Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-04-2010, 11:32   #407
Keth
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil opadł na deski podłogi jęcząc z bólu. Cisza zapadła w gospodzie, jedynie trzask polan w kominku zdawał się ją przerywać, lecz po chwili i on przygasł i zamikł. Ciemniej się zrobiło i duszniej jakby. Twarze gości w dziwacznie przygaszonym świetle zdawały się być blade i pozbawione życia. ŁUP! Wszyscy skrzywili się słysząc ten dźwięk. Jeszcze ciemniej się zrobiło, powietrze stało się zimne i zarazem ciężkie jakby wprost z wnętrza grobowca. ŁUP! Z sykiem zgasł ogień w palenisku, od zupełnej ciemności broniły ich jedynie wątłe płomyki świec. Oblicza biesiadników powykrzywiane w paskudnych grymasach zaczęły złowrogo łypać na Szramę i resztę drużyny. ŁUP! Między odmienionymi gośćmi pojawiła się zamaskowana sylwetka...

***

Postać wyłoniła się zza Szramy pociągając go silnie za ramię do tyłu, tak że ten omal się nie przewrócił, po czym stając mu na drodze do niepodnoszącym się jeszcze z drewnianej podłogi i nadal zaskoczonego wszystkim, Orendilem. Znajdując się w cieniu pomiędzy olejnymi lampami Rozbrykanego Kucyka, oraz skrywając twarz pod czarnym kapturem utrudniała wszystkim przyjrzenie się swojemu obliczu. Ciemny kaftan, bure bryczesy, a sama postać szczuplejsza choć wyższa od samego Szramy.


Postać gestem ręki powstrzymała Butterbura i jeszcze paru, którzy mniej, lub bardziej skwapliwie ruszali wesprzeć oberżystę w eksmisji napastnika Orendila, po czy zwróciła się w stronę samego winnego. W karczmie zaległa cisza, jakby wszyscy wyczekiwali aż postać powie coś , lub zrobi. Przez parę długich momentów nic jednak takiego nie następowało. Za to na zewnątrz karczmy dało się słyszeć przeciągłe rżenie. Z początku zwyczajne i niecierpliwe, ale potem robiło się coraz bardziej przeciągłe i wręcz zawodzące. Pełne złego żalu i żądzy wymierzenia sprawiedliwości.
- Szramo...
Postać uniosła odrobinę głowę, by spojrzeć na mężczyznę. A spojrzenie to było stalowe niczym brzytwa i bezwzględne niczym wyrok, który Szrama usłyszał tak dawno temu.


Teraz już przynajmniej część biesiadników nie miała wątpliwości co do tożsamości nieznajomego.
- Pamiętasz mnie Szramo? Ty, który z taką łatwością lawirujesz między towarzyszami, trzymając z silniejszymi, a zostawiając potrzebujących na łasce i niełasce wroga? Ty który uratowawszy mi życie u brodu Bruinen, rzuciłeś je góralom, by ratować własne?
- A ty piękna strażniczko? - odwrócił nagle głowę do Narfin – Cios łaski to tak wiele? Oszczędzić towarzyszowi cierpień i schwytania przez nieprzyjaciela gdy odwagi na pomoc braknie... Oczywiście, że wiele – parsknął smutno, po czym uśmiechnął się okrutnie - Bratu przecież też go nie okazałaś...
Teraz mężczyzna całkiem odrzucił kaptur z płowych włosów, które w paru miejscach posiwiały od momentu gdy widzieli go po raz ostatni. W intuicyjnie tylko widocznym cieniu twarzy, malował się nieustający ból.
- A jednak po tym jak wbiłem nóż w szyję mojej ukochanej przyjaciółki i koszmarze bestialskich tortur, który nastąpiły później, a które wracają przed moje oczy ilekroć je zamknę, na sam koniec... oszczędzono mnie.
Omiótł całe otaczające go towarzystwo uważnym spojrzeniem.
- Bym słowem i stalą dał świadectwo waszej zdrady! - To rzekłszy szybkim ruchem chwycił spoczywającą do tej pory na jego plecach piękną glewię i zamachnął nią niezwykle zręcznie wokół siebie i Orendila powodując, że wszyscy w zasięgu dwóch metrów, łącznie ze Szramą i Manfennasem musieli uskoczyć do tyłu. Parę płomieni lamp zamigotało od podmuchu, a rżenie na zewnątrz umilkło. W oczach mężczyzny nie było wahania, ani strachu. Tylko zdecydowanie i nieugięta wola podjęcia nierównej walki, jakiej nie powstydził by się sam Eorl.
- Żmija sączy plugawość w wasze serca, a wy się jej poddajecie łaknąc krwi własnych druhów! - warknął do Teliamoka i sokolnika – Oni – wskazał na strażniczkę i Szramę – przelali już bratnią krew. Wy... zaklinam was byście się opamiętali póki to możliwe. Inaczej zginiecie. Wy, albo ja. Nie ma innej drogi.

***

ŁUP!!
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 26-04-2010 o 12:22.
Keth jest offline