Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2010, 00:26   #81
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
To było szybkie starcie, ale z ludźmi jakich miał Tupik, tak najczęściej to właśnie wyglądało. Halfling do głupców nie należał, dość szybo zorientował się, że nie walczą z prawdziwą gwardią Krogulca, a tej nie ma co lekceważyć. "Najsilniejszy" od niego, musiał się chyba przyłączyć z desperacji... lub z braku innego wyjścia... w każdym razie było to ostatnie głupie posunięcie wielkoluda, właściwie to przyjęcie wyzwania Grzecznego było najgłupszą ostatnią rzeczą jaką zrobił. Jeśli ktoś miał bowiem przeżyć to starcie to jedynie płotki... a może tylko jedna płotka...?

- DOŚĆ - ryknął po raz kolejny, przemieszczając się nieco dalej od ognia
- Wy dwaj rzućcie broń, a wyjdziecie stąd żywi. - rzucił w stronę zbirów, po raz kolejny rozkręcając procę" Co najwyżej z połamanymi członkami, jeśli uznam was za niebezpiecznych..." Ponowiona propozycja w sytuacji w jakiej znaleźli się ludzie Krogulca była aktem łaski, o ile była aktem prawdziwym.

Tupik nie był mordercą i nie zamierzał nim zostać, choć pozornie był ścigany już jak morderca, zbyt wiele walk, zbyt wiele trupów bez wyjaśnień... Jeśli można było uniknąć niepotrzebnych ofiar to Tupik był pierwszym, który optował za taką opcją, choć wiedział, że czasami bez ofiar się nie obejdzie. Miał nadzieję, że ich ilość obecnie wystarczy, zabicie kolejnych dwóch płotek niewiele zmieniało.

Pozbywanie się świadków tkwiło jednak zbyt mocno w naturze przestępców by taka decyzja przychodziła łatwo. Tupik musiał mieć dobry powód, by zachować świadków od Krogulca przy życiu... Miał nawet dwa...

Jednym z nich była nieobecność Levana i przybocznego Krogulca, Tupik chciał za Levanem natychmiast wysłać mu do pomocy Wasilija lub/i Maxa w zależności od rozwoju sytuacji w karczmie. Był niemal pewny, że przyboczny zginie, a to nie pozostawiło by żadnego posłańca do Krogulca... Mógł wysłać bzyków do Krogulca, ale jaki byłby to dowód na współpracę, gdyby nie przeżył nikt z ludzi Krogulca wysłanych na misję?? Propozycja przesłana przez Bzyka, lub człowieka Tupika byłaby dla Krogulca oczywistą pułapką... zwrócenie mu człowieka, byłoby zaś zaproszeniem do rozmów... A już na pewno nie takim zaproszeniem, które przeszłoby bez echa w świecie przestępczym. Krogulec musiał chwycić rzuconą mu rękawicę i albo przystać na rozmowy, albo odrzucić ją Tupikowi prosto w pysk, niejako zamykając rozdział negocjacji.

Oczywiście nie dało się ignorować pożaru, gdyby bandyci poddali się, pierwszą wspólną sprawą miało być jego zagaszenie, póki się nie rozprzestrzeni do rozmiarów których ugasić już nie będzie można. Koce czy piach mogły zadusić oliwny pożar, pod warunkiem współpracy i szybkiego działania.

Nie była to próba podpalenia karczmy, a raczej zajęcia czymś bandy Tupika. Ogień z roztrzaskanej lampy, pozostawiony sam sobie, niechybnie by się rozprzestrzenił, likwidując być może jedyne "bezpieczne" schronienie.
Szybka akcja gaszenia pożaru powinna zaś przynieść właściwe efekty.
- Wystarczy - rzucił niejako bardziej już do swoich ludzi... Wasilijego i Aniego. Oczywiście wszystko leżało już w rękach bandziorów, dosłownie, wywalenie oręża, mogło, choć nie musiało ocalić im życia, o ile Wasilij potrafił być karny i rozumieć, że co się odwlecze to nie uciecze, o tyle Ani był w gorącej wodzie kompany, Tupik nie wiedział czy powstrzyma Sigmarytę...

Obaj bandyci jednak grzecznie rzucili broń i zostali związani.
- Gdzie piwnica? Tupik zapytał Helmuta
Karczmarz wskazał Tupikowi piwnice do której schodziło się przez kuchnię. Tupik wraz z Anim i Ericą zaciągnęli zbirów do tymczasowego loszku, kneblując na wszelki wypadek. - Czekać tu spokojnie i radzę bez kombinacji, będę miał dla was zadanie gdy tu wrócę. - Przemówił groźnie dając jednak nadzieję więźniom, nie mógł pozwolić by kombinowali nadmiernie. Gdy wyszli z piwnicy trzeba było opanować nie tylko pożar, którym dość skutecznie zajął się krasnolud. Tupik ponownie podszedł do Karczmarza
- Gdyby przyszła straż miejska Ci szlachetni mężowie sami obronili karczmę, no - Tupik odchrząknął zerkając na trupy ochroniarzy - no wraz z nimi oczywiście i tobą Helmucie.
Karczmarz spojrzał się zdziwiony, ale przyjmując do wiadomości , że związany jest już umową. Co by nie było Tupik wykonał swoją część polegającą na ochronie tego miejsca, a właściwie życia karczmarza.

Tupik próbował odtworzyć scenerię walki. Na początku był Grzeczny i jego solowy występ z "najsilniejszym" przeciwnikiem. Występ krótki acz dający do myślenia. W kilku ciosach zmasakrował twarz osiłka i rzucił bezwładnego na podłogę. Chwile później Levan przebił na wylot rapierem pierś nieszczęśnika, który nie usłyszał skradającego się za nim zabójcy. Potem już był tylko chaos, którego najlepszym dowodem był krasnolud z rykiem wbijający kciuka w oczodół przeciwnika. Tupik w tej chwili nie był już pewien kto ryczał... coraz bardziej skłaniał się ku teorii że jednak zraniony, na widok swego drugiego oka spływającego po palcu krasnala. Tupik z satysfakcją przyjął też własny efekt działań, kamień wyrzucony z procy rozbił twarz trafionego nim nieszczęśnika na tysiące kawałków...
Lampa z oliwą pomieszała jednak szyki bandzie. Zbyt późno jednak by zmienić ostateczny rezultat bitwy. Pokłosie przestępców Krogulca leżało bezwładnie na posadzce karczmy i tylko dogaszany ogień tworzył jeszcze zamieszanie...

Halfling dopiero teraz pomyślał, że kiścień nie poszedł w ruch i że osiłek, najprawdopodobniej przetrwał starcie - nim również postanowił się niezwłocznie zająć...

Pozostawała jeszcze kwestia reszty bandy, Tupik chcąc nie chcąc ruszył za nimi, pozostawiając towarzystwo, które nie powinno mieć problemu ze strażą. Z tego powodu zerknął na Lizzy dając jej sekretny złodziejski znak aby ruszyła za nim.

Wartość pojmanych bandytów zależała od tego czy asystent Krogulca przeżyje, a odkąd rozsądny ostatnio Matt ruszył za Levanem była już na to jakaś szansa. Osaczenie przeciwnika, mogło zaś ją zwielokrotnić. Zawszę w rachubę wchodziła ewentualna pomoc Levanowi, być może nawet w samym odszukaniu uciekiniera.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 21-04-2010 o 00:09.
Eliasz jest offline  
Stary 19-04-2010, 09:10   #82
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen

- Kurwa!! – zaklął wściekle Grzeczny widząc jak naraz wszyscy zaczęli się wpierdalać do jego spraw. Cała walka, pokaz dla ludzi Krogulca, zakończył się hekatombą. A okrwawiony krasnolud był jej dopełnieniem. Grzeczny ujrzał dwóch ostatnich ludzi, którzy jeszcze kilkanaście uderzeń serca wcześniej czuli się zwycięzcami. Trzeba było im przyznać, że teraz czar ów prysł. Drżeli jak osiki na wietrze a bladość oblicza wskazywała, iż jedną nogą są już na tamtym świecie. Jeśli chodziło o Grzecznego, byli na nim obiema nogami. Levan pomknął za skurwielem, który był prowodyrem całego zamieszania, kiedy Grzeczny był jeszcze zajęty innymi. Nie zmieniało to jednak sytuacji, że mógł potrzebować pomocy. Tupik, który starał się nad tym burdelem zapanować, zdawał się mieć podobne zdanie, bo wściekłym wzrokiem obrzucał dwóch ostatnich zbirów, którzy wciąż wiązali jego siły. Przewaga jednak była taka, że obecność Grzecznego nie zdawała się być niezbędną. Widząc zatroskaną minę Tupika Grzeczny złowił jego spojrzenie i skinąwszy głową za Levanem powiedział – Sprawdzę co z nim.

Nie było sprzeciwu, tylko skinienie głową. Dlań to starczyło. Ci co zostali w oberży mieli dość zajęć. Pożar do ugaszenia i dwójka zbirów wciąż niepewnych w tym co uczynić pragną. Jedno jednak było pewne. Żyć chcieli. Jak każdy. To zdawało się rozwiązywać sytuację. Wystarczyło im jedynie dać na owe życie nadzieję a w składaniu obietnic Tupik nie miałby sobie równego. Gdyby nie było tam Eriki. Teraz byli tam oboje, więc dwójka zbirów mogła dostać taką dawkę uderzeniową obiecanych beneficjów, że ich los zdawał się przesądzony. Tupik prał mózg przednio, ale Erika...

Nie czekając na rozwiązanie sytuacji Grzeczny ruszył śladem Levana. Spieszył się. Wiedział, że od tego zależeć może czyjeś życie. To w Rosenbergu była rzecz powszednia…

Do magazynów rozciągających się za biesiadną i kuchnią wpadł jak burza. Drogę znaczyły mu poprzewracane zydle i rozwarte drzwi. Skurwiel a za nim Levan musieli tędy biec. Grzeczny sadził ciężkimi susami, nie był w końcu szybkobiegaczem. Widział też w swoim życiu kilku takich, co się nazbyt biegnąc za kimś spieszyli. Ofiary zaś miały kurewski zwyczaj zatrzymywania się za węgłami, za załomami czy futrynami. I co gorsze, nie tylko się zatrzymywały, ale jeszcze witały ścigającego żelazem. To był paskudny zwyczaj a Grzeczny wiedział z całą pewnością, że nie chciałby aby stał się w bandzie Tupika sztandarowym przykładem jak ścigać nie należy. Przed każdym takim miejscem, które mogło kryć potencjalnego chuja, zwalniał i pokonywał je nader czujnie. A wzięty w garść w kuchni długi nóż, może nawet tasak kuchenny tyle że z zaostrzoną końcówką, był jego gwarancją bezpieczeństwa. Nie była to co prawda tarcza, zbroja czy inne tałatajstwo gwarantujące ochronę przed skrytym ciosem, ale za to coś, co mogło ów cios uprzedzić. To dawało jakąś nadzieję, że jeśli skurwiel, który uciekał przed nimi zdejmie Levana; Grzeczny miał szczerą nadzieję, że tak się nie stanie; to wówczas flaki wypruje mu on sam. I wiedział, że będzie to robił powoli.
 
Trojan jest offline  
Stary 21-04-2010, 23:35   #83
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Max był wprost niewiarygodnie wściekły. Źle ocenił sytuację. Znowu. Miał szczęście że przybyły strażnik był znajomym profesora. Inaczej to mogłoby się dla niego źle skończyć. Żeby zatrzeć złe wrażenie po sytuacji z kislevitami, szybko zajął pozycję za prawym ramieniem Heinricha. Nie słuchał rozmowy strażnika z profesorem, pogrążając się w rozmyślaniach. Rozmowa nie potrwała zresztą długo. Udali się na spoczynek gdzie Heinrich wygłosił krótką pogadankę do niego i dwóch krasnoludzkich ochroniarzy. Gdy zaś krasnoludy opuściły salę dał znak Maxowi iż chciałby z nim porozmawiać.
Bez żadnych wstępów zaproponował bliższą współpracę. Max nie był jednak do końca pewien.
- A na czym konkretnie miałaby ta współpraca polegać-zapytał
Odpowiedź otrzymał natychmiast - Przyjacielu ludzie z talentem takim jak ty zawsze będą w cenie. Widzisz jaka jest sytuacja rozkręcam tu biznes unikatowy w skali Starego Świata. A uwierz mi wiem co mówię zjeździłem go bywałem nawet w Arabii. Mam zamiar tu stworzyć małe imperium. I sam sobie musisz odpowiedzieć na proste pytanie. Czy chcesz być jednym z moich przybocznych dobrze zarabiać i w przyszłości sięgnąć po władzę? Czy wolisz być dalej którymś tam z kolei człowiekiem twojego obecnego szefa. Czy być kowalem własnego losu?
Zapytany w ten sposób Max myślał przez chwilę. Słowa profesora uświadomiły mu parę rzeczy. W bandzie Tupika był jedynym "nowym" który jeszcze żył. Oznaczało to że będzie również pierwszy w kolejce do odstrzału. Pozostawał także fakt jego własnych planów. A wiedział że nie zdoła ich wykonać bez złota. Profesor zaś pozostawał najlepszym jego źródłem w okolicy. A poza tym... nie była to dokładnie zdrada. W końcu Heinrich dalej pracował z Tupikiem. Zaś praca dla niego powodowała iż w przyszłości Maxa zaczynały rysować się interesujące perspektywy. Dlatego też po chwili wahania skinął głową na znak zgody.
Profesor był tym wyraźnie uradowany - Doskonale. Teraz powinniśmy udać się na spoczynek. Szczegóły omówimy jutro.

*********

Max udało się szybko zasnąć. Było to wyjątkowe szczęście gdyż nie dane mu było długo spać. Obudziło go nagle wtargnięcie krasnoluda. Całkowicie oprzytomniał gdy zapytany o towarzysza krasnolud powiedział beznamiętnie - Zarżnięty.
Max był zaskoczony. Bezwiednie podporządkował się rozkazom profesora - Szykujcie się idziemy po Tupika i resztę. Zapewne schodzimy na dół. Walczcie jeśli będzie trzeba. Tylko trzymajcie się blisko mnie i bez niepotrzebnego ryzyka.- Heinrich chwycił pistolet - A i rzeźnicy Tupika idą przodem my trzymamy się na początku w odwodzie - wyszeptał. W drodze do głównej izby spotkali się z resztą. Teoretycznie mogli się jeszcze dogadać. Ale niestety Grzeczny nie był w nastroju do negocjacji. Powalił pięścią jednego ze zbirów, a jego koledzy chcieli zemsty. W sali rozpętało się piekło. A raczej jednostronna rzeź. Banda Tupika walczyła na pierwszej linii, wyżynając bandytów praktycznie do nogi. Na polecenie profesora krasnolud rzucił się w wir walki. Max postanowił jednak pilnować swojego pracodawcy. Jak się okazało słusznie. Gdy któryś ze zbirów rzucił zapaloną lampę w kierunku profesora Max bez wahania zasłonił go własnym ciałem. Pomijając zwykłą lojalność wobec osoby którą miał chronić, pomogła też świadomość co mogło się stać z "zabawkami' profesora przy kontakcie z ogniem. Na szczęście udało mu się zdusić ogień którym zajęła się jego szata w zarodku. Gorzej było z licznymi kawałkami szkła które przebiły jego skórę. Na szczęście rany, choć bolesne, nie były śmiertelne. Gdy dwóch pozostałych przy życiu napastników rzuciło broń, Max związał ich, przeklinając pod nosem z bólu. Gdy Tupik z pomocnikami zaciągnęli zakapiorów do piwnicy, a profesor dyskutował z strażnikiem, Max zajął się wyciąganiem odłamków szkła ze swojej skóry. Miał nadzieję że nie weszły zbyt głęboko. Na szczęście na sali, po ugaszeniu ognia, panował już względny spokój. Max miał szczerą nadzieję że tak zostanie... chociaż przez chwilę.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
Stary 21-04-2010, 23:51   #84
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
- Ilu was jest? – Kolejny cios pięścią wylądował na szczęce skrępowanego osiłka, którego lina przywiązana do krokwi utrzymywała w pozycji. Drugi zbir z dwójki która złożyła broń, już się wyspowiadał i teraz krwawił z porozbijanych ust i nosa. Tupik krzywił się z każdym zadawanym przez Wasilija ciosem, ale nie przerywał przesłuchania. Musiał wiedzieć. Może i lepiej było zrobić to inaczej, ale brakowało im czasu i ludzi do takiej zabawy. Brak zaś Grzecznego i Levana, którzy zniknęli w mrokach nocy działał Niziołkowi dodatkowo na nerwy. – Jakie ma plany Krogulec? Co zamierza? Kto mu się sprzeciwia? Gdzie ma swoje meliny? Gadaj bo ci jaja wyrwę!

Więzień przez chwilę nic nie mówił aż naraz zakołysał się w linie od jej gwałtownego napięcia i splunął. Plwocina chybiła o dobre dwa kroki. Wasilij znów wyrżnął go pięścią, tym razem w brzuch. Zbir stęknął, po czym zwisł bezwładnie, lina zaskrzypiała od nagłego napięcia. Trzeci zbir, osiłek którego ogłuszył ciosem Grzeczny nadal leżał nieprzytomny.

- Spierdalaj kurduplu… - wystękał bity łapiąc z trudem powietrze. Tupik spojrzał na zgromadzonych w tej komnacie zrezygnowany. Pozostało albo zabrać się za tortury, albo po dobroci, do czego on już nie mógł się zabrać, bo i sensu to nie miało. Na szczęście i Max i Erica stali jedynie na uboczu a „Profesorek” i jego oszalały krasnolud w ogóle się w „izbie przesłuchań”, w jaką zamieniło się jedno z pomieszczeń magazynowych na tyłach oberży, nie zjawili pozostając w biesiadnej. Tupik wzruszył ramionami. Porozumiewawczo zerknął na Maxa i Aniego. Teraz była pora zabawić się w tych dobrych.

- Przemyśl to. Ja idę się rozejrzeć. Jak wrócę albo usłyszę odpowiedź, albo… - kończyć już nie musiał. Posłał porozumiewawcze spojrzenie do Wasilija, Aniego, Maxa i Erici. Mówić nic nie musiał…


=========================================


Levan sadził długimi susami, ale wiedział że uciekający przed nim człowiek walczy o życie. Biegnący za nimi Grzeczny ciężko dyszał i sapał jak miech. Szybkobiegaczem to on na pewno nie był. Był nim jednak, o dziwo, uciekający przed nimi przyboczny Krogulca. Po minięciu kilku zaułków i przecięciu kilku ulic Levan pewnym był, że skurwiel wyprzedzający go ledwie może o sto kroków ucieka do „Słonecznej Divy”. Lub gdzieś w jej okolice. Z każdym krokiem teren stawał się coraz bardziej niebezpieczny i podejrzany a uciekinier zawsze mógł się gdzieś zaczaić i próbować zdjąć pościg. To zmuszało do zwalniania przy bramach w których tamten znikał na prędkości. I zakrętach, prześwitach i zaułkach. W końcu, nie widząc szans na dojście skurwiela, Levan zwolnił. Grzeczny dobiegł doń po dłuższej chwili. Obaj sapali jak kowalskie miechy ale ich wysiłek tym razem poszedł na marne…



===========================================


„Przyjdźcie wieczorem do Kuźni jak chcecie znaleźć Profesorka” im powiedziano. Ingrid i Klaus przyszli o podobnej porze spoglądając w blasku stojącego nisko księżyca na wiszący szyld oberży. Dochodzące z jej okolic krzyki i tupot biegnących ludzi budziły ich czujność, ale po jakimś czasie ustały. Weszli więc ostrożnie, ale cała ostrożność prysła na widok „Profesorka”, który siedział przy stole w biesiadnej dyskutując z jakimś Niziołkiem i krasnoludem. Rozpoznali go w jednej chwili. A widok wnętrza nadpalonej nieco oberży uzmysłowił im, że faktycznie może potrzebować pomocy…


===========================================


-Posłuchaj, ten Nizioł ma nasrane w głowie. Jak mu nie powiesz czego chce, to cie każe zabić a ten mały skurwiel to uwielbia. Potrafi godzinami dręczyć swe ofiary. Jak myślisz, czemu swojaki go nie wzięły do swoich band? – Max potrafił sięgać do lepszych argumentów. Tym razem pozwolił się wygadać Animositasowi, który pierwszy zaklął się na swego Pana, że pomoże uwolnić się zbirowi, jeśli dostanie te odpowiedzi o które tak indagował Tupik. Dwa zbiry rozwiązane siedziały na ziemi pod ścianą. Tam gdzie leżał ten nieprzytomny osiłek. Wasilij miał ich na oku. Podobnie jak Max, którego posłał tu „Profesorek”. Animositas ze swoim młotem był dodatkowym gwarantem. Erica czekała na swój moment. Ona też potrafiła pytać mężczyzn. Lepiej niż oni siebie sami.

- Ja powiem. – słabym głosem wystękał ten drugi, którym jeszcze przed chwilą targały jakieś dreszcze. Animositas stojący jego najbliżej pochylił się i kucnął przy więźniach. Chciał im spoglądać w oczy gdy będą gadali. By wiedzieć czy mówią prawdę.

Max odwrócił się do Wasilija posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. Erica się uśmiechnęła.

- Aaarrrrrrrggggggggg! – stęknął głucho więzień. Jak na komendę Max, Wasilij i Erica odwrócili się i spojrzeli nań nic nie rozumiejącym wzrokiem. Animositas klęczał pochylając się nad więźniami. Jakoś tak dziwnie…

- Uważajcie! – krzyknęła Erica, która pierwsza dostrzegła plamę krwi, która wyrosła pomiędzy nogami kapłana. Dwa zbiry skoczyły w jednej chwili. Jeden trzymał w garści zabrany Animositasowi nóż. Drugi nie miał nic, ale za ich plecami wyrósł ten trzeci, osiłek. Dotychczas zupełnie nieprzytomny. Który z młotem kapłana w garści wyglądał strasznie…

Wasilij był pierwszy. Jego szabla błyskawicznie pomknęła na spotkanie uzbrojonego w nóż zbira. Zaskoczenie jednak miało to do siebie, że spowolniło ruchy kislevity. Dosłownie o ułamek chwili. Która wystarczyła. Nóż rozpruł mu bebechy podobnie jak Animositasowi. Wszedł w podbrzusze gdy zbir płynnie wszedł w zwarcie pod jego pchnięciem. Wasilij stęknął głucho. Zacharkotał a przed oczyma przemknęło mu nagle życie. To wszystko było…

Nie chciała umierać. Nie tu i nie teraz. Nie Ona! Takich ciuli zabijała przecież już w życiu! Co podkusiło ją do tego, by tego dnia pójść za Grzecznym! Co? Erica widziała atakującego mężczyznę, ale nie miała miejsca do uskoku. Uniosła w górę ramię świadoma bezradności tego ruchu.

Młot opadł na ramię gruchocąc je bez dania racji. Łamiąc wątłe kości i miażdżąc skrytą pod nią czaszkę w jednym wielkim rozbłysku bólu. Chwilę potem ogarnęła ją ciemność i cisza, którą burzył tylko krzyk. Jej krzyk…

Maxc miał czas. Stał najbliżej wyjścia i widząc nagły zwrot sytuacji rzucił się od razu do drzwi. Miał nadzieję, że zdąży…

Zdążył…

Do biesiadnej wpadł w chwili, kiedy Tupik z „Profesorkiem” coś obgadywali a obok nich siedział znany mu krasnolud i jakieś dwie inne postacie.

- Te skurwiele się uwolniły! – krzyknął burząc w jednej chwili spokój dyskusji. Pierwszy rzucił się krasnolud. Widać było, że mimo korpulentnej budowy jest szybki. Jak na krasnoluda. Minął roztrzęsionego Maxa w chwili, kiedy ten dodawał – Mają broń!

Do komnaty, która miała być salą przesłuchań, wpadli zaraz po krasnoludzie. I od razu dostrzegli jatkę w jaką zamienił się składzik. A otwarte okno na tył oberży znaczyło drogę ucieczki zbirów. Którym w przeciwieństwie do ciał leżących na ziemi ludzi z bandy Tupika, tym razem dopisało szczęście…




[ Proszę pteroslawa, Storm Vermina i Revana o niepostowanie]
 
Bielon jest offline  
Stary 22-04-2010, 01:39   #85
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupik starał się nie zważać na cierpienia przesłuchiwanych. Gdyby wiedział co jeszcze mu przygotują, prawdopodobnie od razu zacząłby od tłuczonego szkła... tak jak Harap. Zbiry jednak nie chciały mówić, aż dziw jak na "nowych"... " Może wcale tacy nowi nie są..." - pomyślał gdy Wasili wymierzał im cios za ciosem. Morda zbira powoli przypominała stłuczone jabłko, mimo to zawzięcie milczał. Ba , nawet zdobył się na wyzwiska za które halfling bezwzględnie już szykował mu szklana pułapkę. Wyszedł, pozostawiając jednak sprawę, jak mniemał kompetentnym ludziom. Ledwie zdążył zacząć uzgadniać dalsze sprawy, kwestię sprzątania karczmy i kolejnych nowych, "izba przesłuchań" zmieniła się w kolejną "izbę rzezi". Gdy wybiegł Max, halfling już wiedział że jest źle. Widział to po wyrazie jego twarzy, pełnej przerażenia po tym co właśnie zobaczył. Halfling nie czekał na rozwój wydarzeń, nie czekał na to aż ktoś przejmie inicjatywę. Nie mógł sobie na to pozwolić ani teraz ani przez najbliższy czas w Rosenbergu. Chwycił za procę i ruszył na odsiecz. Krasnolud wyprzedził go o ułamek chwili, zgodnie zresztą z taktyką halflinga, która nigdy strzelców nie wystawiała na bezpośredni atak... Z drugiej strony potrzeba pomocy bandzie robiła swoje. Halfling jak szybko nabrał skrzydeł tak szybko je stracił, na widok jaki czekał go w izbie tortur. Skoczył jeszcze do Wasilija, a później do Aniego, próbując ich ratować. Po Erice od razu widział, że nie miała szans, od kiedy młot spotkał się z jej ciałem. Towarzysze nie dawali jednak znaku życia, a otwarte okno tylko pogarszało sprawę. Oznaczało ucieczkę więźniów i kompromitację. Nie chodziło już nawet tylko o zemstę, która niczym Bestia z furią rozpierała pierś Tupika. Chodziło też o uniknięcie wydostania się wieści o tej katastrofie... " Krasnolud, max i dwaj " Nowi", mamy spore szansę, szczególnie ze mną na dachu..." - przemknęło mu gdy lustrował skład ekipy.

- Razem ich zgnieciemy, bez obaw, hukaniem sowy będę was nakierowywał, gwizdem ostrzegę przed zasadzką. Pomóżcie mi się wspiąć na dach, szybko. - Zakomenderował. Nie liczył, że profesor ruszy za nimi, miał tu wystarczająco wiele do zrobienia. Podczas tej małej eskapady za zbiegami, można było się przekonać kto jest naprawdę po stronie Tupika. W tej chwili na szali leżało zbyt wiele, by Tupik tak po prostu odpuścił pościg. Wiedział że z dachu będą mieli przewagę, domyślał się że bandziory będą uciekać do Krogulca, nie byli w najlepszej kondycji, bo w końcu po torturach.

Halfling wiedział, że wszystko rozgrywa się w psychice, chwilowo nie dopuszczał do siebie straty jaką poniósł. Wasilij był jego wieloletnim towarzyszem. Małomównym i trzymającym się głównie Levana, ale cennym towarzyszem. Mógł na nim polegać a w tej chwili mógł go jedynie pomścić. Aniego znał praktycznie od trzech miesięcy, ale zdążył już polubić porywczego Sigmarytę. Jego śmierć była tak samo kłopotliwa, jak i uspokajająca. Tupik nie wiedział na ile Ani rzeczywiście chce mu pomóc a na ile słucha się kapłanów ze świątyni - czego zupełnie wykluczyć nie mógł... Lizzy zaś... urocza, miła... modliszka... Przynajmniej tak chciał o niej myśleć by odczuć jak najmniejszą stratę. W przeciwnym wypadku mógłby pogrążyć się w rozpaczy po utracie niewinnej, bezbronnej duszyczki. Tupik wiedział, że nie była ani niewinna ani bezbronna i już pierwsze chwile spotkania zdawały się to potwierdzać. Wszyscy jednak zostali zaskoczeni, w przeciwnym wypadku daliby radę... powinni...

Tupik nie miał czasu na rozpacz, miał czas jedynie na pościg. Nawet nie zależało mu na złapaniu ich żywcem, zamierzał ścigać ich choćby sam i zarzucić kamieniami, dopóki będą się ruszać. Gdy przeciskał się przez okno w ślad za "chodzącymi trupami" pomyślał, że chyba jednak wolałby ich żywcem, już nawet nie dla informacji, ale dla samej śmierci przez tortury. Harap był okrutnikiem który najwyraźniej siłą oddziaływania i pomysłami, inspirował czasem i halflinga. Umysł tej dobrodusznej z natury istoty, nie byłby w stanie wymyślić worka pełnego szkła i delikwenta wsadzanego weń do góry nogami, od głowy poczynając... " Tak... zawisną wszyscy jak ich dorwę" - pomyślał, w bojowo krwawym nastroju pędząc za uciekinierami. Dachy stwarzały idealne miejsce do śledzenia uciekinierów i nakierowywania pościgu, "Dawało nimi radę gonić karocę, da radę i ludzi" - Pomyślał ładując procę będąc na górze... Chciał dopaść wszystkich... lub choćby kogokolwiek...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 22-04-2010 o 01:48.
Eliasz jest offline  
Stary 22-04-2010, 10:09   #86
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen

Obaj mieli tego dość. Grzeczny, który biegł za Levanem nie miał wątpliwości, że przyboczny Krogulca ucieknie. Uciekinier zwykle miał w miejskich pościgach przewagę nad pogonią. Zwłaszcza nocą. Jednak o wiele ważniejszym było sprawdzenie dokąd ucieknie. To zaś im się udało na tyle dokładnie, że wątpliwości być nie mogło. Skurwiel spierdalał do burdelu w którym mieściła się kryjówka Krogulca i jego hołoty. To mówiło wiele. Było też ważną informacją do przekazania chłopkom. I Levan to zrozumiał, bo w końcu zwolnił i zatrzymał się czekając na Grzecznego. Przez chwilę sapali równo.

- Nie… te… kurwa… czasy… - wydyszał Grzeczny spoglądając na kislevitę spode łba. Przez chwilę mierzyli się wzrokiem, po czym obaj się zaśmiali. Jak dwójka dzieciaków w trakcie zabawy. Znów byli w akcji, znów na ulicy. Życie znów nabrało smaku.

- Trzeba Tupikowi powiedzieć, wracamy. – zakomenderował Levan prostując się lekko. Grzeczny spojrzał nań z wyrzutem. Jeszcze chciał chwilę odsapnąć.

- Kurwa daj żyć. – warknął, ale bez cienia gniewu. Raczej z rezygnacją świadom tego co usłyszy.

- Chłopaki muszą wiedzieć. Krogulec może…

- Wiem. Chodźmy. – wszedł mu w słowo Grzeczny. Nie było co dyskutować. Co nie zmieniało faktu, że słowa Levana były dokładnie tym, co spodziewał się usłyszeć. I czego słyszeć za cholerę nie chciał.

Los zdawał się jednak nad nim czuwać, bo nagle, po przejściu ledwie może kilkuset kroków, usłyszeli obaj ciężkie kroki biegnących osób. I jakieś przytłumione rozmowy. W jednej chwili skryli się w bramie czekając na nadchodzących. Którym najwidoczniej się spieszyło a podążali tą samą drogą, co wcześniejsi uciekinierzy.

Zimna, ciemna brama była doskonałą kryjówką i niezłym miejscem obserwacyjnym. Stojące w jej wejściu trzy solidne beczki pozwalały obserwować ulicę zza nich samemu będąc niewidocznym dla nadchodzących. Trójka biegnących mężczyzn wyłoniła się z mroku ulicy. Nadchodzili od „Kuźni”. Levan mając lepszy wzrok niż Grzeczny rozpoznał ich pierwszy.

- To ci z karczmy. Uciekli chłopkom chyba… - wyszeptał spoglądając z namysłem na Grzecznego. Temu nie trzeba było dwa razy powtarzać, ale wciąż obaj pewnymi nie byli tego, czy aby Tupik ich nie puścił celowo. Może jakoś się dogadali i teraz wysłał ich do Krogulca z jakimś posłaniem? Może…

Możliwości było wiele, ale wszystkie rozwiały się, kiedy w blasku księżyca dostrzegli, że zbóje są cali we krwi a jeden z nich, osiłek którego Grzeczny rozłożył pierwszym ciosem w oberży, niesie młot Aniego. Sigmaryta miał różne objawy szaleństwa, ale z całą pewnością nie oddał by swego świętego młota byle chujowi. To zaś znaczyło, że młot został mu odebrany. To zaś rozwiewało wszystkie wątpliwości.

Grzeczny wiedział, że zaskoczenie da im przewagę, że atakując nagle z bramy, mogą załatwić dwóch a trzeciemu pozostawić wybór: walka lub ucieczka. Wiedział nadto, że w ręku dzierży tylko długi kuchenny nóż, kiścień został w oberży. A ten przeciw młotowi Aniego… Wiedział również, że Levan nie znosił jego sposobu prowadzenia starć. Levan był oszczędny w działaniach, wydajny. Grzeczny też, na swój sposób.

- No to który tu jest największym skurwielem?! - Zapytał głośno wychodząc z bramy prosto naprzeciw nadchodzącej trójki. Kurwy, jaką sypnął Levan już nie chciał słyszeć. Wolał bowiem skupić się na odpowiedzi nadchodzącej trójki. Która rozpoznać go, sądząc po ich minach, musiała z całą pewnością.


[Wszelkie rzuty proszę za mnie]
 
Trojan jest offline  
Stary 22-04-2010, 13:26   #87
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Pożar udało mu się ugasić. Karczmarz przeżył. Potyczkę można było uznać za wygraną. Cieszyło to krasnoluda niezmiernie. Miał świadomość, że tego wieczoru stracił starego ziomka, ale zapracował sobie na premię i z pewnością w jakimś stopniu zaufanie profesorka. Broniąc go udowodnił, że jest nie tylko wartościowym członkiem jego ochrony, ale przede wszystkim potwierdził swoją lojalność ryzykując życiem i zdrowiem. Z tym drugim już nie było tak fajnie. Złamany nos bolał okrutnie. Ból pulsował, nasilając się i zmniejszając. Brodacz przykładał do twarzy zimny stalowy talerz, jednak na nie wiele się to zdawało. Opuchlizna i tak się pojawiła.
-Dobra pierdol to. Kurwa nie potrzebnie żem się dał przewalić... Skurwiel ma za swoje. Pies go trącał...- zwrócił się do starszego człeka, któremu ochroną służył. Walter nie był wylewny. Daleko mu było do mówcy, a charyzma była czymś obcym. Chciał swoimi krótkimi zdaniami dać Profesorkowi do zrozumienia, że ma się nie przejmować jego złamanym nosem.

Karczmarz, któremu jakby nie było uratowali żyć krzątał się między stolikami próbując nieco ogarnąć wszechobecny nieład. Wcześniej rzecz jasna podał Walterowi wielki kufel piwa, co by się brodacz znieczulił nieco. Goi uznał jednak, że piwem to może sobie smaku narobić i zwrócił się do gospodarza by dolał mu jeszcze pół szklanicy gorzały do kufla. Gdy upił mieszankę poczuł, że to jest to o co mu chodziło. Khazad nie był wojownikiem ale też potrafił sobie poradzić z przeciwnikami. Dał temu najlepszy dowód. Nie przejmował się człekiem, którego zabił. Taka profesja. Jeśli wchodziło się w ich świat, trzeba było liczyć się z ryzykiem. Można było stracić język, palce a nawet życie. Tamten człeczyna przekonał się o tym doskonale i może inni wezmą z niego przykład. Generalnie krasnolud miał to gdzieś. Był z siebie zadowolony. Siedział wygodnie na stołku z wyciągniętymi przed siebie nogami i popijał mieszankę piwa z wódką.

Ząbkowany sztylet, który wbił przeciwnikowi w szyję leżał zakrwawiony na stoliku, przy którym siedział Walter. Khazad miał przeczucie, że tamci, co uciekli mogą jeszcze wrócić i postanowił nie chować ostrza. Nie obchodziła go rozmowa Heinricha z niziołkiem. Nie za to mu płacono. Z resztą im mniej wiedział, tym mniej mógł wyśpiewać, gdyby tak kiedyś ktoś go torturował. Nucił sobie pod nosem starą, krasnoludzką melodię, która opowiadała o żyle złota głęboko pod górami. Krążył wzrokiem po wystroju biesiadnej sali. Podobała mu się. Przez chwilę myślał nawet czy by swojej oberży nie postawić. Po chwili zrugał się w duchu. Był pewien, że interes szybko by upadł, gdyby krasnolud zaczął spijać większość alkoholu, przeznaczonego na sprzedaż. Nagle drzwi do szynku otwarły się i w progu stanęła dwójka osobników. Dłoń brodacza błyskawicznie sięgnęła po leżący blisko sztylet, jednak Profesorek uspokoił ochroniarza gestem ręki.

Walter odłożył zatem broń i ponownie rozsiadł się wygodnie na krześle. Mijał czas. Drugi z ochroniarzy starego uczestniczył w "przesłuchaniu" uwięzionych. Z niewiadomych Walterowi przyczyn, jemu nakazano pozostać w biesiadnej. Może Profesorek bał się, że brodacz zamiast wyciągać z skrępowanych informacje będzie ich torturował dla przyjemności? Coś w tym było. Miał nieodpartą ochotę odpłacić im za swój złamany nos. Rozkaz jednak był rozkazem. Siedział kilka metrów od starego. Szybko się przyzwyczaił do wypełniania jego woli. Trochę mu się to podobało. Nowo-przybyli chyba rozmawiali z Tupikiem i Profesorkiem. Khazad jak zawsze nie zwracał na to uwagi. Nudziło mu się strasznie. Wtedy jak na lekarstwo do sali wparował Max.
-Sami się kurwa uwolnili...- burknął pod nosem łapiąc za swój sztylet. Krasnolud błyskawicznie skierował się w stronę wejścia do pomieszczenia, gdzie tamci byli przesłuchiwani.

-Ja pierdole, kurwa twoja mać...- syknął złowrogo kręcąc głową na widok masy krwi i trupów. Chciał skomentować bystry wzrok osób, które przesłuchiwały, ale powstrzymał się. Już by to nic nie zmieniło a o zmarłych ponoć źle się nie mówi. Mały Tupik pochylał się jeszcze nad dwójką mężczyzn, upewniając się, że czy nic nie da się zrobić. Nie dało. Krasnolud wiedział, że zemsta nastąpi za kilka chwil. Wiedział, że niziołek będzie chciał postawić wszystko na jedną kartę. Polecenie które wydał było skierowane do ogółu, jednak nie on płacił Walterowi. Krasnolud spojrzał na Profesorka od niego oczekując konkretnych poleceń.
-Mieli ich na talerzu idioci. Powinienem był wysłać cie z nimi. Ale cholera kto mógł wiedzieć. Leć z nim dopilnuj żeby znów chłopcy nic nie sknocili.- rzekł stary.
-Max nie stój tak. Schrzaniłeś to teraz biegnij z Wolterem macie się nawzajem ubezpieczać. I wrócić mi tu żywi dość już mamy trupów. - zwrócił się i do drugiego ochroniarza. Goi kiwnął głową i zabrał się za wykonanie rozkazu niziołka...
 
Nefarius jest offline  
Stary 22-04-2010, 15:59   #88
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
"Dopadnę skurwysynów" - pomyślał, gdy Max pomagał mu wgramolić się na dach. W sumie dałby radę sam, ale każda chwila była na wagę złota i życia. Ucieczka bandziorów mogła przynieść fatalne konsekwencję. Gdyby wszyscy trzej dotarli do Krogulca, banda Tupika, Profesor z ludźmi, karczmarz, wszyscy byliby niepotrzebnie dodatkowo zagrożeni. Tupik pamiętał wciąż rady jakich udzieliła mu starszyzna gdy opuszczał rodzinną wioskę " Pamiętaj smyku, jeśli jesteś silny udawaj słabość, jeśliś słaby, udawaj siłę." - mądrość ta sprawdzała się do bólu, o czym Tupik w życiu wielokrotnie się przekonał. Nie raz odstraszył agresorów z którymi realnie nie miał szans, nie raz też podpuścił przeciwnika udając swą słabość, aby z morderczą furią wykorzystać jego błąd. O ile ucieczka podkomendnego Krogulca była nieprzyjemna w skutkach, o tyle ucieczka pozostałych trzech jeńców niosła za sobą brzemienne skutki. Uwydatniała słabość bandy jaką była strata trzech ludzi, uwydatniła niefrasobliwośc przywódcy, który pozwolił na to by tak się stało. Halfling nie mógł dopuścić by zbiry Krogulca poinformowały go o swym sukcesie. Tupik musiał stwarzać pozory, bo tylko tak mógł w ogóle myśleć o negocjacjach z Krogulcem, Karlem... po śmierci Aniego, możliwości negocjacji z księciem praktycznie zostały wyczerpane... " Chyba , że profesor dałby radę..." - pomyślał, cichaczem biegnąc bo dachach. Dość szybko zlokalizował uciekinierów, biegli zbyt głośno jak na wrażliwe halflińskie uszy. Gołe stopy niemal zupełnie nie pozostawiały dźwięku, Tupik też dość szybko machnięciem łapek nakierowywał ścigających, by można było odciąć drogę ucieczki zbirom. Zbyt wczesny rzut zdradził by pościg, spowodował rozproszenie się bandy Krogulca i choć Tupika kusiło by posłać za którymś kamień, wiedział, że straci tym samym element zaskoczenia jaki im szykował. bandyci nie uciekali zbyt szybko, mimo że strach najwyraźniej dodawał im skrzydeł, to jednak wycieńczenie robiło swoje.
Nagle Tupik z wysokości dostrzegł podążających w jego kierunku Levana i Grzecznego. Księżyc oświetlał z góry ich sylwetki i jeszcze przez moment niczego nieświadomi podążali na spotkanie z uciekinierami. Halfling był ciut zbyt daleko by krzyczeć, ostrzegać czy zwracać uwagę, wiedział, ze to "spotkanie" choć na chwilę, ale zatrzyma zbiegów. Łapkami sprawnie zamachał rozdzielając pościg, tak aby mógł uderzyć i z tyłu i z boku uciekających. Halfling na szczycie dachu, miotający procą miał być kwintesencją pośpiesznie zorganizowanej zasadzki. Kamień wyrzucony z procy w wielkiego zbira z młotem miał pokazać jak skończą się ponowne negocjację. Olbrzym był zbyt wielki by ciągnąć go z powrotem do karczmy... ale jego dwaj pozostali towarzysze mieli się jeszcze spotkać ze szkłem... Tupik zastanawiał się czy olbrzym nie powinien zostać potraktowany jak zdrajca. W ślad za kamieniem poleciały też słowa, które miały zapewnić uciekinierom bolesna śmierć...

- Zabili Wasilija - krzyknął Tupik, wiedząc, że wzbudzi w tym żądze a może nawet furię mordu w Levanie i prawdopodobnie też w Grzecznym. Prawdą jednak było, że chłopaki musieli wiedzieć, aby przelana krew zbirów zaliczyła się na poczet zemsty. Musieli wiedzieć za co zabijają by chociaż tym złagodzić ból związany ze stratą towarzysza. Tupik miał tylko nadzieję, że furia chłopaków, pozwoli im pohamować się na tyle by ze zbiegów dało się coś jeszcze wycisnąć. Wszyscy troje nie mieli co liczyć na życie, mogli co najwyżej liczyć na możliwie łagodną i szybką śmierć, a tą mogli odnieść wyłącznie w boju...
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 22-04-2010 o 16:22.
Eliasz jest offline  
Stary 22-04-2010, 20:58   #89
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
(sorry za lekką obsuwkę)

Profesor obrócił się, słysząc kroki. Błyskawicznie rozpoznał przybyłą kobietę. Krótkie czarne włosy, brązowe oczy, prosta odzież, niedbałe ruchy. Taka, jaką ją zapamiętał - Ingrid Krauze.
- Witam moja droga - zaczął. - A więc jednak skorzystałaś z zaproszenia.- uśmiechnął się. Najemniczka zrobiła tylko nieco zbaraniałą minę, gdy nagle dostrzegła lekki nadmiar efektów karczemnej bójki. - Tu się zaraz posprząta, nie przejmuj się. Wiesz, mieliśmy tu jak zawsze małą różnice zdań. Ale już po kłopocie

Ingrid uśmiechnęła się, rozpoznając dawnego zleceniodawcę - a razem z nią jakby się uśmiechnęła długa blizna, przecinająca prawe oko aż po policzek.
Faktycznie, bałagan był nielichy. Nawet nie próbowała oglądać bliżej ciał.
- Witaj i ty. - odparła wreszcie, nadal nieco oszołomiona. - Małą? To ciekawe, kiedy przyjdzie czas na dużą. - dodała. Rozglądając się nieco wyżej niż po podłodze, zauważyła, że niektórzy jeszcze żyją. - Zgaduję, że twoi wygrali? Może mnie przedstawisz? - zapytała, nadal uśmiechnięta.
- Zapewniam cię, że wszystko znając Życie w swoim czasie. Widzę że przyprowadziłaś pewnie przez przypadek i Klausa. Moi, ależ oczywiście, ja zawsze wygrywam. No prawie zawsze. - uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Ale nigdy nie przegrywam co najważniejsze. Panowie, oto Ingrid Krauze. Wspaniała wojowniczka górnolotnie rzecz ujmując.
- Dziękuję, dziękuję. - odpowiedziała przedstawiona, parodiując dworski ukłon ku wszystkim, którzy jeszcze wyglądali na żywych. - Co do Klausa... Powiedzmy, że trafiliśmy w te same drzwi. - zażartowała najmitka. Po chwili jednak spoważniała. - Wspomniałeś, że to coś pilnego. Słucham.
- Och, rzeczowa jak zawsze. - zakpił lekko Profesor. - Otóż rozkręcam tu mały biznes o czym zaraz. Gdzie moje maniery, karczmarzu stolik! - teraz on parodiował w najlepsze. - I wino najlepsze jeśli łaska. - tym razem naprawdę zwrócił się do karczmarza. Ten wyraźnie jeszcze pobijany i przestraszony przyniósł butelczyne - co prawda daleko było mu do najlepszego. Ale w okolicy z pewnością lepszego się nie znajdzie.
- Cholera, z gwinta mamy pić? - spytała karczmarza, nadal w humorze na żarty. - Wszystkie naczynia ci wybili?
- Klaus ty też siadaj. - polecił Heinrich. - A czekajcie... - zwrócił się do jednego z ocalałych. Max, idź do Tupika i reszty ponasłuchuj co nasi więźniowie ciekawego powiedzą. Walter ty też no usiądź i słuchaj.
Usiedli. Heinrich miał autorytet, jego się słuchało i już.
- O, wybaczy panienka. - karczmarz rzucił się po szkło, jeszcze coś zostało; rozstawił trzy kielichy. Walterowi dał po prostu kufel piwa z wkładką o który ten sam prosił.
- Słuchajcie, sprawy pokrótce mają się tak. - tu profesor już wyraźnie spoważniał. - Będę się streszczał, bo to ani czas ani pora na dłuższe rozmowy. Będę w tym mieście handlował proszkiem. Od taka używka dająca niezłego kopa. To mój autorski pomysł. Na którym mam zamiar nieźle zarobić. - polał jednocześnie wino wszystkim zaczynając od Ingrid. - Dystrybucję w zasadzie zaczyna się już jutro i będzie przebiegała na kilka sposobów. - dodał. Jednym z kanałów będzie Walter. - tu wyraźnie wskazał na krasnoluda. - Handel, zwłaszcza w wydaniu jakie jest w Rosenborgu, nie jest mu obcy. Pełni on w tej chwili funkcję członka mej obstawy. Ale mam zamiar szerzej wykorzystywać jego talenta. A was zaprosiłem, by skorzystać z waszych. - spojrzał na Ingrid i Klausa. - Dobrze przy tym zapłacę, jak zawsze. Ingrid, chyba nigdy nie narzekałaś... nie chciałabyś przyjąć ode mnie stałego zlecenia?

Ingrid nie mogła nie zwrócić uwagi na to, że jej pierwszej Profesor nalał. Sama z wysokich sfer nie była, ale potrafiła poznać dobre maniery. "Cały Heinrich", pomyślała, dziękując skinieniem głowy. Gdyby tylko wino było lepsze...
- Jasne, czemu nie? Pracowało nam się dobrze, a i z zapłatą nie robiłeś kłopotów. Wchodzę.

Skrzywiła się na wino, ale wypiła do końca. Nie zamierzała tłuc karczmarza za ten sikacz, już dosyć się nastraszył, sądząc po demolce.
- Klaus, do ciebie będę miał jeszcze słówko, ale to już później, jestem zmęczony... - powiedział Profesor.
Nagle dopadł do nich Max, zdecydowanie zaniepokojony, skupiając na sobie wszystkie spojrzenia.
- Sami się kurwa uwolnili. - poinformował ich ostatecznie. Profesor obsobaczył go i wysłał go na "poprawkę".
- Pierdolone cwaniaczki! - warknęła Ingrid, zrywając się z miejsca i ruszając za Walterem. Była teraz członkiem ekipy Profesora, więc wzięła się od razu do roboty.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 24-04-2010, 04:48   #90
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Samotny podróżnik jeszcze raz przeczytał trzymany w ręku list i spojrzał na bramy miasta Rosenberg. Widać było po nim zmęczenie spowodowane długą podróżą. Jego strój został już dawno zaimpregnowany przez kurz, a on sam nie wyglądał dużo lepiej. Brązowy kapelusz opadł do tyłu, ukazując dość długie bo do ramion, jasnobrązowe nieuczesane włosy i szare, przenikliwe oczy. Podróżnik przyłożył manierkę do spękanych warg i opróżnił ją do czysta. Nie musiał teraz dbać o zapasy.

Znalezienie przyjaciela w nowym mieście nie należało do łatwych rzeczy. Tym bardziej z jego aparycją. Był raczej niskim mężczyzną ( 160 cm), ale miecz noszony u pasa i zadziorna twarz odstraszała od niego zwykłych ludzi. Nie mógł też wałęsać się po mieście pytając o „Profesora” bo było to zbyt ryzykowne. Musiał więc być niezwykle ostrożny i czujny. W końcu ktoś jednak rozpoznał imię i nawet nazwał go dobrze znanym pseudonimem to dobrze świadczyło. „Przyjdź wieczorem do Kuźni” brzmiało zaproszenie. To oznaczało, że miał jeszcze trochę czasu. Postanowił go poświęcić na poszwędanie się trochę po mieście by mieć jako takie rozeznanie w uliczkach.

