Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-04-2010, 18:07   #241
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Hasvid stał w kolejce i cierpliwie czekał. Różni ludzie mieli różne sprawy do załatwienia u zakonnego urzędnika. On miał czas, mógł poczekać. Kolejka posuwała się wolno do przodu. Jedni wychodzili z gabinetu zadowoleni, inni ze smutnymi minami. Taka kolej losu, pomyślał. Dobrze, że moja sprawa jest tak prosta. Chociaż ten prosty urzędnik może nic nie wiedzieć na temat Mestora. Wówczas sprawa nieco się skomplikuje, będę musiał pozostać tu dłużej, a Maldred nalega na pośpiech. Ciekawe gdzie mu się tak spieszy?

W końcu przyszła jego kolej. Wszedł do gabinetu i zdążył wymówić tylko imię mężczyzny, a na twarzy urzędnika, odzianego w zakonne barwy, zagościł wyraz zrozumienia. Hasvid powstrzymał się od jakichkolwiek pytań czy komentarzy. Po prostu oczekiwał co urzędnik zrobi. Ten zapisał coś na skrawku papieru, który podał Hasvidowi. Gdy się pochylał w jego stronę, Hasvid usłyszał dwa słowa, które dały mu wiele do myślenia. Wiedział, że nie może o nic zapytać. Wszystko co powinien wiedzieć zostało powiedziane i zapisane na karteczce, którą miał ukrytą w sakiewce. Szybko i bez słowa opuścił urzędnika i po wyjściu z zakonnego budynku, ukryty za załomem muru, niecierpliwymi ruchami rozwinął zwitek papieru.

„Stary, opuszczony lazaret. Późna noc. Ma mapę. Miej pewność. Nikt nie może wiedzieć.”

Zlecenie. A więc Mestor nie był jego kontaktem, człowiekiem, który miał mu przekazać dalsze instrukcje. Był celem, ofiarą. Dlaczego? Tego Hasvid nie wiedział i nie interesowało go to. W jego fachu nie zadawało się zbytecznych pytań. Najwidoczniej Zakon chciał się tego człowieka pozbyć i już. Tylko co to za mapa? To pytanie nurtowało go przez całą drogę do bramy miejskiej, gdzie miał zamiar spotkać się z resztą kompanii. Drugą kwestią, jaka go nurtowała był fakt, że zmuszony będzie pozostać nieco za swymi towarzyszami. Maldred miał zamiar ruszać jak najprędzej, a on musiał zostać w Wilczym grodzie przynajmniej do jutrzejszego rana. Trudno. Dogoni ich później.

- Pewne sprawy, o których wolałbym nie wspominać, uniemożliwiają mi opuszczenie miasta w dniu dzisiejszym - oznajmił kompanom przy bramie. - Jeśli bylibyście skłonni na mnie poczekać do jutra, byłbym wdzięczny. Jeśli nie, to podajcie mi orientacyjny kierunek, w jakim wyruszycie. W miarę możliwości postaram się Was dogonić.

Udał się do karczmy, gdzie zjadł niewykwintny obiad, zapity rozcieńczonym winem, za które zapłacił jak za ucztę, godną księcia. Wojenne czasy, skwitował w myślach. Udało mu się dowiedzieć gdzie znajduje się opuszczony lazaret i wolnym krokiem, okrężną drogą udał się tam, aby poznać miejsce nocnej akcji. Stary, piętrowy, wybudowany z drewnianych bali budynek, wznosił się w zachodniej części miasta, tuż przy murach. Część dachu zawaliła się, odsłaniając próchniejące krokwie, a niemal wszystkie okna zostały pozbawione błon lub szyb. Szerokie drzwi były uchylone. Jedno skrzydło wisiało, odchylone na urwanym zawiasie. Drugie było przybite grubymi deskami. Wszedł do środka. Owionął go zapach stęchlizny i starości. Wszędzie pełno było pajęczyn i kurzu. Przechadzał się ostrożnie po zdewastowanych, pustych salach, poznając rozkład budynku. Znalazł dogodne miejsce, gdzie mógłby się ukryć. W niszy tuż obok schodów, prowadzących na piętro, pozostawał niewidoczny, mając dobry widok na większość parteru. Z plecaka wyciągnął dmuchawkę, strzałki i fiolkę z trucizną. Rozłożył się wygodnie i czekał.

