Droga niezgorsza, Indraugnir - znudzony i wypoczęty - nic dziwnego że po jakimś czasie Laure doścignął wesołą gromadę. Wesołą o tyle o ile, bowiem Helfdan już zdążył zanudzić facetów a i Britta nie zdawała się pałać do niego gorącym uczuciem. To znaczy może i pałała, ale raczej chęcią wypróbowania jakości pancerza na tropicielu. Bard zignorował minę Raydgasta, krzywą niczym po spożyciu butli octu - opinia paladynów dawno przestała go obchodzić. Skinął głową Iulusowi, machnięciem ręki pozdrowił Helfdana i z zaciekawieniem spojrzał na jego zwierzęcego towarzysza, ukłonił się Britcie, starannie kryjąc uśmiech na widok stalowej zbroi na łuczniczce - w upalny dzień musi być jej niemal tak niewygodnie jak mnichowi i jego wierzchowcowi, z rezygnacją wlokącym się w pyle. Czy na dłuższą metę nie dozna uszkodzeń stawów i kręgosłupa? A na krótszą - odparzeń i zaczerwienienia skóry?
Jechał w uroczystym milczeniu, zadowolony z nocnej akcji. Nie dorwał się do gotówki handlarza, ale i tak był pewien że strata zaboli tamtego na tyle by długo w brodę sobie pluł na myśl o Uran i Srebrnym Jarmarku. Elf już wcześniej był pewien że łowcy dużo nie skradnie - wszak złoto jest ciężkie.
"Dobrze ci tak, nauczysz się że tak nie wolno" - myślał mściwie, nawet nie zdając sobie sprawy jak bardzo uwolnienie stworzeń przygasiło wyrzuty jego sumienia po słowach Sorg i Peorrha. Rozglądał się pilnie w poszukiwaniu pseudosmoków - wiedział że płonna to nadzieja ale ... rozglądał się.
"Powodzenia przyjaciele" - powtarzał w myślach i satysfakcja grzała go nie gorzej od słońca. Również jastrząb - czy to dzięki temu że udzieliła mu się euforia zaklinacza, czy też dlatego że ucieszył się z opuszczenia miasta - zataczał po niebie kółka, nurkował i wzbijał się, by w pewnym momencie zniknąć z pola widzenia Aesdila, który nie niepokoił się jednak czując jak w drapieżcy wyzwolił się instynkt łowcy - czyżby Kull dojrzał zająca? Nawet Indraugnir, stwór złośliwy, ponury i uparty niczym osioł zdawał się ten jeden raz cieszyć słoneczkiem i świeżym powietrzem. Nic tylko zaśpiewać!
Szła dzieweczka do laseczka
Do zielonego – ha, ha, ha
Do zielonego – ha, ha, ha
Do zielonego.
Napotkała myśliweczka
Bardzo szwarnego – ha, ha, ha
Bardzo szwarnego – ha, ha, ha
Bardzo szwarnego.
Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom
Gdzie jest ta dziewczyna
Co kocham ją.
Znalazłem ulicę, znalazłem dom
Znalazłem dziewczynę
Co kocham ją!
Elf grał na lutni i śpiewał, szukając wzrokiem oczu Britty i pięknie się do niej szczerząc. Nie żeby był jakoś specjalnie niewyżyty, ale jeśli ma możliwość poflirtować - stokroć bardziej woli to od rozmówek teologiczno-filozoficznych czy gapienia się na końską grzywę lub drzewa. Wieczorny postój powitał z większą ulgą niż zwykle, bowiem, faktycznie, nie mógł się już doczekać oględzin zdobyczy. Pognał w krzaczory nie opowiadając się specjalnie, rozwinął zawiniątka i zaczął oględziny... Długo to trwało, ledwo pamiętał by po nocnych eskapadach na nowo podsycić
Płomień a nawet by zjeść porządną kolację... Indraugnir nie byłby jednak sobą gdyby nie upomniał się o zadbanie o niego, no a skoro już trzeba było się nim zająć to już i woda się zagotowała, i ubranie elf wyczyścił podobnie jak i swoją nieskromną osobę.
Następny ranek powitał w równie dobrym nastroju. Z ubolewaniem spojrzał na odzianego w metal Iulusa, odruchowo stanął po nawietrznej kapłana, obawiając się że ten spał całą noc w kolczudze i reszcie stroju. Namiot zwinął porządnie, zdobyczny miecz przepakował tak by łatwo było po niego sięgnąć z siodła, reszta przedmiotów zniknęła na powrót w jukach. Solidnie przygotował swój magiczny repertuar, nie zważając na posykiwanie i niecierpliwe dreptanie w miejscu paladyna - wiedział że jeśli przyjdzie do czegoś to w nim reszta drużyny będzie szukała oparcia. By nieco bardziej zezłościć "chirurga" przejrzał jeszcze kopyta Indraugnira, uśmiechnął się do Britty i dopiero wtedy siadł na koń, z zadowoleniem czując na naramienniku ciężar
Złocistoczerwonego... Uprosił chowańca by ten o czasu do czasu przepatrzył teren i dał znać zaklinaczowi w przypadku ujrzenia ludzi lub zwierząt, również z tyłu - niewykluczone że łowca pseudosmoków w jakiś sposób dowiedział się kto uszczuplił stan jego posiadania...
Meldunki tropiciela nieco popsuły jego dobry nastrój - każda chwila zbliżała ich do Sorg. Co wtedy? Wewnętrznie przygotował się na nieprzyjemne chwile, jednak na niespodzianki drugiego wieczoru ... naprawdę mało kto był przygotowany...