Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2010, 18:37   #15
RyldArgith
 
RyldArgith's Avatar
 
Reputacja: 1 RyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwuRyldArgith jest godny podziwu
Qualnvyll westchnęła, lekko tylko uspokojona. Wyglądało na to że krasnolud został w miarę uspokojony, skupiła się więc na przyglądaniu się reszcie otoczenia, wyszukując ewentualnych zagrożeń. Kiedy tak stała obok chłopaka podszedł do niej Sangwinius. Co ją zdumiało nie wykazywał wrogości. Co więcej, potraktował ją dość dziwnie, jak dla niej.

Nie rozumiem.. O co chodzi? Czemu on to robi, czy to jakiś zwyczaj? Muszę się spytać chłopaka.


Ledwo to pomyślała do jej uszu doszły słowa mężczyzny:


-
Zaprawdę, wszelkie słowa o urodzie waszej rasy jakie mówią minstrele i uczeni mają się tak do prawdy, jak blask gwiazd do blasku słońca. A może to sama Eilistraee stanęła przed nami abyśmy mogli podziwiać cud Seldarine?

Początkowo nie wiedziała co odpowiedzieć, w końcu jedyne na co było ją stać to chłodny, wyuczony przez lata gest. Lekkie skinięcie głową, tak częste między Domami jej miasta.


Ciekawe jak to odczyta. Oby tylko nie w sposób pejoratywny.


Wróciła do obserwowania, jednocześnie sprawdzając mocowania tarczy. Dopiero wywalenie się jej niedawnego rozmówcy, o ile można było mówić o rozmowie w tamtym wypadku, sprawiło że zerknęła w bok, odrywając się od poprzednich czynności.


--
Nieźle mały, ale uważaj, bo inni mogą nie mieć takiego poczucia humoru jak ja- odparł Sangwinius, podchodząc do Vincenta. Od razu, zbliżyła się odpowiednio bliżej, tak by móc szybko zareagować.Kończąc swoją wypowiedź Sangwinius ujrzał błoniaste skrzydło, zagradzające mu dalszą drogę do psotnika.

- Nieźle, człowieku, ale uważaj, bo zwykle nie mam tyle cierpliwości - powiedział właściciel owego skrzydła - dwa kroki do tyłu. I trzymaj się z dala od Vincenta.

Drowka nadal nie spuszczała oczu z potencjalnego zagrożenia dla Vincenta, chociaż można było dojrzeć że trochę uspokoiła się. Tyle że jej oczy nadal pozostały czujne, a czaiło się w nich ostrzeżenie, nie tylko dla mężczyzny, ale dla każdego.

- Nie chciałem nic zrobić pańskiemu synowi, tylko go przestrzec.- uśmiechnął się łagodnie- Mi ten żart nie przeszkadzał, ale są tacy,- wskazał nieznacznie na srogiego szlachcica.- którzy mogą być bardziej nerwowi. Bratanek? Wnuk? Trudno określić wasz wiek mości smoku.

Już miał się uspokoić, ale na każde określenie Młodego Veth śmiał się od nowa. W końcu, tytanicznym wysiłkiem, udało mu się opanować, jednak wciąż miał szeroki uśmiech na pysku, a ogon machał na boki.

- Faktycznie, masz poczucie humoru. To jest mój brat, właściwie kuzyn- odparł Veth.
- Przykro mi za moją pomyłkę, smoki praktycznie się nie starzeją, więc nie mogłem być pewny. Ta urodziwa kobieta to chyba nie twoja siostra?-
rzekł szybko szlachcic.

Drowka pokręciła głową, na to pytanie. Uwagę jednak przykuło smoczątko, które nie wiedzieć kiedy, znalazło się na włosach szlachcianki. Spojrzała na swego podopiecznego, zaciskając dłoń na rękojeści, jakby wietrząc kłopoty. I nie pomyliła się. Od razu jeden z towarzyszy kobiety ściągnął gada z jej włosów, po czym wycelował w niego kuszę i coś rzekł do swego towarzysza. Co prawda nie znała języka, ale gest był wystarczająco wymowny. Nie czekając wyciągnęła Pieśń Księżyca, jej półtoraręczny miecz, jednocześnie ruszając w stronę szlachty.
- On nic wam nie zrobił.- rzekła ze stoickim spokojem, zadziwiającym jak na tę scenę.- Puśćcie go i niech wraca do chłopaka.
Czekała na reakcję trzymających małego smoczka. Jednak nie czekała długo, postąpiła krok naprzód.
- Nalegam- głosem który był jednocześnie dźwięczny i melodyjny, z drugiej niósł pewną groźbę.
 

Ostatnio edytowane przez RyldArgith : 26-04-2010 o 20:16.
RyldArgith jest offline