Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2010, 10:38   #19
MarcusdeBlack
 
MarcusdeBlack's Avatar
 
Reputacja: 1 MarcusdeBlack nie jest za bardzo znany
Wybornie. Strasznie wybornie. Cholernie wybornie. Sytuacja ze śmiesznej stała się całkiem poważna. Kusza. Tarcza. Miecze. Smok. Drowka. Mah. Sangwinius. Dzieciak. Ciąg zdarzeń wywołany przez te rzeczy, doprowadził do umieszczenia Corahela, na te kilka mroźnych sekund, w centrum uwagi. Stał pomiędzy przysłowiowym młotem, a kowadłem i piecem z jeszcze jednej strony. I wcale mu się to nie podobało.
- Jasne, trzymaj go i 'pilnuj'. - odparł, nakładając na lekkie zniecierpliwienie, ironiczny i wymuszony śmiech. Oddał chowańca bez żadnego wahania, jego prawowitemu właścicielowi. Młodego Drakano od razu ucieszył ten fakt, w końcu odzyskał swego łuskowatego kociaka.
Embercrown był pewny że ten chłopak, będzie sprawiał nieliche problemy. Niczym naiwne dziecko. Mężczyzna uważał że to całe polowanie, to nie jakaś zabawa i według niego, Vincent nie powinien w ogóle tu się znaleźć. Ale to nie był jego problem, to nie on będzie go grzebał w razie tragicznej śmierci i nie on będzie go opłakiwał. Miał już dosyć swoich zmartwień.

Nie robiąc sobie nic z gotowej do ataku mrocznej elfki (nie wzruszył go także wybuch bladego szlachcica.) i jej wcześniejszych gróźb, zwrócił się spokojnie do przyjaciela.
- Odpuść już. Nie masz chyba zamiaru obrażać bez powodu naszych współpracowników, prawda? - spytał retorycznie i wykonał gest otwartej dłoni. - Odłóż to, do diabła. - dodał po chondacku, zachowując całkowicie neutralny ton. Przez chwilę mierzył się z Mahkranem wzrokiem i wiedział że nie wygra tego osobliwego pojedynku, na jego szczęście czarnowłosy postanowił go na razie usłuchać. Opuścił kuszę, posłał córce Podmroku wrogie spojrzenie i wybuchł krótkim szyderczym śmiechem.
Corahel odetchnął w duchu i podszedł do swego karego rumaka, czarnoskórej elfce nie miał zamiaru poświęcać swojej uwagi. Przynajmniej w kwestiach społecznych, w kwestiach "ewentualnego-noża-w-plecach" zgodnie z jego dotychczasowymi doświadczeniami z przedstawicielami jej rasy. Czy raczej przedstawiciel, bo miał jak na razie, nieprzyjemność spotkać i walczyć z jednym mrocznym elfem, co w zupełności mu wystarczało.

Na jego długie ciemnozielone włosy, padały co chwilę, kolejne płatki śniegu, ale jasnolicy mieszaniec nie przejmował się tym. Stał obok swego wierzchowca i jakby nad czymś rozmyślał. Postronni mieli świetną okazję na ocenę jego wyglądu. Cor zdecydowanie, odziedziczył znaczenie więcej po swych ludzkich przodkach, tylko kolor włosów i spiczaste uszy przypominały o obecności elfiej krwi w jego żyłach. Nie miał nawet typowych dla półelfów zielonych oczu, w żadnym razie. Posiadał oczy w kolorze piwnym. Z kolei jego surowe oblicze przecinały dwie stare blizny, dodające mu pewnego dzikiego majestatu. Twarz Embercrown'a, zdobiła także krótko przystrzyżona i zadbana broda. Co by nie mówić, Corahel nie był też mikrusem, mierzył ponad metr siedemdziesiąt i posiadał atletycznie zwinną budowę ciała. Jego sylwetka przywodziła na myśl akrobatę, albo szermierza, bądź kogoś pomiędzy.
Czekanie na posłańca półelf zabijał rozmyślaniem nad rzeczami minionymi i zabawą jednym ze swych pierścieni. Na sygnecie, uważny obserwator mógł dojrzeć wygrawerowane inicjały C.E. i kiść winogron w tle. Srebrna pamiątka była wykonana o wiele lepiej, niż prosty stalowy pierścień, który znajdował się na wskazującym palcu jego lewej dłoni. Wydawało się że to jedyna biżuteria wchodząca w skład jego garderoby, ale było to wrażenie całkiem złudne. Corahel, pomimo że był zmuszony przyodziać strój podróżny, nie zrezygnował z trzeciej i ostatniej ozdoby. Srebrnego naszyjnika, na którym zawieszona była, misternie wykonana róża z jakiegoś czarnego kryształowego kruszcu. Małe arcydzieło przypominało najprawdziwszy kwiat.
 
__________________
Care to not care?

Ostatnio edytowane przez MarcusdeBlack : 27-04-2010 o 15:40.
MarcusdeBlack jest offline