Wątek: Zakonna Krew
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2010, 02:23   #242
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jakby jednej idiotki było za mało, za chwilę przypałętał się drugi podobny.
- Jestem Vigus. Mam nadzieję, że moje umiejętności okażą się użyteczne - powiedział.
Niby zwykłe przedstawienie się, ale Maldred nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to nie oferta pomocy. Że ten podejrzanie wyglądający człowiek już czuje się częścią ich drużyny. Możliwe, że stary kapłan robił się przewrażliwiony i zaczynał cierpieć na paranoję, ale czuł, że teraz ważą się losy ich wyprawy. Jeżeli ktoś chciał ich zdradzić i wbić nóż w plecy, to miał w zasadzie ostatnią okazję. Wszak na Zasileju i tak byli zdani na siebie i musieli zdwoić czujność, więc wszelkie podstępy tam byłyby spóźnione. Myśląc w ten sposób, dochodziło się do wniosku, że dwie osoby sprawiające wrażenie, że wiedzą kim drużyna jest i po co tu przybywa, wcale nie były dobrym znakiem. A to, że się tym chwaliły dodatkowo kwalifikowało je do szybkiego i definitywnego usunięcia. Ale nad tym jeszcze miał czas pomyśleć w drodze do kasztelana.
Wilczy Gród wyglądał praktycznie identycznie jak Kamienny. Nie dziwota, wszak zostały zaprojektowane przez tego samego i to nie byle jakiego architekta. Przynajmniej tak twierdził Thobius, który przez całą drogę do bramy paplał na temat wspaniałych prac kamieniarskich, potęgi murów, piękna baszt, majestatu bramy i całej masy innych rzeczy, które zwykłemu człowiekowi pewnie w życiu nie przyszłyby do głowy. No cóż, wszak nie był człowiekiem.
Wkroczenie do miasta nie sprawiało większych problemów. Zamienili tylko kilka słów ze stojącymi w bramie wartownikami i już po chwili jechali w górę dość zatłoczonej jak na tę porę ulicy. Maldred zatrzymał swego wierzchowca przy pierwszym choć trochę przestronniejszym placu i zeskoczył z siodła.
- Ja teraz jadę do kasztelana, dowiedzieć się, czy ma dla nas jakieś przydatne informacje i w miarę możliwości zdobyć jakieś zapasy. Nie widzę powodu, żebyśmy wszyscy go nawiedzali, więc powiedzcie, co mam od niego wydobyć. I myślę, że najlepiej będzie spotkać się przy bramie za dwie godziny i zmywać stąd bez zbędnej zwłoki. Co Wy na to? - Mówiąc to, rozpakowywał zapasy żywności i rozdzielał pomiędzy członków drużyny. Szafir niósł je wystarczająco długo.
- Dobrze. W takim razie spróbuj załatwić zapasową broń: miecze, łuki i strzały. Mogę je schować do swojej sakwy, a nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą. I najlepiej zapas gorzałki i tytoniu, do rozwiązywania języków wśród ludzi, na których papiery od Zakonu nie zrobią wrażenia. No i jeśli mają to jakieś sidła, i inne pułapki, które można by zostawić za sobą w razie ewentualnej ucieczki. Ja tymczasem spotkam się z tą dwójką, co była tak chętna do nas dołączyć i zdecyduję, czy ich zabierzemy ze sobą - odparł Theodore.
- Myślę, że pułapki będzie łatwiej zdobyć Karanicowi, a ja postaram się o resztę. W takim razie weźmiemy we dwóch trochę więcej pieniędzy, ale co się da, już teraz rozdzielę, żeby nie wszystkie rzezimieszki za mną biegały.
Zrobiwszy jak zapowiedział, poprosił Karanica o znalezienie wspomnianych przez Theodore'a pułapek, a sam dosiadł konia i szepnąwszy jeszcze "Do zobaczenia za dwie godziny" ruszył w górę, w stronę siedziby kasztelana. Po chwili dogoniła go Zoi.
- Miło widzieć, że choć jedna osoba nie ma prywatnych spraw do załatwienia - rzucił w jej stronę. - Co sądzisz na temat tej dwójki, co nas zatrzymała w obozie najemników? - spytał.

Po nie za długim czasie dotarli do kasztelana. Tutejsi żołnierze albo już zdążyli powalczyć, albo po prostu z powodu upału byli mniej skorzy do sprawiania problemów, więc przepuścili ich dość szybko. Stanąwszy przed rządcą miasta Maldred ukłonił się nisko:
- Jestem Maldred, sługa Wielkiego Słońca, to zaś moja towarzyszka Zoi. Przybywamy z misją, o której zapewne wiesz - powiedział podając mu list. Powiedziano nam, że będziesz miał dla nas, Panie, pewne informacje. W miarę możliwości prosilibyśmy także o kogoś, kto wskaże nam, gdzie możemy szybko uzupełnić zapasy prowiantu, ziół leczniczych i wyposażyć się w broń, abyśmy mogli bez zwłoki wyruszyć w dalszą drogę.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline