Podróż mijała wszystkim... no, jak podróż po zadupiu. Trakt - a w zasadzie polna droga, okazjonalnie tylko orana kołami rolniczych wozów - wił się leniwie wzdłuż rzeki z jednej strony, a zarośniętych trawą i leszczyną łąk z drugiej. Pojawiający się od czasu do czasu na ziemi wielki cień lub dobiegający z góry chrapliwy okrzyk przypominały, że gryfi jeźdźcy patrolują okolicę. Pogoda, choć nieoczekiwanie chłodna, sprzyjała podróży, która przez pierwsze dwa dni obyła się bez większych niespodzianek - jeśli oczywiście nie zaliczyć do nich wylegującego się koło drogi Helfdana, czy nieco zmęczonego Aesdila, który późnym popołudniem dogonił resztę wędrowców.
Zarówno półelf jak i najemniczka dobrze spełniali swoje zadanie; nie mieli z tym też większych problemów. Nie dalej jak dwa dni temu jechała tędy w stronę Uran szóstka jeźdźców; dwa konie zostawiały wyraźnie głębsze ślady sugerujące, że wiozły ciężki ładunek lub dwie osoby. W jednym miejscu do drogi dołączały się starsze ślady co najmniej trzech koni, lecz biegły nie od strony wsi a z północy (na przełaj przez pola). A paladyn parł do wsi, więc reszta podążała za nim.
Pierwszy nocleg przebiegła spokojnie, podobnie jak kolejny dzień i wieczór. Jednak gdy w dniu drugiego noclegu kończyliście kolacje konie zaczęły być niespokojnie; rżały cicho, wyciągając chrapy w stronę rzeki, z której wkrótce dobiegł was cichy plusk i jakby... jęk? Blask ogniska i gwiazd starczył, by wszyscy zobaczyli spływające z nurtem rzeki kobiece ciało - wyciągnięte niemal leniwie wzdłuż niewielkich fal.
Chwilę przypatrywaliście się temu niezwykłemu widokowi, gdy nagle dziewczyna otworzyła oczy, odwróciła się na brzuch i zaczęła płynąć do brzegu wbijając w mężczyzn wielkie, proszące oczy. Z pobliskich szuwarów nieoczekiwanie wynurzyły się kolejne dwie ślicznotki i poczęły wychodzić na podmokły grunt. I może nie byłoby to wcale takie złe, bo wszystkie trzy miały urocze buźki i nie mniej pociągające ciała, gdyby nie fakt, że gdy już postawiły stopy na ziemi rzeczna woda wzburzyła się nagle podnosząc na wysokość dwóch-trzech metrów i również zaczęła sunąć w stronę obozowiska.
W mroku i kotłujących się wewnątrz wody roślinach, błocie i rybach ciężko było stwierdzić, czy podróżnych atakuje jakiś potwór czy też to rzeka przybywa na pomoc swym córom.