Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2010, 12:47   #204
Fabiano
 
Fabiano's Avatar
 
Reputacja: 1 Fabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumnyFabiano ma z czego być dumny
Keeshe zadała konkretne pytanie. Jak na oficera przystało, oczywiście.
- Rozumiem, że pan pułkownik jest w stanie zapewnić nam mapy, opis wyspy oraz sprzęt? Co powinniśmy wiedzieć o tej wyspie?
- Mapy dostaniecie rano, wraz z dokładnym opisem topograficznym. Sprzęt to znaczy to co ze sobą zabierzecie możecie pobrać w zbrojowni i magazynie... Będzie Wam potrzebne coś jeszcze? Idźcie przed wyjazdem do magazynu. Dostaniecie wszystko.

Rozmowa zaczęła odbiegać trochę od ogólnego tematu. Pokazała się dwójka wojskowych. A może nawet najemników. Taki przyjrzał się pociągłej twarzy trolla leśnego. Miał nadzieję, że tych dwóch panów nie będzie od razu chciało dochodzić kto tu rządzi. Wszystko wydawało się iść pomyślnie. Pani podporucznik powoli przejmowała kontrolę. Miał wiele do życzenia co do tej całej sytuacji. Ale nie miał, na razie, zamiaru protestować. Do póki pani podporucznik nie będzie wygadywała głupich komend i kazała skakać im na jednej nodze, może sobie dowodzić. Taki nie przywykł do zwierzchnictwa. Żadnego zwierzchnictwa. Z Ghardulem się dogadywał i to dlatego się polubili - o ile można tak to nazwać. Mają po prostu zaufanie do swoich poczynań.

- Mam pewien pomysł. - odezwał się nagle, gdy reszta była zajęta rozmową z nowymi członkami Zielonej Ferajny, a zwrócił się bezpośrednio do pułkownika Henricha. - Znaczy... hmmm... jak wiesz jestem alchemikiem - Taki spojrzał na Orka. - i potrzeba mi kilka osłów doświadczalnych.
- Osłów sensum stricte?

Ork poliglota, ciekawe, pomyślał Taki patrząc wprost w beznamiętne oczy Orka.
- No kogoś na kim mógłbym przetestować mój wynalazek. Bo widzisz, łatwo Go wyprowadzić z równowagi, a ja nie chce żeby to z taką łatwizną przychodziło. Zatem potrzeba mi z dwie istoty humanoidalne. Mogą być elfy. Najlepiej elfy. Ale jak nie masz nic w pobliżu, to niczym nie pogardzę.
- Masz tam jednego elfa... Nada się? - Heinrich spojrzał znacząco na oddalającą się od stołu drowkę...
- Mi się nada wszystko. Ale nie wiem czy ona - wskazał dowkę - będzie zachwycona tym faktem. Co prawda dowiedziałem się, że lochy masz i nawet nie zmała salkę tortur na dole? A czy zatem dostanę kluczę do niej? Przydała by się też jakaś fachowa siedziba. Laboratorium bym powiedział. Ale nie koniecznie.
- W lochach jest strażnik, powiedz że Cię przysłałem a będą do Twojej dyspozycji, laboratorium zapewne użyczy Ci Ekron, choć pewnie nie będzie zachwycony. - Odchrząknął spojrzał bardziej uważnie na Takiego bawiącego się swoją strzykawką. - Jeśli wrócicie cało w ramach zapłaty będziesz mógł kupić trochę sprzętu i zorganizować własne.

Pomysł powrotu cało i urządzenia sobie laboratorium spodobał się Takiemu. Oczy mu się zaświeciły na te słowa. Ale nie był głupi. Wiedział, że to poważna deklaracja. Co prowadziło do tego, że wyprawa była niebezpieczna. Ile to niechlujstwa poległo podczas zwykłego zaplanowanego skoku na konwój? A teraz ilu polegnie? Dlatego musiał dopracować formułę.

- Powiedz jeszcze Mości Heinrichu. - kontynuował rozmowę - Kiedy mamy wyruszać? Trzeba mi wiedzieć ile czasu na testy mam a ile na przygotowania do wyprawy.
- Well... - Ork zdawał się coś kalkulować. - zasadniczo Wasz ekwipunek będzie gotów o brzasku... racje żywnościowe i suchy prowiant macie już gotowy. Mokrym prowiantem zajął się dla Was Zank... - Taki podążył za spojrzeniem pułkownika i spojrzał na zielonego z durszlakiem. Co jak co ale prawdę mówiąc, Taki, spisywał go na straty jako pierwszego. A trzyma się hardo. - Jak jutro wstaniecie to będziecie mogli wyruszyć, ten kto nie wstanie będzie wrzucony na pakę nowej zabawki Uthgora... - Goblinowi wydawało się, że spostrzegł uśmiech na obliczy szarego Orka. - zdaję się że rola szafera mu odpowiada. Spędził całe popołudnie w stajniach na dopieszczaniu swojej zabawki.
- Czyli jurto wyruszamy? Niedobrze, niedobrze - pokręcił głową Taki. - Mało czasu. Rozumiem, że nie da rady się spóźnić i w miarę możliwości później teleportować?
- Da rade...

Goblin nie dał po sobie poznać, że to go zaskoczyło. - Zatem? Jaka jest ta druga możliwość?
- Drużyna powinna dostać się na miejsce w jakieś 6-8h. Będziesz miał ten czas.


Taki pokiwał z aprobatą głową. Miał zatem z 6-8 godzin zabawy. A potem znowu mdłości. Ni to się cieszyć ni martwić. W między czasie stworek, o którym Taki dość często rozmyślał odkąd się poznali, jaszczurołak, odezwał się niespodziewanie. I to nader sensownie. Goblin kolejny raz zastanowił się nad jego fizjologią. Chętnie by ją zbadał.

- Jakim typem maga jest nasz cel? - Rzucił Łuskoskóry - Czy korzysta on ze zwojów i przedmiotów żeby rzucać zaklęcia, miota je wykonując gesty, słowa, czy wszystko razem? I czy zależy Ci na jego rękach? Gdyby tak ich zabrakło, albo gdyby do końca życia nie mógł się nimi posługiwać, byłby to wielki problem? A co z nogami? Bez nich daleko nie ucieknie. Ale przyniesiemy go w jednym kawałku, obciętych kończyn nie będziemy brali.

- Ekron teleportuje Cię do drużyny, gdy ta dotrze do portu. Dalej nie da rady. - Heinrich uzupełnił swoją wcześniejszą wypowiedz, po czym spojrzał na jaszura i odparł - Odpowiadając na pytanie J'Ram'a... - (Tak, ten jaszczur to Ja'Ram, pomyślał Taki) - Mag jest arcymistrzem magii teleportacyjnej, mistrzem magii bitewnej i adeptem demonologii... Jest dobry. - Zrobił chwilową pauzę i dodał: - Raczej potrzebny jest we względnie nie naruszonej formie... To znaczy nie poobijany, nie połamany. Był taki jeden co ustawicznie łamał magom nadgarstki, proszę nie idźcie w jego ślady...
- Czyli mamy kawał niezłej roboty. Czy może mieć jakieś informację o nas? Bo zdaję sobie sprawę, że to głównie dlatego, że jesteśmy... jakby to ując inaczej? Lepiej wysłać świeżych, co nikt nic o nich nie wie, niż bandę weteranów znanych wszystkim. Zwłaszcza jeśli mag pracował dla Ciebie.
- Masz zadziwiająco przenikliwy umysł... pracuj dla mnie, a kasy Ci nie zbraknie... Mag spodziewa się odwiedzin. Tego jestem pewien. Nie spodziewa się jednak, że odwiedzą go, tak wysokiej klasy specjaliści...
- Wysokiej Klasy Specjaliści. - powtórzył cicho Taki, po czym wlepił oczy w pułkownika i kiwną głową z podzięką. Wychodzi na to, że będzie musiał teraz nazywać tą całą Zieloną Ferajnę, Wysokiej Klasy Specjalistami, prychnął w myślach goblin. To co zamierzał uczynić na wstępie nie spodobało by się obrońcom praw elfów. Ale tak się tym nie przejmował. Nie był od tego by się przyglądać. Skoro dostali zadanie, może choć raz w swoim życiu powinien postąpić słusznie i się do niego przygotować, co nie? Najlepsze jest to, że idzie to w parze z dopracowaniem formuły.

Gdy rozmowa się zakończyła, Taki miał już kilka planów działania. Pierwszym jego planem, była zabawa w kotka i myszkę. Drugim, coś w rodzaju starej, ale podobno modnej wśród ludzkiego narybku, ciuciułapka, czy ciociubabka. Wszystko jednak sprowadzało się do tego, że trzeba będzie komuś zasłonić oczy.

Podszedł do kontuaru. Jegomość sprzedający napitek, był w zasadzie orkiem - ale lepiej ork niż elf czy nie daj bogini, człowiek - zatem Taki zdobył się na poufałość i rzucił serdeczne:
- Witaj, goście dają w kość?

Ork zmierzył goblina wzrokiem. Najwyraźniej tak, dawali. Ork był spasiony i utykał na jedną nogę. Najwyraźniej, ucierpiał w jakiejś walce i musiał jakoś sobie radzić. Ork odwrócił się cały i podszedł do miejsca gdzie stał Taki.
- No, dają. Coś podać?
- A spirytusu mi trzeba, dostanę?
- Dostaniesz u mnie wszystko...
- rąbek ust podniósł się odrobinę. - ...oprócz spirytusu. Mam, za to znakomity bimber. Taki, że głowa trzepie przez dwa dni.

Goblin pokręcił głową. Porządnego towaru to jak na lekarstwo. Rozważył szybko czy nie podprowadzić tego co stał u nich na stole. Swoją drogą, pułkownik dostał spirytus, może są jakieś specjalne zapasy, a ten tutaj pętak nie wie, że Taki jest teraz jednym z najważniejszych ludzi w tej osadzie. Duma rozpierała go jednak krótką chwilę. Zanim się odezwał już ochłonął. Przypomniała mu się pewna kwestia, z której się śmiał jakiś czas temu. "Jak coś ma być zrobione dobrze, to zrób to sam." Tak, fraza przywoływała niezłe wspomnienia.

- Niech będzie ten bimber. Tylko nie żeń, bo twojego piwa prawie się pić nie da. - Nie było to prawdą. Generalnie nie pamiętał kiedy pił lepsze piwo, ale to była część sztuki kupieckiej. - I niech będzie tego przynajmniej ze dwa galony. Zobaczymy jaki to słowny jesteś.
- Mam tylko dzban jednogalonowy, albo gąsior trzy z hakiem. Rozumiem, że to jest większa posiadówa? - spojrzał za Takiego plecy, na siedzących jeszcze gości pułkownika.
- Tak, dość spora. To ten gąsior. Chciałbym też klucze do swojego pokoju.

Ork zmierzył goblina wzrokiem. Zrobił dwa kroki w tył i sięgnął do szafki na wysokości oczu, po czym przybliżył się do lady i rzucił na nią kluczyk z pętelką i kawałkiem blaszki, na której widniał wytłoczony napis "p.s.5".

- P.S. 5?
- Po Schodach, pokój numer 5. -
ork uśmiechnął się szyderczo.
- Aha...

- Galon przyniesie służka. Coś jeszcze? Jakieś mięsiwo?
Czy ten ork nie jest uroczy i nader uprzejmy? Zadziwiające, naprawdę zadziwiające.
- Tak, mięsiwo by się przydało i misę kaszy. A tak, jeśli stoimy już na mięsie... - Ork spojrzał pod nogi z lekkim zdziwieniem. Taki zmieszał się odrobinę. - Nie, no, znaczy skoro mówimy, już o mięchu, to, to skąd masz owe? Macie, rzeźnika?
- Nie, - ork pokręcił przecząco głową - mięso tylko świeże i dzikie. Czasami przyjeżdżają kupcy z mięsem, ale my dziczyzne preferujemy - Gdy wypowiadał "my" rozkładał ręce w geście mówiącym, że chodzi o ogół. - i rzeźnika wtedy ni ma. Łowcy sami mięso oprawiają.

Brak rzeźnika, to brak bydła. Brak bydła, to brak świeżych i dużych kości. Już widział siebie, jak gania po kurniku za kurami. Nic, przyszedł mu na myśl inny pomysł. Pozostało mu zadać już ostatnie pytanie:
- Czy kupisz koninę?

*******

Taki posiedział jeszcze chwilę ze swoimi compadres i ruszył do swojego pokoju. Nie mógł dzisiaj pić. Chociaż jak tylko się ta cała gonitwa za czasem skończy, to się nażłopie jak świnia. Ale teraz, umysł musiał pracować na pełnych obrotach. Miał w końcu tylko 16 godzin.

W pokoju, było schludnie i mało elegancko, czego trzeba było się spodziewać. Sprawdził pod łóżkiem, za komodą i za regałem. Pusto. Wiedział, że nikogo tam nie ma, ale czasy powodują, że goblin jest ostrożniejszy. Usiadł i się zamyślił. Gdy świadomość wróciła, serce goblina zaczęło bić dwa razy szybciej. A jak by zasnął i przegapił swoją okazję? Nie, nie mógł na to pozwolić by w takiej chwili jego ciało się zbuntowało. Zszedł do karczmarza i zamówił woreczek kawy. Traf chciał, że akurat na stanie była dobrej jakości zamorska kawa. Rarytas. Wziął woreczek i udał się do stajni. Stajenny szybko wskazał mu konia, którego przyprowadził NO. Niezły okaz. Ludzie wiedzieli na czym jeździć. W stajni także były inne rodzaje wierzchowców. Co też zaskoczyło takiego. W pozytywny sposób. Kolejny raz doszedł do wniosku, że Heinrich ma duże wpływy i bogactwo.
Koń był na miejscu. Poinstruował koniuszego żeby nie karmił go na noc. Stajenny przyjął to z niezbyt zadowoloną miną. Może dlatego, że troszczył się o konia, a może dlatego, że znalazł się tego konia właściciel.

Taki wyszedł i udał się prosto do miejsca, które miał się stać jego domem przez najbliższe kilak godzin. Zahaczając oczywiście o Laboratorium Ekrona. Jednak gdy zmierzał w tamtą stronę zobaczył tego człowieka, który się zjawił ni stąd ni zowąd. A mowa jest o Kasparze Voglu.- Masz może czas, kapralu?
Kaspar spojrzał na Takiego, jakoś tak dziwnie.
- Sierżancie. Mam
- Proszę wybaczyć. Nie znam się na stopniach. Wspomniałeś przy stole, że masz ciekawe zdolności. Że jesteś wampirem.

- Zgadza się...
- Potrafisz się zmieniać w różne postacie, tak? Interesuje mnie sposób w jaki to robisz.

- Ech... Jestem żołnierzem szczerze to sam dobrze nie wiem na jakiej zasadzie to działa. Mój pan nauczył mnie odpowiednio kierować ciałem i myślą by zmienić postać w nietoperze bądź szczura. Jakby to powiedział jeden z tych przemądrzałych magów myśl nadaje kształt memu ciału. Jednak czy tak się dzieje naprawdę czy to tylko bajka jaką nakarmił mnie mój pan to inna sprawa. A czemu Ciebie to tak interesuje??
- Jestem badaczem. Badam naturę. W sumie to naturę wszystkiego co żywe. Jakoś tak się to złożyło. Jesteś interesującym przypadkiem. Bo umiesz robić, coś co ja próbuje odtworzyć. Może w trochę innej formie. Czy dałbyś się zbadać? Chodzi mi głównie o możliwość pobrania próbki krwi. Sposób jest dowolny. Chociaż, ja wolałbym po prostu strzykawką.

Kaspar wzruszył ramionami. Najwyraźniej nie miał nic przeciwko zabiegowi. To uspokoiło Takiego, trochę by zajęło uganianie się za sierżantem po nocach. A jego krew mogła by być bardzo pomocna w zrozumieniu przemiany. Miał także mała nadzieję, że da się dzięki niej zrobić regeneracyjny specyfik. Podobno likantropi i wampiry strasznie szybko się regenerują.

- Abyś ją tylko przy mnie wyparzył we wrzątku. I nie uwalił mi litr tej krwi.
- Dziękuje. Zatem jak będziesz miał kilka chwil wolnego czasu udaj się do lochów pod Niedźwiadkiem.
- Lochy? Z Ekronem mi się to kojarzy, a to nie są dobre skojarzenia. No ale czemu by nie.
Taki skłonił się rozmówcy i ruszył w stronę siedziby maga.

Gdy już opuścił laboratorium Ekrona był zdegustowany. Ten cwany elf, czy elfoktośtam, był strasznie uprzedzony. Można nie lubić drowów, wilków czy niedźwiedzi. Ale gobliny są przecież takie potulne i milusie. Każde pytanie Takieo kwitował półsłówkiem, albo skinieniem głowy. Mimo to Goblin i tak był zadowolony z wizyty. Zdobył węgiel drzewny z paleniska, chłodnice miedziana, kawałek stalowej rutki i kilkanaście kulek (kulki zwędził gdy Ekron nie patrzył). Dostał też gąsior do nastawu wina i duży kawał płótna oraz to czego najbardziej potrzebował - menzurki - różnego rodzaju. Garniec stał sobie w holu elfowego laboratorium więc, Taki, wziął sobie go po prostu. Musiał obracać trzy razy by zabrać to wszystko.
A zamierzał to wszystko zanieść pod piwnice Niedźwiadka. Od karczmarza wziął jeszcze płynny tłuszcz i zgarnął dwie dechy oparte o karczmę.



Zszedł po schodach, skręcił w lewo i stanął jak wryty. Przy drzwiach stał ogromny ogr. Małe to to się nie rodzi. Ale chyba nie widział jeszcze takiego wielkiego. Z takim strażnikiem nikt nie ma ochoty zadzierać. Ledwo się mieścił od ściany do ściany. Na szczęście miał wnękę wielkości pokoju Takiego, gdzie miał trochę swobodniej.

- Witak, taki jestem. Przysłał mnie pułkownik. Z jego polecenia masz mi przekazać klucze do lochów i sali tortur.
- Hmmm...Józio.... - i to tyle było jeśli chodzi o wypowiedz tego wielkiego stwora. Wielgaśny Józio włożył wielgaśną rękę do wielgaśnej kieszeni. Pogmerał, pogmerał po czym wyciągnął dłoń w stronę Takiego. Na dłoni leżał mały kluczyk. Mały dla Józia. Dla Takiego był spory. Goblin przez chwilę rozważał czy aby bezpieczne jest sięgnięcie po ten kawałek metalu. A może poradzi sobie bez lochów. Mimo dziwnych myśli wziął się w sobie i najszybciej jak potrafił zabrał klucz wielkoogrowi. Józio natomiast schował się w swoim zaułku.

Lochy wyglądały przyjemnie. Z punktu widzenia Strażnika. Miały nawet wychodek. Co prawda nie wiedział komu się każe zabierać stąd nieczystości ale szczerze współczuł tej osobie. Albo i nie?... Zaraz za drzwiami był korytarz. Później wchodziło się przez łuk do większego pomieszczenia gdzie po obu stronach były cele. Dwie duże po lewej i dwie małe po prawej. Na środku umiejscowione były różnego rodzaju narzędzia tortur. A na wprost od wejście były wielkie dyby, łańcuchy i haki. Spodobało się to Takiemu, gdyż miał gdzie postawić swoje przyrządy. Co prawda na laboratorium z prawdziwego zdarzenia nie miał co tu liczyć. Ale polowy, mały warsztat, czemu nie?

Pozapalał wszystkie kaganki. Rozstawił swój sprzęt - tak nie ulegało wątpliwości, że raczej do Ekrona on nie wróci - i ruszył z powrotem do wyjścia. Wszedł do swojego pokoju. Zabrał jedzenie, balon bimbru, swoje przedmioty i prześcieradło z wyra. Wychodząc spojrzał na miednice, która stała na komodzie i dzban wody. Wodę zostawił ale miednice także zabrał ze sobą. I tak objuczony pokuśtykał do piwnicy. Do lochów. Tam, nastawił bimber na ponowną destylację. Zjadł coś i poszedł do stajni.

W stajni odwiedził swojego konia. Pogłaskał go i wyprowadził. Gdy doszli w pobliże Niedźwiadka zarzucił płótno na głowę konia i upewnił się czy materiał dobrze zakrywa oczy. Następnie sprowadził konia po deskach, które wychodząc położył na schodach. Pogłoski mówią, że konie nie potrafią chodzić po schodach. Nie miał czasu się o tym przekonywać. Po prostu zszedł z nim po pochylni. Mina Józia była bezcenna.

