Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-04-2010, 23:51   #84
Bielon
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- Ilu was jest? – Kolejny cios pięścią wylądował na szczęce skrępowanego osiłka, którego lina przywiązana do krokwi utrzymywała w pozycji. Drugi zbir z dwójki która złożyła broń, już się wyspowiadał i teraz krwawił z porozbijanych ust i nosa. Tupik krzywił się z każdym zadawanym przez Wasilija ciosem, ale nie przerywał przesłuchania. Musiał wiedzieć. Może i lepiej było zrobić to inaczej, ale brakowało im czasu i ludzi do takiej zabawy. Brak zaś Grzecznego i Levana, którzy zniknęli w mrokach nocy działał Niziołkowi dodatkowo na nerwy. – Jakie ma plany Krogulec? Co zamierza? Kto mu się sprzeciwia? Gdzie ma swoje meliny? Gadaj bo ci jaja wyrwę!

Więzień przez chwilę nic nie mówił aż naraz zakołysał się w linie od jej gwałtownego napięcia i splunął. Plwocina chybiła o dobre dwa kroki. Wasilij znów wyrżnął go pięścią, tym razem w brzuch. Zbir stęknął, po czym zwisł bezwładnie, lina zaskrzypiała od nagłego napięcia. Trzeci zbir, osiłek którego ogłuszył ciosem Grzeczny nadal leżał nieprzytomny.

- Spierdalaj kurduplu… - wystękał bity łapiąc z trudem powietrze. Tupik spojrzał na zgromadzonych w tej komnacie zrezygnowany. Pozostało albo zabrać się za tortury, albo po dobroci, do czego on już nie mógł się zabrać, bo i sensu to nie miało. Na szczęście i Max i Erica stali jedynie na uboczu a „Profesorek” i jego oszalały krasnolud w ogóle się w „izbie przesłuchań”, w jaką zamieniło się jedno z pomieszczeń magazynowych na tyłach oberży, nie zjawili pozostając w biesiadnej. Tupik wzruszył ramionami. Porozumiewawczo zerknął na Maxa i Aniego. Teraz była pora zabawić się w tych dobrych.

- Przemyśl to. Ja idę się rozejrzeć. Jak wrócę albo usłyszę odpowiedź, albo… - kończyć już nie musiał. Posłał porozumiewawcze spojrzenie do Wasilija, Aniego, Maxa i Erici. Mówić nic nie musiał…


=========================================


Levan sadził długimi susami, ale wiedział że uciekający przed nim człowiek walczy o życie. Biegnący za nimi Grzeczny ciężko dyszał i sapał jak miech. Szybkobiegaczem to on na pewno nie był. Był nim jednak, o dziwo, uciekający przed nimi przyboczny Krogulca. Po minięciu kilku zaułków i przecięciu kilku ulic Levan pewnym był, że skurwiel wyprzedzający go ledwie może o sto kroków ucieka do „Słonecznej Divy”. Lub gdzieś w jej okolice. Z każdym krokiem teren stawał się coraz bardziej niebezpieczny i podejrzany a uciekinier zawsze mógł się gdzieś zaczaić i próbować zdjąć pościg. To zmuszało do zwalniania przy bramach w których tamten znikał na prędkości. I zakrętach, prześwitach i zaułkach. W końcu, nie widząc szans na dojście skurwiela, Levan zwolnił. Grzeczny dobiegł doń po dłuższej chwili. Obaj sapali jak kowalskie miechy ale ich wysiłek tym razem poszedł na marne…



===========================================


„Przyjdźcie wieczorem do Kuźni jak chcecie znaleźć Profesorka” im powiedziano. Ingrid i Klaus przyszli o podobnej porze spoglądając w blasku stojącego nisko księżyca na wiszący szyld oberży. Dochodzące z jej okolic krzyki i tupot biegnących ludzi budziły ich czujność, ale po jakimś czasie ustały. Weszli więc ostrożnie, ale cała ostrożność prysła na widok „Profesorka”, który siedział przy stole w biesiadnej dyskutując z jakimś Niziołkiem i krasnoludem. Rozpoznali go w jednej chwili. A widok wnętrza nadpalonej nieco oberży uzmysłowił im, że faktycznie może potrzebować pomocy…


===========================================


-Posłuchaj, ten Nizioł ma nasrane w głowie. Jak mu nie powiesz czego chce, to cie każe zabić a ten mały skurwiel to uwielbia. Potrafi godzinami dręczyć swe ofiary. Jak myślisz, czemu swojaki go nie wzięły do swoich band? – Max potrafił sięgać do lepszych argumentów. Tym razem pozwolił się wygadać Animositasowi, który pierwszy zaklął się na swego Pana, że pomoże uwolnić się zbirowi, jeśli dostanie te odpowiedzi o które tak indagował Tupik. Dwa zbiry rozwiązane siedziały na ziemi pod ścianą. Tam gdzie leżał ten nieprzytomny osiłek. Wasilij miał ich na oku. Podobnie jak Max, którego posłał tu „Profesorek”. Animositas ze swoim młotem był dodatkowym gwarantem. Erica czekała na swój moment. Ona też potrafiła pytać mężczyzn. Lepiej niż oni siebie sami.

- Ja powiem. – słabym głosem wystękał ten drugi, którym jeszcze przed chwilą targały jakieś dreszcze. Animositas stojący jego najbliżej pochylił się i kucnął przy więźniach. Chciał im spoglądać w oczy gdy będą gadali. By wiedzieć czy mówią prawdę.

Max odwrócił się do Wasilija posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Erica się uśmiechnęła.

- Aaarrrrrrrggggggggg! – stęknął głucho więzień. Jak na komendę Max, Wasilij i Erica odwrócili się i spojrzeli nań nic nie rozumiejącym wzrokiem. Animositas klęczał pochylając się nad więźniami. Jakoś tak dziwnie…

- Uważajcie! – krzyknęła Erica, która pierwsza dostrzegła plamę krwi, która wyrosła pomiędzy nogami kapłana. Dwa zbiry skoczyły w jednej chwili. Jeden trzymał w garści zabrany Animositasowi nóż. Drugi nie miał nic, ale za ich plecami wyrósł ten trzeci, osiłek. Dotychczas zupełnie nieprzytomny. Który z młotem kapłana w garści wyglądał strasznie…

Wasilij był pierwszy. Jego szabla błyskawicznie pomknęła na spotkanie uzbrojonego w nóż zbira. Zaskoczenie jednak miało to do siebie, że spowolniło ruchy kislevity. Dosłownie o ułamek chwili. Która wystarczyła. Nóż rozpruł mu bebechy podobnie jak Animositasowi. Wszedł w podbrzusze gdy zbir płynnie wszedł w zwarcie pod jego pchnięciem. Wasilij stęknął głucho. Zacharkotał a przed oczyma przemknęło mu nagle życie. To wszystko było…

Nie chciała umierać. Nie tu i nie teraz. Nie Ona! Takich ciuli zabijała przecież już w życiu! Co podkusiło ją do tego, by tego dnia pójść za Grzecznym! Co? Erica widziała atakującego mężczyznę, ale nie miała miejsca do uskoku. Uniosła w górę ramię świadoma bezradności tego ruchu.

Młot opadł na ramię gruchocąc je bez dania racji. Łamiąc wątłe kości i miażdżąc skrytą pod nią czaszkę w jednym wielkim rozbłysku bólu. Chwilę potem ogarnęła ją ciemność i cisza, którą burzył tylko krzyk. Jej krzyk…

Maxc miał czas. Stał najbliżej wyjścia i widząc nagły zwrot sytuacji rzucił się od razu do drzwi. Miał nadzieję, że zdąży…

Zdążył…

Do biesiadnej wpadł w chwili, kiedy Tupik z „Profesorkiem” coś obgadywali a obok nich siedział znany mu krasnolud i jakieś dwie inne postacie.

- Te skurwiele się uwolniły! – krzyknął burząc w jednej chwili spokój dyskusji. Pierwszy rzucił się krasnolud. Widać było, że mimo korpulentnej budowy jest szybki. Jak na krasnoluda. Minął roztrzęsionego Maxa w chwili, kiedy ten dodawał – Mają broń!

Do komnaty, która miała być salą przesłuchań, wpadli zaraz po krasnoludzie. I od razu dostrzegli jatkę w jaką zamienił się składzik. A otwarte okno na tył oberży znaczyło drogę ucieczki zbirów. Którym w przeciwieństwie do ciał leżących na ziemi ludzi z bandy Tupika, tym razem dopisało szczęście…




[ Proszę pteroslawa, Storm Vermina i Revana o niepostowanie]
 
Bielon jest offline