Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2010, 14:05   #258
Epimeteus
 
Epimeteus's Avatar
 
Reputacja: 1 Epimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znanyEpimeteus nie jest za bardzo znany
Coraz późniejsza pora zmusiła ich zatrzymania się i pozostania na noc na polanie. Sorg podeszła do stosu na którym leżały jej rzeczy i zaczęła je zbierać. "Pora szykować miejsce, gdzie będę mogła się przespać. Potrzebuję odpoczynku, ale czy nadejdzie?" przeleciało jej przez myśl. Jej wzrok przykuł stos rzeczy, które zostały przez nich zabrane od zbójów. Podeszła do niego niespiesznie i pochyliła się, aby podnieść nóż i przyjrzeć m się z bliska w blasku ognia. Nie zauważyła, kiedy podszedł do niej Kalel, dopiero jego palce zaciśnięte na tym samym nożu spowodowały, że uniosła twarz i spojrzała w oczy chłopaka. Ich wzrok spotkał się pierwszy raz od momentu kiedy to rzucił on w nią płatkami róż i swoimi ironicznymi słowami.
- Możesz go puścić? Pierwsza go podniosłam... - spytała zadziornie chłopaka.

Kalel był w złym nastroju. W złym? To za mało powiedziane. Równie dobrze można by powiedzieć, że tabun orków w szale bojowym może zepsuć humor. Zamęt w jego głowie nie dawał się ogarnąć, a on wciąż myślał czy mógł to rozwiązać inaczej. "Czemu to wszystko jest nie tak? Czemu gdy zaczyna być lepiej to się zaraz pieprzy?" Od kiedy pamiętał Elena była jego marzeniem. Niedościgłym, nieosiągalnym wyobrażeniem bycia z kimś wyjątkowym. A teraz... przypomniał sobie jej oczy gdy patrzyła na niego po raz ostatni. Odruchowo uniósł dłoń i potarł policzek, na którym jeszcze parę godzin temu wylądowała nadspodziewanie obfita plwocina wystrzelona z bezzębnych ust niczym pocisk z procy. "Nie tak to miało być..." westchnął po raz kolejny.

"Koniec z tym, od myślenia o Elenie i innych tylko głowa mnie będzie bolała. Muszę się skoncentrować na przyszłości" postanawiał co i rusz, lecz za każdym razem jego myśli wracały do wydarzeń w lesie. Dopiero wieczorem, gdy już zeszli z koni i przygotowali obozowisko niewygodne wspomnienia zostały odepchnięte na bok przez coś innego. Sorg, bez porozumienia z kimkolwiek podeszła do stosu rzeczy jakie zdobyli na zbójach i zaczęła sobie wybierać co lepsze. W Kalelu zagotowała się krew i zezłoszczony jej pazernością podszedł, znienacka chwycił wybrany przez nią sztylet.
- Puszczaj, pierwsza go podniosłam - bezczelne słowa Sorg sprawiły, że nieco zbyt zapalczywie odpowiedział - Nie tylko Ty tutaj się liczysz. Pomyśl o innych czasami. - Nie chcąc się szarpać z bardką ze złością puścił jej trzymającą sztylet dłoń.
- Co masz na myśli? Możesz powiedzieć o co Ci chodzi? Jak mam myśleć o innych, o czym mam myśleć? Może Ty mi powiesz, w sumie... chyba o nich myślisz zawsze co? - Słowa Kalela zabolały ją, jednak nie chciała mu tego okazać, więc sama zaatakowała go słowami. "Naprawdę on mnie tak widzi? Naprawę uważa, że nie myślę o innych, tylko o sobie?" - Słucham, więc... uświadom mnie... pewnie masz mi dużo do powiedzenia... - palce mimowolnie zacisnęły jej się na rękojeści noża o którym już nie myślała, patrząc roziskrzonym wzrokiem na stojącego naprzeciw niej chłopaka.
- Zdobyczą powinniśmy dzielić się wspólnie. A nie kto pierwszy ten lepszy. Jesteśmy przecież drużyną... - Przerwał widząc, że Sorg się spieła. Oderwał wzrok od jej oczu i przesunął w stronę pięści zaciśniętej na sztylecie tak mocno, że pobielały kłykcie. Widok ten sprawił że zesztywniał. Odsunął się krok i już mniej zapalczywym tonem dodał - Chcesz to sobie go bierz, mi nie o niego chodzi lecz o zasady.
Sorg poczuła, jak na słowa chłopaka ... Jesteśmy przecież drużyną... coś w niej pęka. Z jej ust zaczęły wyrywać się kolejne słowa:
- Mówisz drużyną? Jesteśmy drużyną? Jak długo Kalel?!! Dopóki nie spotkasz kolejnej swojej drużyny? A może wrócisz do poprzedniej, bo przecież tam masz swoją lubą... Powinniśmy się dzielić wspólnie? Ależ proszę dzielmy... - ruszyła gwałtownie w kierunku chłopaka. Uniosła dłoń w której trzymała nóż i wcisnęła mu go gwałtownie w dłoń - ... to dla Kalela... - zawróciła do sterty łupów, podniosła pierwszą rzecz z brzegu położyła obok - ... to dla Tui... - ujęła kolejną i położyła troszkę dalej - ... dla Maeve...- chwyciła topór i znów ruszyła w stronę osłupiałego jej wybuchem chłopaka - ... to dla Kaleka... Czy tak ma wyglądać ten podział, czy może też się nie podoba? Aaaa nie!!! Wszak to ja dzielę, proszę podziel i Ty!!! - machnęła ręką w stronę łupów.
Słowa bardki sprawiły że Kalel skamieniał. Emocje znowu w nim zawirowały, tak że aż zakręciło mu się w głowie. - Tak to widzisz? - cicho, niemal szeptem wypowiadał słowa - Mówisz jakby to było tyle co splunąć - ponownie potarł policzek - Ja z nimi spędziłem wiele lat, byliśmy kompanami i tylko na nich mogłem liczyć w każdym nieszczęściu. Teraz... zdradziłem ich ostatecznie, bo musiałem wybrać. Między starym życiem i nowym, między dawnymi przyjaciółmi i tymi, których mam teraz, czy raczej tymi o których myślałem że są moimi przyjaciółmi. Poczuł jak coś w nim kamienieje i staje się zimne, wyprostował się i rzucił chłodnym głosem - Nie obchodzą mnie te rzeczy. Róbcie sobie z nimi co chcecie. - Leniwym ruchem ręki odrzucił sztylet na stosik, przywołał na swoje usta uśmiech i odszedł między drzewa.
"Ona ma racje... Lusus miał racje... jak łatwo mi oceniać. Kim ja jestem, aby go oceniać? Wybrał nas, przekreślił całą swoją przeszłość, aby wybrać nas... a ja mu nie dowierzam. Nie ufam, atakuję... czy jest szansa, że przestaniemy się wspólnie ranić?". Patrząc na chłopaka poczuła jak po jej policzku zaczyna spływać pierwsza łza. Podbiegła do niego i chwyciła go za ramię. Udało jej się jeszcze powiedzieć:
- Przepraszam Kalel... ja... ja.. po prostu chciałam go obejrzeć... zaciekawił mnie, nie chciałam go zabrać... Twoje słowa mnie zraniły, więc i ja chciałam zranić Ciebie... Przepraszam... Musiałeś dokonać wyboru i wybrałeś nas... - czuła narastający szloch w piersi, kolejne słowa ugrzęzły jej w ściśniętym gardle. "Nie mogę się tu rozpłakać, po prostu nie mogę...". Opuściła doń z jego ramienia i odwróciła się chcąc odejść, aby wypłakać się, wypłakać cały ból zgromadzony w sobie. Sama nie widziała jak to się stało, że szlocha w koszulę chłopaka.
Chłopak stał jak skamieniały. Reakcja bardki zaskoczyła go tak bardzo, że nie mógł się ani ruszyć ani wypowiedzieć słowa. Panujące nim jeszcze przed chwilą uczucia złości i przygnębienia zostały całkowicie wyparte przez zaskoczenie i... co tu ukrywać wzruszenie. Uniósł ręce i tak jakby nie wiedząc co z nimi zrobić objął Sorg i ostrożnie poklepał po plecach. - Dużo się stało. Mogło jeszcze więcej. Normalne, że wszyscy jesteśmy w nerwach. Nie płacz. Nie gniewam się.
Dziewczyna starała się powstrzymać łkanie, jednak pękła w niej jakaś tama i łzy nie chciały przestać lecieć. Wypłakiwała wszystkie przeżycia ostatnich dni, swoje porwanie, walkę ze zbirami przed domem Rudej Wiedźmy, napaść zbójów, lęk, że Kalel ich zdradził i wydał na łatwy łup swoim starym współtowarzyszom, obawa, co ich czeka z ich rąk, a nawet rozstanie z Lidią i Lususem. Wszystko te emocje wypływały z niej wraz z łzami, którymi coraz bardziej moczyła koszulę chłopaka, słychać było tylko jej łkanie i siorbanie nosem. Było jej wstyd, że się tak rozkleiła, ale nie umiała tego powstrzymać, wtuliła więc twarz w pierś chłopaka i płakała dalej.

Z początku trochę zażenowany zerknął kącikami oczu jak na ich zachowanie reagują pozostałe członkinie drużyny, lecz zaraz przestał o nich myśleć. Dziwne, ale zachowanie bardki przyniosło mu ulgę, sprawiło że lody które go skuwały puściły i znowu mógł złapać oddech. - Dziękuję - wyszeptał w ucho Sorg i delikatnie, choć zdecydowanie odsunął się od niej.
Choć trochę spadł mu ciężar z barków. Obawiał się, że zostanie odepchnięty jako ktoś, kto bratał się ze zbójami, lecz teraz wiedział już, że został zrozumiany.
 
__________________
Nie pieprz Pietrze Wieprza pieprzem.
Epimeteus jest offline