Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-04-2010, 22:33   #103
Col Frost
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Era

Kolumna podążała dalej, wyznaczonym wcześniej szlakiem, na północ. 3 batalion wciąż nacierał, chociaż z samą walką miało to niewiele wspólnego. Walczyli natomiast żołnierze 4 batalionu, który oczyszczał stanowiska droidów. Kolejne punkty oporu gasły niczym wypalające się zapałki. Blaszaki nie poddawały się, nie szły w niewolę, tak je zaprogramowano. Dlatego każdy okop, każdą lisią norę klony musiały zdobywać licząc się z oporem obrońców do samego końca. Mimo to szło im nadspodziewanie dobrze i AJ-5914 mógł z zadowoleniem przyznać, że po stronie Republiki straty są zdecydowanie mniejsze, co przy ataku na ufortyfikowane pozycje zdarza się stosunkowo rzadko, jeśli w ogóle. Właśnie, ufortyfikowane. Ten termin martwił go od jakiegoś czasu. Nawet zwierzył się swojemu zastępcy, kapitanowi GH-3094:

- Zastanawia mnie ten słaby opór puszek. Nie uważacie, kapitanie, że powinien on być większy jeżeli droidy planowałyby obronę tych pozycji? Moim zdaniem one szykują się do kontrnatarcia.

- Może po prostu nacieramy na słabo broniony odcinek? - zauważył młodszy stopniem oficer. GH-3094 został przydzielony do batalionu w ostatniej chwili, dosłownie kilka dni przed odlotem na Elom. Był znany z lekkomyślności i powszechnego optymizmu, co niejednokrotnie odbiło się negatywnie na jego wynikach podczas ćwiczeń, czy to taktycznych czy samej walki. Nie nauczyło go to jednak niczego. AJ uważał go jednak za świetnego żołnierza, dlatego zatrzymał go na stanowisku swojego zastępcy i jednocześnie dowódcy 13 kompanii. Miał też nadzieję, że jego podwładny nauczy się na froncie doceniać przeciwnika.

- Wątpię. W końcu gdzie wojska Konfederacji mogłyby znaleźć schronienie przed naszą flotą? Jedynie w lesie. Oni tu gdzieś są.

- Zawiadomi pan o tym panią komandor?

- Nie, to jedynie moje przypuszczenia. Mogę się mylić, a wtedy zmiany w strategii okażą się bezsensowne. Uderzamy nadal według planu, ale miejcie oczy dookoła głowy.

- Tak jest.

Tymczasem Era spoglądała niespokojnie na las, z którego wciąż dobiegały głuche odgłosy eksplozji. Zaczęły powoli ustawać, jednak wciąż od czasu do czasu jakiś się pojawiał. Wyglądało jednak na to, że jej żołnierze posuwają się naprzód równo z całym frontem i prawe skrzydło wciąż jest bezpieczne.

Z zamyślenia wybudziła ją potężna eksplozja na czele kolumny. Jedi zdążyła odwrócić się w tamtym kierunku by zobaczyć kulę ognia, wydobywającą się spod jednej z machin kroczących. Olbrzymia metalowa noga przeleciała nad kilkoma innymi pojazdami, w tym nad tym na którym stała D'an. Dziewczyna spoglądała tylko jak nad nią przelatuje, ciągnąc za sobą ognisty ogon, niczym jakaś kometa. Wreszcie uderzyła w ziemię nieopodal, wydeptanej przez czołówkę, ścieżki, nie czyniąc nikomu większej szkody. Piechurzy na szczęście zdołali się rozproszyć. Z AT-TE buchnął ogień. Kilku żołnierzy rzuciło się w tamtym kierunku, ale ponowna eksplozja pojazdu nie pozostawiła żadnych nadziei co do losów załogi i desantu. Ktoś krzyknął "Miny!". Po chwili na komunikatorze Ery pojawiła się mała sylwetka Krayta.

- Pani komandor, przed nami pole minowe. Nie możemy się przez nie od tak przedrzeć, a saperzy nie rozbroją wszystkich ładunków w parę chwil. Spowolni to nasz marsz o kilkanaście godzin, może więcej. Zostaniemy z tyłu.


Tamir

Jedi, po spełnieniu swojego obowiązku, jakim było poinformowanie przełożonych o zagrożeniu ze strony przebranych droidów, postanowił poinformować o tym również Erę. Po odbytej rozmowie, która była niestety dość krótka, ku rozczarowaniu Zabraka, postanowił udać się na odpoczynek.

Leżąc na łóżku rozmyślał o najrozmaitszych rzeczach. Wiele radości przysporzyło mu odnalezienie się trójki żołnierzy z jego dawnego regimentu. Oczywiście żałował tych, którzy zginęli, w tym i sierżanta ZV-2451, ale dla nich nic już nie mógł zrobić. Oni znaleźli spokój i zakończyli swój udział w wojnie. Przybycie kapitana i dwójki szeregowców dawało nadzieję, że wkrótce odnajdą się również inni. Co prawda Tamir nie miał pewności czy jeszcze ktokolwiek inny przeżył obronę przeklętego wzgórza, ale dlaczego miałoby tak nie być? Dlaczego to oni mieliby być jedynymi, którzy ocaleli?

Niepokoił go natomiast Shivi, a raczej wiedza Elomianina. Mogło by się zdawać, że ten miejscowy wojownik wie zdecydowanie za dużo. Młody rycerz nie wierzył w jego złe intencje, ale ile można znaleźć przykładów w historii gdy ktoś chciał zrobić coś dobrego, a wyszło zupełnie odwrotnie? Przede wszystkim świetnie to obrazują upadli Jedi.

Torn nie mógł też znieść siedzenia w bezczynności. Utrzymywał względny spokój, ale powoli zaczynał mieć dość wszystkiego co go otacza. Tych małych, elomiańskich budynków, droidów medycznych i lekarzy, którzy ciągle twierdzili, że na powrót do walki jest zdecydowanie za wcześnie. Nie chciał już przebywać wśród rannych klonów, których widok tylko go przygnębiał. Chciał robić cokolwiek i chociażby minimalnie przyspieszyć koniec całego konfliktu. Co prawda obawiał się powrotu na front, bał się wręcz ponownie objąć dowództwo nad żołnierzami i brać za nich odpowiedzialność, ale gdy leżał wyciągnięty na czystej pościeli, wydawało mu się to mniejszą męką niż obecna sytuacja. Chciał iść w bój choćby drugi raz miał się dostać w łapy Korela.

Najwięcej czasu poświęcał jednak Erze, próbując wciąż odgadnąć co ich łączy i czy będzie to miało jakąkolwiek przyszłość. Było to silniejsze od niego i nawet, gdy wolał skoncentrować się na czymś innym, bo te myśli sprawiały mu ból, nie mógł i wciąż pogrążał się we własnym cierpieniu, a jednocześnie ukojeniu.

W pewnym momencie do jego pokoju wszedł klon szeregowiec. Zasalutował, jak to on i jemu podobni mieli w zwyczaju i powiedział oficjalnym tonem:

- Wiadomość z dowództwa do pana, sir.

Gdy Tamir odebrał odszyfrowany rozkaz, klon zasalutował i wyszedł. Najwidoczniej jego zadanie polegało wyłącznie na przekazaniu przesyłki, nie było mowy o ewentualnej odpowiedzi. Zabrak myśląc, iż chodzi o jego niedawny meldunek spodziewał się potwierdzenia odbioru, lub czegoś w tym rodzaju. Zdziwił się więc gdy ujrzał sporych rozmiarów list, zaadresowany do niego:

"Do komandora Tamira Torna, dowódcy 30 Regimentu
Z rozbitego 30 Regimentu, po bohaterskiej walce o wzgórze ZX11, udało się odnaleźć do tej pory 96 żołnierzy, w tym czterech oficerów. W dużej części są to ranni, ale ich zdrowiu nie zagraża niebezpieczeństwo. W najbliższym czasie planuje się z nich stworzyć kompanię, która przyjęłaby numerację 5 w 33 Regimencie. Kapitan BR-5521 byłby widziany w roli dowodzącego tą jednostką. Jednocześnie komandor Tamir Torn zostaje pozbawiony dowództwa, nieistniejącego już, 30 Regimentu.
Generał Glaive, głównodowodzący wojsk lądowych XXX Korpusu
"

Pod spodem, oddzielona krótką przerwą, widniała druga wiadomość:

"Do komandora Tamira Torna
Następujący żołnierze 30 Regimentu zostali odznaczeni pośmiertnie orderem męstwa I klasy:
"
Dalej widniała długa numerów poległych na wzgórzu klonów.
"Orderem męstwa I klasy zostali również odznaczeni:"
Tym razem lista zawierała imiona klonów, które przetrwały. Znajdowały się na nim numery kapitana BR i dwójki szeregowców, którzy przybyli niedawno do szpitala.
"Nadanie odznaczeń odbędzie się w dniu jutrzejszym w sztabie XII Legionu. Dziś wieczorem przyleci kanonierka by odebrać komandora Torna i jego żołnierzy przebywających w szpitalu o nr 0044.
Komandor AA-3321, szef sztabu wojsk lądowych XXX Korpusu
"

Trzecią, najkrótszą wiadomość Zabrak zauważył dopiero po przeczytaniu drugiej:

"Do komandora Tamira Torna
W celu złożenia szczegółowego raportu z walk o wzgórze ZX11 komandor musi się udać do sztabu wojsk lądowych XXX Korpusu, znajdującego się obecnie w strefie działań XII Legionu. Proszę przygotować wszelkie niezbędne dane. Składanie raportu odbędzie się bezpośrednio po ceremonii odznaczeń żołnierzy 30 Regimentu
Generał Glaive, głównodowodzący wojsk lądowych XXX Korpusu
"


Kastar & Jared

Jared i Rahm, jakby porozumieli się bez słowa. Obaj doszli do tych samych wniosków. Muszą pomóc swoim przyjaciołom. Niemal jednocześnie ruszyli przed siebie. Pełnym pędem przedzierali się przez kolejne krzaki, aż wreszcie dotarli do tych, z których mogli obserwować zaistniałą sytuację.