Gdy zapadł zmrok, siedział dalej i liczył godziny. Przed północą, odkręcił słoiczek z trucizną. Wokół rozszedł się delikatny zapach migdałów i pespionu. Zamoczył strzałkę w cieczy i włożył do przygotowanej dmuchawki. Sprawdził czy sztylet dobrze wychodzi z pochwy. Czy miecz jest na swoim miejscu. Czekał...

Minęło jeszcze sporo czasu nim usłyszał kroki. Ktoś wszedł do budynku...
 
xeper jest offline  
Stary 27-04-2010, 02:23   #242
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
Jakby jednej idiotki było za mało, za chwilę przypałętał się drugi podobny.
- Jestem Vigus. Mam nadzieję, że moje umiejętności okażą się użyteczne - powiedział.
Niby zwykłe przedstawienie się, ale Maldred nie mógł oprzeć się wrażeniu, że to nie oferta pomocy. Że ten podejrzanie wyglądający człowiek już czuje się częścią ich drużyny. Możliwe, że stary kapłan robił się przewrażliwiony i zaczynał cierpieć na paranoję, ale czuł, że teraz ważą się losy ich wyprawy. Jeżeli ktoś chciał ich zdradzić i wbić nóż w plecy, to miał w zasadzie ostatnią okazję. Wszak na Zasileju i tak byli zdani na siebie i musieli zdwoić czujność, więc wszelkie podstępy tam byłyby spóźnione. Myśląc w ten sposób, dochodziło się do wniosku, że dwie osoby sprawiające wrażenie, że wiedzą kim drużyna jest i po co tu przybywa, wcale nie były dobrym znakiem. A to, że się tym chwaliły dodatkowo kwalifikowało je do szybkiego i definitywnego usunięcia. Ale nad tym jeszcze miał czas pomyśleć w drodze do kasztelana.
Wilczy Gród wyglądał praktycznie identycznie jak Kamienny. Nie dziwota, wszak zostały zaprojektowane przez tego samego i to nie byle jakiego architekta. Przynajmniej tak twierdził Thobius, który przez całą drogę do bramy paplał na temat wspaniałych prac kamieniarskich, potęgi murów, piękna baszt, majestatu bramy i całej masy innych rzeczy, które zwykłemu człowiekowi pewnie w życiu nie przyszłyby do głowy. No cóż, wszak nie był człowiekiem.
Wkroczenie do miasta nie sprawiało większych problemów. Zamienili tylko kilka słów ze stojącymi w bramie wartownikami i już po chwili jechali w górę dość zatłoczonej jak na tę porę ulicy. Maldred zatrzymał swego wierzchowca przy pierwszym choć trochę przestronniejszym placu i zeskoczył z siodła.
- Ja teraz jadę do kasztelana, dowiedzieć się, czy ma dla nas jakieś przydatne informacje i w miarę możliwości zdobyć jakieś zapasy. Nie widzę powodu, żebyśmy wszyscy go nawiedzali, więc powiedzcie, co mam od niego wydobyć. I myślę, że najlepiej będzie spotkać się przy bramie za dwie godziny i zmywać stąd bez zbędnej zwłoki. Co Wy na to? - Mówiąc to, rozpakowywał zapasy żywności i rozdzielał pomiędzy członków drużyny. Szafir niósł je wystarczająco długo.
- Dobrze. W takim razie spróbuj załatwić zapasową broń: miecze, łuki i strzały. Mogę je schować do swojej sakwy, a nigdy nie wiadomo kiedy się przydadzą. I najlepiej zapas gorzałki i tytoniu, do rozwiązywania języków wśród ludzi, na których papiery od Zakonu nie zrobią wrażenia. No i jeśli mają to jakieś sidła, i inne pułapki, które można by zostawić za sobą w razie ewentualnej ucieczki. Ja tymczasem spotkam się z tą dwójką, co była tak chętna do nas dołączyć i zdecyduję, czy ich zabierzemy ze sobą - odparł Theodore.
- Myślę, że pułapki będzie łatwiej zdobyć Karanicowi, a ja postaram się o resztę. W takim razie weźmiemy we dwóch trochę więcej pieniędzy, ale co się da, już teraz rozdzielę, żeby nie wszystkie rzezimieszki za mną biegały.
Zrobiwszy jak zapowiedział, poprosił Karanica o znalezienie wspomnianych przez Theodore'a pułapek, a sam dosiadł konia i szepnąwszy jeszcze "Do zobaczenia za dwie godziny" ruszył w górę, w stronę siedziby kasztelana. Po chwili dogoniła go Zoi.
- Miło widzieć, że choć jedna osoba nie ma prywatnych spraw do załatwienia - rzucił w jej stronę. - Co sądzisz na temat tej dwójki, co nas zatrzymała w obozie najemników? - spytał.

