Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-04-2010, 20:51   #210
Szaine
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
"Wspomnienie ma w sobie wiele poetyckiej swobody. Opuszcza pewne rzeczy, inne wyolbrzymia (...), pamięć ludzka gnieździ się bowiem głównie w sercu."



Zakupiwszy konia, umówiwszy się z karczmarzem co do prowiantu na następny dzień i zapłaciwszy za pokój, drowka udała się na górę, aby zaznać snu. Choć z dołu dobiegały różne hałasy, w końcu udało się jej pogrążyć w sennych marzeniach. Nie wiadomo czemu jej sen uformował się ze wspomnień, na dodatek tych dotkliwych i nieprzyjemnych, które starała się pozostawić daleko za sobą i nie rozpamiętywać tego. Może dwóm osobom z powierzchni opowiedziała swoją historię, bo byli godnymi aby ją zasłyszeć. Gdy przebudziła się, doskonale wiedziała o czym był sen, jednak tylko końcówka wyryła się najbardziej. Może z racji tego, że była na samym końcu, a może z innego powodu...

Muzyka


***
- … oskarżona o samowolę, arogancję, ignorancję wobec planów wszechmogącej bogini Lolth, a także masakrę wywołaną u wrót wioski Kyorl, zostaje skazana na śmierć, bez odwołania! – głos Najwyższej Kapłanki rozniósł się echem wśród skalnych ścian. Drowka, klęcząca u jej stóp o dłoniach i nogach skrępowanych mosiężnymi łańcuchami odważyła się unieść głowę w górę.
- Wysłałam wici… dostałam informację, iż lodias się zbroją. Nie mogłam nie zareagować.
- Milcz! –
trach! Nahaj ze świstem przeciął powietrze. Bolesny cios opadł na obnażone plecy drowki. Zabolało jak jasna cholera… Kobieta zacisnęła jedynie szczęki, lecz nie spuściła wzroku z Najwyższej Kapłanki.
- Gdzie zatem jest Twój sługa? Sanon… - na znak kapłanki, jeden z drowów poderwał skazaną w górę i wcale nie lekko szarpnął, by odwrócić kobietę w stronę istot zgromadzonych poniżej podwyższenia. Oczy drowki przeczesały tłum raz… i drugi… ~Szlag by to!
Jej cisza była nazbyt wymowna.
- Rodzaj kary zostanie rozstrzygnięty do jutra. Do tego czasu zostaniesz ulokowana w lochach. Jeśli ktokolwiek chociaż odezwie się doń… Stanie przede mną… Osobiście.

Czuła jeszcze raz nahaja, a plecy paliły ją niemiłosiernie. Co za szumowina, miał czelność ingerować w jej plany? Które ścierwo ośmieliło się wysnuć taką intrygę? Komu mogła aż tak przeszkadzać? Te i inne pytania kłębiły się w jej głowie.
Siedziała zupełnie sama, pilnie strzeżona przez dwóch strażników. Cóż to było dwóch strażników?! Gdyby tylko nie fakt, że jest skrępowana. Szlag by ich wszystkich tra…
Krt… krt… - delikatnie drapanie wzdłuż ściany nakazało kobiecie porzucić te myśli. Równie dobrze mógł to być zagubiony szczur, bądź dogorywający w męczarniach illithid.
Nie musiała czekać długo, by zaraz później usłyszeć miękki odgłos ciał padających na ziemię oraz szczęknięcie zamka.
- Shkane… - mruknęła wojowniczka, patrząc na kobietę stojącą w progu. Była to młoda drowka, łasa na władzę, pieniądze i tytuł. Już nie raz spotykała się z nią w oparciu o absurdalną chryję, jednakże starała się ignorować młódkę. Mogłaby być całkiem ładna, gdyby nie szpetna blizna przechodząca wzdłuż podbródka.
- Wspaniałomyślnie przyszłaś skrócić moje cierpienie? – warknęła kobieta, czując się dotknięta do żywego. Stała oto przed nią gówniara, którą jeszcze wczoraj mogła pomiatać jak szmatą. A teraz? Shkane trzymała w jednej dłoni sztylet, w drugiej pęk kluczy. Uśmiechała się szyderczo.
- Ależ skąd – odparła krótko – wręcz przeciwnie, Sashivei. Przyszłam cię uwolnić – na te słowa, wojowniczka dziko parsknęła śmiechem.
- Daruj, proszę…
- Oszczędź mi tej ironii. Obie doskonale wiemy, że nie poradzisz sobie sama na powierzchni i prędzej zdechniesz, niźli dasz radę przeżyć chociaż jeden dzień
– mówiąc to, zbliżyła się do drowki i jęła otwierać zamek kajdanek.
- Po co to robisz? – zapytała.
- Jeszcze się nie domyśliłaś? To bardzo proste. Puszczę cię wolno, dam troszkę czasu na ucieczkę, byś mogła spokojnie wydostać się z Podmroku. Nikt nie będzie cię śledził i nikt też nie przeszkodzi w ucieczce. Po upływie danego czasu pójdę do Najwyższej Kapłanki orzec, iż uciekłaś, nie wiadomo jakim cudem, zabijając po drodze dwóch strażników. Do tego… biblioteka już płonie, więc radziłabym ulotnić się szybko – drowka swobodnie strzepnęła dłońmi, gdy Shkane odskoczyła odeń na bezpieczną odległość. Gwoli rozsądku, przyjęła pozycję obronną.
- Skąd pewność, że cię nie zabiję? – zapytała cierpko. Shkane uśmiechnęła się.
- Ty już nie żyjesz, Sashivei. Tak czy owak, zdechniesz. Wybieraj – droga wolna. Albo postarasz się uratować własną skórę, albo zginiesz z rąk własnych pobratymców za… za niewinność – uśmiech na twarzy młodej drowki poszerzył się – jeżeli dostarczę dowody twojej winy, Najwyższa Kapłanka osadzi mnie na twoim miejscu. Jeśli nie, sama zagarnę dla siebie twoje kompetencje… - teraz już rozumiała, doskonale rozumiała. Wiedziała, że żaden drow nie odważyłby się na taką bezinteresowność.
Zaklęła cicho, po czym wyminęła Shkane i puściła się pędem przed siebie. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, iż drowka blefowała – prędzej czy później wyskoczy za nią pościg i jeśli nie wysili się nadto, zginie nim dotrze do wyjścia z Podmroku.

Zhańbiona, upokorzona, wyklęta przez własną rasę, zignorowana przez bóstwa, wygnana przez własny gatunek wyszła na powierzchnię, jak ognia unikając jaśniejącej na niebie kuli. Bodajże trzeci raz w życiu na oczy widziała Słońce.
Ciężko było przystosować się do panujących warunków. Biegała po lasach, żywiła się z nieudolnych polowań. Czuła się zaszczuta i osaczona, a wygląd wiele pozostawiał do życzenia. Niczym nocna mara, nie posiadająca własnej tożsamości egzystowała...


***
Otrząsnąwszy się ze wspomnień wstała z łózka. Wyjrzała za okno, aby ocenić jaka jest pora dnia doszła do wniosku, że obudziła się skoro świt. Uśmiechnęła się do siebie, bo chciała wstać wcześnie. Zadbała szybko o poranną toaletę, ubrała się i zabrała wszystkie swoje rzeczy. Zeszła na dół do sali, która świeciła pustkami, jednak z racji, że to fort był, to i karczmarz nie spał. Przeszła przezeń, szybko zamówiwszy śniadanie, które poprosiła, aby było za 40 minut. Chłód przywitał ją, dodał wigoru i orzeźwienia, przyjemnej energii, gdy wyszła z dobytku. Udała się do kowala, aby odebrać swój sprzęt.


Oceniwszy pozytywnie jego robociznę i schowawszy swój nowy nabytek, z tyłu, na miejsce starych sztyletów, udała się do stajni, aby oporządzić wierzchowca. Zajęło jej to dłuższą chwilę, ponieważ robiła to skrupulatnie i dokładnie, jednak miała na tyle wprawy, że zdążyła na ciepłe jeszcze śniadanie do karczmy. Zjadłszy skinęła tylko karczmarzowi głową, otworzyła drzwi, przeszła przez próg, gdy natrafiła na niemałą przeszkodę w postaci szarego orka. Przyglądał się on jej spokojnie, by po chwili lustrowania przemówić.
- Czy jest coś, co mogę zrobić, abyś jednak zdecydowała się podążyć z tą kompanią?
- Dobrze zacząłeś, słucham dalej -
odparła spokojnie, aczkolwiek z nutką sarkazmu w głosie, patrząc mu bezczelnie w oczy.
Natomiast jego ślepia nie wyrażały absolutnie nic. Nie można było dostrzec w nich złości czy podenerwowania. Zimna kalkulacja.
- Co byś chciała zatem usłyszeć? Pytaj, a postaram się odpowiedzieć na Twe pytania. Zacznę może jednak ja od pytania. Proponuję naprawdę dobre pieniądze za coś co jest jednoznacznie wpisane w Ciebie jako drow'ke. Twój naród zawsze zaciera ręce gdy może kogoś pognębić... co Cię powstrzymuje?
Ironiczny uśmiech wykrzywił jej usta.
- Chcę coś usłyszeć? Nie, dałam ci możliwość kontynuowania - zrobiła krótką pauzę, aby znów przemówić monotonnym tonem - mój naród... Tak, zdecydowanie masz rację. Jednak zbyt długo jestem na powierzchni, zbyt często przebywałam w towarzystwie nie - drowów, a dołożywszy do tego doświadczenie... Wszystko to sprawia, że nie pędzę tylko za tymi banałami, jak moi pobratymcy, z których nawiasem mówiąc drwię. Zresztą, jaką ja mam przyjemność z przebywaniem wśród zielonoskórych, ciemnoskórej siostry, która nawet nie śmiała ze mną zamienić słowa, Lolth wie czemu, taka to powinna od razu przyjść i podać mi dłoń, ale widzę, że nie... No i widziałam jeszcze jednego człowieka, już nie wspomnę o napalonym jaszczurze... I na co ja mam zacierać ręce? - wzruszyła ramionami.
Ork skinął wyraźnie usatysfakcjonowany odpowiedzią.
- Ten człek jest wampirem. Zapewne to tylko powiększy dystans Was dzielący... Jednak rozumiem co masz na myśli. Co może Cię w takim razie przy nich trzymać? Jeśli nie kasa, jeśli nie chęć zdobycia władzy... to co jest tym czego pożądasz?
- Wampir? Jeszcze lepiej -
skomentowała - mam kilka celów, ale zdradzę tobie tylko jeden. Mianowicie jest nim chęć bycia doskonalszym. Moją aspiracją zawodową jest opanowanie do perfekcji zręczna, akrobatyczna walka oraz bycie świetnym arbitrem, obserwatorem, jak kto woli. Mówię tu zarówno w terenie, jak i wśród społeczeństwa. Tego chcę i do tego dążę, dlatego potrzebuję pieniędzy, doświadczenia, czasu i uporu.
Mówiła mentorskim tonem, jakby pojęła wszystkie rozumy świata, jednak można było w tym dostrzec coś jeszcze, co skrzętnie ukrywała. Nie gestykulowała nadto, ale nie traciła kontaktu wzrokowego ze swoim rozmówcą.
Ork uśmiechnął się zagadkowo. Uśmiech ten był zaledwie drgnięciem kącików ust i nie znalazł odbicia na szarozielonej twarzy. Heinrich jednak ponownie przytaknął.
- Mi natomiast potrzeba istot myślących, działających w sposób który przyniesie mi zamierzony efekt. Kogoś kogo będę mógł wypuścić i być pewnym że wykona powierzone mu zadanie. Nie jak tępa maszyna, lecz jak myśląca istota, wprowadzając modyfikacje.. naginając to co zostało wypowiedziane na potrzeby chwili, na potrzeby zadania. Tak, aby Księstwo mogło wyciągnąć z tego jak największe profity. Gotowy jestem za to zapłacić wiele. Tak w złocie, tak w wygodach... Jak i w szkoleniach, czy przekazanej wiedzy...
- Tak -
lubiła żonglerkę słowną. To sprawiało jej satysfakcję, poruszało jej umysł, duszę, aż przyjemne dreszcze drażniły jej ciało - w to akurat nie wątpię, już pokazałeś jaki hojny jesteś. Jednak ja zdradziłam ci czego pożądam. Stwierdzasz, że potrafisz mi to ofiarować, ale nie powiedziałam co mnie skłoni do dalszego przebywania z tą grupą... Co zaoferujesz zatem? Wszystko co możesz mi dać znajdę gdzie indziej.
Wiedziała, że stąpa po cienkim lodzie. Jednak gdyby jej zależało na tym, aby być w tej grupie, to by była bardziej ostrożna. Ale ona tylko mogła się zgodzić na kolejne zadanie od szarego orka, ale nie pragnęła go.
- Mówisz o czymś ekstra... - nie było to pytanie. Ork stwierdzi to w sposób tak swobodny, jakby wiedział o tym od początku - mówisz o czymś co możesz dostać tylko ode mnie, jednak od nikogo innego? Jest coś takiego. Nie wiem jednak czy by ci się to spodobało.
Ork na kilka chwil jakby spojrzał w dal.
- Widzisz każde z nas przyjmuje pewną maskę, wchodzi w pewną rolę. Czasem czyni to ponieważ musi... a zdarzają się sytuacje kiedy przybrana maska staje się skórą... tą prawdziwą. Mówisz o potrzebie samodoskonalenia się? O dążeniu do ideału. Mogę Ci zagwarantować coś co pozwoli dążyć Ci do ideału tak długo jak długo zechcesz... i że nikt nie będzie mógł Ci w tym przeszkodzić. Prawie nikt... ale jakiś haczyk pozostaje zawsze, nieprawdaż?
Za śmiała się subtelnie na jego słowa. Sprytnie - pomyślała w duchu.
- Maska... - spojrzała w dal. Już wiele razy nad tym rozmyślała, ponieważ sama ją nosiła. Wiedziała, że to może doprowadzi ją nawet do schizofrenii, ale potrafiła to kontrolować. Znała dobrze siebie i siebie nie okłamywała. Wiedziała, kiedy jest Sashivei, a kiedy odzywa się maska. Doszła również do wniosków, że najlepiej kiedy obydwie uzupełniają się. To dopiero fascynujące zjawisko.
- Czuję jakbym z demonem pertraktowała o swą duszę, w zamian chcąc potęgę - znów wykrzywiła usta w uśmiech - demony haczyków nie zdradzają, nieprawdaż?
- Nawet nie wiesz jak bliska jesteś prawdy wypowiadając te słowa -
ork jakby posmutniał, po czym dodał po chwili - I nie, nie zdradzają. Nawet demony nie mogą odkryć od razu wszystkich kart.
Wyłapała od razu zmianę zachowania u rozmówcy. Często lubiła po prostu obserwować innych i na tej podstawie wyciągać wnioski. Jednak ciężko zinterpretować niektóre rzeczy, tym bardziej jeśli miała przeczucie, że to może być blef.
- Chyba mi nie powiesz, że stoję teraz naprzeciw nieśmiertelnej istocie - zadrwiła, choć nie spuszczała go z oczu, chciała zobaczyć reakcję - w każdym bądź razie gra w otwarte karty jest nudna, ale czasem potrzebna. Tym bardziej, że mam na uwadze to jak zaczęła się nasza współpraca. Nie dziw się, że wolę wiedzieć na czym stoję i jakie konsekwencje mnie czekają.
Ork spojrzał w oczy kobiety, a w jego, pozbawionych tęczówek, czerwonych ślepiach ciężko było wyczytać cokolwiek.
- Nie, nie powiem. Stoisz na przeciw istoty, którą zabić można tak jak i Ciebie, choć zarazem inaczej. I masz racje gra w otwarte karty czasem się opłaca... Ale przyznasz, że czasem trzeba też grać dobrą minę, nawet jeśli karty ma się słabe prawda?? Ta banda zielonych zabijaków... jest.... wystaw sobie, że jest jednym z moich asów... Ale będę też potrzebował wśród nich kogoś, kto w razie czego... będzie w stanie też rozpoznać dobrą kartę u przeciwnika...
- Dziwi mnie, że oni są twoim asem, ale widać masz ku temu powody -
odparła, a brak wścibstwa w jej słowach było co najmniej dziwne - dobrze zagram w tą grę, ale jeśli ty wymagasz, to i ja. Zatem, jak wykonamy kolejne zadanie, to chcę otrzymać zapłatę, która mnie usatysfakcjonuje i zadowoli, plus mały bonus, tak od ciebie. Jeśli zaskoczysz mnie pozytywnie, to zostanę na kolejne zadanie, jeśli nie, odejdę i zostawię niemiłą niespodziankę po sobie. Co ty na to? - wyczuła, że faktycznie orkowi na niej zależy i nie dbała w tym momencie o powód, jeszcze na to za wcześnie. Jednak nie byłoby to przyjemne, gdyby nie fakt, że ten ork potrafi rozmawiać z nią na poziomie, ba nawet zmusza ją do zastanawiania się i skupieniu na rozmowie.
- Zgoda.
Ork wyciągnął prawicę. Ujął delikatnie dłoń o kolorze hebanu. Jego dotyk był dziwny. Z jednej strony dłoń była delikatna, jakby nie należała do przedstawiciela zielonej rasy, z drugiej... z drugiej była przeraźliwie zimna. Ona również rękę wyciągnęła i zacisnęła na jego dłoni. Lekko powieka jej drgnęła, gdy poczuła zimno oraz delikatność, ale tylko dlatego, że nie spodziewała się takiego bodźca dotykowego.
Po tej namiętnej konwersacji wzięła swoje toboły i przymocowała do siodła, po czym wskoczyła nań i ruszyła za resztą kompanii. Niedbała o to czy ich to zdziwi, czy też nie, ba nawet nie miała ochoty niepytana odzywać się. Najśmieszniejszym było to, że nie wiedziała co właściwie mają zrobić, jedynie dosłyszała, że mają dorwać jakiegoś maga. Nie przeszkadzało to jej, wszystkiego dowie się. Bardziej zastanawiała się nad inną rzeczą, przez co jej oczy zamglone były i nawet, gdy ich rycerze zatrzymali, to zatrzymała konia z tyłu karawany i nieobecna czekała aż sprawa wyjaśni się i ich puszczą, o ile to zrobią.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline