Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2010, 14:19   #259
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Kiedy Kalel odsunął ją od siebie uświadomiła sobie, ze robi z siebie widowisko. Odwróciła się więc pospiesznie, nie patrząc już na niego, ani na dziewczęta i odeszła dalej w las. Zatrzymała się po paru krokach, usiadła pod drzewem i zaczęła głęboko oddychać, pragnąc się uspokoić. "Co mnie napadło? Nigdy nie płaczę, czemu teraz się rozbeczałam jak dzieciak? Co oni sobie o mnie pomyślą? Muszą się czuć zażenowani moim zachowaniem." Powoli udało jej się opanować szloch. Otarła mokre policzki rękawem bluzki i siedziała patrząc na mrówki, które wędrowały tuż koło jej nogi. Patrzyła na te małe stworzenia, które pomagały sobie nawzajem. "Dla nich wszystko jest o wiele prostsze..." Siedziała tak przyglądając się małym pracownicom, aż poczuła, że w jej wnętrzu też powoli emocje opadają. "Czas wracać i stawić czoło reszcie. Mam nadzieję, że nie będą na mnie patrzeć z politowaniem. Jak będą to trudno, jakoś to przeżyję..." Podniosła się i wolnym krokiem ruszyła w stronę polany, na której rozbili swoje obozowisko. Ktoś rozpalił ogień, w powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa. Podeszła do swojego bagażu i omijając wielkim łukiem stos rzeczy zdobytych na zbójach poszła rozłożyć swoje posłanie. Unikała patrzenia na pozostałych, obawiała się tego co może ujrzeć na ich twarzach. Siadła trochę dalej od pozostałych i wsłuchiwała się w ich rozmowę, która co i rusz się urywała. Dziewczyna oparła dłoń o trawę z tyłu za plecami i poczuła pod palcami okrągła główkę żołędzia.


Ujęła go w palce i zaczęła obracać przyglądając się owocowi dębu. Uniosła głowę i naprzeciwko po drugiej stronie ogniska zobaczyła Kalela wpatrującego się w nią z uwagą. "Pewnie się zastanawia czy znów się rozbeczę i czy nie wiać gdzieś w bezpieczniejsze miejsce, aby znów nie mieć mokrej koszuli." Sama nie wiedziała co ją do tego skłoniło, ale uśmiechnęła się szeroko do chłopaka, wzięła zamach i cisnęła w niego żołędziem. Patrzyła jak owoc dębu szybuje nad ogniskiem i odbijając się od jego czoła ląduje w jego dłoni. Usiadła wyprostowana z miną niewiniątka patrzyła w jego kierunku. "Zabiję mnie... czy nie?" przeleciało jej jeszcze przez myśl.

Kalela z zamyślenia wyrwało pacnięcie w głowę. Oderwał wzrok od płomieni i swoich myśli, i chociaż zaskoczony, to jednak zdążył wyciągnąć rękę by chwycić odbity od czoła żołądź. Zdziwiony przyjrzał się znalezisku, po czym uniósł głowę do góry by definitywnie stwierdzić, że żadnych gałęzi nad nim nie ma. Rozejrzał się i dopiero po chwili, w falującym pomiędzy płomieniami powietrzu dojrzał wpatrującą się w niego Sorg. Gdy złapała jego spojrzenie uśmiechnęła się kpiąco i nawet falujące od żaru powietrze nie odebrało przesłania tego co chciała mu przekazać. Odpowiedział jej uśmiechem, po czym tak nieoczekiwanie jak tylko zdołał odrzucił żołędzia w jej stronę.

"Uśmiecha się, psoci... Oby to znaczyło, że mija szok wywołany porwaniem przez bandytów". Czuł że coś się między nimi zmieniło, że stali się sobie bliżsi. "Czasami warto być jedynym mężczyzną w grupie, dzięki temu jest się jedynym ramieniem do wypłakania" sam nie wiedział czy to sarkazm, czy nostalgia bardziej dominuje w tej myśli.

Kiedy współtowarzysze zaczęli szykować się do spoczynku, zgłosiła chęć czuwania jako pierwsza. Nauczeni doświadczeniem, że lepiej być czujnym postanowili, że będą czuwali na zmianę nad spokojnym snem pozostałych. Siedziała więc przy ognisku zapatrzona w migające płomienie i słuchała oddechów pozostałej trójki, świadczącym o tym, że emocje emocjami, ale organizm jednak potrzebuje odpoczynku. Nasłuchiwała również innych odgłosów, ale oprócz zwykłych nocnych odgłosów lasu nic więcej jej się nie udało wyłowić, a zwłaszcza nic co mogłoby ją zaniepokoić. Od czasu do czasu słychać było odgłosy zwierząt, które ruszyły na swój co nocny rytuał. Blask ognia, w który się zapatrzyła ukoił jej myśli, ciepło bijące od niego dawało poczucie bezpieczeństwa, trzask płonących gałęzi uspakajał ją, otaczająca "cisza" sprawiała, że powieki zaczynały jej ciążyć. Podniosła się i podeszła do koni. Zwierzęta stały spokojnie od czasu do czasu tylko strzygąc uszami na dźwięk wycia wilków gdzie w oddali. Obeszła wokół ich prowizoryczne obozowisko i na powrót usiadła przy ogniu dokładając do niego zebrane wcześniej i zgromadzone w tym celu gałęzie. "Jeszcze trochę i zmieni mnie Maeve. Ciekawe gdzie się podziewa mag. Nie widziałam go od dłuższego czasu. Gdzie był jak nas napadli zbóje? Spytać o to Tui? Nie, może jednak nie, znów wyjdzie, że jestem wścibska czy coś."

Siedziała więc zapatrzona w ogień rozmyślając nad ostatnimi zdarzeniami, aż nadeszła pora, aby obudzić Maevę. Podeszła po cichu do dziewczyny i poruszyła ja za ramię. Czarodziejka natychmiast usiadła na posłaniu, widać było że sen miała lekki, ostatnie zdarzenia spowodowały, że żadne z nich nie potrafiło spać głęboko. Spali jak zające na miedzy, ciągle gotowe do ucieczki. Szeptem się porozumiały co do zmiany. Sorg poszła na swoje posłanie i położyła się kładąc ręce pod głowę. Przed chwilą kiedy siedziała przy ogniu powieki same ciążyły, teraz kiedy leżała patrząc w niebo, sen jakoś nie chciał nadejść. Po głowie błąkały się niespokojne myśli, ciało napięte było z emocji, jednak wcześniejszy płacz, spowodował, że nie były one już tak duże. Tliły się w niej ich resztki, które powoli też zaczynały wygasać. Nie wiedziała kiedy zapadła w sen.
Kolejny ranek powitał ja nie lepszą pogodą niż poprzedni. Jak zwykle dokonała porannej toalety w miarę możliwości się ogarnęła. Sprzątnęła swoje posłanie, spakowała bagaż, oporządziła Skat i usiadła zjeść poranny posiłek. Zaraz po nim zgasili ognisko, zasypali piaskiem i ruszyli w dalszą drogę. Do pośpiechu zmuszał ich niepokój o pozostawionych ze zbójami przyjaciół. Każdy kolejny dzień mijał im tak samo. Poranek, poranna toaleta, posiłek, oporządzenie koni, wyruszenie na szlak, krótkie postoje, aby dać wypocząć zmęczonym koniom i obolałym członkom, dłuższy postój na noc kiedy dalsza droga była już niemożliwa ze względu na zapadające ciemności.

Z ulgą spoglądała na przybliżająca się z każdym krokiem konia Twierdzę Złamanego Topora. Jeden z nurtujących ich niepokojów zostanie przez nich załatwiony lada moment, jak tylko do niej dojadą. Wyczerpani trwająca kilka dni szaleńczą jazdą ledwo zdążyli się zakwaterować padli na łózka, aby dać odpocząć swoim zmęczonym ciałom. Po kilku godzinach głębokiego snu Sorg zeszła do wspólnej sali i wraz z towarzyszami zaczęła się rozglądać za wolnym miejscem, gdzie mogłaby zjeść talerz ciepłej strawy. Już miała trącić stojąca obok niej Tuę w ramię i wskazać kąt gdzie wypatrzyła wolną ławę kiedy do jej uszu dobiegł okrzyk... Mewka!! Oczom nie wierzę!! i reakcja czarodziejki, która rzuciła się młodemu mężczyźnie na szyję z okrzykiem radości. Bardka patrzyła na nich ze zdumieniem. Przyglądała się jak zawsze powściągliwa, trzymająca się na boku Maeve, śmieję się i przekomarza z młodym dandysem. Patrzyła na odmienioną dziewczynę, która wyglądała dzięki temu jakoś inaczej... młodziej, weselej, beztrosko, zginął z jej twarzy wyraz skupienia, zasępienia, smutku. Z okrzyków jakie między sobą wymieniała ta dwójka zorientowała się że są rodzeństwem. Po kilku minutach siedzieli już wśród kompanów brata dziewczyny i zajadali ciepłą strawę słuchając ich rozmowy i przekomarzań.

Najedli się, napili i zostawiając roześmianą Maevę poszli do Twierdzy poszukać kogoś komu mogli by przekazać swoją prośbę i informację o Lidi, Lususie i bandzie, której oni pilnowali. Powołując się na Lususa udało im się dostać do paladynów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo w okolicy. Z przejęciem opowiadali o napadzie jaki miał miejsce, o tym jak udało mi się wybrnąć z kłopotów. Mina paladyna wskazywała, że niezbyt wierzy w ich opowieść. Ciężko mu pewnie było uwierzyć, że szóstka niepozornych dzieciaków, która została złapana przez zbójów, w efekcie łapie dwudziestu sześciu bandytów. Sorg widząc minę paladyna już miała na końcu języka jakaś ciętą ripostę, ale przypomniawszy sobie w ostatniej chwili do czego to ostatnio doprowadziło ugryzła się w język. Z pozornym spokojem zaczęła opisywać bandytów, Kalel co rusz dorzucał jakąś uwagę, aby obraz poszczególnych zbójów był bardziej pełny. Dokładny opis jaki przekazali spowodował, że mina paladyna uległa zmianie, opis ten bowiem pasował dokładnie do poszukiwanej przez niego bandy. Poderwał się i czym prędzej polecił zebrać oddział. Wracających do karczmy przyjaciół minął duży oddział, naliczyli w nim na oko tak ze 30 chłopa, kierował się on w kierunku lasów. Bardka uśmiechnęła się do Kalela i Tui, czuła jak jakiś ciężar zsuwa się jej z ramion. Cały czas się bała, że jednak im nie uwierzą, że zlekceważą ich relację, że Lusus i Lidia wiele dni będą podążali we dwójkę eskortując niebezpiecznych bandytów.

Bardka korzystając że zatrzymali się w karczmie, uważnie obejrzała Skat, czy nie ma gdzieś otarć na grzbiecie, po kilkudniowej forsującej jeździe. Wyczesała ją zgrzebłem dokładnie, raz koło razu, wyczesała jej również dokładnie grzywę, obejrzała uważnie kopyta i oczyściła je. Napoiła ją i podsypała jedzenia do żłobu. "Tobie też się należy wypoczynek. Korzystaj że jesteś w bezpiecznej stajni." - szepnęła poklepując konia po boku i poszła do reszty współtowarzyszy. Poinformowała ich, że idzie na zakupy, aby uzupełnić to co jej brakuje do dalszej podroży i wyszła raźnym krokiem z karczmy. Wędrowała uliczkami, rozglądając się z ciekawością dookoła. Jednak zapomniała o zakupach kiedy do głowy wpadł jej pewien pomysł. Odwróciła się na pięcie i powędrowała szybko na powrót do karczmy. Weszła do środka, wbiegła pospiesznie po schodach na piętro i wpadła jak burza do pokoju, podbiegła do swojego bagażu i z zapałem zaczęła czegoś szukać. Po chwili uśmiechając się usiadła przy stole i położywszy na nim kartkę, wysunęła nieświadomie koniuszek języka z ust, zaczęła pisać:


Cytat:
"Drogi Wujku Raelisie

Na wstępie mojego listu bardzo serdecznie pozdrawiam Ciebie, Ciocię i pozostałych domowników.
Jestem teraz w Twierdzy Załamanego Topora.
Byliśmy już u Rudej Wiedźmy, która przyjęła nas bardzo miło i udzieliła nam kilku rad.
U mnie wszystko w porządku, czuję się dobrze, jestem zdrowa i w nic się nie wpakowałam.
Jutro wyruszamy w stronę Sielskiego Sioła.
Pozdrawiam Was bardzo serdecznie

Wasza pamiętająca
Sorg"

Odłożyła napisany do wujostwa list i sięgnęła po kolejną kartkę. "Wuj już nie będzie mógł powiedzieć, że nie daje znaku życia. Wyślę zaraz ten list i chyba nie będą się o mnie martwić, napisałam, że czuje się dobrze i nic mi nie jest", pomyślała i zabrała się za pisanie drugiego listu:


Cytat:
"Kochana Lio

Na początku mojego listu mocno Cię ściskam i jeszcze raz proszę, abyś się na mnie nie gniewała, że nie zostałam na Srebrnym Jarmarku. Musiałam z nimi wyruszyć, naprawę, drugi raz mogłam nie mięć takiej okazji, aby na własne oczy zobaczyć Ruda Wiedźmę. Nie gniewaj się na mnie i nie bocz, bardzo Cię proszę, obiecuję za to, że będę pisać listy, abyś wiedziała co u mnie się dzieje.
W sumie dzień nie różni się tak bardzo jeden od drugiego, przeważnie podążamy przed siebie obierając sobie jakiś cel, do którego chcemy dotrzeć. Opiszę Ci rutynę takiego dnia, abyś mogła oczami wyobraźni zobaczyć mnie tak jakbym stała koło Ciebie obok.
Jeżeli nocujemy w jakiejś karczmie to przeważnie bierzemy wspólną izbę dziewczęta razem w swojej, chłopcy razem w swojej. Chyba, że jest to niedroga karczma wtedy każde z nas bierze swój pokój, aby mieć trochę prywatności i poprzebijać również trochę bez innych. Wiesz nie zawsze ze wszystkim się zgadzamy, więc taka prywatność też jest czasem nam potrzebna. Nocując w karczmie korzystam z możliwości zażycia ciepłej kąpieli, korzystam z tego wtedy siedząc w wodzie tak długo, że staje się ona chłodna, skóra mi się wtedy tak fajnie marszczy na dłoniach i na palcach u nóg. Dokładnie wtedy też myję głowę i włosy, aby zmyć z nich nagromadzony w czasie podróży kurz. Potem opatulona płótnem rozczesuję włosy i staram się je jak najszybciej wysuszyć. Znasz mnie, niecierpliwy ze mnie duch, więc bardzo często jeszcze wilgotne zaplatam w warkocz. Złoszczą mnie jak wiją się i kręcą koło mojej buzi, kiedyś zasłaniałam tatuaż jaki mam na policzku, teraz już się go nie wstydzę i nie zasłaniam, jest częścią mnie.

Pobyt w karczmie wykorzystuję również, aby najeść się do syta ciepłej strawy innej niż suchy prowiant jakim się żywię podczas podróży. Chociaż w czasie podróżowania na postojach nocnych, też staramy się jeść ciepły posiłek. Czasami uda nam się coś upolować, pieczemy to wówczas nad ogniskiem, a nie raz w kociołku gotujemy taką szybka polewkę, więc też nie mam na co narzekać. Jednak w karczmie zawsze jest większy wybór jadła i wiesz... podają Ci to pod nos, nie musisz sama pilnować czy się nie przypali czy coś.
Kiedy zatrzymujemy się na dłuższe postoje, czy to na leśnej polanie, czy gdzieś z boku traktu, czy też w karczmie dokładnie wtedy oglądam Ska. Czy nic jej się nie stało podczas drogi, czy nie ma gdzieś otarć od siodła, czy ma dobrze wyczyszczone kopyta, bo nawet jeden maleńki kamyczek, może narobić ogromnego kłopotu. Tak więc w sumie z takiej całkowitej toalety korzystam nie tylko ja ale również i ona. Nie raz przy studni, polewam ją wodą z wiadra, aby i z niej zmyć kurz dnia codziennego. Wyczesuję jej potem grzywę i całą ją zgrzebłem. Lubię to robić, a wiem, że i ona lubi jak to robię. Rozmawiamy wtedy ze sobą, to znaczy ja do niej gadam, a jej poruszają się chrapy i strzyże uszami jakby pilnie mnie słuchała.
Nie będę Ci opisywać dokładnie każdej czynności jaką robię, bo przecież sama wiesz, ze rano zaraz jak wstanę zajmuję się poranną toaletą, buzia, zębole i reszta, nie będę Ci też opisywać jak chodzę w ustronne miejsce, bo to też jest wiadome, że jak potrzeba przypili to nie da rady tego nie zrobić, bo można nieszczęście nosić potem w portkach. Niektóre czynności po prostu wykonuje automatycznie, wpojone od dziecinstwa kiedy to Twoja mama nas pilnowała i tłumaczyła nam dlaczego o zęby trzeba dbać, jak również dlaczego trzeba myć uszy. Ja jako bardka szczególnie je szoruje, aby słyszeć jeszcze więcej niż inni.
Przebywając w jakiejś osadzie, miasteczku czy wiosce, zawsze staram się uzupełnić nadwyrężone w drodze zapasy. Nie raz o czymś zapominam i potem ponoszę tego konsekwencje. Ale jak to mówią, ,,nauka nie idzie w las,, - przy pierwszej nadarzającej się okazji staram się nadrobić braki i niedopatrzenia.

Kiedy już uda mi się zwlec z łóżka, wykonać poranną toaletę, wbijam się w ubranie i pędzę do wspólnej sali na posiłek, jednak kiedy nocujemy gdzieś pod gołym niebem, przeważnie śpię w ubraniu. Zdejmuję tylko okrycie wierzchnie i to co mogę. Po pierwsze dlatego aby było mi cieplej, po drugie dlatego, że czuję się wtedy mniej skrępowana obecnością innych, po trzecie, aby w razie jakiegoś niebezpieczeństwa nie latać na golasa w panice szukając odzienia.
Po napełnieniu swojego brzucha przeważnie z towarzyszami ustalamy co robimy dalej, chyba, że ustalimy to zanim udamy się na spoczynek. Decydujemy czy pozostajemy w tym miejscu jeszcze jakiś czas czy ruszamy dalej przed siebie. Robimy taką naszą małą naradę.
Jadąc przed siebie uważnie się rozglądamy co się dzieję dookoła nas, ostatnio o tym zapomnieliśmy i mięliśmy bolesną lekcję. Napiszę Ci o tym później, ale nauczka pozostanie nam długo w pamięci. Już nie jedziemy beztrosko przed siebie, zwracamy uwagę na informacje jakie słyszymy, rozglądamy się z uwagą, staramy się czuwać na zmianę nad bezpiecznym snem współtowarzyszy. Jedno niedopatrzenie, może dużo kosztować. Teraz wyruszając w drogę staram się ukryć cenne dla mnie rzeczy, o mały włos straciłabym wszystko, nawet te kolczyki, które razem kupowałyśmy. Pamiętasz jak mi na nich zależało, wyśpiewałam je podwójnie, pierwszy raz śpiewając wierszyk wychwalający towary sprzedawcy, drugi raz wygrywając nagrodę, za którą mogłam je nabyć. Już więcej nie wrzucę ich bezmyślnie do bagażu. Postaram się je gdzieś schować, tylko jeszcze muszę wymyślić gdzie. Jedyne z czego się cieszę to to, że zawsze mam schowany nóż w cholewce buta. Twoi bracia tak długo tłukli mi to do głowy, że teraz już automatycznie wkładając buty, wsuwam go tam. Nie raz okazało się to wielce przydatne. Jednak niektóre nawyki, na które się złościliśmy jako dzieci, których nie rozumieliśmy, gdy nas ich uczono okazują się bardzo pomocne, istotne i ważne. Nie raz się zastanawiałam po co mi to, nie raz się denerwowałam, gdy się na mnie złoszczono, że o tym zapomniałam, ale teraz już wiem... dzięki temu mogę ocalić swoje życie i życie innych.

Podróżując czy to traktem, czy leśną drogą, czy polną ścieżką co jakiś czas robimy krótkie postoje, aby dać odpocząć koniom i swoim obolałym członkom. Zwłaszcza tym które obijają się o siodło konia. Puszczamy wtedy konie na popas, sami zjadamy jakiś szybki posiłek, oglądamy z uwaga nasze wierzchowce, zwłaszcza ich kopyta i po krótkim czasie ruszamy dalej przed siebie.
Wieczorem kiedy nie udaje nam się dojechać do żadnej miejscowości, osady czy wioski szukamy jak najbezpieczniejszego miejsca na nocleg.Zwracając wtedy uwagę na wiele czynników, czy jest to bezpieczne miejsce, czy nic nam nie grozi, czy możemy rozpalić ognisko, czy też lepiej nie. Rozbijamy obóz i dzielimy się obowiązkami, cześć z nas zajmuje się ogniskiem, zbieraniem opału na nie, aby wystarczył na całą noc, cześć jadłem, polowanie, czy tez przygotowaniem tego co mamy, cześć końmi. Wiesz Lio jesteśmy drużyną, jesteśmy od siebie zależni, pomagamy sobie nawzajem, staramy się nie zawieść, gdyż jedno niedopatrzenie któregoś z nas, może pociągnąć za sobą nieprzyjemne konsekwencje również dla innych. Po posiłku jeżeli mamy chęć rozmawiamy ze sobą, nie raz coś gram, nie raz śpiewam, a nie raz po prostu odpoczywamy w ciszy. Po wieczornej toalecie, takiej na jaką możemy sobie pozwolić w danych warunkach, układamy się na swoich posłaniach zapadając w sen. Czuwa tylko osoba, która jest wyznaczona, aby w odpowiednim czasie obudzić kolejnego czuwającego. Chyba, że jest to bezpieczna karczma wtedy nie ma potrzeby czuwania.

I tak Lio opisałam Ci mniej więcej mój dzień, pewnie dużo rzeczy pominęłam, ale jakoś nie przychodzi mi nic teraz do głowy. Powoli kończy mi się kartka, więc i ja kończę ten list. W kolejnym napiszę Ci co nas spotkało, a Ty napisz mi jak bawiłaś się na Srebrnym Jarmarku. Niedługo może zawitam do Uran, więc tam skieruj swój list do mnie. Będzie on na mnie czekał, aż go odbiorę.
Åšciskam CiÄ™ mocno
Sorg"
Odłożyła pióro, spojrzała na listy i podniosła się od stolika. "Teraz muszę tylko spytać karczmarza, gdzie je mogę zostawić, aby dotarły do nich". Ujęła zapisane kartki i zeszła na dół. Jednak kiedy już miała podejść do karczmarza uświadomiła sobie, że przecież jadą sami do Sielkiego Sioła stamtąd listy szybciej dotrą do wuja i Lii, a może do Uran zajadą to jeszcze szybciej. Wróciła więc do pokoju i zaczęła szykować się do snu. Kolejny ranek spędziła na szykowaniu się do drogi. Nadszedł czas kiedy znów powitała ich droga, tym razem kolejne dni mijały tak samo. Nie wydarzyło się nic co by przeszkodziło ich wędrówce. Dopiero w karczmie w Sielkism Siole Sorg ze zdziwieniem wsłuchała się w słowa karczmarki... - Pamiętam ja Was... Ponieważ reszta wspóltowarzyszy się nie odezwała, zebrała się na odwagę i spytała jej czemu im o tym mówi. Wysłuchawszy ostrzeżenia poczuła się zaniepokojona. Jednak po chwili przyznała rację, bo w sumie nie było już z nimi Lususa, nie było też Lidii, a Kalel z daleka mógł uchodzić za dziewczynę. Tak więc gdyby im się nie przyglądano dokładnie to można ich było wziąć za cztery podróżujące dziewczęta, więc nie mające nic wspólnego z wydarzeniami o których była mowa. Kolejna noc mimo iż pod dachem jednak przez płacz poszkodowanych dzieci nie przyniosła takiego wypoczynku jakiego się spodziewała. Słysząc płaczące dzieci, słyszała w uszach głos Lususa... - Będziesz śpiewać o tragediach uczynionych przez tych ludzi w przyszłości? Staniesz przed dziećmi spłodzonymi w wyniku ich gwałtu i swoją opowieść zakończysz słowami: "Mogłam coś zrobić, lecz nie chciałam / bo zbytniego lenia miałam"
Zeszła rano na posiłek i słysząc słowa karczmarki poczuła, jak odechciewa jej się jeść. Powoli uniosła jednak widelec ze strawą i zmusiła się do przełknięcia kolejnych kęsów jajecznicy. Po śniadaniu bez ociągania ruszyła wraz z towarzyszami w dalszą drogę.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline