Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-04-2010, 22:43   #41
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Britta z Revon nie uważała się za osobę, która ma szczęście. Do wszystkiego co miała doszła poświęceniem i wytężoną pracą, dzięki którym zyskała opinię wojowniczki tyle zdolnej co solidnej. Opuszki palców miała zrogowaciałe od naciągania cięciwy, w prawej ręce zaś taką krzepę, że bez trudu powalała nią dwa razy większych od siebie mężczyzn. Tylko ona sama wiedziała ile kosztowało ją utrzymanie ciała w takiej formie. Niemniej jednak nie mogła nie dziękować Tymorze za to, że postawiła na jej drodze Raydgasta Silvercrossbowa. Płacił dobrze, wymagań wielkich nie miał, był znany ze swej waleczności - no i miał żonę, której ponoć był fanatycznie wręcz wierny, co na szlaku oszczędzało Bricie wielu nieprzyjemnych sytuacji. Ona sama zaś wolała służyć paladynowi niż grubemu kupcowi, co więcej narzeka w czasie podróży niż siedzi pcheł na grzbiecie jego zaniedbanych najpewniej koni. A Britta nie lubiła, jak ktoś nie dbał o wierzchowce.

Tyrowy kapłan również nie wyglądał na kiepa i bardziej interesował się swoim koniem niż nią, co Bricie wcale nie wadziło; zwłaszcza że jego wałach okazał się złośliwą bestią, która podgryzała i kopała pozostałe konie. W drodze do grupy dołączyło jednak dwóch kolejnych jeźdźców - po kwaśnej minie pracodawcy wojowniczka poznała, że towarzystwo niekoniecznie było pożądane. I szybko zrozumiała dlaczego. Jednak nie jej rolą było oceniać, tylko mieczem robić.

Niemniej jednak przyjemnie się Bricie jechało. Pochodziła z tych okolic - co prawda po drugiej stronie rzeki, lecz wiedziała mniej więcej czego można się tu spodziewać. Toteż wieczorem widok wyłaniających się z rzeki nimf ani ją nie zaskoczył, ani specjalnie nie zaalarmował. Na równinach środkowej części Królestwa nimf było jak mrówków. Co prawda od czasu do czasu co młodszym i bardziej nawiedzonym odbijało, i atakowały wieśniaków czy drwali, próbujących wyrąbać jakiś zagajnik czy zmienić bieg rzeki, zazwyczaj jednak nie czyniły ludziom krzywdy. Ot, żyły wedle swoich zasad, a demonstracje ich siły starczały, by trzymać ludzi na dystans.

Fali się nie spodziewała. Ani tego co nadeszło później. Wypełniała rozkazy paladyna, gdyż nie dysponując żadną magią nie mogła mierzyć się z wodnym potworem. Zirytowało ją natomiast niepomiernie, że wszyscy mężczyźni kompletnie zignorowali nimfy, gdy tylko te przestały ich bezpośrednio atakować. Wiedziała, że magia tych stworzeń z najtwardszego chłopa może uczynić śliniącego się na ich widok idiotę, niemniej jednak - jak każda kobieta na widok ładniejszej od niej - była zła. Przecież mógł to być podstęp! Toteż marnując kolejne strzały na falę, co i rusz zerkała na baśniowe stwory, czujnie wypatrując najmniejszych oznak agresywnych działań. Tyle, że nimfy nie potrzebowały idiotycznych formułek, na które mogłaby zareagować, by sprowadzić gromy z nocnego nieba. Co do reszty zważyło Bricie humor. Skoro jednak sir Silvercrossbow zajął się kobietami, wyładowała swą wściekłość na pozostałych mężczyznach, zaganiając ich do kąpieli. A że potwór właśnie z wody wyszedł i w ciemnej toni mógł czaić się kolejny? Cóż... najwyżej pójdą na wabia.

Nimfy nie od razu odpowiedziały na pytania Raydgasta. Z przepraszającym wzrokiem pochyliły się nad - sądząc z postury - najmłodszą z nich, która szlochała histerycznie, co jakiś czas otrzepując się jak gdyby po jej ciele chodziło stado pająków. Dopiero gdy dziewczyna uspokoiła się nieco i przytuliła do jednej z sióstr, a wszyscy rozsiedli się wokół ogniska, najwyższa z nimf zaczęła mówić, równocześnie wachlując mokrym giezłem by szybciej wyschło. W świetle ognia wszystkie trzy były oszałamiająco piękne, z pewnością przewyższając wszystkie opowieści, jakie krążyły o urodzie nimf. Ich delikatne rysy i kształtne ciała wzbudziły pożądanie nawet w wiernym Helenie Raydgaście. Póki co nie czas był jednak ku amorom. Kobieta - ku rozczarowaniu Helfdana - zaczęła mówić.


- Pochodzimy równin nieco na północ od rzeki - rozpoczęła. - Ja - Tia; Mia i Lia - a przynajmniej tak zabrzmiał w uszach zebranych trel, jaki wydała z siebie nimfa wypowiadając imiona - wiele wiosen temu wzięłyśmy pod swoje skrzydła tamtejsze łąki i gaje. Ludzie nie uprawiają tamtych ziem, a nawiedzone ruiny nie przeszkadzały nam zbytnio. Jednak kilka słońc temu do zamku przybyły ciemne elfy, a potem ludzie... i przynieśli ze sobą zło. Nieśli je jak pochodnię wśród traw - zadrżała - lecz to nie trawy spłonęły. Oni odjechali, zło zostało... I którejś nocy wylało się z zamku jak fala. Wszystkie żyjące tam dusze, istoty które przyciągała magia tego miejsca zlały się w jedno, jakby łączone jakąś tajemną mocą...
- Jak za czasów wojen z Urgulem
- wtrąciła druga, Lia zapewne.
- Tak... - skinęła głową Tia. - Nie zdążyłyśmy uciec; jej moc oblepiła nas jak błoto, stłumiła nasze moce... Nie chciałyśmy was zaatakować, wybaczcie - skłoniła głowę, a Mia nieśmiało podeszła do kapłana i położyła drobne dłonie na jego ramionach. Ożywczy strumień mocy przeszył ciało Iulusa, a mdłości i zawroty głowy przeszły jak ręką odjął. Potem ruszyła w stronę Helfdana by zrobić to samo. - Nie miałyśmy wyboru. I dziękujemy za ocalenie. Nawet nie chcę myśleć ile zła mogłybyśmy wyrządzić pod kontrolą tej bezrozumnej istoty.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 27-04-2010 o 22:54.
Sayane jest offline