłymi ludzkimi słabościami. Wysłucham cię, ale tylko dlatego, by potem nie mówiono, że wyrzuciłem cię zanim przedstawiłeś swoją ofertę. Słucham, masz pięć minut.

Młody mężczyzna zebrał jeszcze raz myśli, by dobrze je sformułować:
- Na ta chwilę nie mamy wiele do zaoferowania. Jest nas tylko dwójka, ja jestem ranny i na dodatek straciliśmy miecze. Sam nie jestem zresztą zaprawiony w boju. Sądzę jednak, że w najbliższym czasie, gdy tylko skontaktujemy się z przełożonymi będziemy w stanie zorganizować ludzi i sprzęt, którzy wesprą was w walce. Pytanie natomiast na ile jesteście silni, ilu macie potencjalnych sojuszników na planecie i na ile mieszkańcy pójdą za wami?

- Na razie to ja tu zadaję pytania. Mamy uwierzyć twoim mrzonkom o spodziewanej pomocy i od tak wyjawić ci wszystkie nasze sekrety? Jesteś albo szalony albo niepoważny, wysuwając taką ofertę. Żądam dowodu potwierdzającego twoje dobre chęci. Jeżeli nie jesteś w stanie go dostarczyć, to raczej się nie porozumiemy.

- Senatorze, bądź realistą. -pomimo ostrego tonu senatora Nejl nadal zachowywał spokój i obiektywny osąd. Nie chciał z tego wywoływać kłótni -To nie jest konflikt lokalny. Konfederacja posiada znaczne środki, i nie zawaha się się ich wykorzystać, jeśli będzie trzeba. Bez pomocy z zewnątrz, prędzej czy później przegracie, a Separatyści zdobędą kolejną przewagę nad Republiką. To nie jest dla nas w żadnym wypadku korzystne, a dla was tym bardziej. Dlatego chcemy was wesprzeć, ale bez współpracy i zaufania nic nie osiągniemy.

- I uważasz, że we dwójkę dokonacie tego czego nie może dokonać cała moja planeta?

- Uważam, że wojsko Republiki może was na tyle wesprzeć, by uwolnić Rodię.

- Więc gdzież ono jest?


To pytanie jak i poprzednie nieco zirytowały Ricona. Przedstawial przecież bardzo konkretną propozycję, podczas gdy Ralim zdawał się tylko szukać dziury w całym. Nie okazał jednak zdenerwowania, zamiast tego streścił ostatnie wydarzenia, którymi żyła Republika:
-Nie słyszałeś senatorze, co się stalo ostatnio w senacie? Kanclerz Palpatine powołał Wielką Armię Republiki, by stawić czoło Konfederacji. Zasiliło ją 200 tys. klonów, i już wysłano wiele batalionów na nowe pola bitew. Pierwszym zwycięstwem było Genosis, choć okupione dużymi stratami wśród mojego zakonu.

- Słyszałem. Chyba każdy słyszał. Cóż z tego, skoro tej armii nie ma na Rodii? Cóż nam po niej, skoro droidy są tutaj w tej chwili i zabijają mój lud?!

- Dlatego będę się starać, by wojsko Republiki przybyla wam z pomocą.-
odrzekł natychmiast Nejl po czym dodał- Nie mówię by to mogło się zdarzyć natychmiast, ale sądzę, że gdy dowódctwo dowie się o sytuacji na Rodii, niezwłocznie wyśle tu oddziały

- Mogę się dowiedzieć w jaki sposób zamierzasz ich o tym poinformować? Nie mamy możliwości komunikacji poza planetę. Nawet statki, które moglibyśmy wysłać mogą stać się łupem floty Separatystów, ukrywającej się gdzieś na orbicie.


