Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2010, 08:43   #406
Viviaen
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Już wszystko szło jak najlepiej, o ile w tych ponurych okolicznościach "lepsze" było adekwatnym określeniem... Narfin jakimś cudem udało się zapanować nad ciałem i teraz spod półprzymkniętych powiek obserwowała poczynania Szramy i Mafennasa. Słodka Elbereth, uda mu się... Powoli sięgając ręką po sztylet, modliła się bezgłośnie za każdy kolejny krok obu mężczyzn.
Gdy już pozwoliła sobie na nadzieję, ta została jej brutalnie odebrana, gdy Rivilion zdecydował się zaatakować.

- Myślisz, że mnie oszukasz? Mnie! Szramo, Szramo.. przejrzałem cię od pierwszej chwili głupcze! Zły to pies, który chce pokąsać swego pana! Podejdź no, jeżeli tylko zdołasz.

Szarpnęła się, jednym ruchem łąpiąc sztylet i próbując poderwać się na nogi, jednak nie zdążyła wstać, gdy na wszystkich posypał się deszcz żelastwa. Co prawda, większość została rzucona wprost w Brena, jednak i oni nieźle oberwali. Kobieta skuliła się chroniąc głowę i niemal upuściła sztylet, gdy jeden z pocisków niefortunnie zrykoszetował trafiając ją wprost w obolały bok. Czuła, jak łzy napływają jej do oczu. Z bólu, z bezsilnej złości, z żalu...

I wtedy znów odezwał się Żmija a w jego głosie pobrzmiewał... strach? Czyżby ten potężny czarnoksiężnik bał się Szramy? Czy też może bał się miecza, który ten dzierżył? Podniosła głowę akurat w momencie, w którym miecz wyrwał się do przodu, przebijając serce Riviliona. Zamknęła oczy, dziękując Eru za tę łaskę... i otworzyła je szeroko czując znajomy zapach. Pierwszą nowością był brak bólu, towarzyszącego jej od tygodni. Rozejrzała się i aż podskoczyła na zbyt nieoczekowany widok. To nadal był "Kucyk", jednak nie taki, jakiego się spodziewała. Może majaczy...? Byli tam wszyscy. Bren, Mafennas, Telio Bren? Mafennas? Telio? i wielu innych gości, w tym Orendil. Orendil? Miała niejasne wrażenie, że zaraz powinien się zjawić Borand. Tyle, że coś tu nie grało a ona nie mogła skojarzyć, co...

Jej uwagę przykuł Ted Butterbur, chwalący Kapelusznika za opowieść i klepiący Szrmę w ramię. Wątpliwości nabierały mocy. Wiedziała, że jest coś, co musi sobie przypomnieć, ale pamięć ją zawodziła. I wtedy karczmarz zaprosił wszystkich na darmową kolację. Ted. Butterbur. Z "Rozbrykanego Kucyka". Na darmową kolację...

Wszystkie trybiki wskoczyły na odpowiednie miejsca, zwinnie, niczym Szrama, który właśnie się podrywał z miejsca. Złapała w końcu tę myśl. Przecież ze Szramą, Mafennasem, Teliem i resztą drużyny spotkała się na szlaku. Nigdy nie spotkali się w Bree, a już na pewno nie spotkała nigdy Orendila...

Każda żmija ma jad na języku...

Ciało zareagowało szybciej, niż umysł. W momencie, w którym Bren cisnął zydlem w Żmiję, ona już stała ze sztyletem gotowym do rzutu. Jak się okazało, nie tylko ona. Kątem oka dostrzegła Telia zastygłego z na wpół uniesioną ręką, którego najwyraźniej opadły jakieś wątpliwości i już stojącego Mafennasa, nonszalancko wspierającego dłoń na rękojeści miecza. Na ten widok Narfin uśmiechnęła się tym znajomym, krzywym uśmiechem, a w jej oczach zamigotały zielone iskierki dumy. Stawała do ostatniego boju z godnymi towarzyszami. W całym Śródziemiu nie było lepszych...

Skierowała wzrok z powrotem w miejsce, gdzie zydel właśnie powinien spotkać się z czarownikiem, wypatrując okazji do rzutu.
 
Viviaen jest offline