Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2010, 04:48   #90
Noraku
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Samotny podróżnik jeszcze raz przeczytał trzymany w ręku list i spojrzał na bramy miasta Rosenberg. Widać było po nim zmęczenie spowodowane długą podróżą. Jego strój został już dawno zaimpregnowany przez kurz, a on sam nie wyglądał dużo lepiej. Brązowy kapelusz opadł do tyłu, ukazując dość długie bo do ramion, jasnobrązowe nieuczesane włosy i szare, przenikliwe oczy. Podróżnik przyłożył manierkę do spękanych warg i opróżnił ją do czysta. Nie musiał teraz dbać o zapasy.

Znalezienie przyjaciela w nowym mieście nie należało do łatwych rzeczy. Tym bardziej z jego aparycją. Był raczej niskim mężczyzną ( 160 cm), ale miecz noszony u pasa i zadziorna twarz odstraszała od niego zwykłych ludzi. Nie mógł też wałęsać się po mieście pytając o „Profesora” bo było to zbyt ryzykowne. Musiał więc być niezwykle ostrożny i czujny. W końcu ktoś jednak rozpoznał imię i nawet nazwał go dobrze znanym pseudonimem to dobrze świadczyło. „Przyjdź wieczorem do Kuźni” brzmiało zaproszenie. To oznaczało, że miał jeszcze trochę czasu. Postanowił go poświęcić na poszwędanie się trochę po mieście by mieć jako takie rozeznanie w uliczkach.

Kiedy nadszedł czas spotkania, znalazł się na ulicy przy karczmie. A tam, jak to w karczmie najczęściej bywa, rozróba. Jako, że Klaus nie miał dużej ochoty by na wstępie zebrać kilka siniaków albo narobić sobie wrogów, postanowił poczekać. Oparł się o mur w jednym z zaułków, tak by móc ze spokojem obserwować wydarzenia w budynku. Nie należał do mistrzów ukrywania się, ale niezbyt spostrzegawczy przechodzień mógł go nie zauważyć. Podróżnik powrócił do rozmyślań nad ostatnimi wydarzeniami w którymi brał udział, ostatnim spotkaniu z Heinrichem, początkiem ich przyjaźni i nad tym o co mogło mu chodzić, gdy zapraszał go do tej zapyziałej dziury Imperium, jak lubił nazywać ościenne królestwa. Jedyne co było dziwne to dym wydobywający się z budynku karczmy.
Czyżby zwykła bijatyka przerodziła się w coś więcej? Profesorek zawsze potrafił sobie znaleźć odpowiednie lokum na spotkania, nie ma co
Kiedy wszystko już ucichło a ostatni goście opuścili lokum, z własnej woli albo i nie. Wynurzył się z cienia i ruszył w kierunku drzwi. Omal nie zderzył się w nich z inną osobą, która najwyraźniej miała inny zamiar. Zauważył, że była to kobieta, więc ukłonił się jej delikatnie, puszczając ją przodem.
Nie ma to jak kultura, kurwa” powiedział do siebie uśmiechając się. Szybko jednak ten uśmiech zszedł mu z twarzy, gdy odkrył, że dziewczyna idzie dokładnie w to samo miejsce co on.
Śledzi mnie czy wybiera się do Profesora bez zaproszenia?
Odruchowo przesunął dłoń bliżej klingi, by mógł ja szybciej wyszarpnąć. Było to przyzwyczajenie gdyż potrafił dzięki swojemu refleksowi wyciągnąć ostrze w trymiga. Przez to zaaferowanie się nieznajomą, nie dostrzegł zniszczeń jakich zaznała gospoda. Dopiero kiedy spostrzegł Heinricha, a ten zaprosił ich oboje do stołu uspokoił się i mógł rozejrzeć po spalonej oberży. Wyglądało to nie za bardzo i musiała się tutaj wydarzyć nie licha bitka albo przeszedł huragan albo po prostu rutynowy efekt niektórych z działalności Profesorka. Niedaleko obok niego stał groźnie wyglądający krasnolud, który chyba oberwał od kogoś po nosie co skłaniało się ku trzeciej opcji. Mniejsza jednak o to. Przy stole było zdecydowanie za dużo ludzi. Spodziewał się rozmowy z Heinrichem w cztery oczy a tutaj jakiś niziołek, wspomniany krasnolud i ta kobieta. Dodatkowo rozmawiała sobie z Profesorem jak gdyby nigdy nic. Sam postanowił na razie milczeć i obserwował wszystko dookoła. Nie należał do ludzi ufnych i w sumie sam czasem sobie się dziwił, że darzył Wolfburga takim zaufaniem, ale na szczęście, jego albo Klausa, na razie nie zostało ono nadwyrężone.
