Ingrid z rosnącym zdziwieniem obserwowała poczynania niziołka. Jak na takiego skromnie wyglądającego malucha, miał skurwysyn jaja! Zaimponował jej solidnie. Mógł rzucić ich do walki i byłaby to godna rozróba, ale znowu by im zaczęło brakować rąk. Zamiast tego kupił im czas; wątpiła szczerze, by rozejm utrzymał się na dłużej. Albo Krogulec uzna, że ma dość "jełopów" albo Tupik, że czas wyleczyć go z ambicji.
Grzeczny też się popisał nieźle, dowcip o podagrze definitywnie rozluźnił nieco atmosferę. Niepokoiło ją trochę, że znał jednego z bandziorów drugiej strony, choć jedno musiała przyznać - bełcik przez barykadę mógł być ostatnim na tym łez padole z zupełnie innego powodu.
W końcu ustalili jakiś rozejm, nie bez należnego targowania. Nie była pewna, kim był Mistrz. Jakiś większy gracz, który potrząsa tą żałosną mieściną, to pewne - tylko kto? Najwyraźniej ktoś mocno skryty, skoro można pysk nim wycierać.
- Cho... Wracamy do Profesorka, musimy wyjebać kilka piw i dychnąć se... - niemal westchnął Walter, choć widać było, że chętnie by komuś glacę toporem ogolił.
- No, Walter. - mruknęła do Khazada, nie uśmiechając się ani nie dworując. - Co racja, to racja. Ale poczekajmy, czy i tamtym w gardle zaschło. A nuż im się znowu zabawy zechce, a my dostaniemy między oczy.
Czekała, aż sytuacja będzie nieco pewniejsza. Nie miała ochoty na czyjąś strzałę w odwróconych plecach i o ile zauważyła, reszta też stała w miejscu. Byli już wyraźnie rozluźnieni, ale też czekali na... hm, "sygnał do odmaszerowania"? Nie tacy głupi, jak mogłoby się wydawać.
__________________ GG: 183 822 08 "Hokey religions and ancient weapons are no match for a good blaster at your side, kid." - Han Solo |