Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2010, 01:37   #35
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Tropiciel nie lubił łączyć przyjemności z pracą. Nic dobrego nigdy z tego nie wynikało. Baba w podróży to nie zupełnie to, czego oczekiwał. Oczywiście mógł zaakceptować obwoźny zamtuz, ale do „zdyscyplinowanej” i „dyskretnej” drużyny mu to nie pasowała. Oczywiście to nie jego pieniądze i nie jego zmartwienie tylko paladyna. Tym bardziej, że to nawet jego wyprawa nie była. Helfdan nie byłby Helfdanem gdyby skrywał swoje poglądy pod płaszczykiem uprzejmości.

- Każdy wie, że babska nie potrafią trzymać jęzorów za zębami. Nic tylko kłapią i kłapią tymi jadaczkami chyba, że co w gębie mają! Marudził i sarkał raczej tak do wszystkich niż, do kogo konkretnego się zwracał. Rzecz jasna nie zjednywał tym sobie sympatii wojownicy, ale nie na tym mu zależało. Zaległości nadrobił, a i nawet jakiś zapasik sobie w Uran zgromadził. Chuć spała mocnym snem nasycenia. Może nie niczym niedźwiedź całą zimę przetrzyma, ale te parę dni do Podkosów to by chętnie bez dziewek spędził. - Nie moja to sprawa, ale z tego co słyszałem to jak idzie wyprawa wojenna to mądrzy dowódcy baby przeganiają. Bo to żołnierstwo nie myśli, o czym innym jak chędożeniu. Kłótni i swar z tego powodu co niemiara, a i o dyscyplinę trudno. Widać jednak nie wszędzie ta dyscyplina się sprawdza.

- Że też z tylu najemników mości paladyn babę postanowił nająć? No, kto by pomyślał… Zastanawiał się na głos dzieląc swoje myśli z kapłanem. Ten z pozoru jakby nie do końca dostrzegał zalety płynące z możliwości obcowania z tropicielem, bo dziwnie milczący był. Jeno pomrukując i przytakując od czasu do czasu na wyraźne zapytania. Helfdan jednak nie był w ciemię bity i wiedział, w czym rzecz. Nie miał żalu do Iulusa, iż ten dialog w monolog zmienia. Widać mądry był na tyle by wiedzę życiową z ust tropiciela od razu w pamięć sobie zapisywać i odpowiadać jak człowiek nie mógł. – Ciekaw wielce czy żoneczka wie, co tam na tych misjach paladyn nadziewa na swą kopię.

Humor go w przeciwieństwie do chuci nie opuszczał. Nawykły do niebezpieczeństwa i dziczy chętnie się wypuszczał i przepatrywał jakieś ślady. Czasem, co nawet ustrzelił do żarcia. O konia i ekwipunek dbał więcej niż to wymagane było. Być może mu tego brakowało… każdego ranka koniom podkowy posprawdzał, a wieczorem do porządku je doprowadził. Broń naoliwioną trzymał, strzały przeglądał nawet o świeżą wodę w bukłaku się troszczył.


Rzecz oczywista przyrodzenie też maścią od Meyai podleczyć koniecznie trzeba było, bo te jarczmarczne babska to nie raz i nie dwa o mydle nie słyszały (a i byle komu dają). Jednak znać było kunszt wielki tej dziewki w przygotowywaniu medykamentów, bo swędzenie minęło jak ręką odjął już pierwszego dnia stosowania. Dziwnym trafem nieco owłosienie się przerzedziło, ale to w niczym nie szkodziło… chyba. Zatem flakon z maścią na „wszystko zło tego świata” dobrze ukrył tak, aby się nie stracił.

Niby chłop nie do poznania, a jednak tu sprośna uwaga tam wesoła piosenka. Oczywiście nie popuścił elfowi jak ten się cichaczem wymykał. Nie pytał, co go tak w krzaki gna bo pewnikiem nie potrzeba typowa z jedzeniem związana. Takie pakunki niósł, że mógłby z nich wszystkich chyba latrynę postawić. Rzyci mu się nie chciało ruszyć, aby ciekawość zaspokoić tedy tylko to stosownie skomentował.

- Jakiś taki struty cały jarmark chodził pewnikiem nic nie wychędożył. Teraz to tam idzie sam na fleciku pograć jak to bardy mają w zwyczaju. Po ichniejszemu wenę łapią lub instrument dostrajają Z dezaprobatą i zupełnym brakiem zrozumienia popatrzył w miejsce gdzie jakiś czas temu zniknął elf. Choć w jego głosie słychać było zatroskanie – Byle, aby temu biednemu ptaszkowi niczego nie zrobił złego. Już i tak go ciąga ze sobą choćby i do wychodka lazł. A ten już tak smętnie zerka i jakiej swobody wygląda. Coś by sobie tam pewnie przygruchało stworzenie po bożemu. Objawiła się w nim dziwna zwierzęca empatia - Eh skaranie z tymi elfami widziałem ja tam psy po wsiach, co to więcej luzu na łańcuchu mają niż ten jastrząb.

Tropów nie przeoczyli, bo i trudno by było. Ślady może i były tej szóstki, a może innej. Czort to raczył wiedzieć… jemu podobnie jak paladynowi do Podkosów było po drodze, bo tam miał sprawę. Towarzyszom nie rzekł, jaką ma robotę – wymawiał się „dyskrecją”, bo podobno w cenie tera jest. Przynajmniej tak słyszał na Jarmarku. W każdym bądź razie jak to mawiał sprawę we wsi ma, ale problemów z tym nie będzie. Przebąkiwał też, że jakiś ludzi ma znaleźć, co to będą mieli inne zadanie, ale sam dokładnie nie wiedział kogo i do czego szuka. Kac go męczył wtedy i wszystkiego nie spamiętał, co mu wtedy gadano albo na jakie cycki się zapatrzył za bardzo. Widać tak miało być.

Podróż do uciążliwych nie należała. Okolica bezpieczna, mało uczęszczana droga zarówno przez podróżnych jak i banitów. Póki, co cisza i spokój. Jeno nastrój sielanki wszelkiego rodzaju skrzydlate kurwiszony psuły. Jakoś półelfa nie kąsały, ale do pasji go doprowadzało bzyczenie… nic tylko cholerne bzzzzz, bzzzzzzz, bzzzzzzzzzz, Do głowy można było dostać. Już nawet jakieś zielska w ogień rzucał co to podobno je odstraszały jeno na chwil parę to starczało. Jak się okazało to był jeno problem pierwszej nocy, bo już drugiej nie tylko takie dziadostwa od rzeki nadchodziły.

 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 23-04-2010 o 02:08.
baltazar jest offline