Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-04-2010, 21:07   #37
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Po dywagacjach teologiczno-etycznych z Silvercrossbowem, przyszedł czas na filozofię chłopską w wykonaniu Helfdana. Z grzeczności i z gasnącą prędko nadzieją, Manorian w ciszy i pozornym skupieniu wysłuchiwał ględzenia tropiciela. W niedługim jednak czasie zarówno jeździec jak i wałach przyjęli dość podobny styl podróży, człapiąc z rezygnacją za jadącym na przedzie paladynem.


Kapłan szanował umiejętności i doświadczenie półelfa, jednak coraz bardziej gubił się w sarkaniach tropiciela i zaczynał wierzyć słowom Britty jakoby ktoś, gdy on nie patrzył zapewne, zamienił mózg Helfdana z mózgiem jakiejś przekupki. Tropiciel zaiste marudził i paplał gorzej niźli nie jedna kobita ku temu nawykła.


Iulus zniósł to jako tako do wieczora, nie komentując ni słowem przemyśleń kompana. Z wielką jednak ulgą rozkładał swój niewielki namiot na popasie przed spoczynkiem.
Choć co poniektórych mogło to dziwić, kapłan rzeczywiście wielość tobołów tachał przytroczonych do leniwego wałaszego zada. Była tam między innemi płytowa zbroja połyskująca w ogniu złotem świętych symboli i metalicznym błękitem stali. Kto zastanawiał się przedtem na co Iulusowi ciężki koń do juków czy brony nawykły, przestawał mieć wątpliwości na pierwszym lepszym popasie.

Po oczyszczeniu sprzętu kapłan ziewnął przeciągle i, zjadłszy skromną wieczerzę przy ogniu z kompanami, zaszył się w swoim namiociku, nie ściągnąwszy nawet przed wejściem kolczugi.Choć nie spał w zbroi komicznie wyglądało gdy udawał się na spoczynek i wychodził o świcie już w pancerzu z hełmem na głowie.Zresztą póki nikt nie pytał, on sam wolał ran nie rozdrapywać i swoją paranoiczną przezorność hołubił codziennie.

Manorian o brzasku modlił się, wyśpiewywał ciche psalmy, po czym jadł śniadanie i oporządzał konia. Ze względu na swą rozbudowaną poranną "toaletę" wstawał wcześniej ciut przed innymi, by drużyna czekać na niego nie musiała.

Za dnia w podróży bez powodu się nie odzywał słuchając raczej towarzyszy i obserwując trakt. Wprawne jednak oko paladyna dostrzegało, iż Manorian na swym znudzonym wierzchowcu, raczej do wojowania z siodła i ambitniejszych manewrów wierzchowych nie nawykł.Kolejnego wieczora jego mały rytuał przed snem powtarzał się.

Jednak akurat ten wieczór miał upłynąć troszkę inaczej niż poprzedni.

Manorian grzejący się przy ognisku chyba tylko przed Helfdanem zauważył poruszenie w wodzie. Jednak od razu rzucił się w ślad za Aesdilem ratować topielicę.
Oczywiście nie umiał pływać. Oczywiście jak zwykle siedział w swej kolczuce, z hełmem na głowie i mieczem u pasa. Ślamazarnie zaczął zdzierać pas, w momencie gdy kobieta w wodzie poruszyła się. Tu zawahał się na chwilę - w końcu poruszających się o własnych siłach dziewoję ratować w mniejszym pośpiechu można, a lekka paranoja której nabawił się po swych licznych ranach znów uderzyła świadomość złośliwym podszeptem.


Gdy kolejne postacie wyłaniały się z wody, a sama rzeka zaczęła dziwnie falować Iulus złożył ręce do modlitwy. Stał jak słup mamrocząc swą mantrę gdy minął go wracający bard. Po chwili każdy z jego towarzyszy poczuł jak ich serca napełniają się spokojem i otuchą, a mięśnie rozgrzewają się same gotując się do nadchodzącej walki. Taka była moc boskiego Błogosławieństwa darowanego przez Tyra wojownikom, za sprawą młodego kapłana.

Iulus nie poprzestał jednak na tym. Gdy inni gotowali się do walki i w niepewności czekali na obrót zdarzeń, kapłan wolał przygotować się na najgorsze. Mimo że kobiety wychodziły na brzeg z rozpaczą wymalowaną na twarzach, to woda w rzece wciąż burzyła się groźnie za ich plecami.

Przed Manorianem zmaterializowały się trzy potężne psy o błyszczącej metalicznej sierści i błękitnych ogniach płonących w tęczowych ślepiach.
Warcząc i strosząc sierść zagrodziły kobietom możliwość uderzenia Kapłana, w razie wypadku gdyby te faktycznie miały zamiar atakować. Niebiańskie istoty jednak nie atakowały jeszcze, najwyraźniej właśnie z jego polecenia.

Kapłan kontynuował swą mantrę, nie odpowiadając rycerzowi, który prosił go o coś związanego z rozpraszaniem. Nie słuchał towarzyszy. Jedyne co się liczyło to psalm do Tyra który śpiewał. Skupił się na inwokacji i już po chwili czuł jak jego ciało wstrząsa potężny dreszcz by po chwili ciepło i pulsowanie zawładnęło jego mięśniami. Czuł jak bicepsy twardnieją a ramiona płoną efemeryczną siłą.
Miecz błysnął w dłoni, a kapłan krzyknął: Odstąpcie nieszczęsne!
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.

Ostatnio edytowane przez Nightcrawler : 25-04-2010 o 22:13.
Nightcrawler jest offline