Sytuacja przedstawiała się następująco; oto czterej zakonspirowani towarzysze mimo woli, nagleni wagą zleconej im misji, jak również i charakterem spotkania zdecydowali, iż muszą omówić swe sprawy bezzwłocznie, jak też bez zbędnych świadków. Nie marnując przeto ani chwili udali się niemal tak, jak stali poza mury miejskie, by w czerni nocy szukać odpowiedzi na dręczące ich kwestie. Jednakowoż, jak odkryli ze zdumieniem, w miejscu owym nie byli sami, bowiem od strony miasta nadciągała grupka natrętów, którzy mimo późnej pory i upiornej wręcz pogody postanowili w tym spotkaniu przeszkodzić. Wiedza ta wstrząsnęła nimi boleśnie, tak iż dłużej nie byli w stanie ignorować faktu, że żadna sprawa, choćby i najbardziej wzniosła nie ostoi się długo, jeśli nie ma wyrazistej reprezentacji. Któryś z nich musiał wziąć na siebie brzemię decyzji, obojętne – dobrej czy złej. Któryś musiał podjąć wyzwanie. Dla swego dobra i pozostałych.
Każdy z nich na swój sposób zdawał sobie z tego sprawę. Znać to było w ich uważnych, skupionych spojrzeniach, zaciętych grymasach twarzy czy demonstracyjnej pewności siebie, noszonej niczym maska. Trwaliby tak pewnie jeszcze długo w tym swoistym impasie braku inicjatywy czy też zaufania, gdyby u jednego z nich nie zadziałały instynkty. Lata spędzone pośród niebezpieczeństw nauczyły bowiem agaryjskiego kapitana szybkiego podejmowania decyzji. Gdzie inni poświęcali długie chwile na poszukiwania najkorzystniejszego rozwiązania, tam żołnierz zdawał się na żywioł i łut szczęścia. Oficer zaś w takich chwilach przejmował inicjatywę.
- Do klasztoru zatem! – zakrzyknął kapitan Malledis spinając konia, po czym ruszył w dół traktu oświetlając sobie drogę latarnią.
Trzej towarzysze stali osłupieli na wzgórzu, zaskoczeni nagłym przebudzeniem swego małomównego kompana.
__________________ Ni de ai hao - xue xi hai shi xiu xi?
Ostatnio edytowane przez Lindstrom : 25-04-2010 o 11:18.
Powód: poprawki
|