Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2010, 13:46   #257
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Otworzyła oczy wciąż zmęczona, niespokojna, pełna obaw. Sen, który właśnie się skończył nie przyniósł jej ukojenia ani wypoczynku. Ranek był pochmurny i ponury. Od razu napłynęły wspomnienia wydarzeń dnia wczorajszego, do jej uszu doszło pochlipywanie związanych kobiet. "Co z nimi będzie? Czy Lusus i Lidia dadzą sobie radę? Czy nie za bardzo poniosły nas wczoraj emocje? Czy jest jakieś inne wyjście?", przelatywały jej przez głowę kolejne pytania. Podniosła się z posłania i zaczęła szykować do drogi. Rozczesała splątane włosy i powolnym ruchem patrząc się bezmyślnie przed siebie zaczęła je splatać w warkocz. Ogarnęła na sobie ubranie i zwinęła swoje posłanie. Współtowarzysze zasiedli do śniadania, ale ona nie mogła nic przełknąć mimo iż czuła jak brzuch burczy jej z głodu. Nie jedli przecież wczoraj nic od ostatniego postoju przed napadem, potem emocje związane z wydarzeniami spowodowały, że zapomnieli o jedzeniu. Mimo prób nie mogła jeść, jedzenie nie chciało przechodzić przez gardło, miała wrażenie że rośnie jej w ustach. Podniosła się więc i poszła w kierunku Skat patrząc pod nogi, omijając w ten sposób wzrokiem związanych zbójów oraz Lidię i Lususa, którzy mieli z nimi zostać. Podeszła do klaczy i przytuliła głowę do jej szyi. "Och Skat, czy dobrze robimy? Czy zostawiając tutaj Lususa i Lidię z nimi nie skazujemy ich na większe niebezpieczeństwo? Czy te kilka dni, które będą musieli tu spędzić z nimi sami, nie spowoduje, że któremuś coś się stanie?". Pochyliła się i obejrzała nogi konia, wszystko było w porządku, nic nie wskazywało na to aby Skat nie mogła podążać dalej. Przygotowała ją do drogi, przytwierdziła juki i zawarty w nich bagaż. Podeszła do Lidii, aby się z nią pożegnać...
- Lidio... przepraszam za swoje słowa, niektóre po prostu mi się wyrwały... Uważaj na siebie... proszę...
Półelfka jak zwykle z uśmiechem, życzyła jej bezpiecznej drogi i pożegnała ciepłym i dobrym słowem.

Powoli i reszta współtowarzyszy była gotowa do drogi. Popatrzyła jeszcze jak Lusus tłumaczy Tui, aby powołać się na niego gdy będą informować o bandytach. Pozostałych traktował chłodni, miał pewnie żal do bardki, Kalela i Maeve za ich zachowanie, tylko do Tui zwracał się mniej sucho. Sorg ruszyła za współtowarzyszami przez las. Idąc z tyłu uświadomiła sobie jak niewielka jest teraz ich drużyna. Trzy dziewczęta i młody chłopak. "Jakim łatwym łupem możemy być teraz. Czy uda nam się dojechać do Twierdzy i przysłać pomoc Lususowi i Lidii?". Szła przez las próbując wraz z pozostałymi odnaleźć drogę do traktu. "Bez Lidii idzie nam ciężko, ona by się z tym uporała bez problemu. Czy nie zabłądziliśmy? Chyba nie... to są chyba nasze wczorajsze ślady, jak nas tędy prowadzili." Rozmiękła ściółka pozwoliła im na odnalezienie śladów jakie pozostawiły idące tędy konie. Minuty wlekły się jak żółw, wydawało jej się, że błądzą już godzinami. Odetchnęła z ulgą na widok traktu prześwitującego przez drzewa. Wyprowadzili konie z lasu i nie ociągając się ani chwili dosiedli ich i ruszyli przed siebie. Droga była rozmokła, jechali szybko lecz nauczeni dopiero co przeżytym doświadczeniem czujnie się rozglądali. Poganiali konie starając się dojechać jak najdalej, gnał ich niepokój o pozostawionych towarzyszy, a może i wyrzuty sumienia, że zostawili ich tam samych z banda zbójów. Co prawda związanych i niby nie niebezpiecznych, ale jednak w przeważającej ilości. Dwóje ludzi przeciwko całej bandzie, a jeszcze w lesie, gdzie mogło ich spotkać niebezpieczeństwo ze strony zamieszkującej tam zwierzyny. Starali się więc nie zatrzymywać, jednak głód i zmęczenie koni zmusiło ich do postoju. Zatrzymali się na kilka chwil przy przepływającym przez las strumieniu, aby napoić zgrzane konie i zaspokoić swój głód.

Sorg nadal nie miała chęci na jedzenie lecz zmusiła się do przełknięcia kolejnych kęsów, żołądek coraz bardziej upominał się o posiłek, a i przed oczami raz po raz pojawiały się jej ciemne plamki. "Jeszcze brakuje, abym im tu zemdlała z głodu i narobiła nie dość, że kłopotu to i sobie wstydu". Nachyliła się nad strumieniem, nabrała wody w dłonie i ochlapała sobie nią twarz. Pochyliła się ponownie i nabierając wodę w garść upiła kilka łyków. Rozejrzała się wokół i widząc, ze współtowarzysze zbierają się do dalszej drogi dosiadła Skat i ruszyła z nimi dalej.
Coraz późniejsza pora zmusiła ich zatrzymania się i pozostania na noc na polanie. Sorg podeszła do stosu na którym leżały jej rzeczy i zaczęła je zbierać. "Pora szykować miejsce, gdzie będę mogła się przespać. Potrzebuję odpoczynku, ale czy nadejdzie?" przeleciało jej przez myśl. Jej wzrok przykuł stos rzeczy, które zostały przez nich zabrane od zbójów. Podeszła do niego niespiesznie i pochyliła się, aby podnieść nóż i przyjrzeć m się z bliska w blasku ognia. Nie zauważyła, kiedy podszedł do niej Kalel, dopiero jego palce zaciśnięte na tym samym nożu spowodowały, że uniosła twarz i spojrzała w oczy chłopaka. Ich wzrok spotkał się pierwszy raz od momentu kiedy to rzucił on w nią płatkami róż i swoimi ironicznymi słowami.
- Możesz go puścić? Pierwsza go podniosłam... - spytała zadziornie chłopaka.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline