Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2010, 21:24   #40
Nightcrawler
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
Gdy "fala" zaczęła się przekształcać nimfy krzyknęły bezgłośnie i stanęły, chwytając się za głowy. Jedna przyklękła na kolano, kiwając się rytmicznie, druga wlepiała przerażone oczy w rozgrywający się spektakl - jej oczy wydawały się żywsze niż do tej pory. Trzecia jednak, z wyglądu najmłodsza, po chwili wahania ruszyła w stronę kapłana. Jej źrenice przepełnione były bólem. Naga stopa złamała wystający z ziemi bełt, pozostawiając na drzewcu krwawy ślad. Dłonie kobiety wyciągnęły się w stronę Iulusa tak, jakby dziewczyna miała zamiar udusić go gołymi rękami.

Aesdil przesunął się w bok, by widzieć całą sytuację, nagle rad z obecności tropiciela o parę kroków. Nadal nie wiedział co się dzieje ale nagle ... fala poruszyła się i skłoniła, jakby miała zamiar z impetem chlusnąć na brzeg i zaczęła wypuszczać macki! Aesdil nie czekał już dłużej.
- Egomet arcessere artis fulgur gemituer TERRERE!!!
- krzyk wyrwał się z jego gardła, zakończony wściekłym, narastającym warkotem i za plecami "panien" eksplodowała fala magicznej energii i dźwięku - potężnego warkotu, który z całym impetem uderzył w nadciągającą istotę!
Przeraźliwy, podobny wyciu banshee wrzask wypełnił powietrze, zaskakując wszystkich zebranych. Fala dźwięku trafiła istotę, rozbijając jej wodną strukturę i rozbryzgując jej "ciało" na wszystkie strony. Mimo to po kilku sekundach istota scaliła się i - choć niego mniejsza niż wcześniej - ruszyła cała w stronę obozowiczów, najwyraźniej uznając ich teraz za realne zagrożenie, z którym należy się szybko uporać. Tylne macki wchłonęła do środka, zostawiając jedynie przednie bicze.

Decyzja była błyskawiczna... paladyn skierował swą kuszę na falę, więc najemniczka postąpiła tak samo. Raydgast i Britta wystrzelili niemal jednocześnie. Ich pociski poleciały wprost w falę i zniknęły w niej bezgłośnie i bez widocznego efektu - z podobnym powodzeniem mogliby atakować samą rzekę. Paladyn mógł jedynie mieć nadzieję, że istota ma jakieś jądro, w które można by trafić. Choć znalezienie go w ciemności i chaosie panującym we wnętrzu fali graniczyło wręcz z cudem.

Niebiańskie psy skoczyły na macki wczepiając się w nie zębami, wyrywając tworzące je śmieci. Nieprzyjemny trzask miażdżonych kości przeszył powietrze i macki rozpadły się w końcu na drobne - lecz w stronę zwierząt ruszyły już kolejne. Jeden z psów zaskomlał, gdy w bok wbiła mu się wystrzelona wcześniej przez tropiciela strzała.


- Spróbujcie odciągnąć dziewczyny! - krzyknął elf czując narastający w sobie Płomień i widząc niepowodzenie wysiłków łuczników. Wyglądało na to że jedynie jego moce jak na razie odnoszą jakiś większy skutek. Przez chwilę wahał się czy używać Płomienia w obecności tylu świadków ale prędko rozproszył te myśli - jeśli dzięki niemu istnieje szansa by uratować kobiety i uwolnić okolicę od takiej potworności to ryzyko jest usprawiedliwione. "Jeszcze nie teraz!" Przesunął się nieco w bok i po raz kolejny jego śpiew zamienił się w koszmarny ryk.
- Egomet arcessere artis fulgur gemituer TERRERE!!!
- przeciągły ryk i eksplozja magicznej energii uderzyły z całą mocą w wodną istotę, wyrywając kolejne fragmenty jej "ciała". Ponieważ "fala" była już na brzegu, pełznąc swą strukturę uzupełniała jedynie dostępnymi wokół rzeczami, stając się coraz bardziej materialna.

