Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2010, 11:31   #125
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Ciemność i wiatr, ciemność i mgiełka padającego deszczu, ciemność i szum rzeki po lewej ręce. Ciemność i rozpacz Nizioła, ciemność i strach Marietty, ciemność i on, który to wszystko rozpoczął.

Szum rzeki nadawał kierunek szaleńczego galopu. Gdzieś tam w dali powinna być ściana lasu, a przed nią droga, ta droga … jedyna … do Estorfu. Ta sama, którą mieli podążyć następnego dnia, ten sam las, te same drzewa świadkowie tego i wielu innych wydarzeń. Wszystko wokoło poza jeźdźcami wydawało się być takie samo. Wydarzenia ostatnich dwóch dni zmieniły ich na zawsze. Jak zupełnie inaczej potoczyły by się wydarzenia gdyby Tupik nie wsiadł feralnego dnia do karocy, gdyby Marietta wyjechała dzień później … czy gdyby Jasper w czasie napadu nie kręcił się koło karocy a pojechał sprawdzić kto odliczał za wzgórzem. Zbieg tych kilku małych wydawałoby się zdarzeń połączył ich właśnie teraz w tym jedynym dla nich mgnieniu życia gdy utuleni przez noc, pędem końskich kopyt podążali sprowadzić pomoc. Gdzieś z tyłu każdy z nich pozostawił kogoś bliskiego. Marietta kuzyna, Tupik swego wiernego przyjaciela a Jasper swoją kompanię … Kune, małomównego Dietera, Gangrene i wielu innych oraz tego, który był dla nich niczym ojciec … Markusa. Przecież to jemu zawdzięczał życie. Co teraz mogło się z nim dziać. Ali zawsze miał plan, nawet wydawałoby się z beznadziejnej sytuacji wychodził cało. - Oby tym razem mu się nie udało … albo już jest po mnie – przemknęło przez myśl Jaspera.

Jasper sfolgował kiedy konie zaczęły toczyć pianę a ich skóra była mokra od potu. Pierwszy raz obejrzał się za siebie. Poza Niziołkiem z zapłakaną twarzą uczepionym do czarnej końskiej grzywy niewiele zobaczył. W tarczy na plecach tkwiła strzała, na szczęście nie przeszła na wylot, gdyby łucznik stał bliżej z całą pewnością przebiłaby pancerz. Nie czas było jednak na jej wyciąganie. Jasper całą uwagę skupiał na prowadzeniu wierzchowca. Gdy konie przeszły do kłusa mógł przynajmniej śledzić drogę jaką pokonują, omijać większe wyrwy i krzaczory. Po około klepsydrze od ucieczki ze Starego Młyna, kiedy odgłos rzeki pozostał dawno w tyle zupełnie niespodziewanie jeźdźcy wypadli na ścianę lasu. Jasper wbijając ostrogi w boki konia jednocześnie mocną szarpiąc za uzdę dosłownie w miejscu posadził wierzchowca, który z głośnym rżeniem przysiadł na zadzie. Luzak, któremu gwałtownie skróciło się wiązadło wierzgając wpadł w zarośla. Krótki postronek spowodował, że gwałtownie obrócił się wokół osi wyznaczonej siodłem Jaspera. Tupikiem mocno szarpnęło, wyrzucony z siodła obiema rękami kurczowo trzymając się grzywy wylądował na końskiej szyi, głową do dołu. Wierzgając krótkimi nogami próbował z powrotem wgramolić się na wierzchowca.

- Jesteśmy na trakcie do Estorfu – po raz pierwszy ozwał się Jasper. Mówił cicho, ale jego głos był pewny. Nie były mu straszne nocne eskapady. W tej sytuacji liczył, że nie napotkają zwierzoludzi po drodze. Wszystkie z okolicy skrzyknięte przez Kurug-Raaka powinny teraz w okolicach gospody. Banda Alego zupełnie rozbita a innych na tym trakcie nie było, przynajmniej dopóki Markus dbał o swoje interesy nie pozwalał zbójować obcym na swoim terenie.
- Do Estorfu powinniśmy dotrzeć bez przeszkód. Kwestia czasu jaki nam to zajmie … dodając 2 pacierze na zebranie oddziału oraz czas jaki zajęła nam podróż. Myślę, że wcześniej niż na południe nikt nie dotrze z odsieczą do Starego Młyna … wątpię też czy wytrzymają tak długo. Jest wojna, są ofiary … takie życie. Chyba, że spotkamy jakiś oddział w którejś z mijanych wsi … szczerze wątpię, bo jeśli w ogóle jakowy będzie … to na pewno nie tak liczny żeby dał radę bestiom. Bestie … nie zapominajmy o nich te szczwane psy mogą wytropić nas węchem. Mamy przewagę, ale nie wykluczone, że kilka podążyło naszym tropem, oby deszcz zatarł nasze ślady … - Jasper mówił nadzwyczaj rzeczowo, pewnym siebie głosem jakby wydawał komendy, zupełnie niepotrzebne … ale w takiej chwili coś trzeba było powiedzieć. Przesunął dłonią po miękkich, lekko zroszonych włosach dziewczyny, pochylił głowę i ozwał się szeptem wprost do jej ucha:

- Nie lękaj się Marietto, dotrzemy do Estorfu i sprowadzimy pomoc … obiecuję.

Obrócił konia, kątem oka zerknął na luzaka i siedzącą na grzbiecie małą postać Tupika. W ciemności nie zobaczył jego twarzy.
Może siedzi tyłem – pomyślał. - Sobaka z nim tańcowała, niech się cieszy, że nie został w gospodzie.
Dając znaki w boki konia skierował go wprost pomiędzy widoczną nawet w nocy ciągnącą się wśród drzew wstążkę traktu.
 
Irmfryd jest offline