Nagle ogarnęło ich gorąco. Twarz i oczy Levana zapiekły nie tylko od żaru, który niczym piekło rozgorzał dokoła Grzecznego, ale też od bolesnych wspomnień, które sprawiły, że Levan nie był najatrakcyjniejszym z kieslevitów. Poparzona i pomarszczona od blizn twarz skurczyła się nagle, zęby Levana błysnęły bielą. Wyglądało to jakby kieslevita rozgniewał się nie na żarty.
Rozgniewany był tylko na Grzecznego, ale z każdym pchnięciem i z każdym cięciem zapomniał o tym, myślał jedynie o przeciwnikach. Z pierwszymi się udało, potem nastąpił chaos. Chaos był ich sprzymierzeńcem - ludzie Krogulca w żaden sposób nie mogli się teraz zorganizować. Wszelkie próby zatrzymania Grzecznego spełzły na niczym i już nie byli tak skorzy do walki. Taktyka Levana sprawdzała się jak dotąd dobrze. Tam gdzie Grzeczny nie dokończył dzieła ostatecznego rozgrzeszania, pojawiał się Levan i szybko odsyłał drani do ich własnych piekieł.
Na dodatek między żywymi pochodniami i tymi, którym udało się uniknąć tego strasznego losu szalał niezmordowany krasnal. Jego cień rzucany na okoliczne budynki był ogromny, niczym demon pojawiał się z uśmiechem na twarzy i dźgał czymś, co wyglądało śmiesznie w jego potężnych łapskach. Prawdziwy wariat. Było więc ich więcej.
Tupik wiedział jak im pomóc, a Levan wiedział jak to wykorzystać. Te chwile nieuwagi spowodowane przez drugi brzdęk szkła - zapowiedź kolejnej salwy ogni piekielnych, czy błysk monet krążących pod stopami zbirów, w których przeglądało się teraz całe piekło. Pazerność była wielkim wrogiem, każdego człowieka. A to, że zabija, Levan udowadniał z każdym kolejnym pchnięciem w najbardziej witalne punkty wrogów, dla których widok monety był powodem dla odwrócenia wzorku. Chaos pogłębiały sypiące się z dachu kamienie, Levan słyszał je dopiero, kiedy opadały na bruk, czasem w towarzystwie obolałego ciała.
Ciągle było ich dużo, ale teraz było nieco łatwiej nie dać się obejść. Szczególnie kiedy Levan trzymał się dwa kroki za Grzecznym - do niego nikt nie miał śmiałości, zbliżyć się. A jeżeli miał tę śmiałość, to śmiało mógł odmawiać ostatni pacierz. Krogulec wciąż był spokojny, widział go czającego się prawie bez ruchu z tyłu. Był pewien, że jeśli powalą jeszcze trzech, czterech, to nie będzie on tu czekał, a podkuli ogon i zmyje się. Runie jego odwaga, strzaska się zasrana pewność siebie. Łatwo być pewnym siebie kiedy się ma przed sobą dwudziestu chłopa. Teraz już nic nie będzie łatwe chuju! |