- Iulusie ostrożnie z nią, może być opętana. Jak one wszystkie - krzyknął paladyn do kapłana, sięgając po linę i obwiązując nią grot bełtu. Szybko ją urwał i wsadził grot do ogniska. Załadował nim błyskawicznie kuszę i posłał płonący pocisk wprost w wodnego stwora, wołając.- Ogniem rzecznego drania!
Najemniczka postąpiła tak samo, posyłając zapaloną strzałę wprost w falę. Obydwie jednak zniknęły z cichym sykiem - zwykły ogień nie mógł się mierzyć z wilgocią potwora.

Kapłan znów nie słuchał. Opadł na kolano wbijając miecz przed siebie
i opierając czoło o splecione na jelcu dłonie. Zaintonował krótką pieśń by po chwili unieść spokojne oblicze ku zbliżającej się nimfie. Ostatnie słowa wypowiedział wyciągając przyjaźnie w jej stronę lewą dłoń:
- ...in caelo quies.

Dziewczyna zawahała się, najwyraźniej walcząc z samą sobą - czy też z tym, co według paladyna nią kierowało. W normalnych warunkach zauroczenie nimfy graniczyłoby z cudem, jednak jej rozpaczliwe spojrzenie świadczyło, że chciała być powstrzymana. Mimo to zrobiła kolejny, niepewny krok w stronę Iulusa... i wtedy pozostałe dwie nimfy rzuciły się na nią przygniatając swoim ciężarem do ziemi. Obie dyszały ciężko, ich twarze wykrzywione były w grymasie cierpienia.

Jak widać Kapłan zupełnie zaprzepaścił czas, jaki spędził z tropicielem. Stoi przed nim goła baba, w dodatku mokra… a ten nawet nie drgnie. Już miał wrzasnąć, aby nadział ją na swój mieczyk, ale Paladyn wyrwał się z czymś, co nie bardzo mieściło mu się w głowie. Jednak to nie on się znał na opętaniach czy tego typu cholerstwie… Nie zastanawiał się długo. Odczepił od pasa flakon z błękitnego szkła, w środku po jego ściankach ślizgały się płomienie, jakby próbując się wydostać. Skoczył do przodu zatrzymując się jakieś dwa metry poza zasięgiem ramion wielkiej złej żelatyny.

Niebiańskie psy z trudem wyrównywały szanse drużyny - skakały wokół kapłana i tropiciela, swymi mocnymi szczękami rozrywając kolejne pojawiające się macki. Smród rozkładu i rzecznego mułu był coraz bardziej intensywny, a ziemię zaczęła pokrywać mokra, śliska breja. Zdawało się, że póki fala ma budulec, ciężko będzie ją powstrzymać.

Helfdan z całej siły cisnął ogień alchemiczny najbliżej tego czegoś jak potrafił jednocześnie dobył kolejnej strzały i szukał tego czegoś wewnątrz korpusu, w co mógłby strzelić… wprawdzie nie liczył na wielkie, świecące bijące serce. Jednak wiedział, że wcześniej czy później natrafi wzrokiem na to „coś” a wtedy strzała zaboli. Flakon bezbłędnie trafił w środek fali, rozpryskując płonącą substancję. I choć ta zgasła niewiele później niż ogniste strzały, w jej blasku tropiciel zdołał dostrzec wewnątrz istoty wirującą, czarną masę, wyglądającą jak gdyby składała się z wielu rąk, nóg, a przede wszystkim zastygłych w przedśmiertnym grymasie przerażenia twarzy... Ohydna kula przemieszczała się w środku wraz z innymi wchłoniętymi przez istotę przedmiotami.

Widząc, iż przynajmniej chwilowo w najbliższej okolicy nie ma bezpośredniego zagrożenia, kapłan rozglądnął się po towarzyszach. Ujrzał jak ognista flaszeczka miotnięta przez półelfa rozświetla wnętrze potwora, ukazując falujące jądro ciemności, pełne rąk i twarzy.

