Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-04-2010, 20:08   #30
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Pomimo niezwykle sugestywnego pierdu Helfdan nie miał zamiaru zagościć na dłużej w wychodku. Odlał się, bo nielicho popił i ruszył w miasto. Od tych dyrdymałów głowa go rozbolała. Myślał o tym wszystkim i ciągle utwierdzał się w przekonaniu, iż nie ma takiego bata, dzięki któremu paladyn zagoniłby go od dyscypliny. Po za tym taka kasa nie była warta tych nerwów, jakie by miał na tego służbistę. Naiwność kapłana była też lekko irytująca, nie wspominając już o bardzie… na tego lalusia nie miał wprost słów. - Kurwa mać gdzie się takie cudaki rodzą. Utwierdzał się w słuszności swojej decyzji. Szedł przez miasto i sarkał pod nosem. Nie raz czy dwa spotkały go kpiące uśmieszki czy nawet oburzony wzrok. Jakby mówiący – kto tu takiego wariata wypuścił na ulicę. - Ulice, kurwa mać! Masa luda się zjechała to teraz każdy niemal skrawek tego, co kiedyś było ulicą był obsączany, zasrany czy pokryty jakimiś odpadami. Cywilizacja…

Zdecydowanie miał dość tego całego tłoku. Miasto miało swoje plusy jednak na dłuższą metę było niezwykle uciążliwe – ludzie… eh ileż można przebywać w z taką ciżbą. Zrobił rundkę i odebrał pozostałe u różnorakich rzemieślników swoje graty oddane do reperacji. Tak jak nie trudno było się domyśleć, gdy jarmark dobiegał końca wszyscy zaczynali myśleć o powrocie do domów. Roboty było w brud, szczególnie dla takich co to żyli z drogi. Helfdan specjalizował się w pokazywaniu, sprawdzaniu, prowadzeniu i wszystkim tym, co się wiązało z przemieszczaniem. Jednak łaził, gadał i kręcił nosem. Pełna sakiewka nie motywowała go do brania byle czego…

W końcu jednak dostał swoje zadanie. Prawdę powiedziawszy wisiało już ono nad nim od jakiegoś czasu jednak teraz ostatecznie podjął się je wypełnić. Jak to mówią raz bohaterowi śmierć. Nie było splunięcia i przybicia dłoni, nie było cyrografu podpisanego własną krwią, ale ani diabeł by nie poszedł na taki układ ani Helfdan nie umiał znaleźć odpowiedniej zapłaty. Żadne standardowe rozwiązania nie były podejmowane co do targu czy określania celu, co do rekrutacji i doboru składu wyprawy. Ale to nie była typowa misja… wręcz było jej dość daleko do „zwyczajnych”. Rola, jaką miał w niej odegrać Helfdan też była lekko mówiąc niepospolita. Jednak półelf nie byłby sobą gdyby przy okazji pobytu w okolicach Podkosów nie załatwić pewnej sprawy… można by rzec drobnostki.

Gdy wieczorem spotkał się z kapłanem w gospodzie był już spakowany i nieomalże gotowy do drogi. Planował wyjechać z samego rana, nie krył przed nim, że znalazł zadanie odpowiednie na miarę jego możliwości. Iulius nie omieszkał go poinformować o tym, iż zdecydował się ruszyć w drogę z paladynem i bardem… specjalnie go to nie zdziwiło. Przecież już mu o tym od dłuższego czasu wiedział. Z czystego serca, a może wrodzonego kpiarstwa życzył ojczulkowi wytrwałości w kontaktach z nowym szefem i rozwagi w dyskretnych zadaniach wykonywanych z elfem. Sam też poinformował go, iż znalazł coś ciekawego dla siebie i pewnikiem miasto opuści jeszcze przed nimi.

Jeszcze tylko szybki numerek w piwniczce z córką karczmarza wieńczący ich kilkudniową znajomość, paciorek i spać. Od jutra na szlaku…

***

Dopadł go w południe. Aż dziw, że tak długo mu to zajęło. Zaatakował jak to miał w zwyczaju. Zleciał szybko niczym błyskawica uderzając od tyłu. Jak zawsze boleśnie. Nim Helfdan zdążył się połapać, o co chodzi podłe ptaszysko odlatywało z bukłaczkiem wina. A on pozostał z kapiącą brodą i rozwrzeszczaną mordą.

- Podłoto ty! Zaczął się wydzierać. – Kukułka cię podrzuciła do tego gniazda! Wracaj złodzieju, bo cię strzałą przebiję i na ognisku upiekę! Trochę jeszcze się tak powygrażał jednak w końcu Ptaszysko zdecydował się oddać mu trunek i usiąść na ramieniu.


Tropiciel chwilę się w niego wpatrywał. Jak to w życiu, licho złego nie weźmie. Jastrząb był w nienagannej formie. Sądząc po ciężarze to mu się nawet przytyło. Żeby nie było, że go lubi podrzucił go żeby se nie robił z jego ramienia żerdzi - chędożony kogut się znalazł! Ptaszysko podróżował z nim już nie pierwszy rok, jednak nigdy nie trzymał się go kurczowo… można powiedzieć, że dystans między nimi był odpowiedni. Nigdy też nie właził z tropicielem do miasta – chyba miał więcej rozumu od niego. Albo nie lubił dymać kurek czy gołąbków. Jego sprawa, Helfdan go nie zmuszał do tego.

Droga na północny zachód wiła się wzdłuż rzeczki. Pierwsi kupcy niemrawo opuszczali Srebrny Jarmark. Niektórzy tylko z wypchanymi kieskami po spieniężeniu towaru inni wracali z towarem na nim zakupionym. Wracali też różnej maści ludzie, którzy przy tej okazji chcieli się bezpiecznie przemieszczać. Sporadycznie nieśpiesznie przemierzającego okolicę tropiciela mijał jakiś podróżny. Sama droga ze względu na swoje rozmiary czy niezbyt dobry stan nie kusiła zbyt wielu podróżnych… jeszcze. Do czasu, kiedy się rzeka zapełni i o barkę będzie trudniej niż o cnotliwą żoneczkę. Świadczyły o tym ślady setek kół i kopyt nieomalże masakrujące coś, co było dumnie zwane drogą.

Nim południowe słońce zawitało na tyle wysoko by stać się uciążliwe Helfdan znalazł sobie wygodne miejsce na odpoczynek. Ułożył się i czekał na rekrutów. Zamierzał się im przyjrzeć dokładnie, na tyle dokładnie by stwierdzić czy z czystym sumieniem może ich zabrać tam skąd nie wraca prawie nikt. Póki co nie pokazali się z najlepszej strony, ale przecież półelf nie skreślał kogoś po jednym niepowodzeniu. Postanowił dać im kolejną szansę być może go przekonają do siebie. Oczywiście ktoś nieżyczliwy mógłby sądzić, poświęcanie czasu ustawicznie jednym i tym samym osobnikom wynika z jego lenistwa…

Ptaszysko czujnie przepatrywało okolicę w poszukiwaniu wędrowców.

Gdy na horyzoncie zamajaczyły sylwetki trzech jeźdźców przy ognisku przyjemnie rozchodził się aromat pietruszki i pieczonych rybek. Na pięciu wbitych w ziemię patykach dochodziły właśnie smakołyki. Na pierwszy rzut oka można było poznać, iż były to rzeczne sumy… dość charakterystyczne ogony je zdradzały.

Z gałęzi nad głową tropiciela dochodziły odgłosy pałaszowania szóstego… Ptaszysko było zadowolone z nagrody jaką otrzymało za solidnie wykonaną robotę.
 
baltazar jest offline