Wielkie pomieszczenie, do którego zawitał w ślad za swoją czterokołową zdobyczą przypominało arenę, przynajmniej w wykonaniu durszlaka podrygiwującego na słusznych rozmiarów dziku. Tylko zbytnio końskim nawozem zajeżdżało. A więc stajnie.
Przez chwilę ork obserwował kojec dziczyzny in spe mając nadzieję na odrobinę rozrywki w postaci krwawej marmolady z goblina, jednak ten ostatni zdołał okiełznać stwora. Nieco zawiedziony Uthgor odwrócił się, szukając swojego mobila.
Do obserwującego pracę różnorasowych istot ubranych w skórzane fartuchy i usmarowanych niemiłosiernie chyba wszystkim, co nie schodzi ze skóry nawet po przejściu rwącego potoku w bród, ba! - nawet po pomniejszej powodzi, podszedł zielonoskóry zarządca tego cyrku. Musiał chyba spodziewać się dzielnego (a jakże) wojownika z Klanu Złamanego Kła, bo zdawał się rozpoznać przybysza. Wskazał za siebie na czyszczących i usuwających usterki mobila mechaników.
- Co chcesz mieć na tablicach? No, na rejestracji - wyjaśnił, wskazując Uthgorowi pieczołowicie czyszczone właśnie miejsce na przedzie pojazdu.
Przez chwilę ork patrzył nieco zdezorientowany. Po chwili dłubania w uchu brudnym paluchem zakończonym połamanym pazurem, za którym znajdowała się chyba tona ziemi, powiedział wyraźnie szczęśliwy:
- Tam być Uthgor żondzi. - Mechanik chyba nie łapał, wobec czego ork postanowił mu pokazać o co chodzi. W tym celu podszedł, a właściwie poczłapał do stołu, na którym leżały arkusze podłużnej, cienkiej blachy i umoczył paluch (ten sam zresztą) w naczyniu w czarną, oleistą farbą.
- U-T-H-G-O-R... Ż-O-N-D-Z-I... - przesylabizował, plując obficie śliną. Mechanik wpatrywał się wciąż niezrozumiale w coś, co z grubsza przypominało "uTHgA ruLEz", za to zielony ze złamanym kłem wydawał się wybitnie zadowolony ze swych talentów, co potwierdzał szeroko rozdziawioną w uśmiechu paszczą.
- A z tyłu? - zapytał nieco zduszonym głosem majster.
- "Srał was pies" - Uthgor wypalił bez zastanowienia, ani na jotę nie zmieniając szczęśliwego wyrazu pyska.
- Dobra, a na burcie? Jakiś konkretny pomysł na vinyl? To pytanie jeszcze bardziej zajęło ośrodek centralny orka. W końcu, po przynajmniej kilkuminutowej ciszy przerwanej tylko szuraniem plansz z różnymi wzorami nadruków (niekompletnie ubrane orczyce, czaszki elfów i takie tam), prezentowanych przez inżyniera, wojownik z Klanu Złamanych Kłów powiedział wreszcie (wyciągając z gęby usmarowany farbą paluch):
- O! Ten chcem! Mój ci on! - wskazywał na pomarańczowy balonik ze wstążeczką. Mechanik wybałuszył oczy z niedowierzaniem, ale zachowanie orka potwierdzało świadomy wybór. - I takie małe... fruwające... te, no... motylki! - wykrzyczał zachwycony. - Będzie wóz jak się patrzy, to jest "paczy".
- I pamiętać o bawole rogi - oczywiście pokazał, o co mu chodzi - O tu, z przodu.