Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-04-2010, 09:00   #91
 
Bielon's Avatar
 
Reputacja: 1 Bielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputacjęBielon ma wspaniałą reputację
Trzasnęła domykana okiennica, widać jakiś spóźnialski obywatel dostrzegł, iż w ulicy na którą wychodzą mu okna zanosi się na rozróbę. Z miauknięciem uciekł kot, który dożerał świeże truchło upolowanego szczura. Walka o przetrwanie w Rosenbergu toczyła się na wszystkich polach. Wszędzie. Grzeczny i flankujący go Levan byli tego żywym dowodem. Podobnie jak trójka ocalonych ludzi Krogulca.

Gdzieś z tyłu zadudniły kroki nadbiegających ulicą śladem uciekinierów pozostałych członków bandy Tupika. On sam spoglądał na to co się działo grubo po północy z pewnego oddalenia. Nie na tyle jednak by nie dostrzec dysproporcji sił. Młot Aniego w rękach bandziora musiał robić różnicę a chłopaki mogli mu przeciwstawić tylko wściekłość. No Levan miał jeszcze swe wyrachowanie i szablę, ale Grzeczny? Kiścień został w oberży a teraz w garści nagiego Matta lśniło jedynie kuchenne ostrze. Wściekłość. Wściekłość…


- Zabili Wasilija! – krzyknął Tupik dobrze wiedząc co tym krzykiem osiągnie. Los Aniego był również znany i przesądzony. Młota by darmo nie oddał. Chłopaki musieli się wkurwić. Tupot kroków reszty bandy był dobrze słyszalny, byli coraz bliżej. Max, Walter, i ta nowa, Ingrid. Ostatni, Klaus, został z „Profesorkiem” w „Kuźni”. „Profesorek” wymagał wszak ochrony. Tupik przesadził niesamowitym skokiem kolejną przecznicę zbliżając się dachami do walczących. Jedno jednak co zdawało się pewnym to to, że na miejsce starcia, podobnie jak ci na dole biegnący wedle jego wytycznych, przybędzie spóźniony…


============================


Klaus i Heinrich siedzieli przy stole na którym stał jedynie dzban i kilka glinianych kubków. Czekali w pozorowanej obojętności na powrót chłopaków. Dyskusja trwała, ale obaj byli myślami gdzie indziej. Ten plan, pomysł opanowania miasta, był zuchwały i szalony. I im więcej o nim myśleli tym bardziej zdawał się nieprawdopodobny. Band w mieście mogło być najmniej kilkanaście. Musieli zapanować nad wszystkimi, wszystkim zbirom narzucić swą hegemonię. To było ciężkie zadanie, którego ogrom przekraczał możliwości ich wciąż malejącego grona. Co prawda „Profesorek” starał się zwiększyć siłę oddanych mu ludzi, ale… to było mało. To miasto było miastem pogranicza. Zbirów, morderców, najmitów i zwykłych skurwysynów było tu całkiem sporo na każdym rogu. Oni chcieli narzucić im wolę i zmusić do posłuszeństwa. Musieli być szaleni…


- Krogulec tak tego nie zostawi. – oberżysta pojawił się z drugim garncem, polał im i sobie, przysiadł się. Widać było od razu że jest bardzo przestraszony ale i tak dochodzi do siebie. Zważywszy na stan w jakim znajdował się jego lokal, było to całkiem poważne wyzwanie. – Przyjdzie i mi tu wszystko rozpieprzy. Ale i tak dzięki za zratowanie życia. Myślałem że może uda się wykpić ochroną. Ochroną! Ta dwójka nie obroniła by własnych gaci. Teraz wyszło że jestem po waszej stronie.


- Nikt cię do niczego nie zmusza. Pomogliśmy ci z … czystej dobroci serca. – „Profesorek” póki co nie chciał składać mu propozycji. Oberżysta najwidoczniej miał potrzebę mówienia. Nie było powodu by mu w tym przeszkadzać.


- Pierdolenie, za przeproszeniem. Sam o to poprosiłem, jakbyś nie pamiętał, Panie. Ale to bez znaczenia. Jedziemy na jednym wózku przy czym wy jutro możecie być gdzie zechcecie, ja karczmy nie przeniosę. Pytam więc, bo widzę że na ostro pójdzie, Ochronicie mnie? Czy przedawać mam przybytek i szukać szczęścia gdzie indziej? – Oberżysta pytał panując z trudem nad drżącym głosem. Klaus, który na takich sprawach się znał, widział że ten ledwie panuje nad strachem. Nie dziwił mu się. Strach był w tej sytuacji rzeczą normalną…


==========================================


Jeszcze dwieście kroków, może sto pięćdziesiąt. Blisko. Z drugiej jednak strony sapiący jak miech Walter, Max, który ani myślał się wychylać i Ingrid, która ze zdziwieniem dostrzegła, że prowadzi dwójkę zbirów jako ta, która najbardziej się spieszy, równie dobrze mogli pozostać w karczmie. Te dwieście kroków to było to, co dzieli życie od śmierci. Widząc ruszających na końcu ulicy do boju na śmierć i życie nie mieli cienia wątpliwości, że walka zakończy się nim dobiegną. To samo pomyślał skaczący z dachu na dach Tupik. Może gdyby na dole był z Levanem Wasilij, to by powstrzymali napastników do chwili kiedy nadbiegł by Tupik ze wsparciem. Na dole jednak był Matt. I to przesądzało o wszystkim…


Zaczęło się. Ten z młotem wziął zamach i zaatakował płasko godząc w bark Grzecznego. Dwóch pozostałych opryszków skoczyło z boków przy czym jeden nadział się na kontrę Levana. Grzeczny zszedł płynnie z linii ciosu uchylił się prostym unikiem, pozwolił by młot przemknął mu nad głową. Przyskoczył skracając dystans. Levan w trzech złożeniach zbił rękę uzbrojonego zbira w bok. I skontrował w udo wbijając głęboko sztych szabli. Zbir zawył, zdekoncentrował tego młotem dając szansę Grzecznemu na uniknięcie ataku drugiego flankującego, tego z mieczem. Też zdobycznym.


Sto kroków na dole, ostatnia przecznica dla tego na dachu. Bose stopy ześliznęły się na krok przed wybiciem na mokrych dachówkach dachu. Za krótki skok, który nie miał szans powodzenia. Tupik lecąc dostrzegł niknącą mu z zasięgu krawędź drugiego dachu. I leciał dalej. Aż z trzaskiem uderzył w zamkniętą okiennicę jakiegoś okna wbijając ją do środka. Zamroczony poczuł jakieś uderzenie, łomot upadającego ciała, jego ciała, zamroczył go na chwilę.


- Co jest kurwa!? – krzyknął spocony nagi mężczyzna spoglądając na skołtunionego w barłogu Niziołka, który równie niezrozumiałym wzrokiem spoglądał tak na niego jak i na jego partnera. Ten drugi też był zdziwiony, ale jakby bardziej jeszcze przestraszony. Tupik teraz dopiero dostrzegł dwie kupki ubrań, męskich ubrań, leżących na ziemi. Z dołu zaś, od ulicy dobiegł krzyk, który przypomniał mu o celu jego biegu po dachach…


Pięćdziesiąt kroków. Bardzo blisko. Błysnął dobyty przez Waltera, Maxa i Ingrid oręż. Zaraz mieli włączyć się do starcia. Tyle, że miało się ono ku końcowi. Za sylwetkami dwójki walczących pojawiły się kolejne sylwetki, cienie biegnące z dobytą bronią. Uzbrojeni w to co było pod ręką, zebrani na prędce. Jednak i tak groźni. I liczni. Teraz było ich chyba z dziesiątka a z bocznych bram i zaułków wyzierali kolejni. Chyba robiło się bardzo gorąco. Przynajmniej dla Matta i Levana. Którzy właśnie toczyli bój o swoje życie. Być może zupełnie bez sensu…


Levan znów zaatakował, ranny nie był w stanie się obronić i sztych szabli tym razem rozpłatał mu krtań. Zabulgotał krwią, która siknęła na dwa kroki, osunął się tamując obiema dłońmi krwotok. Do walki już mu nie było spieszno. Grzeczny nożem przejechał po ramieniu drugiego flankującego i zarobił cios trzonkiem młota. Miał szczęście w krótkim dystansie głowica młota była poza zasięgiem jego czaszki, mogło być gorzej.


- Teraz cię zajebie! – krzyknął uradowany młotowy unosząc w górę narzędzie zbrodni. Matt nie czekał na to co ten ma jeszcze do zaoferowania. - Chyba dowcipem. - warknął i skrócił dystans w jednym skoku, zmieniając kierunek ataku. Zwarł się z młotowym czyniąc straszliwy oręż Aniego bezużytecznym. Levan z tyłu ciął w nieruchome plecy młotowego, ten stęknął, ale młot wypadł mu ze słabnących nagle dłoni i stuknął głucho o kamień ulicznego bruku. Byli na Płatnerskiej, tu ulica była wybrukowana! Grzeczny przejechał mu szerokim nożem krótko przez brzuch. Poczuł gorąc wylewających się wnętrzności. Ten trzeci zbój cofnął się, nie brał udziału w walce. Nie musiał. Jego kamraci już nadeszli. Płatnerska zaś miała stać się miejscem ostatecznego starcia Tupika i jego ludzi z wyłaniającą się z bocznych uliczek bandą. Idący w jej centrum Krogulec uśmiechał się uśmiechem wilka, którego sfora osaczyła ofiarę. Porównanie było jak najbardziej celne, bo wyłażących z uliczek bram i podwórzy zbirów było najmniej z dwudziestu. A przeciwko nim stali Grzeczny i Levan. I Walter, Max oraz Ingrid, którzy dołączyli zwalniając na ostatnim odcinku całkowicie. Mając wciąż jeszcze kilka kroków do Levana i Grzecznego. Matt podniósł młot spoglądając z szerokim uśmiechem na bandę uzbrojonych we wszystko skurwieli, którzy właśnie wyszli im na spotkanie. To był prawdziwy pech, że Krogulec ich miał tylu pod ręką tej nocy. I że przyboczny jego zdołał doń dotrzeć. Stojąc pomiędzy trójką kompanów a bandą lepiej widzieli skład krogulcowej bandy dostrzegając kilka znajomych twarzy, natura nie znosi próżni i po Harapie musiał pojawić się ktoś następny. Wedle ich planów miał być tym kimś Tupik, ci tutaj widać planowali inaczej. A Tupika na miejscu jakoś… nie było…


- Peszek, nieprawdaż? – Krogulec tryumfował. Jednak Levan jego już znał i wiedział co znaczyć może ten pozornie obojętny ton. Ludzie Krogulca rozstawiali się szerzej szukając przewagi w ilości, dobrego widoku i miejsca na atak. Kilku największych osiłków stanęło obok Krogulca, przyboczni jak nic. Jednego poznali już w „Kuźni”. On ich również. Coś musiał nagadać Krogulcowi, bo ten zaśmiał się chrapliwie i podjął gadkę. – Macie jednak szansę się przyłączyć. Ostatnią. Rzućcie broń a może daruję wam życie. Nie wybaczam zdrajcom ale ludzie ulicy mają swój honor. Daję wam tę szansę przez wzgląd na Harapa. Liczę do trzech. Raz…
 
Bielon jest offline  
Stary 25-04-2010, 12:00   #92
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
-No! Odliczaj psi fiucie! Zara ci kurwa rysopis zmienimy!- burknął Walter. Był uparty. Uparty i głupi. Jedną z kilku rzeczy, których nie znosił, to jak ktoś miał rację i nad nim triumfował. Wolał nałapać po łbie niż dać jakiemuś skurwielowi powiedzieć ostatnie słowo. Prędzej by zmienił gorzałę na mleko. Miał tę dziwną świadomość, że to może być początek końca. Trudno mu było przyznać dlaczego, ale cieszył się, że tak wyszło. Może i nie zdechnie za kamratów i przyjaciół, bo tak na prawdę nikogo nie znał z tej grupki, która dzieliła teraz jego niedolę. Czuł jednak w duchu, że jego życie było jednym, wielkim, nic nie wartym gównem. Nic nie osiągnął i wiedział, że to się nie zmieni. Miał wiele planów na przyszłość, ale żaden z nich nie miał prawa wypalić. Chyba, że pomógłby mu w tym Stary Profesorek. Cóż jednak z tego mogło wyniknąć, gdyby nie stał do końca po jego stronie? Nic. Miał dwie drogi i tylko jeden słuszny wybór. Uciekać i pozostać szczurem w szynku jakiegoś gamonia, lub stanąć do walki i zrobić pierwszy, poważny krok na nowej drodze życia.

Walter sapał ciężko, ale adrenalina coraz mocniej w nim buzowała. Nawet nie czuł bólu, złamanego nosa. Ręce lekko mu drżały, jak zawsze, gdy szykował się do bitki. Zakrzywione, ząbkowane ostrze noża lekko odbijało światło nielicznych latarni. Brodaty przemytnik zrobił kilka kroków i stanął obok młotodzierżcy, potężnego człeka, który wcześniej w gospodzie walczył kiścieniem. Był od niego dwa razy niższy. Ba! Może nawet trzy, ale buzująca w nich złość, agresja i nienawiść z pewnością osiągnęły podobny poziom. Grzeczny miał przewagę fizyczną. Walter nie miał nic do stracenia. Był gotowy do walki, którą mogła wygrać tylko jedna strona. Khazad obawiał się, że tą stroną będzie liczniejsza od nich grupa, ale on zawsze żył chwilą. Nie planował i nie kombinował w tej chwili. Na jego pobliźnionej twarzy pojawił się nieznaczny uśmiech triumfu? Tak triumfu. Nie wiedzieć dlaczego, brodacz emanował pewnością siebie.

Może wierzył w swe umiejętności? Może miał na uwadze, że szczęście zawsze mu dopisywało. Może myślał, że wraz z Grzecznym ustanowią duet nie do pokonania? Kto wie. Po prostu uśmiechał się i był gotowy do walki. Walki na śmierć i życie.
-Trzy...- zakończył liczenie, za przywódcę złowrogiej bandy.
 
Nefarius jest offline  
Stary 25-04-2010, 13:15   #93
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
Tupi biegł najszybciej jak zdołał... zdecydowanie zbyt szybko, gdy poślizgnął się na dachu, skracając tym samym skok, wiedział, że będzie źle. Cudem nie spadł prost na ziemię tylko wbił się przez okno do przyległego budynku. Z łoskotem wylądował wewnątrz, czując, że co najmniej nabił sobie guza. Okiennice co prawda osłoniły go przed szkłem, ale spotkanie z nimi, z rozpędu, nie należało do przyjemnych. Przez dobry pacierz Tupik próbował dojść do siebie. Jego umysł płatał mu figle wchodząc w dygresje...


"Profesorek rekrutuje sobie własny oddział zbrojny..." - pomyślał wspominając fragmenty rozmowy między profesorkiem a nowymi. Ci nowi stanowili jednak pewien wyjątek od innych nowych. Tupik nie był w ciemię bity, znał aż dwa systemy wasalne, jeden z Imperium drugi z Kislevu - gdzie zagrożenie Chaosem wymuszało większa legalizację władzy. W Kislevie panowała zasada iż wasal mojego wasala jest moim wasalem... W Imperium już nie. Fakt że byli daleko od granicy z Chaosem, nie oznaczał, że mają tu łatwiej. A przyszłościowo potworzone armię bez kontroli były potencjalniym źródłem zagrożenia. Tupik słysząc tłumaczenia profesorka, że nowi nie muszą zważać na Tupika, nie mógł się z nim zgodzić. To nie tak działało w światku przestępczym, z którym Profesor miał najwyraźniej małe obycie. Znajomość ze zbirami do wynajęcia dawała do myślenia Tupikowi, lecz nie potwierdzała wcale teorii jakoby profesor znał świat przestępczy w Rosenbergu czy w ogóle. Mógł znać pewnych ludzi, mechanizmy, mógł być pośród nich, ale to nie było jego życie, tak jak było nim dla Halflinga, Levana czy Grzecznego. "Harap zapewne zadziałałby od razu... stłumił bunt w zarodku..." Halfling jednak nie był Harapem, ani nie miał też pozycji tej co on. Pozycji którą zdobył po trupach nomen omen. Poza tym ten pozornie niespokojny duch, miał sporo czasu na zwalczenie problemu i wcale się do tego nie śpieszył. Profesor nie należał do ludzi na których można naciskać, ale póki co swym działaniem nie zaszkodził jeszcze Tupikowi. Halfling nie miał powodu by naciskać... jeszcze, a rozmowę o hierarchii wasalstw zamierzał pozostawić na później. Cieszył się wręcz, że pozostawił z nim Maxa, póki co był on jedynym człowiekiem Tupika wśród ludzi Profesora. Z jego możliwościami był jedyny i wystarczający, o ile nie skończy jak reszta nowych. Ponieważ Profesor, nie podjął się tematu stworzenia odnogi magicznej w gildii złodziei, Tupik zamierzał się tym zająć i Max był naturalnym człowiekiem na to stanowisko...a rozmiary przedsięwzięć jakie planował były łagodnie mówiąc sporę... Z opanowanym cmentarzem można było myśleć nawet o nekromancji... być może jedynej stałej i skutecznej ochrony przed Chosem i Sigmarytami... Poza tym coś mówiło Tupikowi, że Karl nieprzypadkowo wybrał Rosenberg na rejon swoich działań. W tym mieście było coś więcej niż na pozór to wyglądało... Tupik czuł to od dawna, teraz dopiero jednak dostrzegał pewne fakty.
Tym niemniej nie przeszkadzało mu, że Profesor rozbudowuje własną ochronę. Każdy szef bandy w mieście miał jakąś i Tupik nie widział powodu dla którego jeden z jego poruczników nie miałby mieć również ochrony... nawet wszyscy...
Od kiedy profesor zadeklarował , że jest po stronie Tupika, im silniejszy się stawał Profesorek tym silniejszy stawał się i Tupik - przynajmniej w oczach innych z zewnątrz, a było to równie ważne. Szczególnie przed negocjacjami, a tych miał przed sobą Tupik jeszcze sporo.

------------------------------------------------------------------------

" Negocjacje... kurwa, Grzeczny, Levan i reszta" Tupik momentalnie oprzytomniał, przez moment wpatrywał się z niedowierzaniem w parę mężczyzn, którzy z nie mniejszym osłupieniem obserwowali intruza. Halfling pozbierał się szybko i ruszył do drugiego okna, z którego widać było okolicę. To co zobaczył, jeszcze bardziej go zaskoczyło. Jego ludzie byli już otoczeni przez zbirów Harapa, włączając w to jego samego. Tupik tylko przez chwilę rozważał wszelkie alternatywy, wszelkie plusy i minusy sytuacji. Nie wyglądała za ciekawie, ale spotkanie z bandą Burego również nie zapowiadało się zwycięsko. A jak się skończyło pamiętali wszyscy uczestnicy którzy pozostali żywi. "Wtedy było nawet gorzej, te pierdolone kusze wycelowane w Chłopaków". Wiedział, że jego ludzi groźby i prośby nie złamią, a udawanie nie wchodziło już w rachubę... chyba że tylko chwilowe, Grzeczny potrafił zagadać przeciwnika i zyskać czas czy choćby lepszą pozycję. Brak Tupika pośród bandy nie ułatwiał sytuacji, z drugiej strony fakt, że nie został okrążony, działało wyzwalająco. Tupik chwycił za lampę, której nikły płomień rozświetlał pewnie miłosne harce, niemal od razu poszerzył dostęp płomienia do nafty, przywiesił lampę do pasa i ignorując speszonych "facetów" wdrapał się na dach.

Zdążył jeszcze usłyszeć odzywkę krasnoluda, bardzo ważną zważywszy na fakt, że nie należał on bezpośrednio do bandy Tupika, przynajmniej nie w założeniu jaki miał profesor, gdzie wasal mojego wasala nie jest moim wasalem... Generalnie rzecz ujmując w takich chwilach, taka zasada zwyczajnie się nie sprawdzała, wielu innych odżegnało by się w tym momencie od Tupika, na szczęście krasnolud nie był jednym z nich. Halflig wiedział jednak dobrze, że honor rozumiany przez krasnoludów jest o wiele szerszy. "Krasnoludy mają przecież swojego króla, któremu podlega każdy z krasnoludów, nie ma głupiej Imperialnej zasady wasalostwa..." Tupik szybko zauważył, że nie koncentruje się na tym na czym powinien. Przez ułamek chwili, gdy cichutko przemieszczał się zajmując dogodną pozycję do rzutu, ogarniał przeciwników i szanse. Nie było aż tak źle... mieli szansę wygrać, ale czy w tym starciu pozostaną jacyś wygrani??

- Witaj Krogulec. - Tupik odezwał się dość głośno, stojąc na dachu i trzymając w rękach lampę, której płomień niemalże przypalał jej górną osłonkę. Trzymał lampę nieco przed sobą choć z boku, nadając swej podświetlonej z ukosa twarzy złowieszczy wygląd. W drugiej rączce trzymał buteleczkę z kwasem. Wyraźnie dla wszystkich i z pewnością w głosie i nieskrywaną zawziętością powiedział.

- Już nam kiedyś odliczano i nie skończyło się to dobrze dla tego który to robił... Tupik być może tylko udawał pewnego, a być może po prostu stał się na moment pewny, na moment o który chciał zabiegać, choć może nie w takiej sytuacji i okolicznościach. Spotkanie na cmentarzu wyglądałoby pewnie podobnie, więc tak właściwie Tupik nie miał już nic do stracenia, może poza życiem, ale Krogulec także musiał liczyć się z niebezpieczeństwem utraty własnego, odkąd Tupik miał go na zasięg rzutu.
- Możemy pogadać, choć nie tak wyobrażałem sobie to nasze spotkanie. Zacznijmy od wyjaśnienia pewnej nieścisłości - Tupik zaczynał mówić do bandy która okrążyła Chopaków, nie tracąc jednak z oczu Krogulca.
- Jakim prawem podnosicie rękę na jedynych, którzy dotrzymali przysięgi złożonej Harapowi i bronili go do końca? Myślicie , że zdradziliśmy bo żyjemy? Klnę się na każdą świętość, na Randala i swe własne imię że wraz z Chłopakami do końca broniliśmy Harapa przed zdrajcami, połową jego obstawy w którą tak wierzył i Ormarem zdradzieckim skurwysynem który ustrzelił Harapa z kuszy. - haliling dał ludziom chwilę, aby waga złożonej właśnie przysięgi dotarła do ich uszu i świadomości. Co by nie było podnosili rękę, na jedyną grupę, która miała legitymowane prawo następstwa.

Tupik wrócił rozmową do głównego gracza, mając nadzieję, że zasiał właściwe ziarno niepewności wśród jego ludzi.

- Pomyśl, Harap nie przepuszczał na to feralne spotkanie nikogo z bronią, na zewnątrz był kosz, to widział każdy w kolejce lub poza nią. Kto miał więc dostęp do broni we własnej karczmie? - Ostatnie pytanie było retoryczne, gdyż odpowiedź nasuwała się sama.

- Uratowali nas Ci sami ludzie którzy najwyraźniej wspierają i Ciebie. Jeśli mówi Ci coś nazwa Mistrz... to wiedz, iż mi też mówi. Mój rozsądek zaś podpowiada mi, że skoro wspierają Ciebie i skoro wspierają mnie, to znaczy, że chcą naszej wzajemnej konfrontacji. Jeśli wiesz kim był Miżoch, to powinieneś wiedzieć, że był kimś od nich i to on za złoto przekupił Burego, tego rodzaju manewry z ich strony nie są więc nam obce. To daje szansę uniknięcia katastrofy. Pomyśl, zanim zakończysz odliczankę, która skończy się tu rzezią, na co najwyraźniej czeka ten cały mistrz. Jest niewiele czasu i oni tez działają pod presją nocy chaosu. Samemu będzie mi trudniej przeciwstawiać się ich planom, ale wspólnie... Proponuję przynajmniej tymczasowy sojusz przeciwko naszym "dobroczyńcom" - powiedział ostatnie słowo z krzywym uśmiechem i ironią w głosie.

Lampa wciąż niebezpiecznie spoczywała w dłoni halflinga, podobnie jak kwas, zamierzał użyć obu do rzutu w Krogulca, gdyby ten był wyjątkowo uparty... Jeśli jednak był choć w połowie tak inteligentny jak Tupik, musiał rozważyć jego propozycję. halfling dysponował może i niewieloma ludźmi,ale za to dobrymi, poza tym miał coś na czym zapewne teraz zaczynało zależeć Krogulcowi. Większą wiedzę o Mistrzu. Każdy szukał niezależności, haków na pracodawcę, sposobów na wyślizgnięcie się z sieci powiązań. Tupik potrzebował informacji więc i Krogulec musiał ich potrzebować, nieudane przejęcie karczmy, niepodbite miasto, jedynie potęgowały takową potrzebę...

Obaj przywódcy mierzyli się wzrokiem przez moment w milczeniu. Żaden z nich nie zmiękł. Tupik nie miał powodu, pożegnał się ze swoim życiem w momencie w którym otworzył usta na dachu, nie miał więc już nic do stracenia. Oczywiście mógł próbować ucieczki, ale tak naprawdę największym wyzwaniem było odsłonięcie się i swojej pozycji, to wymagało znacznie większej odwagi niż wytrzymanie spojrzenia Krogulca, w sytuacji gdy nie było już odwrotu.
 

Ostatnio edytowane przez Eliasz : 25-04-2010 o 13:38.
Eliasz jest offline  
Stary 25-04-2010, 16:30   #94
 
Icarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Icarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputacjęIcarius ma wspaniałą reputację
Profesor porozmawiał z każdym z jego towarzyszy którzy przybyli. Wyjaśnił sobie z nimi jak ma to wszystko wyglądać. Ustalenia mieli proste i wszyscy je zaakceptowali. Lojalność i dobre wykonywanie zleceń w zamian za gotówkę ale i niezłe perspektywy rozwoju jakie był w stanie zapewnić Profesor. Klaus i Ingrid to stare towarzystwo znał ich od dawna i był ich pewien. Wiedział że go nie zdradzą ani dla Krogulca ale też dla Tupika. Heinrich miał raczej ciepłe myśli o niziołku. Miał zamiar z nim ściśle współpracować i pomóc mu w jego "karierze". Rozmowa z Klausem nie mogła jednak przebiegać w konwencji "słabości" do niziołka. Nie należało tu pokazać że Tupik jest, że istnieje w układach ale bez przesadnej czułości. Profesor też nie był bandytą ani żołnierzem. Cała hierarchia jaką przyjął była dla niego umowna. Bycie porucznikiem wyobrażał sobie raczej tytularnie. Ot on pomaga Tupikowi tamten jemu proste. Z tym że to jego niski towarzysz pełni tu tytularne funkcje w dodatku przyszłe szefa gildii. Tak Tupik miał być szefem gildii na to Wolfburg przystawał. Ale czy jego szefem? Nie zdecydowanie nie. Nigdy nie miał szefa jest naukowcem zawsze to on wydawał rozkazy wynikało to też z jego urodzenia o którym obecni towarzysze wiedzieć nie mogli. Ale przecież zgodził się pełnić rolę porucznika? Przyjąłby decyzje niziołka dotyczące planów wobec miasta... Sprawa była zawiła postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy. Tupik gra w swoją grę pod tytułem zdobycie miasta. On w swoją zdobycie pieniędzy i sieci dilerów. Wzajemnie sobie pomagają na prawie przyjacielskich zasadach. Tak to wyglądało w świadomości a może nawet podświadomości Profesora. Nie zamierzał doprowadzić do sytuacji gdzie jego ludziom Tupik mógłby coś polecić. Ani Ingrid ani Walterowi zresztą nawet nie powiedział jeszcze że łączą ich jakieś formalne czy mniej formalne relacje z niziołkiem. Właśnie Walter Profesor był niejako pod wrażeniem krasnoluda. Okazał się on odważnym i karnym kompanem. No i twardym, Profesor z przestrachem pomyślał jak on by zniósł złamanie nosa. Co prawda niby wiedział że ból to pojecie względne. Że jako jego ścisły umysł może mógłby to wytrzymać. Ale jakoś mroziło go na samą myśl o tym... Khazad zasłużył na zaufanie Profesora wiedział co nieco o krasnoludach wiedział o ich honorze. Lecz dopiero teraz widział na żywo co oznacza ten upór i ich oddanie. W dodatku rozumieli się niemal bez słów. Każdą myśl czy polecenie łapał on w mig jakby był wieloletnim doświadczonym przybocznym Heinricha. A nie kimś kogo ten dopiero co poznał. Miał plan odpłacić mu za to. Tak dorobi się przy mnie wiem już nawet jak to rozegram....

================================================== ========

Całe zamieszanie z ucieczkom było dla Heinricha szokiem. Jakim cudem się uwolnili? Kto był aż tak mało kompetentny? Kto by nim nie był, już nie żyje. Ostał się jedynie Max, a to nie koniecznie jego wina.
Profesor jednak nie zamierzał dawać mu do zrozumienia że wie iż może to nie jego wina. Dręczy go myśl że czegoś nie dopilnował? I dobrze da mu się szansę rehabilitacji w pościgu. Ale Profesor nie zamierzał ryzykować
-Mieli ich na talerzu idioci. Powinienem był wysłać cie z nimi. Ale cholera kto mógł wiedzieć. Leć z nim dopilnuj żeby znów chłopcy nic nie sknocili- rzucił do Waltera gdy ten skierował do niego pytający wzrok. Tak dobrze zrobił że nie leciał w ciemno gdy tylko Tupik wrzasnął o pogoni.
-Max nie stój tak. Schrzaniłeś to teraz biegnij z Wolterem macie się nawzajem ubezpieczać. I wrócić mi tu żywi dość już mamy trupów.

Do Ingrid jedynie skinął głową na znak potwierdzenia. Widział że dziewczyna rwie się do akcji. A że było to zgodne z jego planem nie zamierzał jej zatrzymywać.

Profesorowi nawet przez myśl nie przeszło że ten pościg może mieć tyle implikacji. Dla niego sprawa była prosta trzech osiłków a w pościgu za nimi Tupik oraz Max którego profesor nie był do końca pewien. Nie wiedział czy po tym co powiedzieli Max jest już "jego" czy jeszcze niziołka. Była to rzecz może mało istotna ale i tak Max musi udowodnić co jest wart. Oraz ludzie Profesora Ingrid i Walter. Czwórka profesjonalistów + jeszcze Matt i Levan którzy gdzieś tam byli. Dla Profesora sprawa była już załatwiona. Nie dopuszczał myśli o problemach na tej linii przez całą rozmowę z Klausem.

Gdy dosiadł się oberżysta i powiedział że pójdzie na ostro. Nagle Profesor sobie coś uświadomił. Może nie tyle nawet uświadomił co zaczął dopuszczać. Myśl o ucieczce przybocznego. Przecież jeśli ucieknie należy spodziewać się że ludzie Krogulca wrócą. Dotarło do niego też nagle że może to być jeszcze dziś. W tym momencie karczmarz powiedział:

-Pierdolenie, za przeproszeniem. Sam o to poprosiłem, jakbyś nie pamiętał, Panie. Ale to bez znaczenia. Jedziemy na jednym wózku przy czym wy jutro możecie być gdzie zechcecie, ja karczmy nie przeniosę. Pytam więc, bo widzę że na ostro pójdzie, Ochronicie mnie? Czy przedawać mam przybytek i szukać szczęścia gdzie indziej? – Oberżysta pytał panując z trudem nad drżącym głosem.

Szlak, szlak, szlak no jasne. Przecież te implikacje były oczywiste nawet on to widzi. A ja? No tak niby dopuszczałem to do siebie ale.... Hmm co mu powiedzieć. Radź sobie sam? Oddaj dorobek życia? Spierdalaj gdzie pieprz rośnie. Widział przed oczami jak on oddał wszystkie rodowe tytuły. Jak oddał pozycję bez walki. Jak dał się wypędzić. Co prawda z pełną sakwą opieką i otwartymi drzwiami do najlepszych uczelni. Jednak co z tego. Fakt pozostawał faktem. I teraz w tej jednej chwili poczuł on przypływ człowieczeństwa.

-Pomożemy ci ale i ty sam sobie pomóc musisz. Ochronę do środka załatwi się nową. Ale musimy wytrzymać do rana. Masz jakiś garłacz? Oni mogą wrócić jeszcze dziś. -liczył że karczmarz który żyje w tak niebezpiecznym miejscu ma broń palną i potrafi jej użyć. Skoro dziś na drogach Imperium prawie każdy woźnica go ma. To co dopiero człowiek który prowadzi biznes w piekle.
-Z Krogulcem sprawa nie przesądzona jest jeszcze możliwość negocjacji. Otoczymy cie opieką a jeśli słowa do niego nie dotrą no cóż pójdzie na ostro jak powiedziałeś. Tylko teraz musisz być odważny. Panowie nie czas teraz na picie nasi wrócą lada moment. A my przygotujmy się na wizytę innych nieprzewidzianych gości. Przecież jeśli tamtych 7 nie wróci ktoś ich przyjdzie szukać.- powiedział zdecydowanym tonem.
-Ryglujemy wszystko i zastawiamy meblami. Jedno wejście od strony powrotu naszych zostawiamy otwarte. Z możliwością jego zablokowania w krótkim czasie. Karczmarzu dziś się nie wyśpisz. Idziesz ze mną na górę wybierzemy dobre okna i jakby przyszli będziemy tym razem ich widzieć jak się podkradają. Ty obserwujesz z jednej ja z drugiej. Tylko dyskretnie.
-Klaus czas się wziąć za obowiązki. Obiecuje wypić z tobą naprawdę solidnie ale w wolnej chwili i bezpiecznym miejscu. A z takimi może być problem. Chciałeś akcji będziesz jej miał pod dostatkiem. Przyszykuj dół karczmy odpowiednio. Tym razem jeśli przyjdą mam ich zamiar odpędzić nim wejdą. Karczmarzu spirytus i jakieś szmatki.
-Plan prosty butelki dzielicie między siebie po równo spojrzał na karczmarza i Klausa. Podpalacie szmatki od lamp wcześniej je namoczymy. Potem szybki rzut i oczywiste efekty. Jeśli usłyszysz strzały z góry to znak że się zaczęło. Resztę zostawiam tobie wiesz co robić.
-zwrócił się z końcówką wypowiedzi do kompana.
-A my dwaj na górę najpierw Garłacz i moja broń. Potem butelki... Tylko zanim strzelisz dobrze wymierz pamiętaj że mamy zaskoczenie. Lepiej chwile mierzyć niż spudłować. Pomyślał też od razu że w ostateczności w ruch pójdą zabawki choć nie dopuszczał by sytuacja była aż tak zła.
-Na szczęście szansę że ktoś przyjdzie przed powrotem naszych są niewielkie. Gdy wrócą pomyślimy co dalej. Ale jest ryzyko że przed nimi jeszcze ktoś tu wpadnie. Może była jakaś grupa w okolicy z którą ci mieli się spotkać zaraz po robocie. Nigdy nic nie wiadomo a ja nie lubię niespodzianek.... Będzie spokojnie- uspokoił karczmarza którego oczy powoli przypominały spodki. Ale który mimo to zachował zimną krew.

Nawet nie wiedział jak bardzo mógł się mylić....
 
Icarius jest offline  
Stary 25-04-2010, 17:10   #95
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid spojrzała na Krogulca, potem na Tupika. Niziołek wyglądał dość upiornie przy tej latarence, na pewno o tym wiedział - po cóż by innego ją tak ustawiał z boku? Rzuciła dyskretnie okiem na swoją ekipę. Najbliżej była Matta i Waltera. Zresztą krasnolud miał w sobie więcej potencjału, niż wyglądał - śmigał krótkimi nóżkami, jakby chciał zaprzeczyć znanej prawdzie o krasnoludach jako kiepskich biegaczach. I to mu wyszło wcale nieźle, musiała przyznać. No i to Khazad, solidna firma. Czuła się z tym całkiem dobrze, bezpiecznie.
"Dobra, zobaczymy co dalej. W razie czego osłaniam Matta i Waltera. Oni są silni, ja szybka...", pomyślała, bacznie obserwując konfrontację. Nigdy nie była w tak, hm, masowej sytuacji, ale uśmiechnęła się do siebie w myślach. "Dziękuję, Myrmidio, że otrzymałam od Ciebie szansę na śmierć godną wojownika". W chwilę później jednak dodała: "Profesor już coś pewnie kombinuje, skoro go tu nie ma. Klaus widać mu na co innego potrzebny".
Poluźniła nieco ramiona, by ich nie przeciążać niepotrzebnie i czekała na dalszy ciąg przedstawienia.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 26-04-2010, 09:18   #96
 
Trojan's Avatar
 
Reputacja: 1 Trojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skałTrojan jest jak klejnot wśród skał
Matt „Grzeczny” Burgen


Sytuacja układała się zgoła zupełnie nie po myśli Grzecznego. Nie żeby widoki na większe mordobicie go przerażały, co to, to nie. Zwyczajnie chciało mu się pić. Wkurwiony nielicho dodatkowo jeszcze był rozeźlony brakiem pod ręką czegoś procentowego. A tym tam się wzięło na dyskursy. „Kurwa, sejmikować będą!” zaklął w myślach widząc kierunek ku któremu to wszystko zmierza. Jednak było i światełko w tunelu. Jeśli słowa Tupika miały przemówić do rozsądku Krogulca, to napić by się można rychle. Tyle, że tym razem wtrącił się krasnolud wygłaszając swe sakramentalne „Trzy!”. Matt spojrzał nań z góry z uznaniem. „Swój chłop” pomyślał. Tyle, że sytuacja wciąż była patowa. Grzeczny wzruszył ramionami po czym opuścił młot i ruszył ku najbliższemu ze scyzoryków Krogulca. Nie dla tego, że ten mu wpadł w oko, nie w celu natychmiastowego ataku, nie po to by rozpocząć rzeźnię. By upewnić ludzi Krogulca o swoich intencjach zostawił nawet młot na środku ulicy. I tak był gówniany.

- Siara, daj się napić skoro tamtych na pierdolenie wzięło… - warknął do znanego sobie oprycha. Wśród ludzi Krogulca kilku znajomków mu mignęło. Brat Malcolm, były zakonnik, Belfer co to się zawsze wymądrzał, Chudy Jos co przypominał sylwetką stracha na wróble i był całkowitym przeciwieństwem Matta no i w końcu właśnie Siara. Siara słynął z tego, że zawsze miał pod ręką jakiegoś bełta. To się Mattowi w nim podobało.

Zagadnięty przez chwilę stał niepewnie, zwłaszcza kiedy stojący obok niego opryszkowie cofnęli się nieco. Jednak sytuacja dlań była mocno niezręczna. Gość którego mieli zarżnąć zagadywał doń wyraźnie znając jego słabości lepiej niż niejeden z nowych kumotrów. To rzucało nań cień podejrzenia. Grzecznemu było w to graj. Wziął z niepewnej ręki zbira manierkę, odkorkował zębami i pociągnął mocno. Zabulgotała ciecz, zadrgał przełyk a żrąca mieszanka domowej roboty spłynęła mu po brodzie. Chwilę trwało nim się odpiął. Czuł wypełniający wnętrzności żar. „Tak mi dobrze! Tak mi rób”.

- Mocna franca! Kurwa naprawdę mocna! – oddał manierkę i klepnął Siarę w ramię. Z boku spoglądali nań ciekawie mordercy, zbóje i nożownicy. Bracia. – Musisz mi zdradzić sekrecik na ten wywar. Ale nie dziś, bo kurwa tu nie pogadamy. Potem mi powiesz.

"Jeśli będzie jakieś potem".

Musieli wrócić na ziemię. Jednak Grzeczny swoje wiedział. Dostrzegł wśród stojących jeszcze inne twarze, zbirów których z imienia nie pamiętał, ale pamiętał z ”Rzeźni” Ormeta. Z tego, że tam za życia Harapa bywali. To zaś znaczyło, że na stronę Krogulca przeszło ich wcale nie mało. Oznaczało jednak coś jeszcze. To mianowicie, że ludzie ci znali reputację Grzecznego, który nie bał się niczego i uwielbiał brutalną walkę, Levana jako zimnego profesjonała o szermierczym doświadczeniu i Tupika, małego smroda o umyśle niczym żyletka. A poza reputacją, znali ich osobiście mniej lub bardziej. I tak jak Grzeczny, Levan i Tupik tak i oni nie chcieli umierać tu i teraz. A miało się ku temu jak rzadko.

- No chłopy! Pomyślcie?! Nie chcieli byście rozpierdolić tych skurwieli co się wpierdalają między wódkę i zakąskę? Co nie wiedzą co to honor. Nasz honor. Złodziejski. Teraz próbują nami frymarczyć. Jak trza będzie to się wyrżniemy. Ale pomyślcie, kto na tym skorzysta? Dla mnie ci, którzy zdjęli Harapa. Bo się nam go kurwa ocalić nie udało.

Cóż, teraz piłka była po stronie Krogulca. Na ile jednak Grzeczny znał reguły snotbolla wiedział, że miejsce położenia piłki nie zawsze jest tożsame z miejscem rozgrywania akcji. Sam zaś Matt do akcji gotów był jak nigdy dotąd. Zwłaszcza od chwili, kiedy porządnie się napił. Teraz mógł umierać. Pytanie brzmiało tylko czy musiał?
 
Trojan jest offline  
Stary 26-04-2010, 14:37   #97
 
Eliasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Eliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputacjęEliasz ma wspaniałą reputację
- Zatem?? Krogulec czekał spoglądając twardo na niziołka. Widać było, ze najchętniej kopniakiem zwaliłby go z dachu...

- No dobrze, proponuje wymianę informacji związanej z mistrzem i wspólne kroki przeciwko tym szaleńcom, myślącym, że będą tu mieli władzę. Chwilowo zawiesimy miedzy sobą walkę o terytoria i zwierzchnictwo, choć to co każdy z nas w międzyczasie zdobędzie to już jego sprawa, byle nie odbierał tego co już zdobyte przeze mnie czy przez ciebie - rzucił pewny siebie propozycję. Nie miał wyjścia , musiał próbować tajemnej sztuki negocjacji...

- Pierdolisz mały jak gęś bez łba. Jakie zawieszenie walki? Jakie zawieszenie? Walka skończy się do dwóch pacierzy od chwili kiedy ją zacznę. A później zwyczajnie na ciebie zapolujemy dachołazie o zajęczej skórce. Bo twoi ludzie zostaną tu. - Odpowiedział Krogulec, najwyraźniej to on miał zamiar grać i obserwować jak inni tańczą.

- Coś mi się widzi, że wciąż chyba nie dostrzegasz problemu. Chcesz konfrontacji to będziesz ją miał, choć ciekaw jestem czy z poparzoną mordą będziesz miał jeszcze siły kogokolwiek ścigać. Poza tym myślisz że na tym się skończy? Nie doceniasz ani mnie ani moich znajomości w tym mieście - powiedział po raz kolejny szarfując groźbami, ale nie miał już nic do stracenia, a fakt że rozmowa wciąż się toczyła sprawiała, że Halfling zaczynał wierzyć, że na walce się nie skończy... Ci który byli nastawieni tylko na walkę nawet nie podejmowaliby dyskusji.

- Straszysz z dachu puszczyku? Zejdź tu i postrasz. Albo powiedz co dasz w zamian. Za swoich ludzi. Ile dla ciebie są warci? No, nuże...!

" Chciałbyś..." - pomyślał, wiedząc dobrze, ze jedynie będąc na dachu daje sobie i chłopakom jakiekolwiek szanse w razie gdyby doszło do starcia, szanse małe, niewielkie, ale zawsze jakieś...

- Moi ludzie pójdą ze mną a alternatywą jest walka. Gdybyśmy chcieli cie wykończyć Krogulec, to zrobilibyśmy to pierwszego dnia. Wiem że masz apetyt na całe miasto, i prawdopodobnie chciałbyś je mieć od razu. Ale prawda jest taka że go nie masz. Siedzisz tu od trzech miesięcy i jeszcze go nie zdobyłeś, a ci którzy początkowo Cie wspierali, już się od ciebie odwrócili. Mówię o mistrzu, który zdradził nam gdzie cie znaleźć a także chce posadzić mnie na twoim miejscu... Tobie tez kazał pozbyć się swych przybocznych gdy uczyni cię już władcą miasta?? - powiedział głośno, ostatnie zdanie chyba bardziej nawet do ochrony Krogulca niż do niego samego

Słowa Tupika odbijały się od murów ulicznych kamienic, kiedy kilku najbliższych Krogulcowi łotrów przyjrzało mu się uważnie. Najwidoczniej niektóre słowa zaczynały do nich docierać. Krogulec też dodawał dwa do dwóch.

- Blefujesz kurduplu. Albo też masz sprawki z inkszymi. Mnie nikt nic nie nakazuje. W tym mieście tylko Krogulec rządzi i rządzić będzie. A takich gnojków jak ty, to ja pod butem jak robactwo rozgniatam.

- To musisz mieć ciulu zajebiście wielki obcas. Podagra? - Grzeczny wtrącił się niegrzecznie, kilku stojących mu najbliżej zarechotało

Krogulec wyraźnie coraz bardziej się irytował. To zaś sprzyjało początkowi rozlewu krwi. Jednak jego pozycja najwyraźniej osłabła. Walka mogła być sposobem na jej umocnienie

Tupik momentalnie wychwycił zmianę nastrojów , zarówno u krogulca jak i reszty bandy. Na zmianę nastrojów czekał niczym ryba na wodę. To że do tej pory nie rozpoczęła się jeszcze walka, świadczyło tylko o tym, że obie strony jeszcze widziały szansę w wyciągnięciu czegoś z żywych... "Niepewność zasiana u ludzi Krogulca oraz w nim samym, z czasem zacznie procentować, o ile dam jej czas na to by się rozwinęła..." - pomyślał wiedząc już, że musi zrobić kolejny kroczek naprzód, w rozmowie którą kontrolował bardziej niż Krogulec przypuszczał.

- Dobra Krogulec, mam dla ciebie propozycję, bo widzę że masz wielu ludzi i zamiast mnie wszyscy ścigać, mogliby pomagać... Widziałeś kiedyś coś takiego? Tupik zafurczał torebeczką z góry dachu. Po czym rzucił ją krogulcowi. - Dostaniesz dziesięcinę z moich zarobków, w zamian za przysłowiową ochronę. W końcu nie zamierzam komuś płacić za nic. Więc jak wolisz martwego halflinga, czy kurę znoszącą złote jaja? Jeśli ja zginę, a walczyć będę do końca, wraz ze mną przepadnie nowy narkotyk, zajebisty odurzacz, a wraz z tym znikną zyski, a ty dalej będziesz rzeźbił w napadach i wymuszeniach. Dostaniesz dziesięć procent, pod warunkiem nie wpierdalania mi się w biznes. - Zakończył fachowo i ostro. Oceniał jednocześnie reakcję innych bandziorów, kilku poczuło się już na tyle rozluźnionych gadaniną a nie walką, że poopuszczali już broń, część lgnęła do Grzecznego i Levana, których tu nie widziano od trzech miesięcy, a inna cześć z nieskrywanym pożądaniem przyglądała się Ingrid. Nic tak bowiem nie pobudzało jak mieszanina adrenaliny , niebezpieczeństwa i kobiecego ciała. Tupik już osiągnął choć część sukcesu, rozbrajając grupę Krogulca tuż przed walką. Ten chyba się zorientował jak kruchą ma pozycję wśród swoich ludzi, gdyż wszedł w ostre negocjacje, próbując zmusić Tupika do uległości.

- Pięćdziesiąt. Moje miasto, moi ludzie, moje gówno. Ty też jesteś moim człowiekiem, jeśli się zgodzę. Będziesz z tymi swoimi skurwiałymi jełopami żył dalej i robił w portki bym się nie wkurwił. Ale za to puszczę w niepamięć wszystko co dotychczas twoi ciule zrobili przeciwko mnie. Wóz, albo przewóz.

- Dwadzieścia i to moje ostatnie słowo, tak jak mówisz wóz albo przewóz. Nie jesteś jedynym z którym muszę się dzielić, a dopóki nie załatwisz sprawy z Mistrzem, to żadne twoje miasto, a ja nie będę bulił nie temu co trzeba.
Tupik świadomie raz jeszcze przywołał tytuł Mistrza. "Przyboczni Krogulca zaczną patrzeć mu na łapki... sam co prawda też się rozbroiłem, ale nie będziesz mi tu robił pod górkę... a jak chcesz to masz sam, niech wiedzą, że w mych poprzednich słowa kryła się prawda, a Mistrz to nie żaden blef... Tak... niech zauważą jak szybko zmieniłeś zdanie i zarzuciłeś blef... tak... niech wiedzą co ich czeka u twojego boku... może zajmą się tobą sami..." - pomyślał ciesząc się z sukcesu jakim było przetrwanie konfrontacji. Był gotów zgodzić się nawet na pięćdziesiąt, byle nie doszło do rzezi w której nie obyłoby się bez ofiar wśród ludzi Tupika, nie przy pięciokrotnej niemal przewadze liczebnej przeciwnika.

- Dostaniesz dwadzieścia procent z zysku, na każde sto koron , dwadzieścia będzie twoje. i nie myśl, że mi przypadnie cała reszta, aż tak dobrze to nie mam... Chyba że chcesz połowę z mojej działki? - zapytał przebiegle.


- Zgoda, niech ci będzie. Te dwadzieścia pięć. Płatne raz w tygodniu. I pogłówne za moich ludzi. - Krogulec rozejrzał się zadowolony. Widać było, że i im napięcie nieco zelżało. Zawsze w obliczu zagrożenia ludzie spinają się w sobie by później, jak puści, rozluźniać się niemalże namacalnie.

-Dobrze, ale przejmuje karczmę Helmuta, gdzieś działać muszę, "A po dzisiejszym, coś mi się widzi, że dobrze mi tam będzie." - pomyślał. Zastanawiał się też jakie inne interesy mogli od razu upiec na jednym ogniu. Niestety był zbyt krótko w mieście by w pełni wykorzystać obecną sytuację. Nie wiedział co z Nosikamykiem, kapłanami, Czarnym Karlem i całą resztą... ale z poukładanymi stosunkami z Krogulcem, zawsze mógł do tego wrócić. - O pogłównym jednak zapomnij, dostałbyś je gdyby nikt z moich nie zginął. I nie ja to zacząłem... - halfling grał do końca, choć targi już właściwie się zakończyły. Było tu jednak zbyt wielu świadków a halfling musiał pokazać się z jak najlepszej strony... pod każdym względem.

- Karczma twoja. I sąsiednie ulice w zasięgu dwóch przecznic. Ale pogłówne zapłacisz. Zabiłeś moich ludzi. Pół setki od łba. Płatne za trzy miesiące, byś miał czas się odkuć. Ostatnie słowo. Tak czy Nie?

Halfling milczał długo, niemal na granicy czasu danego do odpowiedzi. Teatralnie. Nie zamierzał działać jak przyciśnięty do muru szczur, choć po prawdzie ludzie Tupika byli przyciśnięci do muru. Halfling wiedział, że takie rozwiązanie będzie pasowało przynajmniej na jakiś czas obu przywódcom, musiał jednak zaznaczyć i Kroglcowi i przede wszystkim wielu zbirom, że nie jest pierwszym lepszym chłystkiem który z przelęknięciem słucha się ich szefa. W końcu po długim milczeniu wszyscy usłyszeli - Zgoda
 
Eliasz jest offline  
Stary 26-04-2010, 17:02   #98
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Rozwój sytuacji potoczył się nie po jego myśli. Nie przypuszczał, że Tupikowi uda się dogadać z szefem bandy, która miała ich na widelcu. Z jednej strony chwilowy rozejm był dla nich dobrą rzeczą. Mogli przygotować się lepiej na ewentualny, następny atak, lub nawet sami zaatakować. Z drugiej strony dla Waltera wyszło bardzo dobrze. Swoją postawą udowodnił kompanom, że jest po ich stronie do końca i koniec niespodziewanie minął. Minął i to bez szkód! Nikt bowiem z członków grupy nie ucierpiał. Nikt nawet nie ruszył ostrzem. Może to i dobrze. Zmęczony, z ogromnym smakiem na gorzałę i z złamanym nosem Walter był raczej średniej jakości przeciwnikiem o nie dużych wymaganiach. Wiedział teraz, że musi na jakiś czas o siebie zadbać. Wiedział, że tusza może go następnym razem doprowadzić do zguby. No i miał świadomość, że z niewielkim kozikiem w garści nikomu nie zaszkodzi. Jego wielokroć wyższy kamrat o wdzięcznej ksywie "Grzeczny" władał młotem zabitego towarzysza i śmiercionośnym kiścieniem, bronią, która przy zderzeniu z Walterem mogłaby nie dać mu cienia szans na przeżycie. On zaś miał mały nożyk, którym generalnie mógł wydłubać sobie bród z pod paznokci.

Tak, szabla jaka lab może nawet topór byłyby dla Goia najlepszym, możliwym wyborem. Jako czystej krwi krasnolud miał predyspozycje do walki tego typu bronią. Zdecydowanie musi nad tym się głębiej zastanowić. Sprawa została wyjaśniona a konflikt chwilowo zażegnany. Khazad szturchnął Grzecznego lekko w bok i skinął głową.
-Cho... Wracamy do Profesorka, musimy wyjebać kilka piw i dychnąć se...- rzekł brodaty przemytnik, po czym spojrzał na stojących za nim Maxa i Ingrid. Nie omieszkał też rzucić niziołkowi, stojącemu na dachu porozumiewawczego spojrzenia. Był dobrym przywódcą i wykonał dobrą robotę. Mógł nakazać walki i w odpowiednim momencie, gdyby inni nie mieli wyjścia uciec, gdzieś w miasto, ukryć się, nazbierać nowych kompanów i próbować znów atakować. On jednak widząc niewielkie szanse wygrania tego starcia postanowił dogadać się z przeciwnikiem, mimo iż ten miał na sumieniu już kilku ludzi Tupika.
 
Nefarius jest offline  
Stary 26-04-2010, 18:20   #99
 
Sylverthorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Sylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputacjęSylverthorn ma wspaniałą reputację
Ingrid z rosnącym zdziwieniem obserwowała poczynania niziołka. Jak na takiego skromnie wyglądającego malucha, miał skurwysyn jaja! Zaimponował jej solidnie. Mógł rzucić ich do walki i byłaby to godna rozróba, ale znowu by im zaczęło brakować rąk. Zamiast tego kupił im czas; wątpiła szczerze, by rozejm utrzymał się na dłużej. Albo Krogulec uzna, że ma dość "jełopów" albo Tupik, że czas wyleczyć go z ambicji.
Grzeczny też się popisał nieźle, dowcip o podagrze definitywnie rozluźnił nieco atmosferę. Niepokoiło ją trochę, że znał jednego z bandziorów drugiej strony, choć jedno musiała przyznać - bełcik przez barykadę mógł być ostatnim na tym łez padole z zupełnie innego powodu.
W końcu ustalili jakiś rozejm, nie bez należnego targowania. Nie była pewna, kim był Mistrz. Jakiś większy gracz, który potrząsa tą żałosną mieściną, to pewne - tylko kto? Najwyraźniej ktoś mocno skryty, skoro można pysk nim wycierać.
- Cho... Wracamy do Profesorka, musimy wyjebać kilka piw i dychnąć se... - niemal westchnął Walter, choć widać było, że chętnie by komuś glacę toporem ogolił.
- No, Walter. - mruknęła do Khazada, nie uśmiechając się ani nie dworując. - Co racja, to racja. Ale poczekajmy, czy i tamtym w gardle zaschło. A nuż im się znowu zabawy zechce, a my dostaniemy między oczy.
Czekała, aż sytuacja będzie nieco pewniejsza. Nie miała ochoty na czyjąś strzałę w odwróconych plecach i o ile zauważyła, reszta też stała w miejscu. Byli już wyraźnie rozluźnieni, ale też czekali na... hm, "sygnał do odmaszerowania"? Nie tacy głupi, jak mogłoby się wydawać.
 
__________________
GG: 183 822 08

"Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo
Sylverthorn jest offline  
Stary 26-04-2010, 19:30   #100
 
Darth's Avatar
 
Reputacja: 1 Darth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłośćDarth ma wspaniałą przyszłość
Max, wysłany przez Profesora, przysłuchiwał się przesłuchaniu. On co prawda inaczej by się do tego zabrał, ale nie przeszkadzał. Zresztą, w końcu przyszedłby czas i na jego metody. Niestety jego towarzysze dali się zabić. Odwrót był w tym wypadku jedynym logicznym wyjściem. Na całe szczęście miał blisko do drzwi. Wpadł niczym burza do sali biesiadnej.
- Te skurwiele się uwolniły! – krzyknął burząc w jednej chwili spokój dyskusji. Krasnolud ruszył w kierunku drzwi jako pierwszy. Minął roztrzęsionego Maxa w chwili, kiedy ten dodawał – Mają broń!
Gdy reszta grupy wkroczyła do izby w której przesłuchiwano więźniów, Max powoli się uspokajał. Nie wiedział kto zawinił i w gruncie rzeczy mało go to obchodziło. On żył, pozostali nie i to się liczyło. Nie widział w tym żadnej swojej winy. Profesor najwyraźniej uważał inaczej.
-Max nie stój tak. Schrzaniłeś to teraz biegnij z Wolterem macie się nawzajem ubezpieczać. I wrócić mi tu żywi dość już mamy trupów. - Max słysząc te słowa skrzywił się lekko, ale polecenie wykonał natychmiast. Popędził natychmiast za krasnoludem który wyforsował do przodu. Tupik zaś ruszył dachami. Później jednak ich obu wyprzedziła kobieta, znajoma Profesora. Co i tak okazało się bez znaczenia, ponieważ w chwili ich dotarcia na miejsce walka już dogasała. Dwóch z trzech uciekinierów zdychało na bruku, a trzeci wycofał się pomiędzy swoich koleżków którzy nadciągnęli w między czasie. Teraz nadeszła pora na negocjacje. Głównie z powodu olbrzymiej przewagi liczebnej przeciwnika. Przez moment wydawało się że krasnolud doprowadzi do rzezi. Na szczęście jednak pojawienie się Tupika rozpoczęło kolejną rundę negocjacji. Bardzo pomógł też niespodziewanie Grzeczny znajdując w tłumie zwolenników Krogulca starych znajomych. Wkrótce obaj szefowie doszli do porozumienia w każdym względzie korzystnym dla Tupika. Zyskali bazę wypadową i życie w zamian za zaledwie 1/4 dochodów. W Maxie wzrósł podziw dla umiejętności negocjacyjnych Tupika. No i zawsze zostawiali sobie otwartą furtkę. Krogulca można było zawsze wyeliminować, wcześniej czy później. Na razie jednak Max zostawił takie rozważania w spokoju. Entuzjastycznie podszedł do propozycji powrotu do karczmy i napicia się piwa, wygłoszonej przez krasnoluda. Nie przejął się też podejrzeniami Ingrid co do ataku w plecy. Na ile znał się na ludziach takich jak Krogulec, był pewien że nie podejmie się zaatakowania ich dopóki będzie widział w tym zysk pieniężny. Poza tym taki atak kosztowałby go wielu ludzi i osłabiłby jego pozycję, co mógłby wykorzystać któryś z pomniejszych szefów. Postanowił więc wrócić do karczmy.
 
__________________
Najczęstszy ludzki błąd - nie przewidzieć burzy w piękny czas.
Niccolo Machiavelli
Darth jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:49.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172