Po nie za długim czasie dotarli do kasztelana. Tutejsi żołnierze albo już zdążyli powalczyć, albo po prostu z powodu upału byli mniej skorzy do sprawiania problemów, więc przepuścili ich dość szybko. Stanąwszy przed rządcą miasta Maldred ukłonił się nisko:
- Jestem Maldred, sługa Wielkiego Słońca, to zaś moja towarzyszka Zoi. Przybywamy z misją, o której zapewne wiesz - powiedział podając mu list. Powiedziano nam, że będziesz miał dla nas, Panie, pewne informacje. W miarę możliwości prosilibyśmy także o kogoś, kto wskaże nam, gdzie możemy szybko uzupełnić zapasy prowiantu, ziół leczniczych i wyposażyć się w broń, abyśmy mogli bez zwłoki wyruszyć w dalszą drogę.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline  
Stary 27-04-2010, 23:25   #243
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Sytuacja z nowymi rekrutami była raczej jasna, jadą z nami. Moglibyśmy sobie narzekać ile wlezie, ale prawda była taka, że mieli mało ludzi i każda para rak, mogąca trzymać miecz się przyda i nie należy z niej rezygnować. Nawet jeśli ich kompetencje dają wiele do życzenia.
Łuczniczka nie otrzymała od kapłana żadnego rozkazu dotyczącego przygotowań, więc znaczyło to że ma wolne. I gdyby miała ochotę powłóczyć się samotnie po całym obozie najemników pewnie by to wykorzystała, choć fakt iż nikt nie poszedł towarzyszyć kapłanowi w wizycie wzbudził jej niesmak. W końcu jak już go wybrali dowódca mogli by zachować się jak drużyna, dowódca powinien mieć koło siebie jedną osobę do pomocy.
Po chwili dogoniła kapłana.
- Miło widzieć, że choć jedna osoba nie ma prywatnych spraw do załatwiania. - rzucił w jej stronę. - Co sądzisz na temat tej dwójki, co nas zatrzymała w obozie najemników?.
Na wspomnienie o prywatnych sprawach, Zoi uśmiechnęła się złośliwie wyłapując szyderczą aluzje dotyczącą maga i złodzieja, może kapłan nie jest jednak jak nudny i sztywny jak większość duchownych.
- Tak myślałam że docenisz towarzystwo w czasie zapewne nudnego spotkania. No i nie godzi się zostawiać dowódcy bez jakiejkolwiek obstawy czyż nie? Co do tamtej dwójki....- tutaj zawiesiła głos nie do końca wiedząc jak powinna ująć to co chce powiedzieć i jakby decydowała co dokładnie o tym myśli. - Weź ich. Naszej zgrai brakuje zbyt dużo do profesjonalnych łowców by przejmować się takimi rzeczami jak brak doświadczenia czy pobudki. Teraz każdy kto choć trochę umie walczyć jest dobrym dodatkiem. - Z tonu wypowiedzi można by sądzić że skończyła, ale zanim Maldred zdążył przetworzyć do końca jej wypowiedzieć. - Oczywiście jako najczystszy przykład żółtodziobów jaki do tej pory widzieliśmy ich szanse na przeżycie do końca misji są bardzo bardzo małe. … Praktycznie nie istnieją.

Po dotarciu do kasztelana Zoi nie bawiła się w uprzejmości jak Maldred. Stała z postawą prawdziwego najemnika, który ma gdzieś podział klas społecznych, stanęła przy drzwiach pod ścianą i obrzuciła pomieszczenie i samego kasztelana spojrzeniem obojętności. Pozwoliła by kapłan znający się na wewnętrznej etykiecie przejął tu inicjatywę, zwłaszcza iż nie uczestniczyła w ostatnim spotkaniu i nie posiadała wiedzy jakie tematy dokładnie powinni poruszyć.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 28-04-2010 o 20:55.
Obca jest offline  
Stary 01-05-2010, 14:16   #244
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Mycil jak zwykle była roztargniona. Troszkę się przestraszyła reakcją jednej osoby, mężczyzny, który polecił jej znaleźć czarnoskórego mężczyznę z sygnetami, najwyraźniej będzie musiała udowodnić mu swoją wartość. Reszta okazała się być zdecydowanie milsza. Przedstawił się jej tylko Maldred sługa Wielkiego Słońca, starszy człowiek budził w młodej kobiecie zaufanie. W drużynie była tylko jedna kobieta, nie przedstawiła się dla Mycil tylko troszkę złośliwie powitała kobietę barda, na szczęście była przyzwyczajona do uprzejmości ludzkiej. Oprócz niej niejaki Vigus podszedł do grupy i się zaprezentował.

Wszyscy rozeszli się w swoje strony, mężczyzna, który zlecił odnalezienie czarnego wojownika powiedział również, że znów mają się spotkać w świątyni za około godzinę. Roblin postanowiła do tego czasu połaźić się po obozie i rozeznać się w towarzystwie. Rozpalono kilka ognisk, przytargano alkohol. Hałas stawał się coraz głośniejszy z każdą wypitą kroplą piwa,.

Mycil postanowiła zrezygnować z przechadzki i udać się od razu do świątyni by tam poczekać na wszystkich, niestety nie było to takie łatwe. Akurat gdy szła obok grupy, na razie lekko pijanych ,,dzielnych” mężów, najodważniejszy z nich, a zarazem najbrzydszy, najgłupszy i najbardziej śmierdzący orzekł:

-Ty, piękna– powiedział szczerbaty wstając i otrzepując piach ze spodni. Wypluł z ust kawałek stwardniałego mięsa i wytarł gębę karwaszem. Beknął ostentacyjnie i przybliżył się do czarodziejki Mycil. -Daj pomacać cycuszki, co?

Mężczyzna stał kilka kroków od niej, jego odór był niezwykły. Roblin nie wiedziała co robić, nigdy nie była w takiej sytuacji, pracując u ojca w karczmie wszyscy klienci wiedzieli, że jej taty nie warto denerwować. Teraz jednak nikt nie był skłonny jej pomóc. Kompani napastnika wybuchli gromkim śmiechem a ludzie oddaleni od nich zauwazyli już ciekawą sytuację, która mogła w razie czego przemienić się w jeszcze bardziej ciekawszą bójkę dając okazję do obrabowania innych.

Kobieta miała parę pomysłów, mogła go zauroczyć ale wtedy bójka byłaby nieunikniona więc równie dobrze mogła mu podciąć gardło sejmitarem. Dogadać z tym człowiekiem się nie dało, był zbyt napalony. Gdy on podchodził jeden krok ona jeden odchodziła do tyłu. O dziwo decyzję podjęła w miarę szybko, jak na swoje standardy oczywiście. Tylko użycie magii dawało jej szansę na uniknięcie konfrontacji fizycznej. Skupiła więc się na własnym cieniu, na jego nieuchwytności na tym, że stanowił klucz do niewidzialności. W jednej chwili Mycil wtopiła się w otoczenie odskakując w lewo akurat w momencie w, którym napaleniec postanowił oprzeć na niej swe umęczone ciało, w efekcie czego stracił równowagę i ramieniem nie trafił w nic ledwo utrzymując się na nogach.

Roblin nie była całkowicie niewidzialna , było widać lekki, niewyraźny i rozmazany kontur jej ciała. Zauważyła, że paru wapniaków już rzuca się na siebie okładając się pięściami. Rzuciła się biegiem w stronę świątyni powoi tracąc ukrycie, aż w końcu stała się całkiem widzialna, na szczęście ci, którzy znajdowali się na tyle blisko by ją zauważyć byli zajęci piciem lub bójką o różne świętości.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 01-05-2010, 21:45   #245
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Theodor wjechał ja swym koniu spoglądając z góry na mijanych, uznał że dziś pora na zabawię w wielkiego pana, zwłaszcza jeśli ich misja miała pozostać w tajemnicy, więc może tym małym zabiegiem uda się zmylić co gorszych obserwatorów i sprzedać im bajkę, że Hess postanowił pozwiedzać i zebrał dobie świtę. Dziś był ogolony i po zmianie ubrania, więc wyglądał odpowiednio.

Po przejechaniu bram grodu, zbliżył się do Maldreda i powiedział ściszonym głosem.
- Zajmę się naszymi nowymi towarzyszami. Mam sposoby aby sprawdzić czy mówią prawdę, lub by ich do tego nakłonić. - uśmiechną się w myślach do Hasvida, który uznał, jego metody za ciekawe. - Gdybym nie pojawił się za bramami, to dołączę do was na szlaku, zadbajcie o to aby do wieczora z niego nie zbaczać. W najgorszym wypadku wyprowadzę naszych nowych przyjaciół na zły szlak i się nimi zajmę jak tylko magowie potrafią. - Zamyślił się na chwilę i dodał, zwracając się konkretnie do kapłana - Kiedy będziesz zabierał sprzęt poproś o jeszcze jedną rzecz. Weź zapas kredy, przyda się gdybyśmy musieli się rozdzielić. Niech naszym znakiem na szlaku będzie oko patrzące w przeciwną stronę niż ktoś się oddala. - Skinął głową Zoi i ruszył do świątyni.

Na miejscu odnalazł kapłana i wyjmując z sakwy kilka monet zapytał, czy mógłby wynająć na kilka godzin jakieś nieduże pomieszczenie, gdzie będzie mógł porozmawiać z dwójką przyjaciół. Opisał też owa dwójkę, i poprosił, że kiedy się pojawią niech przyprowadzi ich do nich, a jego hojność dla świątyni będzie większa.

Gdy znalazł się w małym pokoiku, w którym była tylko szafa stół i dwie ławy, zamknął za sobą drzwi. Za pomocą magi szybko przesunął jedną ławę pod ścianę, tak aby mógł się wygodnie na niej wyciągnąć. Przysunął stół, oparł się plecami o ścianę, wyciągnął nogi na ławce, a z sakwy butelkę wina, której nie dokończyli z Hasvidem, i kielich. Postanowił czekać dokładnie dwie godziny, po chwili uznał, że lepiej przygotować kilkanaście lodowych włóczni i tarczę.
 

Ostatnio edytowane przez deMaus : 02-05-2010 o 16:06. Powód: Ortografia
deMaus jest offline  
Stary 02-05-2010, 21:24   #246
 
Kirholm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skałKirholm jest jak klejnot wśród skał
U kasztelana robiło się gwarno i tłoczno. Długie kolejki, nuda. Znużeni żołnierze podpierali ściany, rozmarzeni wpatrując się w równie zmęczoną Zoi. Słońce poczęło prażyć niemiłosiernie, dlatego już po chwili w powietrzu uniósł się odór potu.
- Panie, pierwszy żem tu stanął! – wrzasnął na cały budynek szczerbaty chłop w pogniecionej koszuli.
- A zjeżdżaj wieśniaku – odpowiedział niezwykle ciętą ripostą wąsaty kupiec o aparycji warchlaka.
Chłopu wyraźnie nie spodobały się słowa handlarza, gdyż jak grzmotnął go w papę to grubas wylądował na ścianie zwalając z niej trójramienny świecznik. Szczęście nie sprzyjało dziś ludzkiemu narodowi, gdyż świece upadłszy na lichej jakości dywan natychmiast zrodziły język ognia wzbijający się na wysokość pasa średniego wzrostu mężczyzny. Do wyjścia rzuciła się rozwydrzona ciżba.
- Pożar! – ryknął galancie ubrany fircyk.
- Moja ciżemka! – krzyknęła kobitka rozpychająca się łokciami.
- A masz, grubasie!– chłop, znieważony przez kupca, sprzedał tłuściochowi solidnego kopniaka, który wrzucił mężczyznę w samo serce ognia.
Żołnierze wpadli do pomieszczenia, kasztelan zerwał się z biurka przewracając inkaust, który jak na złość zalał wszystkie dokumenty z dnia dzisiejszego. Oficjał złapał kapłana za bark i wrzasnął przekrzykując rozpychający się tłum – Do magazynu! Do magazynu idźcie! Skieruję tam kogoś! Jutro o tej samej porze!
Ogień zajął cały dywan, powoli rozprzestrzeniał się po całej izbie. Kasztelan złapał za stołek i cisnął nim w okno. Rozpędził się i chyżo wyskoczył z pomieszczenia na rosnące na dole krzaki. Tłum jednak wciąż pchał się ku wyjściu, najwolniejsi już czuli płomienny gorąc na plecach. Ktoś dostał w twarz łokciem, ktoś ukradł komuś mieszek z monetami. Chaos. Totalny chaos.

***

Hasvid czekał długo, po jakimś czasie powoli dochodziły doń myśli, iż może informator się pomylił, może zaszło nieporozumienie. Lazaret był pusty, nie wydawało się by ktokolwiek miał się tu zjawić. Mieszkańcy omijali to miejsce szerokim łukiem, jakby obawiali się czającego się gdzieś licha. Można by stwierdzić, iż Hasvid, wyczekując zbawiennego, a zarazem może i zgubnego pojawienia się Mestora poznał już każdy kąt dawnego budynku szpitalnego.

Wreszcie, mężczyzna usłyszał kroki. Stukot obcasów o deski. Kichnięcie. Wreszcie u progu drzwi ukazał się mężczyzna, w prawej ręce dzierżący pochodnię. Ogień oświetlał jego twarz, całkowicie pozbawioną włosów. Brak brwi, rzęs, głowa łysa niczym kolano. Mąż ów wyglądał jak po harpii, obrzydliwej epidemicznej chorobie nękającej Południe znanego ludziom świata.

Lewe oko szpeciła dosyć głęboka blizna, nos ewidentnie został kiedyś złamany. I to porządnie. Mestor rozejrzał się dookoła, nie zdołał jednak dostrzec dobrze ukrytego Hasvida.
- Ho! Ho! – krzyknął oświetlając pomieszczenie pochodnią – Jest tu kto?
Wykonał jeszcze kilka kroków, aż znalazł się idealnie na linii strzału Hasvida.

***

- Ej dziewko! – najemnik zalecający się do Mycil nerwowo rozejrzał się wkoło po otaczających go najemnikach. Machnął przed siebie ręką, sprawdzając czy przypadkiem czarodziejka nie czai się w zasięgu jego łap – Zniknęła! Patrzcie! Bracia moi, najemnicy! – mężczyzna cisnął pustą butelką w stojącego nieopodal Blake’a, ten jednak zgrabnie się uchylił i szkło rozbiło się na łysej głowie spożywającego szynkę wojownika siedzącego przy ognisku.
- Ty, śmieciu! – ryknął wyszarpując kord z pochwy.
Niemal po chwili wszyscy znajdujący się w pobliżu najemnicy sięgnęli po broń lub po to co mieli pod ręką. Karanic również wyszarpał szable i skierował je ku oprychowi, który przed momentem dobierał się do Mycil. To samo uczynił Blake. Zapowiadało się na niezłą awanturę. Krew musiała się dziś polać. A wszystkiemu przyglądała się siedząca na koniu i opierająca się na łęku, młoda szlachcianka Mirellie Reggelt.
 
Kirholm jest offline  
Stary 02-05-2010, 22:03   #247
 
Garzzakhz's Avatar
 
Reputacja: 1 Garzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znanyGarzzakhz wkrótce będzie znany
Oślepiający blask światła i przeraźliwy ból głowy powitał rano Greya. Znowu za dużo wypił. Co gorsza pobudka był wcześnie rano. Barbarzyńca ociągając się zaczął przygotowywać się do dalszej drogi. Towarzysze prawie nie odzywali się do siebie. Wolf w pełni obudził się dopiero gdy przywitał ich hałaśliwy krasnolud który działał Greyowi na nerwy. Jednak gdy Thobius opowiedział im o śmierci i chorobie Mikhaila, barbarzyńca ponownie wpadł w letarg. Śmierć kompanów z którymi miał współpracować zawsze go przygnębiała. Do tego jak obcy wydał mu się świat, w którym obecnie się znajdował, gdy usłyszał o ciągotach barda do innych mężczyzn. Gdy żył spokojnie na terenach tundry wraz ze swym klanem, nigdy nie słyszał o tak dziwnych upodobaniach seksualnych. Zastanawiał się co robi wśród tych niby cywilizowanych ludzi i czy nie lepiej by było gdyby zginął razem ze swoim klanem i rodziną. Wszystko wydawało mu się obce. Barbarzyńca ze zwieszoną głową jechał wraz ze swoimi kompanami. Nie słuchał ich rozmów. Ich głosy nie przedzierały sie przez barierę myśli które wirowały mu w głowię. Po raz kolejny cofnął się myślami do dnia w którym jego bracia, siostry, zostali wyrżnięci w pień. Jechał nie patrząc, w którą stronę zmierza. Jego silny wierzchowiec prowadził go powoli tuż za drużyną. Grey ocknął się lekko gdy usłyszał kobiecy głos:

-Ekhem. Witam. Nazywam się... nie, inaczej, przepraszam. Zwę się Mycil Roblin i jestem bardem-magiem. Chyba będziemy razem współpracować, mam nadzieję, że ta współpraca będzie owocna.

Kobieta była niewysoka, szczupła, bardzo ładna i najwidoczniej przysłana przez zakon. Wolf chciał się przywitać, lecz ubiegli go Maldred i Zoi, którzy swymi słowami pokazali kobiecie i swojej drużynie że nie obdarzyli jej zaufaniem. Nagle pojawił się mały mężczyzna, który także oznajmij że ma się do nich przyłączyć. Go także drużyna przywitała z obojętnością i podejrzliwością. Hess jak zwykle zaczął coś kręcić. Barbarzyńca zastanawiał się dlaczego po prostu nikt nie sprawdził czy nowo poznani nie posiadają papierów od zakonu potwierdzających ich przyłączenie do drużyny. Sam by to zrobił, lecz zaczęły ponownie nawiedzać go mroczne wspomnienia. Przywiązał konia do wbitego w ziemie pala, rozejrzał się po miejscu, w którym się znajdował po czym rozsiadł się na dużym pniu drzewa. Pochłonięty przez własne myśli nie zauważył że połowa drużyny pojechała do pobliskiego grodu. Nie zauważył także rozpoczynającej się w obozie najemników bitki. Jedyne o czym myślał i co widział przed oczyma to butelka dobrej gorzały, która mogła odegnać złe wspomnienia, a której obecnie nie miał.
 

Ostatnio edytowane przez Garzzakhz : 02-05-2010 o 22:35.
Garzzakhz jest offline  
Stary 03-05-2010, 23:17   #248
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Po zobaczeniu tłumu interesantów do kasztelana, Zoi dopuszczała do siebie myśl, że będzie świadkiem przepychanek motłochu jaki się tu zebrał. Natomiast nie przewidziała że ten nierozgarnięty motłoch wznieci pożar, a także że wyposażenie pomieszczenie będzie tak łatwo palne.
Dziewczyna przedarła się przez teraz panikujący tłum i dotarła do Maldreda dokładnie w momencie kiedy ten został puszczony przez innego mężczyznę, jedyne co Zoi usłyszała to końcówka „...amej porze.” Co mogło znaczyć wiele. Dziewczyna złapała kapłana za ramie.
- Idziemy stąd, raczej nie musimy wybierać okna ten szalony tłum utoruje nam drogę - Powiedziała do kapłana, nie musiała krzyczeć, wystarczyło że powiedziała to głośno. Następnie stanowczo skierowała ich do wyjścia gdzie w prawdzie zrobił się mały zator spowodowany tłumem ogłupiałych ludzi chcących wyjść a żołnierzami którzy chcieli wejść, najwyraźniej z zamiarem gaszenia pożaru. Ogień na szczęście dla ich dwójki nie przemieszczał się tak szybko by zdążył dojść do nich zanim wyjdą z budynku. Co zapewne kapłan uzna za dobrą monetę i zacznie pomagać ewentualnym przewróconym ofiarom w tym bałaganie.
 
Obca jest offline  
Stary 05-05-2010, 19:02   #249
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
- Stój - powiedział cicho Hasvid, w kierunku mężczyzny. Rozpoznał go po tym szczególe, jakim mu go opisano. Nie miał ani jednego włosa na głowie, brakowało mu też rzęs i brwi. Ogólnie był paskudny, z połamanym nosem i szpecącymi twarz bliznami. - Zatrzymaj się tam gdzie jesteś i opuść pochodnię, Mestor. Gadaj o co chodzi...

Mężczyzna zgodnie z poleceniem, zatrzymał się i opuścił nieco pochodnię, wychylił się też do przodu starając się wzrokiem przebić panującą w pomieszczeniu ciemność i dostrzec mówiącego. Nie udało mu się to. Zamiast odpowiedzi wyciągnął z pochwy miecz i uskoczył w bok.

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że Zakon zlecił zabicie ciebie? Zmów ostatnią modlitwę... - powiedział Hasvid i skoczył w pogoń za swoją ofiarą. Pochodnia leżała na ziemi gasnąc. Przebiegł nad nią i gdy na tle jednego z wybitych okien zamajaczył mu cień, błyskawicznie podniósł do ust dmuchawkę i strzelił. Miał nadzieję, że trafił. Nie miał za bardzo nastroju babrać się w krwi. Trucizna jakiej używał działała bardzo szybko, niemal natychmiast. Powodowała paraliż wszystkich mięśni, w tym serca. Hasvid nie mylił się, trafił. Już po chwili usłyszał łomot, z jakim ciało jego ofiary upadło na podłogę. Wrócił się i podniósł pochodnię. Podszedł do wykręconego w agoni, sztywnego ciała Mestora i pochylił się nad nim. Mężczyzna już nie żył. Z boku szyi wyciągnął strzałkę i ostrożnie schował do pojemniczka. Potem przeszukał kieszenie i w jednej z nich znalazł złożoną kartę. Pieniędzmi ani innymi rzeczami jakie miała ofiara nie interesował się. Zabrał mapę i wyszedł z budynku.

Swoje kroki skierował do tej samej gospody, w której poprzedniego dnia się stołował. Miał nadzieję, że jego towarzysze pozostawili mu gdzieś jakąś wiadomość, co do swoich dalszych planów. Jeśli nie to rankiem popyta w obozie, ktoś coś musiał widzieć.
 
xeper jest offline  
Stary 05-05-2010, 23:01   #250
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Przyglądała się z lekkim zainteresowaniem temu co właśnie się działo przed nią.
Przez chwilę obserwowała umykający cień, który zmaterializował się w młodą dziewczynę. Jej wzrok jakiś czas ją śledził by w końcu wrócić do rozkręcającej się burdy.
Westchnęła.
Patrzyła jak najemnicy tłuką się między sobą. Jej ogier zaczął nerwowo skrobać kopytem w ziemi.
- Spokojnie. Poczekamy aż się uspokoją i wtedy może uda się z kimś porozumieć - powiedziała na głos gładząc zwierze po grzywie. Miała spokojny i melodyjny głos.
Odjechała lekko na ubocze, żeby nie zostać uznaną za stronę w tym sporze.
Na tą chwilę postanowiła ograniczyć się do obeznaniu się w sytuacji.
Zsiadła, a raczej zeskoczyła z konia i można było teraz zobaczyć, że ona ze wzrostem 160 nie sięgała głową do kłębu swojego rumaka.

Ewidentnym było, że to zwierze bez większego wysiłku uniesie rycerza w pełnej zbroi razem z ekwipunkiem. Byle kto nie mógł posiadać takiego konia.
Powoli trzymając za uzdę, poprowadziła go pod karczmę, gdzie zostawiła samego, nawet nie przywiązując do niczego. Poklepała go jedynie po głowie i weszła do środka pewnym krokiem.
- Najlepsze wino racz mi podać - zawołała do karczmarza. Z jej ubioru można było wywnioskować, że musiała pochodzić z bardzo zamożnego rodu. Na narzuconym na ramiona płaszczu można było dostrzec wyszyty herb rodowy. Z całą pewnością nie była kimś kto przybył tu dla zarobku.
 
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:20.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172