Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2010, 14:52   #31
Nefarius
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
23 dzień Czasu kwiatów 1372 roku rachuby dolin


Noc minęła im w miarę spokojnie. Późnym wieczorem gdy okoliczna fauna stworzyła prawdziwy koncert i popis swych wokalnych umiejętności, członkowie grupy poczuli, jak nieznaczni są na tle potężnej przyrody. Bruno wciąż milczał. Nie rozmawiał z kompanami i wpatrywał się w dal. Zgodnie z poleceniem Rurika, zaklinaczka nie przejmowała się kapłanem. Z tego co zauważyła po pozostałych członkach ochrony wozów Oswalda, kleryk miewał takie zachowania w przeszłości i po prostu się do nich przyzwyczaili. Niedługo po świcie ruszyli w dalszą drogę. Nyarla nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś ją obserwuje. Nieustannie czuła na sobie czyjś wzrok i nie należał do żadnego członka jej grupy. Początkowo rozglądała się uważnie wytężając oczy, jednak po kilku godzinach w końcu poddała się i tylko schowała między przewożonymi skrzyniami, na wozie przytulając swego chowańca. Na szczęście jego dobry nastrój nieco ją pocieszał.


Mimo iż nocą dobrze się wyspali, to jednak ich humory nie były wcale takie dobre. Nad niebem unosiły się szare chmury zwiastujące nieuniknione opady deszczu. Jakby tego było mało, jedyna ścieżka, którą się poruszali była zalana przez masę wody, które wyszły z jezior po ostatnich opadach. Pociągowe konie odczuwały lęk. Rżały co chwila i wzdrygiwały nerwowo.
-Kurwa...- burknął Rurik, zwracając na siebie uwagę pozostałej dwójki towarzyszy, jadących na jego wozie -Mgła... Mgła na bagnie nigdy nie wróży nic dobrego...- dodał brodacz. Krasnolud puścił na chwilę lejce i ściągnął zawieszoną przez plecy kuszę. Brodaty strzelec położył broń na siedzeniu tuż obok swej nogi, by w razie ewentualnej potrzeby móc błyskawicznie sięgnąć po broń. Konie powoli wjechały do zimnej wody. Wóz zanurzył się na wysokość prawie połowy większego koła. Gęsta mgła, która unosiła się nad tym miejscem z każdą chwilą obejmowała większy obszar, skutecznie zmniejszając pole widzenia ochrony wozów.


Niespodziewanie pierwszy z wozów zatrząsł się i stanął w miejscu. Konie znów wzdrygnęły się nerwowo. -Kurwa... To chyba jakiś korzeń, albo kamienie...- rzekł Rurik spoglądając przez ramię na Nyarlę i Bruna. Brodaty kapłan kiwnął głową i wstał. Widocznie uznał, że posyłanie kobiety do sprawdzenia tego nie zaowocuje żadnym konstruktywnym wnioskiem ani tym bardziej efektem. Mężczyzna zszedł po dwóch stopniach do wody zanurzając się na wysokość pasa. Po chwili do grupy dołączył drugi wóz, na którym siedzieli Formit z Gabrielem. Kapłan wziął głęboki wdech i zanurzył się by móc sprawdzić rękoma co jest przyczyną zatrzymanego wozu. Po chili, opancerzony człowiek wynurzył się z wody i pokręcił głową.
-Jakiś konar. Trzeba będzie go wyciągnąć, bo nie przejedziemy.- oznajmił. Nagle woda tuż za nim zabulgotała i z mętnego bajora wyłoniła się obrzydliwa starucha.


Obleśna kobieta miała na sobie postrzępione resztki dawno wyblakłej sukni. Blado-szara cera pokryta była licznymi bąblami, pęcherzami i ropniami. Podkrążone oczy o bagnisto zielonej barwie szaleńczo krążyły po ciele odwróconego plecami do niej kapłana. Nim ktokolwiek zdołał coś zrobić wiedźma złapała nieświadomego Bruna za ramiona i przyciągnęła do siebie wbijając gnijące, żółte zębiska w bok jego szyi. Kapłan zawył z bólu, szamocąc się energicznie. Na jego twarzy malował się strach połączony z złością. Bruno chciał sięgnąć ręką po swój młot, jednakże starucha niespodziewanie pociągnęła go do siebie, tak, że mężczyzna przewrócił się wraz z wiedźmą na plecy. Mętna woda w mgnieniu oka przykryła go, zaś na jej powierzchni pojawiła się czerwona plama i malutkie pęcherzyki powietrza.
-Bruno!- krzyknął Rurik w mgnieniu oka łapiąc za kuszę.

Konie rżały w panice nie wiedząc co się dzieje, a kompani dostrzegli kolejne niebezpieczeństwo. W gęstej mgle pojawiły się bowiem majaczące sylwetki, zbliżające się ospałym krokiem w stronę wozów. Nieumarli zombie, kroczyły przykryte do połowy wodą, zbliżając się, od zachodniej części bagien. Były blisko. Gdyby nie mgła to pewnie towarzysze dostrzegliby je wcześniej. Pognite ciała, z których wyłaziły zżerające je robale cuchnęły okrutnie, mieszając się z smrodem bagien. Resztki zbroi i ubrań, dawno temu straciły stan używalności. Było ich pięć. Każdy bardziej obleśny od poprzedniego. Jeden miał pół wygryzionej twarzy, jakby jego truchło dopadło stadko wygłodniałych szczurów. Inny nie miał krzty mięsa na prawej ręce, przez co goła kość bezwładnie zwisała na lekkim wietrze. Kolejny pozbawiony żuchwy ukazywał spory kawał gardła. No i dwa ostatnie przypominające nieco ludzi, z czego jeden był półnagą kobietą.


Nim żywe trupy zbliżyły się do wozów Rurik w końcu pokazał na co stać jego kuszę. Broń wydała z siebie serię strzałów, miotając stalowymi bełtami w pierś jednego z ożywieńcow. Pociski przeszyły gnijące ciało na wylot, nie natrafiając na żaden opór. Zombie wejrzał niemrawo w dół, jakby chciał spojrzeć na pięć dziur w jego piersi. Po sekundzie zdezorientowania nekromantyczna magia, utrzymująca go przy życiu uleciała z jego piersi wraz z śmiercionośnymi bełtami i truposz osunął się martwy na zawsze do wody.
-Wal w te paskudną kurwę jak ją zobaczysz!- krzyknął do Nyi krasnolud.
 
Nefarius jest offline