Kiedy nadszedł czas spotkania, znalazł się na ulicy przy karczmie. A tam, jak to w karczmie najczęściej bywa, rozróba. Jako, że Klaus nie miał dużej ochoty by na wstępie zebrać kilka siniaków albo narobić sobie wrogów, postanowił poczekać. Oparł się o mur w jednym z zaułków, tak by móc ze spokojem obserwować wydarzenia w budynku. Nie należał do mistrzów ukrywania się, ale niezbyt spostrzegawczy przechodzień mógł go nie zauważyć. Podróżnik powrócił do rozmyślań nad ostatnimi wydarzeniami w którymi brał udział, ostatnim spotkaniu z Heinrichem, początkiem ich przyjaźni i nad tym o co mogło mu chodzić, gdy zapraszał go do tej zapyziałej dziury Imperium, jak lubił nazywać ościenne królestwa. Jedyne co było dziwne to dym wydobywający się z budynku karczmy.
Czyżby zwykła bijatyka przerodziła się w coś więcej? Profesorek zawsze potrafił sobie znaleźć odpowiednie lokum na spotkania, nie ma co
Kiedy wszystko już ucichło a ostatni goście opuścili lokum, z własnej woli albo i nie. Wynurzył się z cienia i ruszył w kierunku drzwi. Omal nie zderzył się w nich z inną osobą, która najwyraźniej miała inny zamiar. Zauważył, że była to kobieta, więc ukłonił się jej delikatnie, puszczając ją przodem.
Nie ma to jak kultura, kurwa” powiedział do siebie uśmiechając się. Szybko jednak ten uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy odkrył, że dziewczyna idzie dokładnie w to samo miejsce co on.
Śledzi mnie czy wybiera się do Profesora bez zaproszenia?
Odruchowo przesunął dłoń bliżej klingi, by mógł ja szybciej wyszarpnąć. Było to przyzwyczajenie gdyż potrafił dzięki swojemu refleksowi wyciągnąć ostrze w trymiga. Przez to zaaferowanie się nieznajomą, nie dostrzegł zniszczeń jakich zaznała gospoda. Dopiero kiedy spostrzegł Heinricha, a ten zaprosił ich oboje do stołu uspokoił się i mógł rozejrzeć po spalonej oberży. Wyglądało to nie za bardzo i musiała się tutaj wydarzyć nie licha bitka albo przeszedł huragan albo po prostu rutynowy efekt niektórych z działalności Profesorka. Niedaleko obok niego stał groźnie wyglądający krasnolud, który chyba oberwał od kogoś po nosie co skłaniało się ku trzeciej opcji. Mniejsza jednak o to. Przy stole było zdecydowanie za dużo ludzi. Spodziewał się rozmowy z Heinrichem w cztery oczy a tutaj jakiś niziołek, wspomniany krasnolud i ta kobieta. Dodatkowo rozmawiała sobie z Profesorem jak gdyby nigdy nic. Sam postanowił na razie milczeć i obserwował wszystko dookoła. Nie należał do ludzi ufnych i w sumie sam czasem sobie się dziwił, że darzył Wolfburga takim zaufaniem, ale na szczęście, jego albo Klausa, na razie nie zostało ono nadwyrężone.
Ah, a więc to kolejna z jego pracownic na zlecenie. Ciekawe, ciekawe. Nie zamieniłem z nim jeszcze słowa a już dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy” – podsumował mężczyzna i wypił kilka łyków kiepskiego, acz nie najgorszego wina. Kiedy Profesor zwrócił się do niego tylko uniósł wzruszył barkami i dalej patrzył na krzątającego się karczmarza. Jakby tego było mało, a można zaryzykować stwierdzenie, że dzień obfitował już w sporą dawkę doznań, jeszcze jeden mężczyzna wbiegł do sali i oznajmił, że ktoś uciekł.
Jeńcy wojenni?” zachichotał Klaus, kiedy po kolei poszczególne postacie wybiegały z sali za krasnoludem. Ostatnia była kobieta, o imieniu Ingrid. Powiódł za nią wzrokiem i poczuł mrowienie w okolicy lędźwi. Tak dawno…
Nie mniej jednak zostali teraz sam z Profesorem, przy stoliku jak gdyby nigdy nic się nie stało. Odwrócił się powoli i przyłożył kielich do ust. Rozkoszował się tą odrobiną spokoju, bo przeczuwał, że szybko jej nie zaświadczy.
- Najmitka,eh? – zagadnął od niechcenia swojego przyjaciela.
-Sam wiesz jak jest o porządnych ludzi trudno. A Ingrid to naprawdę solidna firma. Pracowała już dla mnie nie raz. Sądzę że będzie bardzo przydatnym członkiem naszego towarzystwa. – Odparł Heinrich -Mam nadzieję że ty również przyjmujesz moją propozycję skoro już tu przyjechałeś?
Propozycję? Gra warta świeczki, ale miałem czas wymyślić i swoje pomysły
Klaus uważnie przyjrzał się wyrazowi twarzy jego towarzysza i znowu upił łyka.
- Heinrich, przecież mnie znasz. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu zbyt długo. - Oparł się wygodnie na krześle i rozprostował nogi. - Jednak jako, że ostatnio Imperium stało się trochę niebezpiecznym dla mnie miejscem, to taka wyprawa na rubieża może być ciekawa.
Nagle przechylił się do przodu i odłożył pusty kielich. Uśmiechnął się szeroko i zapytał pogodnym głosem:
- Jaką masz dla mnie robotę?
- Zwyczajną, jak dla ciebie oczywiście.-odparł równie pogodnie Heinrich.
- Chciałbym póki co mieć cię pod ręką i do dyspozycji. Twoich talentów użyje tam gdzie będą akurat potrzebne. Bo poza handlem proszkiem. Który na pewno za kilka tygodni gdy się rozkręci zacznie i być ryzykowny. Bo każdy będzie chciał położyć łapę na interesie czyli na mnie. Jeśli chodzi o konkrety to oczywiście ściąganie długów, wymuszenia, ochrona i usuwanie niewygodnych ludzi. Czyli jak już mówiłem nic co by cię zaskoczyło przyjacielu.
Profesor oczywiście po chwili dodał:
-To stałe zlecenie i pracujesz w tym czasie naturalnie dla mnie tylko i wyłącznie. Musisz też wiedzieć że być może będą próbowali cię przekupić. Z tym że pamiętaj to księstwa graniczne. Kasa dostaniesz raz albo w ogóle potem wiadomo wyprawa w nieznane czyli głąb ziemi że się tak wyrażę. Naturalnie ufam ci ale musisz uważać tu jest niebezpiecznie nawet w porównaniu do Imperium. Z tym że tu niebezpieczeństwo nie jest spersonalizowane i ukierunkowane na ciebie.- Profesor jak zawsze mówił dużo by wszystko było jasne. Mimo że wiele rzeczy było oczywistych.
No i moje plany upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu poszły się ruchać” – pomyślał cierpko Klaus, ale nie dał po sobie poznać jak bardzo zawiedziony jest tym warunkiem, chociaż może i wyjdzie mu to na zdrowie. W końcu rozmawiał z Profesorem.
Klaus westchnął i rozmasował sobie obolały po podróży kark:
- W sumie miałem nadzieje, na złapanie jeszcze kilku zleceniodawców ale skoro podchodzisz do tego tak poważnie to nie będę ryzykował... pamiętaj tylko, że ja nie lubię się nudzić.
Jakbym słyszał Ingrid- pomyślał Profesor. - Tak, tak ja wiem, rozumiem, mam na względzie. Rozrywek ci tu nie zabraknie. Mam już nawet dla ciebie pierwsze zlecenia. Ale niestety musimy czekać aż mój kolega Hans miejscowy sierżant straży raczy nas nawiedzić. A jego spodziewam się jutro z tym że bez konkretnej pory.
-Czyli już wszystko jasne! Przynajmniej teraz mogę być pewien, że nie będę musiał wszystkiego załatwiać sam. Masz zamiar zostać tu już na stałe czy to tylko przystanek? – zapytał, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej, a po chwili dodał - I kim jest ten Tupik o którym mówiłeś?
- Z rana i tak zajmiemy się przeprowadzką. To miejsce - objął wzrokiem całą karczmę - jest aż nazbyt popularne. Hans wie gdzie nas szukać ewentualnie. Wspomniałem już że w ramach pracy masz darmowy dach nad głową pewnie nie? To właśnie cię informuje. Stałe niestałe wiesz jak to w Życiu jest ciężko przewidzieć. Powiem ci tak planuje rozkręcić tu handel używką jak również brać udział w tworzeniu tu profesjonalnej gildii złodziei. Z moim ścisłym umysłem naukowym wydaje mi się to osiągalne. A Tupik zależy o co pytasz. To miły niziołek z dużymi aspiracjami. Obecnie posiadający głównie chęci do zostania tu miejscowym Cappo. Ale ma duży potencjał i kilku ludzi. Mam zamiar go finansować w pewnym sensie. I o ile szczęście dopisze doprowadzić go na szczyt. Sam nie wyobrażam sobie bycia szefem bandytów.-tu wyraźnie spojrzał na Klausa z radosnym uśmiechem. - No dobra wyobrażam sobie ale nie całego miasta w dodatku czyhającego na moje życie i pozycje. Mam zamiar stworzyć tu rodzinę mafijną taką na wzór Estalijskich i Tileańskich. Tupik to świetny partner do tego pomysłu. Na razie oficjalnie go poparłem zostałem nawet porucznikiem w jego bandzie. Zawsze mnie ciągnęło do kariery wojskowej- zażartował. - Ty,Ingrid i Walter jednak jesteście moimi ludźmi tylko i wyłącznie. A moje układy z Tupikiem nie są dla was ważne. Trzeba się zastanowić nad możliwością z rekrutowania ci kilku ludzi. Byś zyskał dar przekonywania jeszcze większy od posiadanego.
Klaus tylko kiwał głową dokładnie słuchając i starając się zapamiętać jak najwięcej. Chciał już coś powiedzieć, kiedy Profesor przemówił ponownie:
- Zapomniałbym prawie. Obecnie w mieście po śmierci Harapa toczy się wojną o władzę wśród zbirów. Krogulec to miejscowy kandydat chcący się tytułować Cappo- I co z nim? – zapytał mężczyzna niezbyt zainteresowany.
- Cóż ta mała rozróba tu to prawdopodobnie dzieło jego ludzi. Po prostu cię informuje byś wiedział jak sprawy się mają brak władzy to anarchia i chaos ale i możliwości.
-Rozumiem. Zatem… Niziołek i gildia złodziei, tak? No cóż to pozostaje nam tylko liczyć na szczęście by Życie nie dało nam w kość oraz przybić umowę jakimś dobrym trunkiem. Znowu będziemy pracować razem, Heinrich - zakończył rzezimieszek z błyskiem w oku – A, że są rzeczy ważne i ważniejsze… Karczmarzu! Polej nam!
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:51.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172