W końcu dochodzili do jakiegoś meritum. Ale dopiero teraz mogły się pojawić najtrudniejsze kwestie... Rycerz odetchnął głębiej i zamyślił się nad problemem. Brak komunikacji było krytyczną sprawą. Jeśli informacja o tutejszej sytuacji nie wyjdzie poza Rodię, żadne wojska tu nie przylecą. Oczywiście zakon, mógł w końcu wysłąć jakieś oddziały ich poszukujące, jednak to mogło nastąpić stanowczo za późno. Pozostało więc udać sie z wieściami osobiście. A skoro statek z immunitetowym dyplomatycznym Republiki, niezbyt się sprawdził, pozostawało odlecieć incognito...
-Ruch chyba nie został całkowicie wstrzymany? Nadal chyba istnieje między neutralnymi systemami?

- Hmm... Planujesz zatem opuścić planetę w cywilnym pojeździe i w ten sposób przemknąć między statkami Konfederacji? Jeżeli droidy nie opanowały jeszcze portu kosmicznego to ma szanse powodzenia. Jednak dlaczego nie opuściłeś planety, kiedy dałem wam ku temu możliwość, a teraz chcesz to zrobić?


- Ponieważ celem mej misji, było skontaktowani się z tobą i zawarcie porozumienia.- wytłumaczył cierpliwie Nejl, któryś raz z kolei. miał nadzieję, że tym razem przekonał senatora- Nie bylo mi to dane przez caly czas, a sprawy potoczyly sie w niespodziewanym kierunku. Pozatym wasze wsparcie może się okazać kluczowe, przy odbiciu Rodii z rąk separatystów

- Rób zatem co uważasz za słuszne. Nie będziemy ci przeszkadzać.


Czyli ten etap mieli za sobą.-uśmiechnął sie w duchu młody rycerz i przeszedł do następnych kwestii, które musiał wytłumaczyć za nim mieli wylecieć.
-Czy masz osobę zaufaną, która mogła by z nami polecieć? Mogła by być później łącznikiem, która by przekazała szczegóły przybycia klonów.

Senator zamyślił się przez chwilę. Wreszcie, gdy jego spojrzenie padło na Gurlthona, wskazał go i powiedział:
- On.

Nejl spojrzał na przewodkia i kiwnął głową
-Dziękuję senatorze. Mam jeszce kilka pytań które pomogom nam się przygotować. Czy wiesz ile drodiów przybliżeniu moze byc na planecie?

- Nie mam pojęcia. Gdy byliśmy zmuszeni zejść do podziemia w mieście nie było żadnych, chociaż krążyły jakieś plotki o ich oddziałach w dżungli. Od tamtej pory mogło ich nawet przybyć.


-Wiesz jakie może mieć poparcie konfederacja wśród wojskowych czy polityków?

- Wielu z nich jest zastraszonych, bądź Mroczny wpłynął na ich umysły tymi swoimi sztuczkami. Nie wiem niestetu ilu współpracuje z nim z włąsnej woli, podejrzewam jednak, że bez wsparcia Konfederacji są wystarczająco słabi, żebyśmy mogli sobie z nimi poradzić.

-Na górze panuje raczej deinfrormacja. Gdyby rzeczywiście mieli duże wpływy, nie byli by tak skryci z swoimi poglądami-
zgodził się Nejl- Lud powinien poprzeć ewentualne powstanie?

- Tak uważam, ale nie mamy wystarczających sił do wszczęcia otwartej walki. Najpierw musielibyśmy zwiększyć nasze szeregi.

Kiwnął głową, a po chwili milczenia dodał.
-Zatem będziemy musili tu wrócic z pomocą. Dziękuje za te informacje. Mam nadzieje, że następnym razem spotkamy się w leprzych okolicznościach- Nejl skłonił głowę i spojrzał na Gurlthona. Czas było ruszać. Chociaż w ramach gościnności mogli zaproponować co najmniej prysznic i jakieś czyste ubrania- dodał w myślach z przekąsem, gdy kroczyli w stronę wyjścia,a zniszczona tunika przyklejała się do przepoconego ciała...
 
__________________
the answer to life the universe and everything = 42

Chcesz usłyszeć historię przedziwną? Przyjrzyj się dokładnie. Zapraszam do sesji: "Baśń"- Z chęcią przyjmę kolejnych graczy!

Ostatnio edytowane przez enneid : 18-04-2010 o 21:45.
enneid jest offline