Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-04-2010, 11:10   #296
Whiter
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Z każdym kuflem przedniego trunku czuł się coraz lepiej w tym otoczeniu. Już od dawna nie przeszkadzało mu przebywanie z ludźmi, ale teraz stawał się coraz bardziej ucywilizowany. Siadł między swoimi niedoszłymi uczniami, a nieopodal w rozsypce rozsiedli się jego kompani.

Historią i opowieścią orka nie było końca. Znał nie jedną historie o walkach między Orkami a Krasnoludami na zboczach gór, ale sama obecność krasnoludzkiego maga sprawiła że zaniechał tych opowieści. Kiedy po przechyleniu kolejnego kufla by zwilżyć gardło przysiadł na ławie, sam wilk, o którym akurat myślał podszedł do niego z uśmiechem na twarzy.

-Jak myślisz. Co nas spotka tam w górach?- rzekł Stormak podając mu kufel z piwem. Ork przyjął go odwzajemniając skinieniem głowy i ustąpił mu miejsca na ławie przy sobie.

-Temat ten przerabialiśmy już kiedyś, jeśli mnie pamięć nie myli, przyjacielu.- rzekł już trochę z chmielony -I na pewno to nas nie zatrzyma ! - wydarł się na cały głos. Pozostali biesiadnicy odpowiedzieli tym samym.

-Tak. Pamiętam. To po prostu moja wrodzona ciekawość. Jestem ciekaw, jakie trafimy tam stwory, czy znajdziemy kogoś z zaginionych. Co zrobisz jak trafimy na wroga, któremu twój topór nie zaszkodzi?- spytał uśmiechając się złowieszczo. Gerax popatrzył się stanowczo chwile w jego stronę, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu.

-Wtedy zostawię go tobie. Lecz jeśli ciebie ze mną nie będzie...- zwiesił głowę, lecz z jego twarzy nie zniknął uśmiech. Wręcz się pogłębił na bardziej demoniczny - Wtedy będziecie wiedzieli, że w tym miejscu ja walczyłem...
Milczenie trwało zaledwie chwile. Krasnolud po chwili klepnął go w ramie śmiejąc się szczerze.

-Może i jestem mały, ale za to wszędzie mnie pełno! Ha! Kompanów nie opuszczę, co to to nie. Jeśli się nie rozdzielimy a mam nadzieję, że nie, to będzie dobrze.- odparł kierując się do kolejnego z kamratów. Tym razem chyba do Bronthiona.

Z gwaru muzyki nagle dobiegły do izby krzyki i wrzaski. Wróg najprawdopodobniej wolał zaatakować jako pierwszy. Ale czemu akurat dzisiaj...
Gerax jak na pół orka, był bardzo uczuciowy. Najmniejsze słowo, najmniejszy czyn mógł drastycznie zmienić jego nastawienie. Ktoś za zewnątrz wydzierał się "Do broni !", co mogło oznaczać tylko jedno. Odruchowo chwycił za miecz który miał przewieszony przez plecy, lecz... tym razem pozostawił go w kwaterach. Nie myśląc za wiele jak pozostali pobiegł bo uzbrojenie. Na jego szczęście biegał trochę szybciej, co dawało mu lekką przewagę. Z pity już trochę zataczał się, i nie raz zahaczył o kant budynku, aż w końcu dobiegł do swej kwatery. Nie myśląc ani przez chwile wbiegł do środka, lecz zapomniał o malutkim szczególe... wejście do baraku nie było wymiarowe bynajmniej dla pół orka, co skończyło się spotkaniem jego czoła z drewnem. Grzmot uderzenia i upadku zapewne był donośny w okolicy. Gerax leżał tak przez chwile, orientując się w sytuacji, po czym wstał i z zgrzytem zębów ubrał kolczugę i chwycił za miecz.

***

Zwarty szpaler wojowników już otaczał bestie, nie wiedząc najwidoczniej co zrobić. W jednej z uliczek gdzie stali już gotowi to walki wojownicy rozstępowali się na chwile, by ustąpić drogi czemuś, czego z pierwszych szeregów nie było widać. Nagle w pierwszą linie wdarła się bestia z wielkim żelastwem w łapie. Mierzył on dobre dwa metry, a na jego zielonym ciele spoczywała kolczuga. Twarz jego mówiła już wiele za siebie. Szczękościsk i tocząca się piana z ust nie była objawem "spokoju" czy też "normalności". Tylko nie jednego zapewne zdziwiło, dlaczego na jego czole widnieje czerwony na cała długość pas, który powoli przeradza się w masywnego guza. Oczy jego, nieruchome wbite były w prowodyra zamieszania.



-Zgyniyerz sykyrwsenu -wydyszał pół ork przez piana i zęby, po czym zerwał się jak pędzący lewiatan, którego mogła zatrzymać tylko śmierć...
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline