Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-04-2010, 21:44   #38
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Droga niezgorsza, Indraugnir - znudzony i wypoczęty - nic dziwnego że po jakimś czasie Laure doścignął wesołą gromadę. Wesołą o tyle o ile, bowiem Helfdan już zdążył zanudzić facetów a i Britta nie zdawała się pałać do niego gorącym uczuciem. To znaczy może i pałała, ale raczej chęcią wypróbowania jakości pancerza na tropicielu. Bard zignorował minę Raydgasta, krzywą niczym po spożyciu butli octu - opinia paladynów dawno przestała go obchodzić. Skinął głową Iulusowi, machnięciem ręki pozdrowił Helfdana i z zaciekawieniem spojrzał na jego zwierzęcego towarzysza, ukłonił się Britcie, starannie kryjąc uśmiech na widok stalowej zbroi na łuczniczce - w upalny dzień musi być jej niemal tak niewygodnie jak mnichowi i jego wierzchowcowi, z rezygnacją wlokącym się w pyle. Czy na dłuższą metę nie dozna uszkodzeń stawów i kręgosłupa? A na krótszą - odparzeń i zaczerwienienia skóry?

Jechał w uroczystym milczeniu, zadowolony z nocnej akcji. Nie dorwał się do gotówki handlarza, ale i tak był pewien że strata zaboli tamtego na tyle by długo w brodę sobie pluł na myśl o Uran i Srebrnym Jarmarku. Elf już wcześniej był pewien że łowcy dużo nie skradnie - wszak złoto jest ciężkie. "Dobrze ci tak, nauczysz się że tak nie wolno" - myślał mściwie, nawet nie zdając sobie sprawy jak bardzo uwolnienie stworzeń przygasiło wyrzuty jego sumienia po słowach Sorg i Peorrha. Rozglądał się pilnie w poszukiwaniu pseudosmoków - wiedział że płonna to nadzieja ale ... rozglądał się. "Powodzenia przyjaciele" - powtarzał w myślach i satysfakcja grzała go nie gorzej od słońca. Również jastrząb - czy to dzięki temu że udzieliła mu się euforia zaklinacza, czy też dlatego że ucieszył się z opuszczenia miasta - zataczał po niebie kółka, nurkował i wzbijał się, by w pewnym momencie zniknąć z pola widzenia Aesdila, który nie niepokoił się jednak czując jak w drapieżcy wyzwolił się instynkt łowcy - czyżby Kull dojrzał zająca? Nawet Indraugnir, stwór złośliwy, ponury i uparty niczym osioł zdawał się ten jeden raz cieszyć słoneczkiem i świeżym powietrzem. Nic tylko zaśpiewać!

Szła dzieweczka do laseczka
Do zielonego – ha, ha, ha
Do zielonego – ha, ha, ha
Do zielonego.
Napotkała myśliweczka
Bardzo szwarnego – ha, ha, ha
Bardzo szwarnego – ha, ha, ha
Bardzo szwarnego.

Gdzie jest ta ulica, gdzie jest ten dom
Gdzie jest ta dziewczyna
Co kocham ją.
Znalazłem ulicę, znalazłem dom
Znalazłem dziewczynę
Co kocham ją!


Elf grał na lutni i śpiewał, szukając wzrokiem oczu Britty i pięknie się do niej szczerząc. Nie żeby był jakoś specjalnie niewyżyty, ale jeśli ma możliwość poflirtować - stokroć bardziej woli to od rozmówek teologiczno-filozoficznych czy gapienia się na końską grzywę lub drzewa. Wieczorny postój powitał z większą ulgą niż zwykle, bowiem, faktycznie, nie mógł się już doczekać oględzin zdobyczy. Pognał w krzaczory nie opowiadając się specjalnie, rozwinął zawiniątka i zaczął oględziny... Długo to trwało, ledwo pamiętał by po nocnych eskapadach na nowo podsycić Płomień a nawet by zjeść porządną kolację... Indraugnir nie byłby jednak sobą gdyby nie upomniał się o zadbanie o niego, no a skoro już trzeba było się nim zająć to już i woda się zagotowała, i ubranie elf wyczyścił podobnie jak i swoją nieskromną osobę.

Następny ranek powitał w równie dobrym nastroju. Z ubolewaniem spojrzał na odzianego w metal Iulusa, odruchowo stanął po nawietrznej kapłana, obawiając się że ten spał całą noc w kolczudze i reszcie stroju. Namiot zwinął porządnie, zdobyczny miecz przepakował tak by łatwo było po niego sięgnąć z siodła, reszta przedmiotów zniknęła na powrót w jukach. Solidnie przygotował swój magiczny repertuar, nie zważając na posykiwanie i niecierpliwe dreptanie w miejscu paladyna - wiedział że jeśli przyjdzie do czegoś to w nim reszta drużyny będzie szukała oparcia. By nieco bardziej zezłościć "chirurga" przejrzał jeszcze kopyta Indraugnira, uśmiechnął się do Britty i dopiero wtedy siadł na koń, z zadowoleniem czując na naramienniku ciężar Złocistoczerwonego... Uprosił chowańca by ten o czasu do czasu przepatrzył teren i dał znać zaklinaczowi w przypadku ujrzenia ludzi lub zwierząt, również z tyłu - niewykluczone że łowca pseudosmoków w jakiś sposób dowiedział się kto uszczuplił stan jego posiadania...

Meldunki tropiciela nieco popsuły jego dobry nastrój - każda chwila zbliżała ich do Sorg. Co wtedy? Wewnętrznie przygotował się na nieprzyjemne chwile, jednak na niespodzianki drugiego wieczoru ... naprawdę mało kto był przygotowany...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline