No nie, akurat na tej encyklopedii Polska ma niecałe 3 razy mniej RPG-ów niż Niemcy (Polska 11, Niemcy 29). A nie wypisali Wolsunga, Klanarchii, Monastyru, Trójcy, Arkony, Crystalicum, Poza Czasem... Owszem, kwestia starych danych, ale nie tylko. Jasne, że mamy mniej RPG-ów niż po angielsku i francusku, czyli zdecydowana czołówka, ale poza tym jesteśmy na całkiem niezłej pozycji. Myślę, że dość ładnie się dzieje na polskiej scenie RPG-owej. Jakby więcej gier powstawało, to żadnej nie kupiłoby tyle osób, żeby wydawanie jej było w jakikolwiek sposób opłacalne - po prostu nie ma nas tu tylu RPG-owców
Wracając do samego Wolsunga. Jak grałem na Zjavie u Garnka i lucka, to stwierdzam, że system jest niesamowicie grywalny i bardzo mi się podoba (choć wersja bardzo bardzo uproszczona mechaniki używana na pierwszej sesji dużo bardziej mi przypadła do gustu niż ta nieco mniej uproszczona z drugiego podejścia
).
Ale bardzo, ale to bardzo nie lubię, kiedy mamy - w tym przypadku - taką Wanadię, która niby nie jest Europą, ale tak właściwie to nią całkowicie jest. Jak dla mnie - albo robimy coś, co jest zupełnie innym światem, i tak też to nazywamy, albo robimy Europę o nazwie Europa i istniejących państwach, tyle że ufantastycznioną wedle woli. Może Garnek z luckiem nie chcieli tego zrobić przez to, że wtedy Wolsung (jeszcze) bardziej przypominałby Victorianę? No, nie wiem. W każdym razie mapa Wolsunga działa na mnie jak płachta na byka. "Weźmy mapę Europy i okolic i każdy punkt wybrzeża przesuńmy w jakieś miejsce nie dalej niż 100 km od jego oryginalnego położenia. Mamy inną mapę." Odnośnie samej mapy, to samo denerwuje mnie w Warhammerze.