Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2010, 10:25   #19
Tom Atos
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Strażnicy stojący u wejścia do Petit Trianon najwyraźniej mieli odstręczać nieproszonych gości i zatrzymywać każdego, kto chciałby wejść. Jednak osoby zaproszone nie miały większych trudności, by się dostać do środka. U drzwi bowiem czuwał lokaj, który został przez swoją chlebodawczynię poinstruowany, kto przybędzie. A jako że wszyscy zaproszeni bywali już u Markizy de Pompadour służący znał ich z wyglądu i interweniował, gdy Szwajcarzy robili jakieś trudności. Niestety był już w zaawansowanym wieku i nie tak szybki i sprawny, jak niegdyś.
Gdy Beranrdine polecił swemu słudze roztrącić halabardy te posłusznie ustąpiły. Po czym w absolutnej ciszy jeden ze strażników umieścił koniec drzewca za nogami garbatego sługi, a drugi pchnął go w pierś obalając na ziemię. Nim ten upadł obaj strażnicy powtórzyli manewr w lustrzanym odbiciu i markiz tylko poczuł pchnięcie w pierś i że usuwa mu się grunt pod nogami. Nie minęła chwila potrzebna Bernardinowi do rozwiązania damskiego gorsetu, a obaj sługa i jego pryncypał leżeli malowniczo obok siebie na wznak na bruku dziedzińca ze szpicami halabard na grdykach. Najwyraźniej strażnicy często ćwiczyli ten manewr.
Ciszę przerwał jeden ze Szwajcarów krzycząc:
- Alarm !
Zza budynku z obu stron natychmiast przybiegło czterech następnych, którzy szybko otoczyli leżących, a za nimi przybył oficer w krwiście czerwonym mundurze z dystynkcjami pułkownika, spod trójgraniastego kapelusza wystawały loki popielatej peruki.
- No proszę. Kogo my tu mamy. – uśmiechnął się wyraźnie zadowolony, że los zesłał mu taki prezent.
- Markiz du Châtelet we własnej osobie. – nachylił się podając rękę arystokracie i pomagając wstać.
- Raczy pan wstać markizie. To nie będzie panu potrzebne. – stwierdził odpinając mu szpadę. – On także. Zabrać go. – wydał polecenie wskazując na garbusa.
- Oj oj oj płaszczyk się panu pobrudził – powiedział z udaną troską otrzepując rękawicami plecy arystokraty. – peruczka przekrzywiła i makijaży rozmazał. Proszę wybaczyć moim Szwajcarom to prości górale z Valais. Nieco szorstcy w obejściu i bez poczucia humoru, ale mają złote serca.
Pułkownik wskazał dłonią na otwarte właśnie przez lokaja drzwi.
- Proszę bardzo. Pani Markiza oczekuje Pana.
Bez dalszych przeszkód choć nieco poturbowany markiz został wprowadzony do czerwonego pokoju.



Pierwszą osobą która przybyła na spotkanie była markiza d’Ambly, za nią kapitan de Bernières, później zaś hrabianka du Niort, zaś jako ostatni markiz du Châtelet.
Markiza de Pompadour czyniąc godności pani domu przedstawiała wszystkich sobie nawzajem, każdego tytułując swoją droga przyjaciółką, czy też przyjacielem. Była niezwykle serdeczna i sama usługiwała gościom proponując czekoladę, bądź kawę, czy też w rzeczy samej pyszne wypieki. Widać było, iż zależy jej na tym by wszyscy czuli się u niej jak najlepiej.



Z tego względu zapewne nie nawiązała sama do nieco sfatygowanego wyglądu markiza, czy też niecodziennego koloru sukni hrabianki.
- Och muszę się Wam pochwalić moją porcelaną. – powiedziała w pewnej chwili unosząc w górę filigranową różową filiżankę i uśmiechając się niczym mała dziewczynka, która coś spsociła.
- To nie jest miśnieńska porcelana, tylko z Sèvres, a ten kolor to rose Pompadour.
Zaśmiała się serdecznie niczym z udanego żartu.

- Jednak to nie jedyna niespodzianka jaką dla was dziś mam. – stwierdziła tajemniczo.
Po chwili jednak przybrała stroskaną minę. Ujęła z jednej strony dłoń Margo, a z drugiej Marjolaine i spojrzała na siedzących naprzeciwko mężczyzn.
- Jak zapewne się domyślacie moi przyjaciele niestety nie zaprosiłam Was tu by rozmawiać o moich filiżankach. Choć czasem mam wrażenie, że takie tematy są jedynymi wartymi rozmowy. Muszę Was prosić, by wszystko co zostanie tu powiedziane pozostało w najgłębszej tajemnicy, gdyż od tego zależy nie tylko życie wielu osób, ale i los królestwa.
Powiedziała dramatycznie ściszając głos.
- Moja kuzynka Henrietta Luiza d'Estrées podróżowała przez Wenecję i ukryła tam list niezwykłej wagi. Moją wielką prośbą jest byście się tam udali i odnaleźli go. Ukryła go …
Nim markiza zdołała dokończyć drzwi do pokoju otworzył lokaj wyprężając się jak struna.
- Och, oto i moja niespodzianka. – klasnęła w dłonie Jeanne Antoinette.
Do pokoju wszedł nie kto inny jak król Francji Ludwik.



Za nim pojawił się starszy, jegomość w okularach i z wielgaśną teczką pod pachą, a także oficer którego miał wątpliwą przyjemność poznać Markiz du Châtelet przed budynkiem, a w którym Markiza d’Ambly rozpoznała mężczyznę przyglądającemu się zamachowi.
Gdy wszyscy wstali na powitanie kłaniając się przy tym Jego Królewska Mość podszedł od razu do Clauda.
- Wyprostuj się de Bernières. – powiedział dając znak kanceliście.
Ten zaś podał Jego Wysokości otwarte, zdobne pudełko, z którego król wydobył order św. Ludwika
Po czym król przypiął go do piersi kapitana.
- To za Twoją odwagę. Zawsze można polegać na bohaterach spod Fontenoy. – powiedział Ludwik patrząc mu prosto w oczy.
Następnie wziął go w ramiona i uściskał jak starego druha poklepując go przy tym po plecach.
- Teraz możesz usiąść majorze de Bernières. Mistrzu Thirry wręcz mu nominację.
Okularnika posłusznie wyciągnął stosowny dokument. Claude został właśnie awansowany. Na polecenie króla wszyscy usiedli. Z wyjątkiem oficera. Markiza de Pompadour przybyłych z królem przedstawiła jako mistrza Pascala Thirry i pułkownika Charlesa Nodsa. Służba natychmiast doniosła trzy krzesła. Jednak Nods nie usiadł tylko stanął w pobliżu władcy Francji. Jako jedyny w pokoju był uzbrojony w przypiętą u boku szpadę.
- Zatem skoro już mamy część oficjalną za sobą zechcesz Antoinette podać mi kawałek jabłecznika i kawę. – poprosił król wygodnie sadowiąc się na krześle.
- Ile już zdążyłaś zdradzić swoim gościom ? – spytał król popijając napój z filiżanki.
- Och przerwałeś mi Wasza Wysokość w najciekawszym momencie. – stwierdziła markiza z żartobliwą naganą w głosie.
- Właśnie miałam powiedzieć, że moja biedna Henrietta ukryła list w Hotelu Bellini w nodze od łóżka. Tylko tyle.
Król pokiwał ze zrozumieniem głową.
- Nods przedstaw sytuację. – Ludwik rzucił krótki rozkaz.
Pułkownik chwilę się zastanowił od czego zaczął.
- Mademoiselle Henrietta weszła w posiadanie listu, który najprawdopodobniej został napisany przez Jean Antoine Watteau do Zofii Doroty Hanowerskiej. Posiadamy odręczną kopię listu sporządzoną przez Henriettę. Oryginał został ukryty w Hotelu Bellini. Treść listu jest bardzo osobisty i wynika z niego, że Watteau i Zofia byli kochankami co najmniej w latach 1711 – 1713 i posiadali dzieci, to jest chłopca i dziewczynkę. Fryderyka i Charlottę. To oznacza …
Nods nie dokończył, bo w słowo wszedł mu król.
- To oznacza że ten makiaweliczny, podły drań Fryderyk król Pruski jest na dobitkę bękartem. – oznajmił z zimną zaciętością.
- Tak właśnie. – zgodził się usłużnie Nods. – Jednak by to udowodnić musimy mieć oryginał tego pisma. Mamy też pewne podejrzenia co do istnienia znacznie cenniejszych listów z naszego punktu widzenia. To znaczy listów Zofii królowej Prus do Watteau. Jednakże najpierw musimy zdobyć ten list z Wenecji. I na tym będzie polegała Państwa rola. Udacie się do Wenecji pod pretekstem udziału w karnawale i odszukacie pismo. Naturalnie nieoficjalnie. Jego Wysokość w żadnym stopniu nie może być wiązany z tą sprawą.
I znów Ludwik dał upust swojej niecierpliwości.
- Już jestem z nią związany wystarczająco. Powiedz im o tym bękarcie. – polecił przegryzając ciastko.
- Zamach którego Państwo byliście wczoraj świadkami został dokonany przez niejakiego Roberta Françoisa Damiensa. Człowieka u którego znaleźliśmy korespondencję z ambasadorem Prus i pewną ilość fryderycjańskich talarów. W dodatku parę dni temu dowiedzieliśmy się, że Prusy i Anglia zawarły w tajemnicy traktat wojenny godzący w nasze interesy, co jest ze strony Prus jawną zdradą naszego z nimi sojuszu.
Nods spojrzał na króla jakby chciał powiedzieć, że właśnie skończył.
Zaległa pełna napięcia cisza.
 
Tom Atos jest offline