Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2010, 16:30   #94
Icarius
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Profesor porozmawiał z każdym z jego towarzyszy którzy przybyli. Wyjaśnił sobie z nimi jak ma to wszystko wyglądać. Ustalenia mieli proste i wszyscy je zaakceptowali. Lojalność i dobre wykonywanie zleceń w zamian za gotówkę ale i niezłe perspektywy rozwoju jakie był w stanie zapewnić Profesor. Klaus i Ingrid to stare towarzystwo znał ich od dawna i był ich pewien. Wiedział że go nie zdradzą ani dla Krogulca ale też dla Tupika. Heinrich miał raczej ciepłe myśli o niziołku. Miał zamiar z nim ściśle współpracować i pomóc mu w jego "karierze". Rozmowa z Klausem nie mogła jednak przebiegać w konwencji "słabości" do niziołka. Nie należało tu pokazać że Tupik jest, że istnieje w układach ale bez przesadnej czułości. Profesor też nie był bandytą ani żołnierzem. Cała hierarchia jaką przyjął była dla niego umowna. Bycie porucznikiem wyobrażał sobie raczej tytularnie. Ot on pomaga Tupikowi tamten jemu proste. Z tym że to jego niski towarzysz pełni tu tytularne funkcje w dodatku przyszłe szefa gildii. Tak Tupik miał być szefem gildii na to Wolfburg przystawał. Ale czy jego szefem? Nie zdecydowanie nie. Nigdy nie miał szefa jest naukowcem zawsze to on wydawał rozkazy wynikało to też z jego urodzenia o którym obecni towarzysze wiedzieć nie mogli. Ale przecież zgodził się pełnić rolę porucznika? Przyjąłby decyzje niziołka dotyczące planów wobec miasta... Sprawa była zawiła postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy. Tupik gra w swoją grę pod tytułem zdobycie miasta. On w swoją zdobycie pieniędzy i sieci dilerów. Wzajemnie sobie pomagają na prawie przyjacielskich zasadach. Tak to wyglądało w świadomości a może nawet podświadomości Profesora. Nie zamierzał doprowadzić do sytuacji gdzie jego ludziom Tupik mógłby coś polecić. Ani Ingrid ani Walterowi zresztą nawet nie powiedział jeszcze że łączą ich jakieś formalne czy mniej formalne relacje z niziołkiem. Właśnie Walter Profesor był niejako pod wrażeniem krasnoluda. Okazał się on odważnym i karnym kompanem. No i twardym, Profesor z przestrachem pomyślał jak on by zniósł złamanie nosa. Co prawda niby wiedział że ból to pojecie względne. Że jako jego ścisły umysł może mógłby to wytrzymać. Ale jakoś mroziło go na samą myśl o tym... Khazad zasłużył na zaufanie Profesora wiedział co nieco o krasnoludach wiedział o ich honorze. Lecz dopiero teraz widział na żywo co oznacza ten upór i ich oddanie. W dodatku rozumieli się niemal bez słów. Każdą myśl czy polecenie łapał on w mig jakby był wieloletnim doświadczonym przybocznym Heinricha. A nie kimś kogo ten dopiero co poznał. Miał plan odpłacić mu za to. Tak dorobi się przy mnie wiem już nawet jak to rozegram....

================================================== ========

Całe zamieszanie z ucieczkom było dla Heinricha szokiem. Jakim cudem się uwolnili? Kto był aż tak mało kompetentny? Kto by nim nie był, już nie żyje. Ostał się jedynie Max, a to nie koniecznie jego wina.
Profesor jednak nie zamierzał dawać mu do zrozumienia że wie iż może to nie jego wina. Dręczy go myśl że czegoś nie dopilnował? I dobrze da mu się szansę rehabilitacji w pościgu. Ale Profesor nie zamierzał ryzykować
-Mieli ich na talerzu idioci. Powinienem był wysłać cie z nimi. Ale cholera kto mógł wiedzieć. Leć z nim dopilnuj żeby znów chłopcy nic nie sknocili- rzucił do Waltera gdy ten skierował do niego pytający wzrok. Tak dobrze zrobił że nie leciał w ciemno gdy tylko Tupik wrzasnął o pogoni.
-Max nie stój tak. Schrzaniłeś to teraz biegnij z Wolterem macie się nawzajem ubezpieczać. I wrócić mi tu żywi dość już mamy trupów.

Do Ingrid jedynie skinął głową na znak potwierdzenia. Widział że dziewczyna rwie się do akcji. A że było to zgodne z jego planem nie zamierzał jej zatrzymywać.

Profesorowi nawet przez myśl nie przeszło że ten pościg może mieć tyle implikacji. Dla niego sprawa była prosta trzech osiłków a w pościgu za nimi Tupik oraz Max którego profesor nie był do końca pewien. Nie wiedział czy po tym co powiedzieli Max jest już "jego" czy jeszcze niziołka. Była to rzecz może mało istotna ale i tak Max musi udowodnić co jest wart. Oraz ludzie Profesora Ingrid i Walter. Czwórka profesjonalistów + jeszcze Matt i Levan którzy gdzieś tam byli. Dla Profesora sprawa była już załatwiona. Nie dopuszczał myśli o problemach na tej linii przez całą rozmowę z Klausem.

Gdy dosiadł się oberżysta i powiedział że pójdzie na ostro. Nagle Profesor sobie coś uświadomił. Może nie tyle nawet uświadomił co zaczął dopuszczać. Myśl o ucieczce przybocznego. Przecież jeśli ucieknie należy spodziewać się że ludzie Krogulca wrócą. Dotarło do niego też nagle że może to być jeszcze dziś. W tym momencie karczmarz powiedział:

-Pierdolenie, za przeproszeniem. Sam o to poprosiłem, jakbyś nie pamiętał, Panie. Ale to bez znaczenia. Jedziemy na jednym wózku przy czym wy jutro możecie być gdzie zechcecie, ja karczmy nie przeniosę. Pytam więc, bo widzę że na ostro pójdzie, Ochronicie mnie? Czy przedawać mam przybytek i szukać szczęścia gdzie indziej? – Oberżysta pytał panując z trudem nad drżącym głosem.

Szlak, szlak, szlak no jasne. Przecież te implikacje były oczywiste nawet on to widzi. A ja? No tak niby dopuszczałem to do siebie ale.... Hmm co mu powiedzieć. Radź sobie sam? Oddaj dorobek życia? Spierdalaj gdzie pieprz rośnie. Widział przed oczami jak on oddał wszystkie rodowe tytuły. Jak oddał pozycję bez walki. Jak dał się wypędzić. Co prawda z pełną sakwą opieką i otwartymi drzwiami do najlepszych uczelni. Jednak co z tego. Fakt pozostawał faktem. I teraz w tej jednej chwili poczuł on przypływ człowieczeństwa.

-Pomożemy ci ale i ty sam sobie pomóc musisz. Ochronę do środka załatwi się nową. Ale musimy wytrzymać do rana. Masz jakiś garłacz? Oni mogą wrócić jeszcze dziś. -liczył że karczmarz który żyje w tak niebezpiecznym miejscu ma broń palną i potrafi jej użyć. Skoro dziś na drogach Imperium prawie każdy woźnica go ma. To co dopiero człowiek który prowadzi biznes w piekle.
-Z Krogulcem sprawa nie przesądzona jest jeszcze możliwość negocjacji. Otoczymy cie opieką a jeśli słowa do niego nie dotrą no cóż pójdzie na ostro jak powiedziałeś. Tylko teraz musisz być odważny. Panowie nie czas teraz na picie nasi wrócą lada moment. A my przygotujmy się na wizytę innych nieprzewidzianych gości. Przecież jeśli tamtych 7 nie wróci ktoś ich przyjdzie szukać.- powiedział zdecydowanym tonem.
-Ryglujemy wszystko i zastawiamy meblami. Jedno wejście od strony powrotu naszych zostawiamy otwarte. Z możliwością jego zablokowania w krótkim czasie. Karczmarzu dziś się nie wyśpisz. Idziesz ze mną na górę wybierzemy dobre okna i jakby przyszli będziemy tym razem ich widzieć jak się podkradają. Ty obserwujesz z jednej ja z drugiej. Tylko dyskretnie.
-Klaus czas się wziąć za obowiązki. Obiecuje wypić z tobą naprawdę solidnie ale w wolnej chwili i bezpiecznym miejscu. A z takimi może być problem. Chciałeś akcji będziesz jej miał pod dostatkiem. Przyszykuj dół karczmy odpowiednio. Tym razem jeśli przyjdą mam ich zamiar odpędzić nim wejdą. Karczmarzu spirytus i jakieś szmatki.
-Plan prosty butelki dzielicie między siebie po równo spojrzał na karczmarza i Klausa. Podpalacie szmatki od lamp wcześniej je namoczymy. Potem szybki rzut i oczywiste efekty. Jeśli usłyszysz strzały z góry to znak że się zaczęło. Resztę zostawiam tobie wiesz co robić.
-zwrócił się z końcówką wypowiedzi do kompana.
-A my dwaj na górę najpierw Garłacz i moja broń. Potem butelki... Tylko zanim strzelisz dobrze wymierz pamiętaj że mamy zaskoczenie. Lepiej chwile mierzyć niż spudłować. Pomyślał też od razu że w ostateczności w ruch pójdą zabawki choć nie dopuszczał by sytuacja była aż tak zła.
-Na szczęście szansę że ktoś przyjdzie przed powrotem naszych są niewielkie. Gdy wrócą pomyślimy co dalej. Ale jest ryzyko że przed nimi jeszcze ktoś tu wpadnie. Może była jakaś grupa w okolicy z którą ci mieli się spotkać zaraz po robocie. Nigdy nic nie wiadomo a ja nie lubię niespodzianek.... Będzie spokojnie- uspokoił karczmarza którego oczy powoli przypominały spodki. Ale który mimo to zachował zimną krew.

Nawet nie wiedział jak bardzo mógł się mylić....
 
Icarius jest offline