Ah, a więc to kolejna z jego pracownic na zlecenie. Ciekawe, ciekawe. Nie zamieniłem z nim jeszcze słowa a już dowiedziałem się wielu interesujących rzeczy” – podsumował mężczyzna i wypił kilka łyków kiepskiego, acz nie najgorszego wina. Kiedy Profesor zwrócił się do niego tylko uniósł wzruszył barkami i dalej patrzył na krzątającego się karczmarza. Jakby tego było mało, a można zaryzykować stwierdzenie, że dzień obfitował już w sporą dawkę doznań, jeszcze jeden mężczyzna wbiegł do sali i oznajmił, że ktoś uciekł.
Jeńcy wojenni?” zachichotał Klaus, kiedy po kolei poszczególne postacie wybiegały z sali za krasnoludem. Ostatnia była kobieta, o imieniu Ingrid. Powiódł za nią wzrokiem i poczuł mrowienie w okolicy lędźwi. Tak dawno…
Nie mniej jednak zostali teraz sam z Profesorem, przy stoliku jak gdyby nigdy nic się nie stało. Odwrócił się powoli i przyłożył kielich do ust. Rozkoszował się tą odrobiną spokoju, bo przeczuwał, że szybko jej nie zaświadczy.
- Najmitka,eh? – zagadnął od niechcenia swojego przyjaciela.
-Sam wiesz jak jest o porządnych ludzi trudno. A Ingrid to naprawdę solidna firma. Pracowała już dla mnie nie raz. Sądzę że będzie bardzo przydatnym członkiem naszego towarzystwa. – Odparł Heinrich -Mam nadzieję że ty również przyjmujesz moją propozycję skoro już tu przyjechałeś?
Propozycję? Gra warta świeczki, ale miałem czas wymyślić i swoje pomysły
Klaus uważnie przyjrzał się wyrazowi twarzy jego towarzysza i znowu upił łyka.
- Heinrich, przecież mnie znasz. Nie lubię siedzieć w jednym miejscu zbyt długo. - Oparł się wygodnie na krześle i rozprostował nogi. - Jednak jako, że ostatnio Imperium stało się trochę niebezpiecznym dla mnie miejscem, to taka wyprawa na rubieża może być ciekawa.
Nagle przechylił się do przodu i odłożył pusty kielich. Uśmiechnął się szeroko i zapytał pogodnym głosem:
- Jaką masz dla mnie robotę?
- Zwyczajną, jak dla ciebie oczywiście.-odparł równie pogodnie Heinrich.
- Chciałbym póki co mieć cię pod ręką i do dyspozycji. Twoich talentów użyje tam gdzie będą akurat potrzebne. Bo poza handlem proszkiem. Który na pewno za kilka tygodni gdy się rozkręci zacznie i być ryzykowny. Bo każdy będzie chciał położyć łapę na interesie czyli na mnie. Jeśli chodzi o konkrety to oczywiście ściąganie długów, wymuszenia, ochrona i usuwanie niewygodnych ludzi. Czyli jak już mówiłem nic co by cię zaskoczyło przyjacielu.
Profesor oczywiście po chwili dodał:
-To stałe zlecenie i pracujesz w tym czasie naturalnie dla mnie tylko i wyłącznie. Musisz też wiedzieć że być może będą próbowali cię przekupić. Z tym że pamiętaj to księstwa graniczne. Kasa dostaniesz raz albo w ogóle potem wiadomo wyprawa w nieznane czyli głąb ziemi że się tak wyrażę. Naturalnie ufam ci ale musisz uważać tu jest niebezpiecznie nawet w porównaniu do Imperium. Z tym że tu niebezpieczeństwo nie jest spersonalizowane i ukierunkowane na ciebie.- Profesor jak zawsze mówił dużo by wszystko było jasne. Mimo że wiele rzeczy było oczywistych.
No i moje plany upieczenia dwóch pieczeni na jednym ogniu poszły się ruchać” – pomyślał cierpko Klaus, ale nie dał po sobie poznać jak bardzo zawiedziony jest tym warunkiem, chociaż może i wyjdzie mu to na zdrowie. W końcu rozmawiał z Profesorem.
Klaus westchnął i rozmasował sobie obolały po podróży kark:
- W sumie miałem nadzieje, na złapanie jeszcze kilku zleceniodawców ale skoro podchodzisz do tego tak poważnie to nie będę ryzykował... pamiętaj tylko, że ja nie lubię się nudzić.
Jakbym słyszał Ingrid- pomyślał Profesor. - Tak, tak ja wiem, rozumiem, mam na względzie. Rozrywek ci tu nie zabraknie. Mam już nawet dla ciebie pierwsze zlecenia. Ale niestety musimy czekać aż mój kolega Hans miejscowy sierżant straży raczy nas nawiedzić. A jego spodziewam się jutro z tym że bez konkretnej pory.
-Czyli już wszystko jasne! Przynajmniej teraz mogę być pewien, że nie będę musiał wszystkiego załatwiać sam. Masz zamiar zostać tu już na stałe czy to tylko przystanek? – zapytał, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej, a po chwili dodał - I kim jest ten Tupik o którym mówiłeś?
- Z rana i tak zajmiemy się przeprowadzką. To miejsce - objął wzrokiem całą karczmę - jest aż nazbyt popularne. Hans wie gdzie nas szukać ewentualnie. Wspomniałem już że w ramach pracy masz darmowy dach nad głową pewnie nie? To właśnie cię informuje. Stałe niestałe wiesz jak to w Życiu jest ciężko przewidzieć. Powiem ci tak planuje rozkręcić tu handel używką jak również brać udział w tworzeniu tu profesjonalnej gildii złodziei. Z moim ścisłym umysłem naukowym wydaje mi się to osiągalne. A Tupik zależy o co pytasz. To miły niziołek z dużymi aspiracjami. Obecnie posiadający głównie chęci do zostania tu miejscowym Cappo. Ale ma duży potencjał i kilku ludzi. Mam zamiar go finansować w pewnym sensie. I o ile szczęście dopisze doprowadzić go na szczyt. Sam nie wyobrażam sobie bycia szefem bandytów.-tu wyraźnie spojrzał na Klausa z radosnym uśmiechem. - No dobra wyobrażam sobie ale nie całego miasta w dodatku czyhającego na moje życie i pozycje. Mam zamiar stworzyć tu rodzinę mafijną taką na wzór Estalijskich i Tileańskich. Tupik to świetny partner do tego pomysłu. Na razie oficjalnie go poparłem zostałem nawet porucznikiem w jego bandzie. Zawsze mnie ciągnęło do kariery wojskowej- zażartował. - Ty,Ingrid i Walter jednak jesteście moimi ludźmi tylko i wyłącznie. A moje układy z Tupikiem nie są dla was ważne. Trzeba się zastanowić nad możliwością z rekrutowania ci kilku ludzi. Byś zyskał dar przekonywania jeszcze większy od posiadanego.
Klaus tylko kiwał głową dokładnie słuchając i starając się zapamiętać jak najwięcej. Chciał już coś powiedzieć, kiedy Profesor przemówił ponownie:
- Zapomniałbym prawie. Obecnie w mieście po śmierci Harapa toczy się wojną o władzę wśród zbirów. Krogulec to miejscowy kandydat chcący się tytułować Cappo- I co z nim? – zapytał mężczyzna niezbyt zainteresowany.
- Cóż ta mała rozróba tu to prawdopodobnie dzieło jego ludzi. Po prostu cię informuje byś wiedział jak sprawy się mają brak władzy to anarchia i chaos ale i możliwości.
-Rozumiem. Zatem… Niziołek i gildia złodziei, tak? No cóż to pozostaje nam tylko liczyć na szczęście by Życie nie dało nam w kość oraz przybić umowę jakimś dobrym trunkiem. Znowu będziemy pracować razem, Heinrich - zakończył rzezimieszek z błyskiem w oku – A, że są rzeczy ważne i ważniejsze… Karczmarzu! Polej nam!
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline