Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2010, 17:21   #13
MarcusdeBlack
 
MarcusdeBlack's Avatar
 
Reputacja: 1 MarcusdeBlack nie jest za bardzo znany
- Corahel von Embercrown. – półelf przedstawił się po słowach Eryki. – Przyjaciel przyjaciół. – rzekł nieco chłodno, kątem oka spoglądając na smokopodobnych. Wulgarny język jakże cholernie przemiłego Veth’a, sprawił że Cor niezauważalnie się skrzywił. Zaskoczenie i początkowa fascynacja dwoma gadami, przemieniła się w gorzkie obrzydzenie. Drugie wrażenie bywa czasami dobitniejsze. Niestety,

Obecni na placu podróżnicy, wywoływali w nim coraz to nowe pokłady irytacji i zdziwienia. Każdy z przyszłych łowców w służbie u Wilstona, był ewenementem samym w sobie. Smokowcy, drowka, młody szlachcic i ten nieszczęsny krasnolud. Dodoria, jak się przedstawił uporczywemu gadowi, przypominał Embercrown’owi zdradzieckiego Glamdlinga. Syn Tel’Quessir poprawił poły ciemnoszarego płaszcza i ułożył prawą dłoń na koszu swego rapiera. Gest subtelny, acz wymowny.
Wolał oszczędzić sobie na razie jakichkolwiek innych przemyśleń na temat tej wesołej kompani, z pewnością jeszcze znajdzie na to czas. Oby jak najpóźniej.

Chrząknął na widok smoczątka lądującego na głowie Dessie, która uśmiechnęła się, skutecznie kryjąc tak zaskoczenie towarzyszące temu wątpliwemu zaszczytowi. Mahkran za to zareagował w typowy dla siebie sposób, natychmiast sięgnął po swą ukochaną kuszę i wycelował w pyszczek łuskowatej bestii. Corahel całkowicie rozumiał reakcję towarzysza, ale sądził, że jednak lekko przesadził. Szkoda, że sam Mah tak nie uważał.
- Stój spokojnie, Eryko. Zaraz zdejmę tego gada z twej głowy. – szlachcic w czerni rzucił po chondacku w stronę towarzyszki, nie spuszczając wzroku z małego smoka.
- Spokojnie. – półelf syknął do przyjaciela. Tego jeszcze im brakowało, by temperament Mah’a doprowadził do burdy na samy początku wyprawy.
Spiczastouchy szlachcic, złapał uporczywe stworzenie za kark i zręcznie usunął go z potarganych włosów Eryki. Na szczęście, dziewczyna nie straciła żadnego z włosów. Na szczęście dzieciaka.
- Pilnuj swego zwierzaka. – rzucił chłodno w stronę gaduły. Nadal trzymając chowańca, podniósł go do góry i spojrzał na jego pysk. Zwierz spał spokojnie i całkiem nie przejmował się całą tą sytuacją. Corahel skrzywił się mimowolnie, a dwie stare blizny zatańczyły na jego twarzy. – Nie każdy lubi mieć na głowie worek łusek. – rzekł spokojnie i uśmiechnął się szyderczo.
W tym samym momencie, młody szlachcic, który jako jedyny przedstawił się w miarę normalnie z tego całego towarzystwa, nieoczekiwanie padł jak długi. Berguise nie przejął się tym za bardzo i od razu podniósł się na nogi. Blady mężczyzna po chwili znalazł się przy młodzieńcu. Cor musiał pochwalić cierpliwość tego człowieka, sam zareagowałby w nieco odmienny sposób.
Tymczasem Makran, nie zważając na otaczający go świat, skupił się na celowaniu w smoczątko.
- Przytrzymaj go Corahelu, to zastrzelę tego gada. – mruknął po chondacku do półelfa.
Podróż zapowiadała się naprawdę wyśmienicie.
 

Ostatnio edytowane przez MarcusdeBlack : 27-04-2010 o 15:31.
MarcusdeBlack jest offline