Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-04-2010, 09:18   #291
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Mimo dziwnego przeczucia Stormak bawił się całkiem dobrze. Choć miał żelazną zasadę by nie pić alkoholu w końcu skusił się na ten jeden, jedyny tego wieczoru kufel. Brodacz wychylił go prędko, bez cackania się i bez marudzenia. Przepadał za tym charakterystycznym, gorzkim smakiem. Wiedział jednak, że jego profesja wymaga ciągłego skupienia i koncentracji i dlatego dawno temu porzucił tego typu używki. Ten wieczór był jednak wyjątkowy. Mieli opuścić bezpieczny obóz i ruszyć w dzicz. Niezbadaną i wyjątkowo niebezpieczną dzicz. Stormak miewał myśli, że może nawet nie powrócić z tej drogi, jednak za każdym razem gdy spoglądał na Cadoma, Geraxa i Bronthiona odczuwał dziwne wrażenie, że grupa dobrała się idealnie. Gerax jest idealnym taranem na wrogów i warto zadbać o jego bezpieczeństwo bo gdy go zabraknie, grupa straci największą siłę ofensywną. Cadom mógł leczyć ich rany, co bardzo radowało brodacza. No i Bronthion. Jego zdolności z całą pewnością nie raz jeszcze uratują im życie i uprzykrzą drogę ich wrogom.

Stormak odłożył pusty kufel na blat stołu. Stał między trzema stolikami, zapełnionymi dzikim tłumem marynarzy. Opowiadał o niezbadanych czeluściach kopalń w krasnoludzkich twierdzach. Opowiadał o epickich starciach z duergarami i licznych niebezpieczeństwach czających się w mroku każdego, górniczego chodnika. Brodacz gestykulował energicznie nadając swym opowieścią dramaturgii i realizmu. Tamci słuchali. Słuchali z uwagą i konsternacją, jakby na prawdę ich to interesowało.
-Bruneor nakazał swym patrolom zaopatrywać się w dodatkową oliwę i już żaden cholerny troll nie stanowił dla nich zagrożenia!- kończył właśnie jedną z swoich opowieści, gdy drzwi do kantyny otwarły się z hukiem, a w nich pojawiła się efia czarodziejka wbijając dziwne spojrzenie w Stormaka. Krasnolud zmrużył oczy. Nie trzeba mu było słów by zrozumieć o co jej chodziło.

Z podwórza dobiegały ich krzyki. Ktoś wrzeszczał z bólu, a kto inny wzywał do broni. Stormak skierował rękę w stronę pasa, gdzie za dnia spoczywał topór i kusza. Niestety, wieczorem zostawił je w domu udając się na zabawę a nie walkę. Jak bardzo był głupi myśląc w ten sposób, zrozumiał dopiero teraz. To jednak nie był jego największy problem. Ani kusza, ani topór nie były jego głównym atutem. Słowa i gesty były dla niego najważniejsze. Na wysokim czole zalśniły drobne krople potu. Mag błyskawicznie podbiegł do Verschli
-Trzymaj się blisko mnie, albo poszukaj Paula. Osobno jesteśmy łatwym celem. Chroniąc sobie nawzajem plecy będziemy najgroźniejszą bronią w obozie...- rzekł do niej ściszonym tonem. Wiedział, że nie odpowie. Wciąż miała do niego uraz. Mimo wszystko była mądra i propozycja krasnoluda zdawała się być rozsądną. Mimo wszystko decyzja należała do niej. Nie czekając jaka ona będzie, czarodziej wybiegł prędko z kantyny kierując się w stronę dobiegających go krzyków.

W końcu dotarł na miejsce. Dziwaczna bestia atakowała właśnie jednego z bezbronnych marynarzy. Krasnolud nie czekał ani chwili. Wartko uniósł dłonie i wykrzyczał słowa wyzwalacz czaru, a po chwili w powietrzu pojawił się wirujący krąg kości. Z każdą sekundą krąg rósł aż po chwili był wysoki jak sam Gerax.
-Geruguregure!- rozległ się niemrawy krzyk brzydkiej, galaretowatej istoty, która wypełzła z portalu. Lemure, którego raz już wezwał przyczłapał do Stormaka stając obok niego. Krasnolud zmrużył oczy. Nie przeszkadzał mu straszliwy smród oślizgłego diabła. Ważne że był skuteczny w walce i równie skuteczny w obronie swego pana. Brodacz wejrzał przez ramię na biegnąc marynarzy, gotowych do boju. W myślach jednak zastanawiał się nad kolejnym zaklęciem.
~Przyzwać kolejnego stwora czy cisnąć pociskiem w to cholerstwo...~ zastanawiał się na szybko...
 
Nefarius jest offline  
Stary 19-04-2010, 12:39   #292
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Paul chwycił spakowany plecak i postawił go na topornej, zbitej z nieheblowanych desek szafce. Wiele osobistego majątku ie posiadał, ale wolał mieć wszystko spakowane wieczorem, by skoro świt, czy kiedy tam Arin chciałby zrobić pobudkę, być gotowym do drogi. Wywracania chaty do góry nogami w poszukiwaniu jakiegoś zawieruszonego drobiazgu nie było najlepszym pomysłem, szczególnie w chwili, gdy wszyscy stoją dokoła i poganiają człowieka.

Kołczan był już pełen strzał, łuk sprawdzony, z wymienioną cięciwą, czekał tylko, by go wziąć i ruszyć w drogę.
Paul po raz kolejny chwycił do ręki miecz.
Szlachetna stal, dodatkowo wzmocniona odrobiną magii, co prawda nie wymagała żadnych zabiegów, ale dobrze było, choćby dla wprawy, od czasu do czasu użyć osełkę lub przetrzeć ostrze natłuszczoną szmatką.
Klinga zalśniła, odbijając migocący płomień kaganka.

Krzyk, jaki rozległ się na zewnątrz, nie miał nic wspólnego z odbywającą się w gospodzie zabawą. Najbardziej nawet zawzięty pijak nie krzyczy w taki sposób, gdy go wyrzucają na zbity pysk z gospody. Albo gdy dostaje w zęby od jednego z równie wstawionych kompanów.

Krzyk nie zdołał nawet przebrzmieć do końca gdy Paul, schowawszy miecz i chwyciwszy łuk i kołczan, ruszył w stronę wyjścia. Nim przekroczył próg chaty miał już łuk gotowy do strzału.
Rozejrzał się dokoła.
Z pewnością wszyscy pobiegli tam, skąd dobiegał krzyk. Warto było jednak sprawdzić, czy z innej strony nie nadciąga jakieś inne niebezpieczeństwo.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-04-2010, 15:21   #293
 
Xulux's Avatar
 
Reputacja: 1 Xulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodzeXulux jest na bardzo dobrej drodze
Cadom siedział sobie na ławce przed karczmą, wolno sącząc piwo. Już jakiś czas siedział na przyjemnie zimnym powietrzu, ale to go do końca nie otrzeźwiło.

Po chwili usłyszał jakiś wrzask, mimo swojego stanu natychmiast zerwał się na nogi, odrzucając kufel gdzieś na ziemię, na której po chwili rozprzestrzeniło się spienione piwo. Zareagował instynktownie, i szybko pobiegł w stronę chaty, którą dzielił z Arinem i towarzyszami wyprawy. Nie miał przecież przy sobie żadnego uzbrojenia, oprócz sztyletu. Przecież nikt w pełnej płytówce nie chodzi do karczmy.

Po drodze minął wrzeszczącą i pędzącą w stronę karczmy czarodziejkę.

"Co tu się do cholery dzieje?" Pomyślał, i jeszcze bardziej przyśpieszył biegu, choć i tak w tym stanie to nie było szybko. Dobiegł przed chatę gdzie stało spore wiadro z wodą, w dzień przyjemnie ciepłą, ale w tę chłodną noc, prawie lodowatą. Natychmiast wsadził tam łeb żeby trochę wytrzeźwieć. Od razu poczuł się lepiej, zaczął się otrząsać i parskać jak kot. Następnie już miał wchodzić do chaty kiedy zobaczył jak wychodzi z niej już uzbrojony Paul.

-Paul pomożesz mi? Muszę założyć zbroję a sam nie dam rady?- spytał się kompana, po czym szybko wbiegł do chaty, i wcześniej na jutrzejszą wyprawę przygotowaną zbroję, zaczął zakładać na ciało, przypasał też do pasa znienawidzony przez siebie krótki miecz.
 
Xulux jest offline  
Stary 22-04-2010, 09:40   #294
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Ilian topił swój wzrok w szklanicy alkoholu. Z pustych zamyśleń wyciągnął go dynamiczny trzask roztwieranych drzwi. W progu stała pobudzona elfia czarodziejka. Wielu najpierw wpatrzyło się w nią radośnie jednak miny zrzedły gdy do karczmy doszedł przeraźliwy odgłos zwiastujący wielki ból ogarniający jakiegoś mężczyznę.

Nie było czasu na obijanie się. Działo się coś złego, zatem elf poszedł w ślady za Stormakiem. Wartko wybiegł gospody i ruszył w kierunku ich budynku sypialnego. Tam miał swój ekwipunek, a bez niego mógłby najwyżej dopingować swoich kompanów. W biegu starał się szybko przypomnieć jakikolwiek wyuczony ostatnio czar, który mógłby wspomóc drużynę w obliczu bitwy.

Stanąwszy naprzeciw znanego mu budynku zauważył wychodzącego pośpiesznie Paula, oboje wiedzieli, że nie ma czasu na jakieś rozmowy czy pytania, tak więc kiwnęli wzajemnie głowami i rozeszli się w swoich kierunkach.

Wszedłszy do pomieszczenia elf zauważył Cadoma, który wdziawszy już swój pancerz gotował się do ruszenia w miejsca wydarzenia. Teraz elf musiał wziąć tylko to co najbardziej potrzebne. W ciągu minuty włożył skórzaną zbroję, przewiesił pochwy z mieczami, chwycił długi łuk i szybkim ruchem zarzucił niepełny kołczan na plecy. Pozostała jeszcze mała sakiewka skrywająca parę elementów, które mogą się przydać przy jego pierwszym zaklęciu podczas bitwy, niezwłocznie chwycił ją i wybiegł z sypialni.

Powietrze przeszył gwizd Iliana nawołujący wierną wilczycę. Nie minęła chwila gdy zwierzę zjawiło się u boku elfa, było poruszone, kark zdobiła najeżona grzywa, zaś pyska uchodziło niespokojne warczenie.

Czas sprawdzić co się konkretnie stało...
 
Elthian jest offline  
Stary 23-04-2010, 08:01   #295
 
Nathias's Avatar
 
Reputacja: 1 Nathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znanyNathias wkrótce będzie znany
Sorin w zadumie patrzył w mrok i gwiazdy, gdy usłyszał krzyk "DO BRONI!". Błyskawicznie odwrócił głowę. Hałas dobiegał ze wschodniej części obozu. Sięgnął po swoją szablę i…
-Psia jego chędożona mać! – zaklął na cały głos. Nie zabrał broni. Migiem zeskoczył z palisady i puścił się pędem do swojej chaty. Trwało to wieki, mimo że zajęło niecałą minutę. Z rozmachem wpadł do środka. Szybkim ruchem przytroczył do pasa krótki miecz i przerzucił pas z kordelasem przez ramię. Gdy wychodził chwycił z torby flakonik z miksturą przywracającą siły witalne, wsunął ją do kieszeni i pobiegł w stronę, z której dochodziły krzyki. Na miejscu był już krasnolud i nawet zdążył rzucić pierwsze zaklęcie. Sorin zwolnił na chwilę, aby rozejrzeć się w sytuacji. Z ciemności wyłoniła się jakaś bestia. Nie miał pojęcia co to, jednak na pewno nie przyszła na imprezę i kufel piwa.
Kilku mężczyzn próbowało bezskutecznie powstrzymać bestię. Sorin zacisną mocniej dłoń na rękojeści. Miał ochotę rzucić się na potwora, jednak nie miał celu w zbyt szybkim umieraniu.
Dobiegł do Stormaka.
-Co to jest do jasnej cholery, i czy da się to zabić tym?! – Sorin pokazał krasnoludowi wygięte ostrze szabli.
 
__________________
Drink up me hearties, yo ho...
Nathias jest offline  
Stary 24-04-2010, 11:10   #296
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Z każdym kuflem przedniego trunku czuł się coraz lepiej w tym otoczeniu. Już od dawna nie przeszkadzało mu przebywanie z ludźmi, ale teraz stawał się coraz bardziej ucywilizowany. Siadł między swoimi niedoszłymi uczniami, a nieopodal w rozsypce rozsiedli się jego kompani.

Historią i opowieścią orka nie było końca. Znał nie jedną historie o walkach między Orkami a Krasnoludami na zboczach gór, ale sama obecność krasnoludzkiego maga sprawiła że zaniechał tych opowieści. Kiedy po przechyleniu kolejnego kufla by zwilżyć gardło przysiadł na ławie, sam wilk, o którym akurat myślał podszedł do niego z uśmiechem na twarzy.

-Jak myślisz. Co nas spotka tam w górach?- rzekł Stormak podając mu kufel z piwem. Ork przyjął go odwzajemniając skinieniem głowy i ustąpił mu miejsca na ławie przy sobie.

-Temat ten przerabialiśmy już kiedyś, jeśli mnie pamięć nie myli, przyjacielu.- rzekł już trochę z chmielony -I na pewno to nas nie zatrzyma ! - wydarł się na cały głos. Pozostali biesiadnicy odpowiedzieli tym samym.

-Tak. Pamiętam. To po prostu moja wrodzona ciekawość. Jestem ciekaw, jakie trafimy tam stwory, czy znajdziemy kogoś z zaginionych. Co zrobisz jak trafimy na wroga, któremu twój topór nie zaszkodzi?- spytał uśmiechając się złowieszczo. Gerax popatrzył się stanowczo chwile w jego stronę, po czym wyszczerzył zęby w uśmiechu.

-Wtedy zostawię go tobie. Lecz jeśli ciebie ze mną nie będzie...- zwiesił głowę, lecz z jego twarzy nie zniknął uśmiech. Wręcz się pogłębił na bardziej demoniczny - Wtedy będziecie wiedzieli, że w tym miejscu ja walczyłem...
Milczenie trwało zaledwie chwile. Krasnolud po chwili klepnął go w ramie śmiejąc się szczerze.

-Może i jestem mały, ale za to wszędzie mnie pełno! Ha! Kompanów nie opuszczę, co to to nie. Jeśli się nie rozdzielimy a mam nadzieję, że nie, to będzie dobrze.- odparł kierując się do kolejnego z kamratów. Tym razem chyba do Bronthiona.

Z gwaru muzyki nagle dobiegły do izby krzyki i wrzaski. Wróg najprawdopodobniej wolał zaatakować jako pierwszy. Ale czemu akurat dzisiaj...
Gerax jak na pół orka, był bardzo uczuciowy. Najmniejsze słowo, najmniejszy czyn mógł drastycznie zmienić jego nastawienie. Ktoś za zewnątrz wydzierał się "Do broni !", co mogło oznaczać tylko jedno. Odruchowo chwycił za miecz który miał przewieszony przez plecy, lecz... tym razem pozostawił go w kwaterach. Nie myśląc za wiele jak pozostali pobiegł bo uzbrojenie. Na jego szczęście biegał trochę szybciej, co dawało mu lekką przewagę. Z pity już trochę zataczał się, i nie raz zahaczył o kant budynku, aż w końcu dobiegł do swej kwatery. Nie myśląc ani przez chwile wbiegł do środka, lecz zapomniał o malutkim szczególe... wejście do baraku nie było wymiarowe bynajmniej dla pół orka, co skończyło się spotkaniem jego czoła z drewnem. Grzmot uderzenia i upadku zapewne był donośny w okolicy. Gerax leżał tak przez chwile, orientując się w sytuacji, po czym wstał i z zgrzytem zębów ubrał kolczugę i chwycił za miecz.

***

Zwarty szpaler wojowników już otaczał bestie, nie wiedząc najwidoczniej co zrobić. W jednej z uliczek gdzie stali już gotowi to walki wojownicy rozstępowali się na chwile, by ustąpić drogi czemuś, czego z pierwszych szeregów nie było widać. Nagle w pierwszą linie wdarła się bestia z wielkim żelastwem w łapie. Mierzył on dobre dwa metry, a na jego zielonym ciele spoczywała kolczuga. Twarz jego mówiła już wiele za siebie. Szczękościsk i tocząca się piana z ust nie była objawem "spokoju" czy też "normalności". Tylko nie jednego zapewne zdziwiło, dlaczego na jego czole widnieje czerwony na cała długość pas, który powoli przeradza się w masywnego guza. Oczy jego, nieruchome wbite były w prowodyra zamieszania.



-Zgyniyerz sykyrwsenu -wydyszał pół ork przez piana i zęby, po czym zerwał się jak pędzący lewiatan, którego mogła zatrzymać tylko śmierć...
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline  
Stary 24-04-2010, 13:57   #297
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Nim zdążył zareagować na nagły powiew lodowatego wiatru usłyszał za plecami „Do broni!”. Odwrócił się instynktownie dobywając oręża. Jego serce gwałtownie przyspieszyło, coś cholernie oślizgłego łaziło mu po trzewiach… zagrożenie pojawiło się w głębi osady, ale nie mogło się ono równać z tym dziwnym uczuciem… jakie było poza nią.

Spojrzał szybko na pozostałych wartowników stojących na palisadzie, oni też byli niespokojni, a raczej… wystraszeni. Bronthion nie wiedział co zrobić, coś mówiło mu, że to właśnie tutaj przyjdzie coś strasznego. Czuł jakby byli obserwowani, a to co działo się teraz było pułapką, jakby miało odwrócić uwagę ich wszystkich… „Co robić…

Zamiast się ruszyć stał jak kołek nie mogąc się ruszyć z niezdecydowania. Zacisnął mocno dłonie na rękojeściach swoich broni. Ponownie poczuł lodowaty wiatr, usłyszał głuchy świst gdzieś w oddali. Był cholernie podenerwowany, ale przybrał na chwilę pewną postawę i dźwięcznym głosem powiedział do obecnych strażników.

- Będę w pobliżu, zostańcie tu. Jakby coś się działo… krzyczcie, dajcie nam znać. Krzyczcie jakby was goniła sama śmierć, krzyczcie byśmy mogli przybyć z pomocą –zrobił dłuższą pauzę- przeżyjcie.

Kończąc zdanie zeskoczył z palisady iście po zwierzęcemu, wylądował miękko i udał się w stronę zagrożenia. Mimo wszystko oglądał się za siebie, nie tracił czujności. Skradał się w mroku, na razie chciał jedynie przyjrzeć się nowym wrogom.

Obejrzał się po raz ostatni z niepokojem i ruszył dalej. Klinga sztyletu była tak przyjemnie chłodna… przypomniał sobie o lekkiej kuszy, którą „przygarnął” po bitwie na statku. Odkąd zostawił ją w pokoju w dniu, w którym przybył na wyspę nie miał jej w ręku ani razu. Nie zapomni o niej jednak kiedy będą wyruszać na wyprawę. Teraz jednak czekają ważniejsze sprawy, trzeba przeżyć.

W mroku widział doskonale… stapiał się z cieniem, bezszelestnie zbliżył się do miejsca, z którego dobiegał hałas. Otworzył szerzej oczy kiedy dostrzegł gorejące w mroku ślepia.
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 24-04-2010 o 14:40.
Bronthion jest offline  
Stary 25-04-2010, 21:02   #298
 
Mizuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Mizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znanyMizuki wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=oXQMwZUD0eA[/MEDIA]


Wielka siła wciągnęła leżącego mężczyznę w mrok. Czerwone punkty zawirowały w akompaniamencie przeraźliwych krzyków. W jednej chwili na uliczce zjawiło się kilkunastu uzbrojonych mężczyzn.
- Co to na Bogów może być ?!
- Nie wiem, ale trzeba zaalarmować wszystkich !

Dwóch zbrojnych zaniemówiło, kiedy z cienia , prosto pod ich nogi wytoczyła się ludzka głowa. Umazana krwią twarz , zastygła w spazmie bólu i przerażenia.
Wtedy też ukazał się ich przeciwnik. Po masywnej, posiadającej ogromne szpony łapie, wyłoniło się wielkie cielsko z trzema głowami, przypominającymi psie.
- Brać go !
Kilkunastu mężczyzn , z okrzykiem, zaszarżowało prosto na bestię. Nad ich głowami przeleciały strzały , wystrzelone przez kilku pozostałych w tyle. Groty wbiły się głęboko w szyję jednej z głów. "Zwierze" warknęło przeraźliwie, szczerząc ogromne , ociekające śliną kły.
Przy ich użyciu, oraz szponów , bestia błyskawicznie zamieniła kilku śmiałków w nieprzypominające ludzi, krwawiące , kawały mięsa.



********
PW - 350
KP - 12
Wytrwałość - 6
Refleks - 5
Wola - 4
 
__________________
"...niech nie opuszcza ciebie twoja siostra Pogarda
dla szpiclów katów tchórzy - oni wygrają
pójdą na twój pogrzeb i z ulgą rzucą grudę
a kornik napisze twój uładzony życiorys"

Ostatnio edytowane przez Mizuki : 26-04-2010 o 18:39.
Mizuki jest offline  
Stary 26-04-2010, 19:02   #299
 
Elthian's Avatar
 
Reputacja: 1 Elthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodzeElthian jest na bardzo dobrej drodze
Ilian wraz z Cadomem i Paulem wbiegł na pole walki. Widok który ujrzał go przeraził. 3 pary krwisto czerwonych oczu jaśniejących w mroku spoglądało na nowe cele, gdy obok nogi łowcy przeturlała się zmasakrowana głowa nieszczęśliwca.

Elf popatrzył na wilczycę, była dla niego wiele warto, nie tylko jako towarzyszka, ale także jako przyjaciółka, nie mógł pozwolić by potwór rozszarpał zwierzaka.

- Nie atakuj... Zatocz koło, przez ten budynek, wyjdź na tył i staraj się ugodzić tak mocno jak tylko możesz - elf wydał polecenia wilczycy wskazując ukradkiem na pobliskie domostwo. Sam gotował się do chwycenia za łuk... W starym kołczanie pozostało 18 strzał, dobrze, że aż tyle. Dwa pociski elf dokładnie pamięta w kogo wymierzył... Kapitan z Waterdeep został poważnie ugodzony strzałem łowcy... Oby teraz dopisało mu podobne szczęście.

Czas zacząć działać. Ilian stanął w pewnej odległości od bestii, dalej niż przerażeni marynarze trzymający niepewnie broń i kroczący do tyłu.

