Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2010, 16:17   #28
Eleanor
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wiedźmińskie eliksiry potrafiły działać cuda. Oczywiście za gwałtowną regenerację płaciło się zatruciem organizmu, ale zmutowane ciało było do nich przystosowane. Dziwna była świadomość, że substancja którą właśnie wypiła i która gwałtownie zasklepiła poważną ranę, zabiłaby natychmiast każdego człowieka. Jej kocie, pozbawione białek oczy jarzyły się dziwnym blaskiem, gdy starła się z kolejnym przeciwnikiem. Ten widok nie wywołał u niego żądnej reakcji, co ponownie nasunęło jej myśl o magii i opętaniu.
Nadciągająca odsiecz oznajmiła swe przybycie rżeniem koni i odgłosem końskich kopyt uderzających o otoczaki, którymi wyłożone były główne ulice w Vixen. To zdeterminowało napastników do szybkiego działania. Ponownie zaatakowali ogniem, dla jego wzmocnienia rozlewając oliwę i zaczęli uciekać kierując się w stronę majaczącej na tle nocnego nieba, czarnej ściany lasu. Źdźbuch i jego ludzie stanęli im na drodze, ale mimo wymiany kilku ciosów nie zdołali zatrzymać. Ganianie za nimi w nocy po lesie nie miało wielkiego sensu.
Wkrótce niedawne pole starcia wypełniła cisza, przerywana tylko zawodzeniem rannego chłopaka i odgłosami walki z żywiołem. Arina popatrzyła na odciętą kończynę i pokiereszowanego młodzieńca. Nie było szans, by ktokolwiek mógł mu pomóc. Będzie z pewnością żył, ale jego wojskowa kariera właśnie się zakończyła tym jednym prostym cięciem. To ona mogła tak dostać, zamiast ciosu w bok i to byłoby naprawdę paskudne. Zdecydowanie trzeba będzie bardziej dbać o własne odstające członki, przecież nawet wiedźmiński mutant nie miał szans na ich odrośnięcie. Myślała o tym wylewając kolejne wiadro wody na dogasający pożar.

Gdy skończyli popatrzyła na lekko rannego wójta i jego nadpaloną, ale nadal stojącą w całości chatę. Przynajmniej tym razem im się udało! Potem obejrzała sobie martwe ciała podpalaczy. Zdecydowanie wyglądali na braci. Rodzinne podobieństwo było uderzające. Wszyscy zaś byli tak przerażająco młodzi...
Zignorowała marudzenia Źdźbucha tak samo jak on wcześniej zignorował ją, w końcu to nie ona postanowiła nie doceniać umiejętności przeciwników i się rozdzielać. Jak sobie przypominała sugerowała coś wręcz przeciwnego, bo choć napastnicy umieli walczyć działali bardzo schematycznie. Jakoś miała dziwną pewność, że zaatakują albo dom Olafa, albo bezpośrednio Źdźbucha, a nie jakikolwiek inny budynek czy człowieka.

Podeszła do Marka, któremu wyrwany ze snu medyk już opatrywał otrzymane nowe rany i kręcił głową nad starą, która ponownie się otwarła w tym starciu. Odwzajemniła jego uśmiech słysząc niebezpośrednie, ale całkiem miłe słowa akceptacji, a może nawet trochę i szacunku, dla jej odmienności. Gdy konował skończył swoją pracę, wojownik z pewnym trudem uniósł się na nogi, podeszła do niego, odwzajemniła gorący pocałunek, którym obdarzył ją na początku starcia i wsunęła rękę pod ramię by pomóc w chodzeniu:
- Szkoda że zniknął amulet Wyrwichwasta, działał podobnie jak mój eliksir, a mogli go stosować ludzie.
- I tak wątpię, by działał bez swojego właściciela
- odpowiedział sceptycznie Mark.
- Gdyby nie działał po co ktoś by go zabierał?
- Może potrzebny mu był do czegoś innego? Albo mu się podobał? Nigdy nie będziesz wiedziała takich rzeczy.
- Może, a może jednak działałby niezależnie.
- Wzruszyła ramionami - Skoro go jednak nie ma to czysto teoretyczne rozważania... - zawiesiła głos patrząc na to co działo się na podłodze, na której leżeli martwi podpalacze.

Przemiana trupów w kruki jakoś nie do końca ją zaskoczyła. Legenda starego barda, dziwaczne sny i puste spojrzenia napastników chyba trochę ją na to przygotowały. Tym razem to jednak wyglądało jakby ktoś ptaki oszołomił, zamienił w ludzi i wysłał by podpalali i walczyli. Czy jednak zwykły ptak by to potrafił? Na czym polegała ta dziwna magia? I skąd by było tyle krwi gdyby rzeczywiście chodziło tylko o małe zwierzęta?
Jej rozmyślania przerwały krzyki łowcy czarownic. Dziwaczna historia o bandytach wracających z lasu do domu pani Elisy spowodowała, że wszyscy ruszyli w tamtym kierunku. Także Arina wspierająca kulejącego Marka, która z tego powodu przybyła na miejsce jako jedna z ostatnich. Popatrzyła na ubraną w nocną koszulę kobietę, która siedziała przed swoimi oprawcami dumnie bez słowa. Czy naprawdę była winna? Wiedźmina wolałaby mieć jakieś potwierdzenie. Śmierć niewinnej osoby nie była komukolwiek do niczego potrzebna. Dziewczyna zostawiła rannego wojownika na dole, a sama postanowiła rozejrzeć się po domu, o którego w końcu zyskała dostęp.
Przeglądanie poszczególnych pomieszczeń nie przyniosło żadnego rezultatu. Dopiero na strychu jej uwagę zwróciły gniazda. Choć gniazda w takich miejscach raczej nie są niczym niezwykłym, a opowiadanie innym o snach pewnie nie miałoby wielkiego sensu i raczej utwierdziłoby ludzi co do dziwaczności odmieńca, Arinie wydało się to jednak dowodem wystarczającym.
Zeszła na dół i powiedziała o swoim odkryciu, a za element wskazujący że mają coś wspólnego z ostatnimi wydarzeniami uznała ich liczbę - jedenaście oraz fakt, że w każdym znajdowały się świeże liście pokrzyw!
Reszcie, najwyraźniej już wcześniej przekonanej o winie kobiety to wystarczyło. Zabrali ją do ratusza. Wiedźminka postanowiła zrobić coś jeszcze zanim też się tam uda. zapaliła pochodnię i ruszyła na strych, a potem metodycznie spaliła wszystkie gniazda jedno po drugim, tak jak widziała to w swoim śnie.

Kiedy dotarła na główny plac Vixen zobaczyła gotowy stos oraz stojącą obok kobietę, wójta wygłaszającego oskarżenia i gawiedź zabawiająca się rzucaniem kamieniami i odpadkami w skazaną. Najwyraźniej sąd nie miał znaczenia, oskarżenie uznano i natychmiast postanowiono wykonać wyrok. Jeśli Elisa naprawdę była córką Króla Bukowej Kniei los właśnie zatoczył koło i kpiąc sobie z wszystkiego kończył jej życie podobnie jak życie jej rodziciela w dokładnie tym samym miejscu.
Nagle jednak bezwolna dotąd więźniarka wyrwała się, przywołała kruki i zmieniła w mężczyzn gotowych bronić jej do końca. Gawiedź natychmiast rozpierzchła się na wszystkie strony, a wiedźma zaczęła snuć zaklęcie.
Arina nie wahała się nawet chwili. Wyszarpnęła broń z pochwy i ruszyła prosto na Elisę. Mężczyźni byli tylko pionkami torującymi jej drogę do królowej, ale wiedźminka była pełna determinacji by do niej dotrzeć.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.
Eleanor jest offline