Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2010, 02:12   #104
Lirymoor
 
Lirymoor's Avatar
 
Reputacja: 1 Lirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodzeLirymoor jest na bardzo dobrej drodze
Stojąc na grzbiecie maszyny dziewczyna miała uporczywe wrażenie, że każdy z odległych wybuchów odczuwa fizycznie. Gwałtowne uderzenie serca, napięcie mięśni właśnie w tej chwili gdy gdzieś tam w głośnym hukiem szalały płomienie. Czuła też inne płomyczki, delikatne chyboczące się na wietrze ogniki życia gasnące pod gwałtownym podmuchem śmierci.
Aż za dobrze wiedziała, że powinna się choć trochę uspokoić ale jakoś trudno było trzymać nerwy na wodzy gdy gdzieś tam ginęli jej ludzie.
Była Jedi, powinna chronić życie innych za wszelką cenę. Tymczasem stała tutaj jak ten kołek, jak jakaś zblazowana siła wyższa i udawała, że jest głucha.
Wiedziała, że wojna to śmierć. Tyle, że jakoś trudno było sie jej z tym pogodzić.
Wbrew temu jak odbierała całą sytuację czwarty batalion zdawał się radzić sobie wręcz wzorowo. Przynajmniej to wynikało z meldunków AJ-5914. Jakaś część Ery D’an chciała umieć patrzeć na to w szerszy sposób jak on. Z drugiej strony jakaś część jej buntowała się przeciwko temu.
Gdy usiłowała choć na chwile oderwać myśli od walki dryfowały uparcie w jednym kierunku.
Tamir Torn, na samą myśl jego uśmiechu, nawet tym jego cieniu jaki mogli dzielić przez holo sprawiał że czuła ciepło w sercu i miękkość kolan. Jakim cudem jedna, niemal całkiem nieznana osoba mogła nagle tak zmienić... właściwe wszystko.
Nawał emocji które wywoływała sama myśl o Zabraku były zbyt gwałtowne i liczne by jej szkolony do unikania uniesień umysł umiał je szybko i sprawnie przyswoić.
Uciekała od tych myśli. Bała się, że dekoncentracja może zbyt wiele kosztować w obecnej sytuacji. Jednak gdzieś głęboko pozostawała świadomość, ze w końcu będzie musiała stanąć z nimi twarzą w twarz.
Niestety stracie musiało zostać odłożone do nieokreślonej przeszłości gdy kolejna eksplozja wstrząsnęła Mocą i powietrzem. Tym razem odgłos pochodził z zupełnie innego miejsca niż się spodziewała. Gwałtownie obróciła się z szeroko otwartymi oczami.
Później myślała o tym, ze powinna była jednak zachować twarz, lepiej przyjmować takie zdarzenia, w końcu patrzyły na nią klony które potrzebowały silnego i spokojnego dowódcy. Widząc ja taka mogli czuć się niepewni zaniepokojeni.
Ale w tamtej chwili była zupełnie nieprzygotowana na ten widok, na upadek maszyny w szeregu, tak blisko. Zrobiła kilka kroków w stronę krawędzi jakby chciała ruszyć na miejsce jednak przecież i tak nie była w stanie tego zrobić z tak wysoka. Blada z szeroko otwartymi oczami patrzyła a w jej różnokolorowych tęczówkach odbijały się płomienie.
Na dole ktoś coś krzyczał, klony biegały jak małe jasne ludziki na planszy. Coś znów wybuchła zaś Erę przeszyła fala bólu. Właśnie w płomieniach i strachu skonało kilkudziesięciu ludzi. Przez chwilę była gdzie indziej, w pyle pod ostrzałem i patrzyła w słońce, spadała wraz z deszczem płonących szczątków, spadała w duł przepaści.
Tak wielu ginęło wokół niej, doświadczała ich śmierci i nie mogła odpędzić natrętnego pytania. Jak to będzie gdy sama umrze?
Potem jej nadgarstek zapiszczał. Przez chwilę patrzyła na komlink nie mogąc pojąc co to właściwe jest. Nie wiedziała ile trwało nim w końcu odebrała połączenie.
- Pani komandor, przed nami pole minowe. Nie możemy się przez nie od tak przedrzeć, a saperzy nie rozbroją wszystkich ładunków w parę chwil. Spowolni to nasz marsz o kilkanaście godzin, może więcej. Zostaniemy z tyłu.
To była ulga zobaczyć Krayta całego. Wiedziała, że Helio był daleko od płonących szczątków. Przez chwilę milczała usiłując pojąc znaczenie jego słów.
- Rozumiem kapitanie, zabierzcie się za oczyszczanie drogi. – powiedziała cicho na tyle trzeźwym głosem na ile mogła się zebrać. – Tylko ostrożnie chłopcy.
- Tak sir!
Gdy hologram zgasł wzięła głęboki oddech.
Uspokój się wreszcie D’an. Upomniała siebie samą. Po czum oparła się ciężko o jedno z wystających ponad pancerz działek.
Przepaść, upadek prosto w ciemność, śmierć, strach. Myślała, że ma to za sobą. Dlaczego tak nagle wróciło. Czy aż tak bardzo bała się umierać?
Dłoń jakby sama odnalazła metalowy cylinder. Był tam, czekał na nią, jak zawsze spokojny i ciepły. Wspomnienie zaklęte w krysztale, echo myśl kogoś kogo straciła dawno temu.
- Co mam teraz zrobić tato? – spytała cicho. Miała rozkazy do wydania. Żeby tylko wiedziała jakie.
Skoncentrowała się na krysztale, na płynącej z niego bezwarunkowej akceptacji i miłości sile która przez lata kształtowała Erę D’an na równi z naukami mistrzów Jedi.
Trwała tak przez kolejne uderzenia serca nim podniosłą się spoglądając na pole minowe i las. Było to jak ostatnie strzelca przed pojedynkiem. Następnie obróciła się i zbiegła szukać szyfranta.
- 31 Regiment do mistrza Torlesa. Natrafiliśmy na pole minowe, musimy ograniczyć prędkość. Zostaniemy w tyle. – podyktowała klonowi. Dowódcy nie spodoba się złamanie linii natarcia, ale mało ją to chwilowo obchodziło. Następnie kazała łączyć z majorami i Duckiem. – Batalion pierwszy, drugi i czwarty, natrafiliśmy na miny. Trzeci batalion zwalnia wiec wy również. Cały regiment wciąż ma się poruszać w zwartym szyku.
Podejrzewała, że dla dobra ofensywy powinna puścić batalion pierwszy i drugi razem z resztą. Tyle że trudno jej było uwierzyć, że to pole minowe jest tutaj przypadkiem. Jeśli coś faktycznie kryło się w lesie to zapewne natrafia na to niedługo. A ona wtedy zamierzała mięć przy sobie wszystkich ludzi. cokolwiek się im przytrafi stawia temu czoła razem.
 
Lirymoor jest offline