Strzała napięła cięciwę, a elf wycelował w jedną parę czerwonych oczu.
Świst, błysk. Pocisk w linii prostej poleciał prędko w kierunku bestii bezsprzecznie osiągając cel. Bestia niewiele przejęła się wbitą w jej ciało strzałą. Łowca zszokowany był wytrzymałością potwora, oby tylko teraz nie zwrócił na niego uwagi.

Wilczyca zaś pędziła wzdłuż drewnianej ściany budynku, pokonując prawię połowę drogi, która dzieli ją i trójgłową bestię.



______________________________
[Rzut w Kostnicy: 23] - test ataku łukiem
[Rzut w Kostnicy: 4] - obrażenia
 
Elthian jest offline  
Stary 26-04-2010, 19:15   #300
 
Chester90's Avatar
 
Reputacja: 1 Chester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumnyChester90 ma z czego być dumny
Mordimer niezbyt interesował się wydarzeniami w karczmie i zabawą, na którą zezwolił wszystkim Arin. Właściwe przyjął bez szemrania wszystkie zalecenia przywódcy ich przyszłej wyprawy w góry. Ot po prostu nie miał nic dodania, więc postanowił zaakceptować wszystko co innym przyszło na myśl. Zgodnie z zasadą kto milczy ten wyraża zgodę. Szybko też opuścił wnętrze karczmy z kuflem piwa i dzbankiem na drogę, gdyby nie opatrznie kufelek okazał się za mało. Tak zaopatrzony rzucił plecak na ziemię i oparł się plecami o ścianę prowizorycznej gospody. Wyciągnął się, poprawił pozycję i zerknął w górę na gwiazdy.

Chłopak, którym opiekował się po przybyciu na wyspę wydobrzał zadziwiająco szybko biorąc pod uwagę dosyć przeciętne umiejętności ziołolecznicze kapłana. Co prawda co nieco o tym wiedział, ale nie spodziewał się takich efektów w tak krótkim czasie. Chłopak szybko stanął na nogi i włączył się w rytm życia osady. Przez resztę czasu zgodnie z wytycznymi Arina pomagał przy budowie palisady. Ograniczając się jednak do pomocy Cadomowi i Paulowi, bo sam nijak nie znał się na wznoszeniu fortyfikacji. W sumie więcej przeszkadzał niż pomagał, ale nikt nie mówił złego słowa, więc nie przejmował się niepowodzeniami i starał się być użytecznym.

Rozmyślania przerwał mu krzyk głośniejszy niż te wydobywające się z karczmy. Kapłan natychmiast zerwał się na nogi. Tak mógł krzyczeć tylko człowiek śmiertelnie przerażony i możliwe, że cierpiący ból. Piwo wylewało się z napoczętego dopiero co drugiego w kolejności kufla, dzban potoczył się pod ścianę. Mordimer biegł już w kierunku wspólnej chaty. Potrzebne mu będą buzdygan i zbroja, bo cokolwiek weszło do osady nie miało na pewno przyjaznych zamiarów.

Wbiegł do dzielonego z pozostałymi pomieszczenia w chwili, gdy pozostali już z niej wybiegali. Cholera. Jak zwykle się spóźniał. Kapłan błyskawicznie narzucił na siebie zbroję i zacisnął paski tarczy na ręce. Chwycił jeszcze buzdygan i wybiegł w pośpiechu w ślad za pozostałymi. Nie ulegało wątpliwości, że za nim dotrze na miejsce walka już się rozpocznie. ~Tymoro uśmiechnij się do mnie i nie pozwól im zginąć nim nie przyjdę z pomocą. – pomyślał biegnąc.
 
__________________
Mogę kameleona barwami prześcignąć,
kształty stosownie zmieniać jak Proteusz,
Machiavela, łotra, uczyć w szkole.
Chester90 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:03.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172