- Mmm... yhhh... nie przestawać... - mruknął w półśnie, gdy po pokrytym szczeciną policzku posmyrała go końcówka ucha Zanka. Jednak przestraszone piśnięcie i ucieczka na czworakach właściciela ucha przywróciło nieco skacowaną świadomość wielkiemu orkowi ze złamanym kłem. Zresztą zaraz, gdy durszklakogłowy umknął, ork stracił podparcie i przywitał się z zarzyganą i zaszczaną zapewnie podłogą. Plasnęło.
- Kłać siem dzifko!... - skarga wymknęła się z zalegającej w odpadkach zielonej gęby.
- Szeeeerzej noooogi! - Uthgor ziewnął prezentując pokaźne i równie zaniedbane zębiska, po czym przeciągnął się z ciężkim westchnięciem.
Nadszedł czas na zabawę.
* * *
Okazało się, że Uthgor miał ciężką nogę. Równie ciężko myślał, ale to właśnie jego sposób prowadzenia przyprawiał o mdłości całą zgromadzoną na pace ferajnę. Natomiast ork-drajwer miał ubaw po pachy, co dało się wyczuć w specyficznym kwaśnym zapachu dobiegającym za każdym razem, gdy unosił ramiona w zachwycie. Nie było to nic nadzwyczajnego dla zielonoskórych, jednak inne rasy miały pewnie odmienne zdanie na temat higieny i wynikających z niej aromatów. Ale który szanujący się ork, a szczególnie taki dzielny i w ogóle wspaniały jak Uthgor zwracałby na to uwagę. Dla nich miał właśnie napis na tylnych blachach.
A propos blach - właśnie kilka z nich zastąpiła im drogę na swoich kucach.
Kiedy jedna z nich rzuciła hasło o kontroli drogowej, przez mało skomplikowany umysł szafarza przemknęło zdziwione i chyba nie do końca będące własnością zielonoskórego:
"Gliny?"
Fakt, obecność patrolu drogowego mogła zdziwić nawet demona.
- Czy ja czuję alkohol?
Pytanie proste, jednak odpowiedzi było mnóstwo... za to żadna dobra. Bies siedzący w ograniczonej przestrzeni zakutego łba opętanego orka próbował przejąć inicjatywę, jak zwykle, gdy noszącemu go ciału zagrażało jakieś niebezpieczeństwo.
"Kiwaj, że nie!" - Uthgor pokiwał potakująco.
"Mówiłem NIE!!!" - ork zrozumiał, więc zaczął kręcić głową na boki.
"Teraz na Japończyka." - zdumiona mina orka musiała zbić z pantałyku rycerza, bo zaczął rozglądać się na boki.
- Yyy... Japo-co? - wybełkotał szafarz.
"Na Japończyka. Po prostu gadaj bzdury jak mało który, najlepiej nie po ludzku i nie po orkowemu. Tak, jak wtedy, gdy jesteś uwalony. Przecież nie mają chyba ze sobą tłumacza, a na posterunek daleko. Dadzą sobie spokój i was puszczą. W moich stronach zawsze działa... GADAJ, mówię!"
Z pyska orka wypłynęła struga stęknięć, chrząknięć i innego gardłowego mamrotania nieprzypominająca żadnego języka używanego przez ludy w Dzikich Ziemiach. Może z wyjątkiem stad wędrownych bawołów.
Jednakże krnąbrny nosiciel postanowił zagłuszyć przepływ myśli diabła i głos rozsądku, co przyszło mu, jak zwykle zresztą, całkiem łatwo. Sięgnął za pazuchę i wydobył pomięty nieco karteluszek otrzymany od szarego orka. Wyciągnął go przed siebie pokazując puszce - oczywiście do góry nogami.
- Uthgor szafarz - powiedział dumnie.
- Alkohlol? - zdziwił się, prawie szczerze, kwestionując podejrzenia mundurowego.
- Nieee... Chyba, że... - tu spojrzał gniewnie na Zanka
- Pić coś, mały? Mówić, że nie... - obrócił się ponownie do rycerza i wzruszył ramionami jakby przepraszając, że nie może mu pomóc.
- My jechać tam - wskazał przed siebie.
- My być jeżdżonce trupy. - Rycerz zmrużył podejrzliwie brwi.
- Znaczy jeżdżonca trup-a. My wystempować na odpust. Tak. O, ten tu siem wyszczeliwuje z armata. - pokazał na Zanka
- Ma taki speczjalny chełm i nic mu nie być jak w ściana walnąć, hehe... - zarechotał i dla potwierdzenia prawdziwości słów walnął Zanka opancerzoną pięścią w łeb. Zignorował pisk i wywracanie oczami tego ostatniego, a także wgłębienie na nakryciu głowy.
- Tamten - pokazał na szamana
- to Tańczoncy z wilkami. Tylko wilk mu siem zapodział. - wyjaśnił.
- Ale za to jak zacznie, skubany, tańcować, to ho ho! - W tego brzydkiego ludziska rzucajom zgniłkami, heheh - wskazał leśnego trolla.
- A tego bladego - pokazał kolejnego orka w drużynie
- naparzajom takimi kijami z wypchanymi szmatami workami na końcach. Jak go pierdyknom w bebecha, to zara koloru nabiera. Tylko czemu czerwonego, a nie zielonego? - zastanowił się głośno.
- Nieważne... - machnął ręką.
- Tamte dwie jaszczurki to być konie, tylko takie z łuskami i bez kopytów - wyjaśnił pokrętnie.
- Tera jedna odpoczywa, a na drugiej jednej jeździ przypalona elfowa tancerka hula. - Przerwał na chwilę i spojrzał badawczo na rycerza.
- Jak chcieć, to ona móc siem zaprezentować. - E! Niunia! Cho no podylać deczko dla naszych oficjerów. - zawołał do świeżo mianowanej tancerki egzotycznej, puszczając do niej swoje kaprawe i przekrwione oko.