Iulus wzdrygnął się, z jakąż to abominacją przyszło im się zmierzyć? Nie wiedział, rozumiał jeno że falująca woda i błoto działały jak pancerz upiora i zapewne jedyną szansą na jego zniszczenie było dostanie się do jej serca. Miał na to jeden pomysł, nim jednak sięgnął do środków ostatecznych, postanowił spróbować jeszcze jednej rzeczy.
Chroniony przez psy i w pewnym sensie kotłujące się nimfy ruszył środkiem unosząc przed siebie swój święty symbol. Mając nadzieję, iż potwór jest nieumarłym wyrecytował modłę przepędzająca upadłe i zagubione dusze.
- XILQA, XILQA, BESA, BESA IN NOMINE TYRRUS - APAGE !

Aesdil ujrzał wreszcie to na co miał nadzieję - istota wydźwignęła się z wody, więc nie powinna już tak łatwo odbudowywać swego ciała. Nagle jednak jego rachuby legły w gruzach gdy zdał sobie sprawę że najpewniej nie jest ona żywiołakiem - jej wnętrze zaczęło nabierać spoistości gdy zaczęła wchłaniać trawę i ziemię! Zawahał się, nie na długo jednak - rozwścieczony zmienił plan który przyszedł mu do głowy gdy tylko okazało się że najpewniej to "fala" jest główną siłą sprawczą zdarzenia. Dotknął kieszeni z komponentami, wyciągnął drobny przedmiot. Jego druga dłoń zacisnęła się na rękojeści sztyletu.
- Egomet arcessere lumen, IAM! -
wypowiedział formułę i cofając dłoń by samemu nie oślepnąć dotknął sztyletu który rozjarzył się jasnym światłem. Upuścił go przed sobą by potoczył się w kierunku stwora. "Fala" zbliżała się do kapłana i Helfdana, pojawiła się wreszcie w kręgu światłości i Aesdil odruchowo cofnął się o krok na jej widok.
- Ostrzeliwuj nadal. - rzekł Raydgast do Britty. Nawet jeśli jej strzały nie raniły stwora, to chyba go drażniły, a to już coś... Paladyn gwizdnął i Persival truchtem podbiegł do swego pana. Raydgast schował kuszę i wskoczył na siodło. Sięgnął po miecz i ruszył w kierunku fali. Taktyka była prosta: podjechać, usiec wroga mieczem i natychmiast się wycofać. By w kolejnej rundzie ponowić atak. Nie sądził, by ciosy zwykłego miecza były szczególnie doktliwe dla fali... Jednak najważniejsze było to, by zmusić stwora do walki na wiele frontów na raz. I uzyskać jak najwięcej czasu dla czarujących członków drużyny. A Britta zgodnie z rozkazem swego pracodawcy posyłała płonące strzały w kierunku "fali".

Paladyn pogalopował wokoło, tnąc coraz to nowe macki - nieprzyjemne uczucie cięcia niczego nie napawało Raydgasta optymizmem, a bezpośrednia obecność "fali" dusiła odorem zła. Mimo to jednak w chwili, gdy kapłan skończył swą rozgłośną inkantację, w świetle sztyletu Laure wszyscy zauważyli zmianę - istota jakby skurczyła się w sobie, a macki skróciły się, wystając jedynie na tyle, by odeprzeć bezpośrednie ataki. Wyglądało jakby fala zbiła się chroniąc wnętrze.

Złocisty
odstąpił kolejne dwa kroki w tył.
- Phaos Azyre Hysh AKSHO! - starannie wyrecytował metalicznym głosem i wykreślił gestem formułę zaklęcia przygotowując się do użycia jej na potrzeby Płomienia. Wiedział że w przeciwieństwie do innych elfów nie jest tak opanowany i że kieruje się sercem a nie rozumem - ten jeden raz jednak był za to wdzięczny, bowiem czuł jak Płomień pod wpływem emocji gotuje się i wije niczym rozpalony wąż w jego piersi!

A Helfdan robił swoje… Podszedł, zobaczył i wystrzelił. Chciałby, żeby to był najlepszy strzał w jego historii, ale specjalnie się nie napinał. Więcej to mogło zrobić złego niż dobrego. Dlatego robił co do niego należało, napiął cięciwę, wstrzymał oddech, przycerował i wystrzelił. Strzała o włos minęła przesuwające się jądro i tak jak poprzednie stała się budulcem istoty, której macki i całe cielsko były niebezpiecznie blisko zarówno kapłana jak i tropiciela.

- XILQA, XILQA, BESA, BESA IN NOMINE TYRRUS - APAGE! - kolejna modlitwa wypłynęła z ust kapłana. Poprzednio efekt był mizerny, lecz jednak wyraźny, teraz Iulus liczył, że osłabiona czarem istota będzie bardziej podatna na jego działania. I rzeczywiście - "fala" skurczyła się, ponownie skracając macki. Równocześnie runęła jednak na kapłana całą swoją masą; najwyraźniej jego modlitwy były dla niej bardziej uciążliwe, niż czary elfa. Manorian ujrzał jak olbrzymia ściana wody i mułu powoli zamyka go w swoich ohydnych objęciach. I nie miał gdzie przed nią uciec. Prawa ściana objęła również tropiciela, który znalazł się w zasięgu potwora - w przeciwieństwie jednak do Iulusa mógł próbować uskoczyć w bok.

I tropiciel spróbował odskoczyć, tak jak mu instynkt samozachowawczy nakazywał, przetaczając się po mokrej murawie i zawadzając częściowo o bok stwora. Helfdana oblepiły resztki roślin i muł, jednak te świństwa nie zmniejszyły odwagi mężczyzny. Zerwał się, chcąc chwycić szablę... i zakręciło mu się w głowie. Czuł się jak po tęgiej popijawie - w głowie huczało a żołądek energicznie domagał się uwolnienia swojej zawartości.

Paladyn zawrócił Persivala z popędził na wroga, prosząc w myślach Torma na pomoc. Zacisnął mocniej dłoń na rękojeści miecza prosząc swego boga, by poprowadził jego prawicę w celu ugodzenia zła ukrytego w fali. Istota zadrżała i cofnęła się pod dotykiem uświęconego ostrza, po czym wypuściła jedną, długą mackę, która ruszyła w pogoni za jeźdźcem. Britta dzielnie szyła strzałami, jednak poza traceniem cennych bełtów nie dawały one żadnych efektów.

Teraz, gdy elf wiedział co jest (najpewniej) sercem i mózgiem nienazwanej okropności nie wahał się już dłużej - niech Tanar'ri porwą skrytość! Postawił wszystko na jedną kartę - wkładając w Płomień całą nienawiść i obrzydzenie do potworności, kierowany mocą wcześniej użytego czaru wbił spojrzenie coraz jaśniej lśniących oczu w sam środek cielska "fali" i ryknął z okrutnej uciechy gdy z jego źrenic trysnęły dwie strugi magicznej, rozpalonej do białości energii by przeszyć wynaturzenie!
Przeraźliwy mentalny wrzask zaświrował w umysłach wszystkich żywych istot, płosząc konie i pozostawiając w świadomości zebranych uczucie, jakby coś oślizgłego przesunęło się po ich duszach.
Nimfy jęknęły z przerażenia i bólu - tym razem wojownicy usłyszeli ich głosy; najpewniej osłabiony stwór nie mógł równocześnie manipulować kobietami i walczyć z taką ilością przeciwników. Czar elfa rozbryzgnął większość "ciała" stwora na boki, a twarze tworzące jego jądro wykrzywiły się w panice. Ścigająca paladyna macka oklapła i rozpadła się; jednak główna część fali była już w ruchu i całym swoim ciężarem zwaliła się na Iulusa. Jeden z psów również dostał się we wnętrze bańki; szybko zmienił się w błękitnawy dym, który zawirował i, jak wszystko inne, stał się częścią istoty.

Może to był odruch wywołany zaskoczeniem, może resztki przytomności umysłu, trudno było powiedzieć, w każdym razie gdy ściana szlamiastego błota rzuciła się na kapłana ten wykonał głęboki wdech i zacisnął oczy. Poczuł jak maź przywala jego barki, miażdży pierś i wgniata w ziemię. Był pewien że gdyby nie boska siła, którą spłynęła na jego mięśnie, skończyłby plecami na murawie pod rozbełtanym cielskiem potwora.

Miał jednak jeszcze szansę, ostatnią by ujść cało z tej walki. O wyrwaniu się - przynajmniej do tyłu mowy nie było. Jedyną logiczną opcją wydawało się, albo ugodzić jądro stwora, albo przebić się na wylot jego szlamowatego jestestwa.
Manorian chwycił oburącz miecz i z wysiłkiem wznosząc go przed siebie zmusił mięśnie do wysiłku. Próbował otworzyć oczy jednak glutowata breja, nawet w powidoku świetlistego sztyletu nie dawała żadnej nadziei na dojrzenie konkretów.
Iulus rzucił się na przód z mieczem na sztorc, po omacku szukając swego celu, lub drogi na zewnątrz.

Paladyn zawrócił na Persivalu, użycie teraz miecza mogłoby zranić kapłana przypadkiem. Miał jednak kolejny plan. Schował miecz i natarł w konnej szarży na bańkę. Skupił się by przelać leczniczą energię... Energię, którą Raydgast był w stanie leczyć rany u innych, i u siebie. Energię zabójczą dla tych, którzy stali się parodiami istot żywych...dla nieumarłych. Swąd zła niemal "dusił" Raydgasta, gdy zbliżał się do sfery. To tylko jednak dodawało mu determinacji. Dotknął bańki, energia pozytywna przeniknęła na sferę, powodując jej drżenie i kurczenie się. Paladyn zatoczył koło, by ponownie użyć leczniczego dotyku. Ryzykownym było, przebywanie przy kuli tak długo, by zużyć go całego na raz więc ponowił dotąd skuteczną strategię, ataku i odskoczenia na bezpieczną odległość, by na nowo ponowić atak.
Britta przestała strzelać, obecnie byłoby to tylko ryzykowne.

Ich nowy kompan przy bliższy poznaniu wiele tracił. Smród, syf, kiła i mogiła… niestety dosłownie. Każdy oddech przychodził z trudem, każdy jakby wyciągał żółć z żołądka tropiciela. Jeszcze te zawroty głowy. Wyrwał się z jego objęć jednak nie był w stanie błyskawicznie poderwać się do ataku, nie był w stanie uderzyć z typową dla siebie szybkością. Dość niespodziewanie targnęło nim coś wewnątrz powodując falę wymiotów. Można było sobie wyobrazić nieco lepsze miejsce i czas na takie uzewnętrznianie, dlatego Helfdan zebrał się w sobie i postanowił działać. Szybki rzut oka pozwolił stwierdzić jak bardzo ma przejebane kapłan. Wprawdzie powietrze wypełniały modlitwy do różnych bogów z prośbą o wsparcie… tropiciel jednak nie ulegał tym trendom. Może czuł się jakiś taki niegodny stojąc oblepiony śluzem, z zarzyganą brodą i capiącym niczym portowy rynsztok. Musiał radzić sobie sam.

W reszcie dostrzegł ruch wewnątrz tego czegoś, co było kiedyś falą. Dowodziło to, że kapłan jeszcze ma siłę walczyć. Nie zastanawiał się dłużej. Skoczył naprzód pakując łapska w całe to gówno tuż obok miejsca, z którego przebijał miecz. Natrafił na łapska towarzysza i bez zbędnych ceregieli spróbował go wyrwać ze środka. Opłaciło się! Po chwili obaj leżeli na trawie łapiąc oddech wstrzymany na czas kontaktu z falą, próbując się teraz oddalić tak by znowu nie zostać przytulonym.

Aesdil aż się zatoczył gdy palenie w piersi gwałtownie zanikło. Zdębiał - tak potężnego użycia Płomienia nie pamiętał od "sprawy Beregostu"! I nic! Prędko się jednak otrząsnął, przyzwyczajony do rozczarowań i niespodzianek. Już miał na języku pierwsze sylaby zaklęcia gdy zorientował się że kolejny ofensywny czar mógłby okazać się katastrofalny dla reszty drużyny. Niewiele myśląc, podbiegł do ogniska, szarpnął juki i zacisnął dłoń na rękojeści zdobycznego miecza.
- Może to głupota
- wymamrotał sam do siebie łapiąc odbicie światła ogniska na lśniącej klindze wyłaniającej się ze zgrzytem z pochwy - ale najwyższy czas cię użyć! - poderwał się i, lekkostopy, ruszył na "falę" mierząc w jej sedno, ledwo ale jeszcze widoczne w świetle sztyletu! Wciągnął powietrze w płuca by choć przez chwilę nie wdychać paskudnego odoru już przy samym potworze i szarżując przywołał imię swego "starszego brata".
- Corellonie, prowadź moją dłoń!


Z cichym mlaskiem miecz zagłębił się w jądro stwora, przechodząc przez nie gładko jak przez masło. Jednak mimo braku materii, którą mogłoby ciąć ostrze rozjarzyło się delikatnie, a wirujące w istocie twarze zawrzasnęły bezgłośnie, próbując uciec z linii ciosu. Laure cofnął miecz, a istota zaczęła tracić swoją spoistość, rozpadając się na śmieci, z których była stworzona. I wtedy elf usłyszał kobiecy krzyk: Uciekajcie!

To krzyczała najmłodsza z nimf, która stała nieopodal ogniska drżąc na całym ciele. Jej siostry stały z uniesionymi w górę rękami. Przez niebo przetoczył się pierwszy grzmot; zaraz za nim następny... Wiedziony talentem wyczuwania magii, nie rozumem, Laure odskoczył w samą porę - dwie błyskawice huknęły w stwora jedna po drugiej, oślepiając zebranych i do reszty niszcząc ciało potwora (oraz szczepione z nim niebiańskie psy). Otworzywszy oczy wszyscy ujrzeli, jak jądro rozwija się na kilka smug brunatnego dymu o humanoidalnych kształtach. "Serce" stwora rozpadało się... lub uciekało. Kapłan nie miał zamiaru ryzykować tej drugiej opcji .
- XILQA, XILQA, BESA, BESA IN NOMINE TYRRUS - APAGE! - wrzasnął Iulus, plując szlamem, błotem i wodą. Trzy z pięciu smug rozwiały się w nicość, a kapłan zwymiotował. Stanowczo niezbyt dobrze się czuł.

Helfdan nie sprzeciwiał się wkurzonym nagim kobietom. Nie bez znaczenia był fakt ciskana przez nie piorunów. Wycofał się, od tak... dla świętego spokoju.
Paladyn również nie należał do osób lekceważących czyjeś ostrzeżenia. Szybko odjechał na bezpieczną odległość. Ile bowiem mógł zrobić, tyle zrobił.

- Egomet arcessere artis fulgur gemituer TERRERE!!!- Aesdil dźwignął się na łokciu, drugą dłonią wykreślił gesty a jego metaliczny głos spotężniał gdy obrzydzenie i nienawiść znajdowały ujście w rozdzierającym uszy krzyku. Najkrótsza chwila przerwy i ... kula energii i dźwięku eksplodowała między pozostałymi resztkami stwora - a raczej smugami w które się rozwiewał!

Bezcielesne twarze wykrzywiły się raz jeszcze i zniknęły - ciężko powidzieć czy zniszczone, czy wchłonięte w mrok nocy. Z tajemniczej istoty pozostał tylko smród, kupa błota, zgniłych roślin i szczątków zwierząt, które miały nieszczęście zostać wchłoniętymi przez "falę". Wrażenie wszechogarniającego zła powoli zaczęło opuszczać Raydgasta. Wyglądało na to, że walka jest skończona.

Paladyn zatrzymał wierzchowca i rzekł... a właściwie krzyknął głośno: Dobra robota! Nie było to skierowane do konkretnych osób, tylko do towarzyszy... jako ogółu.
Potem Raydgast zeskoczył z Persivala i podszedł do jednej z nimf prowadząc konia za uzdę. Po czym spytał: Czy wszystko jest już w porządku... I co tu się właściwie stało? Czym była ta kreatura?

W tym czasie Britta nałożyła strzałę na cięciwę łuku i wycelowawszy w Helfdana zakrzyknęła. - Kapłan, tropiciel, do wody i umyć się. Nie będę jechała wspólnie z osobami, które śmierdzą gorzej niż stary cap.

Obojętny na groźby najemniczki Iulus kulił się w trawie, oddając się radośnie swojej nowej pasji - rzyganiu...
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline