Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-04-2010, 22:32   #53
Armiel
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
Antoni widząc, jak jego kumple wyciągają „klamki” wydobył ze specjalnego olstra pod kurtką swojego obrzyna, którego nosił na „wyjątkowe” okazje. Bez wątpienia ta okazja była wyjątkowa.

Wściekłość, jaką poczuł po starcie przyjaciół z kryjówki, zastąpiła zimna, typowa dla Antoniego, furia. Właśnie w takim stanie mając kilkanaście lat poparzył twarz koleżce, który go zaczepiał „miotaczem płomieni” zrobionym z dezodorantu i zapalniczki. Właśnie w takim stanie, używając drutu kolczastego jako pejcza, pobił innego byczka z rodzinnej wsi pod remizą. Spokojny, skoncentrowany, zawzięty jak dziki rosomak. Każdy, kto znał Antoniego, wiedział że w takim stanie przeleje krew bez wyrzutów sumienia i bez wahania, nie dbając o swoje bezpieczeństwo ani życie.

Szedł powoli – z obrzynem w jednej ręce i maczetą w drugiej. Pozwolił by idący szybciej Rafał Król minął go na schodach klatki schodowej, która wyglądała jak luksusowy squad w którym sypiał w czasach jako bezdomny. Farba łuszczyła się jak należy, śmierdziało grzybem i wilgocią. Miło. Przytulnie. Sentymentalnie. Menelsko. Jak, kurwa, w czasach przed epidemią. Jak w rodzinnym domu w małopolskiej wsi.

Kiedy Antoni znalazł się w pobliżu studni prowadzącej do piwnic spojrzał na Jarka i syknął cicho:
- Obczaj dziurę, Jaro! Zajeb, jak ktoś wychyli z niej łeb.
Sam poszedł za Królem.

W pomieszczeniu z ludźmi uniósł broń, by rozwalić głowę pierwszemu, który nawinie się pod lufę. Lecz szybko opuścił ją, widząc w jakim stanie znajdują się ludzie.

- Pierdolona spiżarnia – pomyślał Antoni spoglądając jak Rafał uwalnia ludzi z więzów. – Zrobili tu sobie z nich pierdoloną spiżarnię.

Przez chwilę poczuł pieczenie w żołądku, kiedy pomyślał że mógł skończyć w ten sam sposób. Przypięty do rury. Czekając na degenerata, który miał zamiar go zeżreć. Kurwa! Z jednej strony chodzące trupy z dietą złożoną z „ludziny” z drugiej strony jeszcze takie wykurwiałe degeneruchy! Świat rzeczywiście się skończył!
Opuścił lufę obrzyna mierząc w podłogę i spojrzał na nowych ocalonych.

Antoni przyglądał się nieufnie wyswobodzonym „zapasikom”. Był nieufny względem obcych, a kiedy zważył że jeden z ocalonych kolesi nakłada "szmatki" straży miejskiej, rysy twarzy Antoniego jeszcze się zwęziły.
Przypomniał sobie, ile razy przed tym szaleństwem musiał spierdalać przed „SadoMachami” jak nazywali Strażników bezdomni. Przypomniał, jak chętnie te sukinsyny używały swoich pałek na nikomu nie wadzących kloszardów.

Kiedy jednak usłyszał, jak „strażnik” mamrocze pod nosem groźby pod adresem tych, przez których zginął Niemiec i Badyl Antoni znów przypomniał sobie, że ma dług do spłacenia.

Nigdy nie zabił człowieka. Żywego człowieka. Teraz jednak miał na to ogromną ochotę. O ile można było tych kanibali nazwać ludźmi.

Kiedy usłyszał wrzaski dochodzące z góry spojrzał na Strażaka.
Kilka miesięcy znajomości pozwoliło Rafałowi zrozumieć, że Antoni jest gotów do walki i tylko czeka na polecenie. W końcu to Król jest szefem. A szef to szef i już.
 
Armiel jest offline