Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2010, 08:14   #13
brody
Konto usunięte
 
Reputacja: 1 brody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputacjębrody ma wspaniałą reputację
Bill Butcher, Peter Franks
Obaj mężczyźni zakasali rękawy i zabrali się do pracy. Nie czekając na decyzję szeryfa, ruszyli by ratować inne budynki przed ogniem. Nie liczni ludzi, którzy wyszli z domów, prawie natychmiast przyłączyli się do nich. Żar buchających w górę płomieni, palił w skórę. Stary drewniany kościół palił się wręcz nieziemskim ogniem. Wysokie płomienie trawiły drewnianą konstrukcję. Wieża dzwonnicy także w krótkim czasie stanęła w ogniu.
Bill i Peter wraz z mieszkańcami utworzyli łańcuch pomocy i wiadra z zimną wodą wędrowały z ręki do ręki.
Praca była ciężka i żmudna, a ryzyko rozprzestrzenienia się pożaru, wcale nie malało. Mimo to nikt nie zaprzestał pracy. Po kilku minutach do akcji gaśniczej dołączył szeryf. Widać, że on też miał doświadczenie w gaszeniu pożarów, gdyż zaczął kierować akcją i wypatrywał miejsc najbardziej zagrożonych.


Henry Williams
Słowa Henry'ego podziałały na szeryfa jak kubeł zimnej wody. Odsunął się od niosącego pomoc lekarza. Tak jak zawsze w podobnych przypadkach Williams nie zdradzał swojej prawdziwej profesji. Wielu nie nazwałoby go lekarzem, gdyby dowiedzieli się, że jego specjalizacją jest psychiatria i psychologia. On jednak wiedział, że jest w stanie pomóc poparzonemu i nie zamierzał wdawać się w bezsensowną dyskusję z przedstawicielem miejscowej władzy.
Gdy nadszedł doktor Newmana, rzucił tylko okiem na stan pacjenta i czynności jakie podjął Williams.
- Dobrze, widzę, że ustabilizował pan jego stan. Proszę przy nim zostać, a ja przyniosę nosze.
Henry tylko kiwnął głowę i otulił kocem poparzonego.


Kathrine Gardner
Gdy minął pierwszy szok Kathy wzięła się do pracy. Nie mogła teraz zrezygnować. Gdyby teraz się wycofała, na zawsze byłaby skazana na pisanie o przeróbkach spódnic i przepisach na szarlotkę. To co się tutaj wydarzyło, dawało jej szansę na napisanie, naprawdę ciekawego artykułu. Zabrała aparat i ruszyła w stronę płonącego kościoła.
Nadal miała w uszach ostatnie słowa pastora:
- Oni są już wszędzie.... uciekaj dziecko... uciekaj...
Nie wiedziała co mają oznaczać te słowa, ale była w nich autentyczna trwoga i przerażenie. A to sprawiało, że i ona zaczęła się bać. Może był to tylko bełkot poparzonego, a może coś więcej. Tylko co?
Blask ognia był na tyle silny, że pozwalało to wykonać w miarę wyraźne zdjęcia. Kathy krążył pomiędzy pracującymi i raz za razem wciskała przycisk migawki. Gdy ponownie znalazła się przy rannym, usłyszała tylko prośbę lekarza:
- Proszę przynieść koce!
Nie myśląc wiele ruszyła do najbliższego domu. Z wnętrza wychodził właśnie jakiś mężczyzna. W szybkich słowach wyjaśniła, że niezbędne są koce dla poparzonego. Właściciel wrócił się do środka i po chwili przyniósł gruby wełniany koc. On ruszył gasić pożar, a ona pobiegła w stronę poparzonego.


Gregory Altan
Greg zgodnie z życzeniem kobiety ruszył w stronę obozu pastora Martina. Namioty imigrantów były widoczne już z daleka, ale tylko w największym widać palące się lampy naftowe. Greg biegł co sił, wiedział, że teraz liczy się każda minuta. Kościół pewnie i tak był nie do odratowania, ale trzeba było zabezpieczyć inne budynki w mieście. A do tego trzeba było wielu ludzi i wiader wody.
Gdy Greg wpadł do namiotu w chwili, gdy chór śpiewał pieśń na zakończenie nabożeństwa. Stojąc zdyszany w progu zaczął krzyczeć na całe gardło:
- Pożar!!! Stary Kościół się pali!!!
Po chwili uwaga wszystkich modlących się, skupiła się na wrzeszczącym mężczyźnie. Wtedy Greg zwrócił się bezpośrednio do pastora.
Może szaleńczy biegł tak go zmęczył, że zachwiał zmysłami Grega, ale mógłby on prawie przysiądź, że na słowa o pożarze, pastor Martin uśmiechnął się nieznacznie. Trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale wyglądało groteskowo i przerażająco. I dopiero po tym szaleńczym uśmieszku, pastor Martin przybrał minę naprawdę zatroskanego.
- Spokojnie moi drodzy - zaczął uspokajać podniecony i przerażony tłum - Wszyscy mężczyźni za mną! Kobiety i dzieci zostają w namiocie i modlą się! Ruth - zwrócił się do kobiety siedzącej za nim - poprowadzisz modlitwy!

Prawie setka mężczyzn ruszyła za pastorem do miasteczka. Greg zwrócił uwagę na dość specyficzny fakt. Wokół pastora biegło czterech mężczyzn, którzy w żaden sposób nie przypominali imigrantów za pracą. Wyglądali raczej jak zawodowi przestępcy z Frisco. Kaprawe gęby i przenikliwe spojrzenia. Potężnie zbudowani ochroniarze trzymali się cały czas blisko pastora.


Wszyscy
Gdy pastor Martin wraz z grupą mężczyzn wbiegli na rynek New Canaan, akcja gaśnicza trwała już w pełni. Dwa łańcuszki ludzi polewało wodą budynki stojące w najbliższym sąsiedztwie płonącego kościoła. Pastor Martin stanął przed płonącą świątynią i uniósł ręce do góry i rzekł na cały głos:
- O Panie! Jak bardzo zgrzeszyliśmy przeciw Tobie, że każesz nasz w ten sposób? Czym tak bardzo Ciebie obraziliśmy, że zsyłasz na nas tyle klęsk? Czyśmy gorsi od mieszkańców Sodomy, że skazujesz nas na zagładę? Wybacz nam o Panie, bo grzech nas jest wielki, ale jeszcze większe Twoje miłosierdzie! Wybacz nam o Panie i przebacz nam nasze winy!
Pastor Martin odwrócił się i stanął twarzą do wszystkich zebranych, który słuchali jego mowy. Bill Butcher i Peter Franks z przerażeniem stwierdzili, że większość ludzi zaprzestała pracy, jak tylko pastor zabrał głos.
Gregory Altan zauważył, że czterech mężczyzn pełniących rolę ochroniarzy utworzyło szpaler oddzielający ludzi od pastora. Brat Martin odczekał chwilę, aż uwaga wszystkich skupi się na nim i podjął ponownie, przerwaną mowę:
- Bracia módlmy się! Błagajcie wraz ze mną o zmiłowanie, bo nic już nas nie ocali przed gniewem najwyższego. Módlmy się, bo grzechy nasze wielce obraziły naszego Pana. Padajcie wraz ze mną na kolana i módlcie się!
Ludzie jeden po drugim klękali i składali ręce do modlitwy. Z każdą chwilą coraz więcej ludzi modliło się wraz z bratem Martinem.
 
__________________
Konto usunięte na prośbę użytkownika.

Ostatnio edytowane przez brody : 26-04-2010 o 20:02.
brody jest offline