Około stu droidów otaczało małą grupkę. Z trudem można było dojrzeć kto dokładnie do niej należał, tak ciasny był już kordon blaszaków. K'Kruhk leżał na ziemi nie poruszając się. Na szczęście wyraźnie można było wyczuć w nim życie, co wskazywało na to, że jest tylko nieprzytomny. Podobnie Serge, który leżał w pobliżu Kastara. Trójka Elomianek trzęsła się ze strachu, starając się trzymać na uboczu, ale było to niemożliwe.

W tym momencie za nimi pojawiła się dwójka kolejnych B1. Wycelowali w rycerzy swoje karabiny i ostrzegli przed nierozważnymi ruchami. Obaj Jedi porozumiewawczo kiwnęło głowami. Szybki ruch zielonej i pomarańczowej klingi pozbawił puszki głów. Niestety droidy, które schwytały pozostałych zauważyły to i ruszyły do walki.

Rahm i Jared wyskoczyli z krzaków i mimo, że walczyli dzielnie i pokonali wielu przeciwników, nie byli w stanie podołać takiej liczbie napastników. Obaj zostali ogłuszeni odpowiednią wiązką. Po chwili i Kastar zapadł w ciemność.

* * * * *

Pierwszy przytomność odzyskał Korelianin. Nie trwało to długo i obudził się również drugi młodzian. Obaj rozejrzeli się dookoła. Byli w jakiegoś rodzaju celi, uwięzieni w polach siłowych, uniemożliwiających im korzystanie z Mocy. Cztery emitery położone były w rzędzie. Z lewej strony, jakby w powietrzu, wisiał Induro po jego prawej stronie Codd, a dalej Kota i K'Kruhk, którzy byli wciąż nieprzytomni. Nigdzie nie było śladu Serge'a i Elomianek.

Do celi wkroczył jasnowłosy mężczyzna. Blondyn, z dość sympatyczną twarzą, utkwił swoje spojrzenie w jeńcach. Spoglądał na nich po kolei, jakby starał się ich rozpoznać. Zauważył jednak, że dwójka z jego gości jest wciąż nieprzytomna, wiec podszedł do tych, z którymi mógł już porozmawiać.

- Witam na terenie Konfederacji Niepodległych Systemów. Zostaliście schwytani daleko za linią frontu, co oznacza, że jesteście szpiegami. Oczywiście wiecie, że dla szpiegów jedynym możliwym wyrokiem jest śmierć? - to co mówił człowiek stojący przed nimi było absurdem lub przedstawieniem mającym ich nastraszyć i Jedi doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Życia, mogli jednak stracić na prawdę. - Ponieważ znajdujemy się daleko od jakiegokolwiek budynku sądu, ja jako głównodowodzący siłami Konfederacji na Elomie i nadzorca tej planety mogę was osądzić. Zanim jednak to nastąpi, z każdym z was, porozmawiam sobie bardzo długi czas.


Shalulira & Nejl

Gurlthon i Nejl opuścili pokój żegnani krótkim "do widzenia" wypowiedzianym przez senatora. Sam senator nie wyglądał na zbyt optymistycznie nastawionego do przedsięwzięcia Jedi. Ricon wyczuł, że zgodził się raczej na zasadzie "spróbować nie zaszkodzi", tym bardziej, że on raczej nie ryzykuje. Pewnie dlatego na łącznika wybrał Gurlthona, z którym być może ma sporo kłopotu.

Rodianin poprowadził młodego rycerza śmierdzącymi kanałami. Niby droga była tą samą co poprzednia, ale Nejl i tak nie potrafił jej zapamiętać. Zresztą samo błądzenie po kostki w odchodach mieszkańców planety nie należało do przyjemnych, a fakt, że chłopak miał dodatkowe trudności wynikające z jego kontuzji, tylko wydłużały wycieczkę tą niewygodną drogą.

Wreszcie dotarli do włazu. Tak jak poprzednio Gurlthon asekurował swojego towarzysza i wkrótce obaj byli na powierzchni. Strażnik jeszcze tylko zasunął właz i mogli ruszać by wcielić w życie nowy plan. Przy wyjściu z podziemi czekała na nich Shalulira, ciekawa postępów w rozmowie z upartym politykiem.
 
Col Frost jest offline