Zaparkował konia nieopodal jednej z krat. Wcześniej te miejsce przykrył prześcieradłem. Podszedł do stolika, wyciągnął głowę hydry z worka z flakami i zabrał się do pracy. Najpierw rozejrzał się za gruczołem, który sprawia, że hydra jest taka niebezpieczna. Kwas. Kwas, który zawiera także jad. Znalazł pypcia i szybko zajął się oddzielaniem go od reszty czaszki. Generalnie nie zostało już nic co by mu się mogło przydać, wiec tą resztę wywalił do stalowego pojemnika. Gruczoł rozciął delikatnie i wycisnął zawartość do jednej z menzurek. Dodał do niej trochę płynnego tłuszczu, zamieszał dodał wodę. Zostawił na chwilę aby się odstało a sam w między czasie nad ogniem zdezynfekował igłę. Igła to był bardzo cenny nabytek. Ciężko o jej wyrób.

W menzurce wytworzyły się dwie warstwy. Jedna mętna - roztwór kwasu w tłuszczu, druga klarowna i żółta - roztwór jadu w wodzie. Taki sięgnął strzykawką po warstwę drugą i naciągnął ją. Podszedł potem do konia i bez krępacji wbił igłę w końskie udo. Po kilku minutach koń leżał już martwy.

Kilkadziesiąt minut później, w garncu na palenisku leżały gnaty konia. Wszystkie kości nóg i ścięgna. Wielka miednica była pełna krwi. A mięso i to co najbardziej wartościowe leżało teraz zawinięte w prześcieradło, oprócz jednego kawałka który piekł się teraz na ogniu. Przytachał je do drzwi wejściowych, otworzył je i zagadał do strażnika:
- Hej, Józio, rozumiesz polecenia?
- khhhyyy... - to chyba było potwierdzenie.
- No dobrze, tutaj jest mięso dla karczmarza. Zanieś mu je. A jak wrócisz, dostaniesz kawał dobrego pieczystego.

Józio się zastanowił chwilkę. Wziął ospale worek, zarzucił go sobie na plecy i ruszył w górę schodów. Taki nie zdążył zamieszać porządnie kości w garze, gdy usłyszał kroki. Odwrócił się i zobaczył sierżanta Kaspara Vogla.

- O witam, na pobranie krwi?
- Zgadza się. Czyżbyś podebrał swemu rodakowi robotę? - Kaspar wskazał krótkim ruchem głowy na garnek.
- Nie koniecznie. Chociaż w tej fazie i on by miał z tego pożytek. To tylko kości. - Taki podszedł do stołu po lewej i nalał do menzurki czegoś co pachniało spirytusem. Następnie zamoczył w niej igłę. - Już ją płukałem, bo była w jadzie. - wskazał na inną menzurkę o widocznych dwóch warstwach. - ale żeby być słownym, zrobię to przy tobie raz jeszcze.
Kaspar skinął głową. - Zajmujesz się dość niecodziennym zajęciem jak na przedstawiciela swojej rasy. A i wysławiasz się lepiej. Gdzie pobierałeś nauki??
Taki zaśmiał się głośno. Jakby się dławił.
- Nauki pobierałem najpierw u zielarz, który testował na mnie swoje wyroby. Wyobraź sobie, że ja jego napary przeżyłem ale on moich nie. Później byłem samoukiem.
- Zaczynam się zastanawiać czy te pobranie krwi było dobrym pomysłem.
- Nie zamierzam testować na tobie żadnych specyfików.
- Złapał za igłę, nasadził ja na strzykawkę a całość namoczył w gotującej się wodzie (mały rondelek na palenisku). Podszedł do ciebie. - Przynajmniej na razie. Masz jakieś zastrzeżenia? - zatrzymał się i czekał na odpowiedz.
- Absolutnie. Chociaż... Igła może się połamać.

Taki spróbował przebić się przez skórę wampira i pobrać małą ilość krwi. Miał jeszcze dużo do zrobienia. Ale sposób przemiany jaki zachodził w wampirach mógłby go doprowadzić do tego w jaki sposób panować nad NO. Taki wampir w pełni panuje nad swym ciałem podczas przemiany. Z tym, że Taki zamienia się nie ciała mi z NO tylko miejscem.

Goblin planował jeszcze odwiedzić kuźnię w celu odebrania swojego zamówienia i ewentualnych pozostałości. A także odwiedzić pewną drowkę. Chyba, że mu coś popsuje plany.

____________________________________________
See: Ork Doodle by ~Aracubus on deviantART
 
__________________
gg: 3947533

Fabiano jest offline