Tupik wrócił do towarzyszy i zrelacjonował pospiesznie zastaną w komnacie, sytuację. Nie było na co czekać, należało działać. Plan kislevity wydawał się w miarę sensowny. Na nic innego nie mieli teraz czasu. Wycofywali się w kierunku pobojowiska, oświetlając sobie drogę zawiniętą w jakąś szmatę, latarnią. Przeszli przez antyczne, częściowo zalane pole walki i weszli w jeden z korytarzy. Przy rozwidleniu zatrzymali się i Liev przedstawił dalszy plan działania.
- Taktycznie myślisz, niczym generał von Tond. Jeno jemu taktyczne myślenie na nic się nie przydało, gdy utonął w jakiejś bezimiennej rzeczce, trafiony orkową szypą - stwierdził krasnolud i zaśmiał się. Potem poprawił rzemienie tarczy i pogładził żeleźce topora. - No Tupik, druhu. Przygotuj no te swoje bombeczki. Zabawimy się.
Weszli w odnogę, a Bazanov poszedł dalej, głównym korytarzem. Zatrzymał się po kilkunastu krokach, w całkowitych ciemnościach. Z pleców ściągnął łuk i na cięciwę założył strzałę. Czekał aż w korytarzu coś lub ktoś się pojawi. Miał nadzieję, że kultyści będą mieć jakieś źródło światła, inaczej będzie ciężko.
- Jak on to mówił? - spytał Caleb, gdy przykucnęli w ciemnościach i wilgoci korytarza, oczekując na rozwój wypadków. - Zagwizda i wtedy ruszymy do ataku. Byleby tylko ten piesek nie był zbyt wytresowany i nie zareagował na gwizdy. Jak się pojawią to ciskaj w nich, czym możesz. Potem chowaj się za mną. Ja uderzę na nich klasycznie, po krasnoludzku. Z okrzykiem dumy na ustach zaszarżuję na tą bestię. Wówczas jak byś mogł nieco sponiewierać ludzików, dobrze?
Więcej nie mogli rozmawiać, gdyż gdzieś z korytarzy niósł się odgłos chlupotania i niskie, basowe warczenie. Dźwięki przybliżały się z każdą chwilą. W końcu pojawiła się i poświata. Kultyści nieśli pochodnię, której migotliwe światło odbijało się w mokrych ścianach i wodzie stojącej na dnie korytarza. Zatrzymali się niemal dokładnie na rozwidleniu. Caleb i niziołek nie widzieli ich a dla Lva byli sylwetkami na tle płonącej żagwi. Podniósł łuk do strzału i naciągnął cięciwę. Łęczysko skrzypnęło cicho. Bestia stojąca dotąd w bezruchu i uważnie węsząca, zaryczała i skoczyła w kierunku, z którego usłyszała dziwny odgłos. Jej oczy płonęły czerwienią w ciemności. Dwa pędzące na spotkanie kislevity punkciki. Obaj mężczyźni otrząsnęli się po nagłym wybuchu ogara i szybko ruszyli za nim. Jeden z nich dzierżył w ręku pałkę, drugi trzymał miecz. |