Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2010, 08:29   #206
hollyorc
 
hollyorc's Avatar
 
Reputacja: 1 hollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputacjęhollyorc ma wspaniałą reputację
Wieczór upływał Wam na czymś co można by określić mianem przyjemności. Alkohol lał się wiadrami (dosłownie), jadła było w bród. Czego można by chcieć więcej? Zasadniczo może jakiegoś drow’a. który chciał by się poddać biczowaniu. Ten ostatni niestety się nie znalazł. Heinrich długo i cierpliwie odpowiadał na Wasze pytania. Widać było że zleży mu na tym abyście mieli ogólny obraz sytuacji. A ten przestawiał się następująco.

Mag będąc na usługach wywiadu Morkoth stwierdził, iż ma dość współpracy. Zawinął się zabrał ze sobą wszelkie owoce swej pracy, wszelkie notatki z tego nad czym pracował i oddalił się w świat. Fakt iż był on bardziej zaawansowany w magii teleportacyjnej oraz magii bitewnej niż Ekron, powodował że Szary ork nie ryzykował bezpośredniego starcia. To mogło by okazać się skutecznie ale wcale takim nie musiało być. Poza tym po co ryzykować wiernych i wartościowych współpracowników, skoro ma się pod ręką bandę dzikich i zielonych rębajłów. Owszem istniało spore ryzyko, że rębajli nie podołają, że dadzą się rozsmarować po ścianach, ale ryzyko było warte podjęcia.

Tych ostatnich rewelacji oczywiście nikt Wam nie przekazał, jednak Wasz zielony intelekt i wrodzone zdolności do unikania sytuacji dwuznacznych zapalały czerwone lampki w Waszych głowach. Druga strona medalu wyglądała następująco. Ork płacił, płacił nad wyraz dobrze. Owszem ryzyko było spore, ale zakładając, że uda się przeżyć jedną lub dwie takie przygody a będzie się ustawionym do końca życia… a kto wie, może i pisklaki będą.

Na razie jednak nie to było najważniejsze. Istotne było to co było na stole, to aby napełnić własne żołądki, wypić, przepić i zapić to co zapić się nie dało… a na koniec paść pod stół podśpiewując jeszcze znane powszechnie „Przepijemy naszej Babci domek cały…”

Naraz to w mniej więcej centralnej części karczmy pojawił się pewien jegomość. Dzierżył on lutnie, był człekiem (co można było wywnioskować na pierwszy rzut przepitego oka) i wyraźnie zamierzał rozbawić otoczenie. Jego rysy twarzy były łagodne, blond długie włosy spływały po ramionach niczym …zielone przy drogach wierzby, lub topole, co niby płaczki przy grobowym dole, biły czołem, długimi kręciły ramiony… rozpuszczając na wiatry warkocz posrebrzony. Jego palce zatańczyły na strunach lutni i wydobyły zeń dźwięki. Jego głos zabrzmiał donośnie w karczmie następującymi słowy:
YouTube - Szanta - Morskie Opowiesci (Dobra wersja)

Towarzystwo wokoło zdawało się być szczerze ubawione tym co bard wyśpiewywał. W miarę wypitego morza alkoholu rodziły się coraz to nowe zwrotki pieśni, coraz to kolejni zbrojni występowali na środek karczmy by przedstawić twory swych zapijaczonych mózgów. I tak słuchaliście treści typu:

„Pewien raz na korytarzu
pirat marynarza gwałcił
czy go zgwałcił, czy nie zgwałcił
odbyt mu zniekształcił.”

Jednym słowem ubaw po pachy…

***

Sashivei
Podjęłaś decyzję. Zdecydowałaś się opuścić Niedźwiadka. Klamka zapadła. Zamierzałaś pozostać tu tak długo, jak będzie trzeba i ani minuty dłużej. Jasnym było że potrzeba Ci takich rzeczy jak dobry koń czy prowiant. O dziwo nikt nie robił Ci z tym problemu. Oczywiście od chwili, gdy zdecydowałaś się opuścić kompanię, musiałaś absolutnie za wszystko płacić, jednak nikt, absolutnie nikt nie spojrzał na Ciebie krzywo, czy nie daj Palladine nie robił Ci jakiś wyrzutów.
Gdy wracałaś do karczmy, po skorzystać z okazji i przespać się w prawdziwym łóżku, drogę zastąpił Ci Szary Ork. Był spokojny i zdawał się badawczo Ci przyglądać. Po kilku chwilach w czasie, których taksował Cię odezwał się spokojnie.
- Czy jest coś, co mogę zrobić, abyś jednak zdecydowała się podążyć z tą kompanią?
Miałaś świadomość, że to wyciągnięta do Ciebie ręka. Zapewne po raz ostatni. Ork proponował Ci ponownie wzięcie udziału w jego planach. Pytanie czy zamierzałaś go słuchać. Tak jak reszcie ork był gotowy odpowiedzieć na zadania pytania. Jak już wiedziałaś płacił dobrze… pytanie jednak było zasadnicze. Czy zamierzałaś kontynuować przygodę w takim towarzystwie?

Wszyscy
Ranek zastał Was w bardzo różnych miejscach i różnych pozycjach. Znaczna część z Was obudziła się w głównej izbie karczmy, w pozycjach takich, w jakich sen przerwał Wam zabawę. J’Ram bezczelnie obmacywał pustawą już beczkę, Zank skulony spał pod stołem… z przytulonym do niego Utgorem, Silas gdzieś nieopodal zasnął na stołku (bujając się cały czas w rytmie chrapnięć), Zil’Jen natomiast gdzieś przy barze zasnął z nałożonymi na oczy denkami od szklanek. Przebudzenie okazało się tyleż bolesne co i zatrważające gdy trol odkrył nowy wymiar widziany przez denka szkiełek. Keeshe, zachowując resztki godności, w kluczowym momencie przeniosła się do swego pokoju, gdzie zapewne przez długie godziny walczyła z „helikopterem” w głowie. Rano jednak nie było jej wśród Was. Nie było też Takiego oraz Ghardula.
Jak szybko udało Wam się skapować, jakaś przezorna istota, pozostawiła na środku karczmy balię czystej wody….

Gdy ugasiliście pragnienie, dokonaliście niezbędnych czynności pielęgnacyjnych (typu zamoczenie dzioba w zimnej wodzie… i dlaczego ona jest tak mało zimna?) do waszych uszu doszedł odgłos silnika pracującego na wolnych obrotach.
Wyszliście na zewnątrz. Tam stał pojazd, który Uthor w dniu poprzednim tak skrzętnie zawłaszczył. Poznaliście, że to ten pojazd ze względu na ogólny zarys kształtów, jednak to co ukazało się Waszym oczkom nie było dokładnie tym samym pojazdem. Dotychczasowe szprychowe koła zosłały zastąpione innymi, jakby bardziej błyszczącymi? Kolor furmanki został zmieniony z „drzewno brązowego” na coś co mieniło się kolorystycznie od zieleni do błękitu. Okna zostały przyciemnione, na siedzenie został naciągnięty welur... gdzieś z tyłu dołożono jakąś lotkę... a waszych uszu nie doszło jakieś tam powarkiwanie, a rasowy, basowy wydech. Nie to było jednak najbardziej zadziwiające. Wehikuł mieniący się teraz kolorami tęczy, błyszczący niczym psu jajca na wiosnę... posiadał ponaklejane wszędzie motylki i jeden, centralnie umieszczony balonik. Na masce założone bawole rogi... słowem fura jak się paczy...
Za Waszymi plecami ukazała się postać Szarego Orka. Miał on zwyczaj pokazywać się w chwilach najmniej oczekiwanych. Spojrzał na Twórczość Uthgora i uśmiechnął się.
- Z tego co mi mówił Majster, masz tam teraz jakieś dwieście pięćdziesiąt kucy. Nie macie wszyscy tyle palcy więc możesz mi wierzyć, że będziesz zadowolony. Ork ostatnie zdanie skierował do drużynowego szafarza.- Pani podporucznik! Tu są mapy, oraz Wasze zamówione zabawki. Liny, haki, oraz to co zamówił Vogel jest na wozie. Jeśli czegoś jeszcze potrzebujecie to migiem do magazynu. Wezwany przez Heinricha ork cisnął na jeden z stolików ogrodowych pokaźnych rozmiarów pakunek. Zawiniątko otworzyło się i Waszym oczkom ukazały się wszelakiego rodzaju zabawki. Trzeba było przyznać, że mieliście bujną wyobraźnię. Czego tam nie było? Była jakaś kula z kolcami (ale bez drzewca), były jakieś pokręcone ostrza, był tasak (jakby Ghardula, ale jakby w innym kolorze), była dziwnie wyglądająca rękawica... był jakiś medalion z porożem i dużo więcej...
Szary ork głośno wciągnął powietrze.
- Te zabawki kosztowały mnie majątek. Mam nadzieję, że to doceniacie. A teraz pakujcie się do tego wozu i zabierajcie się z Niedźwiadka. Wasza obecność nie jest mi aż tak miła. Bez tego maga nie wracajcie.

Zapakowaliście się do wozu. Zauważyliście, że nie było z Wami Takiego, ale jakiś nikt nie miał specjalnie siły cokolwiek na ten temat powiedzieć. Uthgor zajął miejsce za starami wozu, otrzymał jeszcze jakiś kartonik z informacją że to są dokumenty wozu oraz jego nowe prawo wożenia się. Następnie Wasze uszy zaatakowało stadko koni mechanicznych, a Wasze żołądki delikatne przeciążenia. Miło może nie było, ale ruszyliście.


Sashivei
Stanęłaś na rozdrożu. Z jednej strony mogłaś dosiąść swojej kobyłki i pojechać za tą zieloną bandą (tak jak dwa ziomka podskakująca na raptorze), albo podążyć w stronę przeciwną, gdzie czekał na Ciebie szlat. Wybór należał tylko i wyłącznie do Ciebie.

***
Umiejętności Uthgora pozostawiały sporo do życzenia. Ork sterował wozem z coraz to większą wprawą, jednak nie raz i nie dwa wykonywał manewry tak, że kiszki podskakiwały wam do gardeł. Trzeba było jednak przyznać, że ork posiadł najbardziej rozwinięte umiejętności kierowania tym pojazdem... i rozwijał je z każdym pokonywanym bokiem zakrętem.
I tak właśnie gdy „slide'em” wypadliście kolejnego zakrętu, gdy silnik wył na wysokich obrotach po redukcji, gdy Wasz szafer wykrzykiwał kolejne okrzyki ku chwale bogów prędkości... Waszym oczom ukazał się oddział Rycerski.
Był to zdecydowanie teren dzikich ziem, więc Wasza obecność nie powinna ich tu nikogo dziwić. Orki też ostatnio zdawały się poddawać wpływowi techniki, więc widok zielonoskórego za sterami nie był aż tak zaskakujący...
Oddział był jednak wyraźnie zaskoczony.
Rycerze w ilości co najmniej dziesięciu, złamali szybko szyk i zagrodzili Wam drogę.

Uthgor
Miałeś świadomość, że Twoja nowa zabawka ma potencjał. Miałeś jednak również świadomość, że nie dasz rady przebić się przez oddział. Nacisnąłeś hamulec i delikatnie zatrzymałeś furę.

Wszyscy
Do burty zatrzymanego pojazdu podjechał jeden z rycerzy. Kilku innych zdawało się raczej nie ruszać z miejsca. To spotkanie było nie wsmak tak Wam jak i im. Rycerz podjechał do Was i uraczył szafera standardową formułką.
- Dzień dobry. Kontrola drogowa. Proszę o przygotowanie dokumentów wozu, oraz prawa jazdy.... Rycerz spojrzał w przekrwione oczy orka i pociągną nosem. - Czy ja czuję alkohol?
 
__________________
Tablety mają moc obliczeniową niewiele większą od kalkulatora. Do pracy z waszymi pancerzykami potrzebuję czegoś więcej niż liczydła. Co może mam je programować młotkiem zrobionym z kawałka krzemienia?
~ Gargamel. Pieśń przed bitwą.
hollyorc jest offline