Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2010, 15:39   #43
Romulus
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Złocisty spojrzał z nienawiścią na nicość w którą zmieniły się "smugi". Przyglądał się im chwilę, w czasie gdy podpierając się mieczem wstawał z ziemi i próbował ustalić czy istota została zniszczona definitywnie czy tylko niezwykle osłabiona.

- Dobra robota!
- głos paladyna wytrącił go z bezproduktywnych rozważań. Spojrzał z niechęcią na Raydgasta. - Akurat ty najmniej się narobiłeś, głupi gnojku - mruknął i splunął. Przez chwilę rozglądał się i ze strachem szukał Kulla, przypominając sobie błyskawice. Na szczęście rudopióry drapieżca miał tyle oleju w głowie że umknął gdy zaczęło robić się niebezpiecznie i dopiero teraz spłynął z mrocznego nieba.

- Dzielny Kull, dzielny, nie bałeś się latać po zmroku
- elf pogładził go po łebku i przeniósł ostrożnie na naramiennik. Podszedł do Manoriana. Nawet nie pytał.
- Egomet arcessere vis mini vulunus curavi, IAM! - zaśpiewał i dotknął zmaltretowanego kapłana.

- Na razie tyle mogę zrobić Iulusie
- powiedział i z niepokojem starał się dojrzeć oczy kapłana, spodziewając się że zanurzenie wewnątrz śluzowatego potwora zniszczyło gałki oczne wyznawcy Tyra. Ten jednak przynajmniej na razie nie wyglądał na zdolnego oderwać się od matki ziemi. Bard zacisnął zęby, spojrzał na Brittę i
Helfdana, podszedł do nimf, nawet nie zdając sobie sprawy z tego że z mieczem w garści. Ukłonił się dziewczętom, dopiero teraz dostrzegając miecz.

- Cieszę się że nie stała wam się krzywda
- powiedział w języku leśnych stworzeń, pamiętając że Alariele o wiele bardziej lubiła gdy zwracał się do niej w tym języku niż we wspólnym. Uśmiechnął się do dziewcząt, przełykając ostre słowa o tym że niepotrzebnie się wtrącały.

- Czy możemy wam jakoś pomóc?
- zapytał, widząc jednak że na razie nie doczeka się reakcji odwrócił się i odszedł na bok by w spokoju obejrzeć klingę. Przypomniał sobie chwilę gdy użył broni i efekt jaki wywarła na istotę. Zastanowił się.

- Nazwę cię Przerażaczem
- powiedział i skinął głową zadowolony. Widząc że przynajmniej w tej chwili nic mu nie zagraża zajął się rozniecaniem Płomienia. Wytężył wolę i wchłonął energię magicznej osłony, podniósł dłoń i zadeklamował:

- Phaos Azyre Hysh AKSHO! - energię tego czaru pochłonął również czując jak ogień wewnątrz niego na powrót rozpala się coraz silniej. Powtórzył zaklęcie, jeszcze raz, jeszcze i jeszcze, aż znajomy gorąc w piersi powiedział mu że Płomień gorzeje równie silnie co przed zasadzką. Podszedł do juków, wyciągnął szmatkę, z lekkim uśmiechem błąkającym się na wargach wytarł Przerażacza, naoliwił go i wrócił by posłuchać co nimfy mają do powiedzenia. Może i całe zdarzenie bardziej by nim wstrząsnęło gdyby nie to że najbardziej ucierpiały biedne nimfy i biadolenie i użalanie się nad sobą byłoby co najmniej bezzasadne...

Helfdan chyba w przypływie jakiejś pomroczności zaproponował nimfom ostatnią koszulę i koce do okrycia chociażby kawałka ponętnego ciałka. Wszyscy krzewiciele cnotliwości mieli dowód na to, że tydzień rozpusty robi w umyśle olbrzymie straty. Początkowo te z niechęcią patrzyły na to nie wiedzieć czy ze skromności czy z szorstkości materiału. – Może to jedwabie nie są, ale i wszy tam nie uświadczycie. A jak jeszcze chwilkę będziecie paradować tak jak paradujecie to kapłan na zawsze czerwony na gębie ostanie. Już nie mówiąc o Bricie… Nie musiał kończyć, bo te okryły się, co nieco. Najmłodsza z nimf zrobiła się czerwona jak burak i ukryła za siostrami.

Ten usiadł bliżej ognia, bo sam był w mokrej, świeżo upranej koszuli. – Nie ma, co dziękować. Ten oto tu paladyn sir Silvercrosbow takie chwalebne czyny ma w swojej naturze. Kapłan Manorian tyle się napatrzył, że będziecie się mu śniły przez wiele nocy w całej okazałości, że się tak wyrażę. Przepił czymś na chwilę milknąc. – Jak sądzę dla barda możliwość obcowania z takim subtelnym pięknem jest samo w sobie nagrodą. A Britta ma za to płacone więc nie ma problemu, rzucił krótkie spojrzenie najemnicze. Ta odpowiedziała tropicielowi niechętnym spojrzeniem.

- Jak wiecie gdyby nie oni to bym was naszpikował strzałami. -Otwarcie stwierdził. – Czyli mnie podziękowania się po prostu nie należą. Widząc na twarzach irytację przeciągającym się monologiem tropiciela przeszedł do meritum. – Zamek czy jak to określiłyście te ruiny, jak tam trafić? Nie wiem jak inni, ale ja chętnie bym tam się wybrał.

Tia, która nie wydawała się zaskoczona bezpośredniością tropiciela, rzekła poważnie:
Niemniej jednak nie wystrzeliłeś, rozmawiać też próbowałeś i choćby za to dzięki się należą. Po co jednak chcesz iść do twierdzy? To tylko kupa walących się kamieni, splądrowana już dawno temu. Właśnie z takich ciekawskich śmiałków, co sobie tam gnaty łamią, zbłąkane dusze się rodzą. - zadrżała lekko. - A wesz też istota żywa i swoje zjeść musi - dodała surowo.

- Wilk też jeść musi, ale żaden jeleń z tego powodu nie daje się złapać wilkowi -
wtrącił paladyn.
- Ani nie gani go za to, że próbuje - odpaliła Lia.

- Mam swoje powody. Konieczne musisz je poznać, aby zdradzić mi gdzie owe ruiny się znajdują? - Zapytał Helfdan bez pardonu.
Nimfa wzruszyła ramionami. Twoje życie, twoja sprawa. Zapomniana Forteca - jak nazywają tutejsi to miejsce - jest o tam, prosto na północ - machnęła ręką w ciemność. - Na koniu to jakieś dwa-trzy dni przez łąki ci zajmie. Przeprawisz się w miedzyczasie przez rzekę i już - zresztą wzgórze widać z daleka.
- Dziękuję, za informację i za troskę. Powiedział z uśmiechem wpatrując się w jej jędrną pierś, która ewidentnie nie chciała się kryć pod niezasznurowaną koszulą tropiciela. Zganił nimfę wzrokiem za taką nieprzyzwoitość mając na uwadze dobro kapłana. Siedząca za nią Mia skuliła się jeszcze bardziej - zdawało się, że zaraz naciągnie koc na głowę, byleby tylko mężczyźni się na nią nie patrzyli.


- Ilu tych drowów było? -
zapytał Aesdil - Co to byli za ludzie którzy za nimi przybyli? - uśmiechnął się do sióstr, jednak na wzmiankę o mrocznych elfach już wcześniej poczuł gwałtowne uderzenie gorąca, nie mające wiele wspólnego z Płomieniem. - Długo to ... coś ... trzymało was w swoich okowach?

Kobiety naradzały się chwilę; najwyraźniej będąc pod wpływem istoty straciły poczucie czasu. Wreszcie najstarsza rzekła: Zdaje się, że złapała nas dzień lub dwa przed nowiem, więc... - jeszcze raz spojrzała w niebo - chyba nie więcej jak sześć dni, może mniej...
- Co do przyjezdnych zaś, to nie liczyłyśmy; zresztą drowy nadjechały z północy, a my na południe od ruin mieszkamy. Ludzie zaś młodzi byli - dzieci prawie - przyszli na piechotę od strony wsi. Może poszukiwacze skarbów...? -
odparła Lia
- Chyba nie, bo wracali na koniach i z wozem, więc zapewne drowy ich tak wyposażyły - sprzeciwiła się Tia.
Chwilę spierały się na ten temat, lecz wyszło na to, że póki ludzie nie ingerowali w naturę to nie interesowały się nimi zbytnio; zwłaszcza jeśli wchodzili na wzgórze. Choć czuły potem stamtąd swąd spalenizny i jakieś ryki.
- Ten stary mag ze wsi też tam był; znów przyszedł, choć kilka dni wcześniej - niespodziewanie szepnęła Mia.
- Pewnie go zabili biedaka...

- No to chyba jednak trzeba będzie dokładniej przepytać naszą bardkę. - Wtrącił jakby mimochodem tropiciel.

Laure sięgnął do juków i wyciągnął ubiór akolity, widząc problemy nimfy. Strój jest miękki i, choć dość luźny, skrojony na elfa, więc powinien lepiej się ułożyć na podobnej do elfiej panny nimfie niż na zwalistym tropicielu. Wyjął też ubiór barda, mając nadzieję że zielony strój przypadnie którejś do gustu. Nade wszystko zaś były suche i czyste, a o to chyba chodziło.
- Może to będzie lepiej pasowało...
Tia machnęła ręką. Mnie tam wszystko jedno, to wy chcecie byśmy się odziały.

Raydgast milczał, choć w sumie odpowiedź na pytanie elfa i jego interesowała.To jednak nie ma co biedaczek zarzucać gradem pytań z trzech stron.
Co do strojów, paladyn nie miał żadnego odpowiedniego. A nimfy, istoty przecież baśniowe, ubrań z reguły nie potrzebowały. Chyba tylko po to, by reszta drużyna nie wybałuszała oczu na klatki piersiowe urodziwych panien.
- Od razu, że chcemy. Uwikłani w pewne ludzkie konwencje i mając dobro Iulusa na uwadze o to nieśmiało prosiliśmy. Jednak jak to z ludźmi bywa nie zawsze otwarcie mówimy, co chcemy. Czuł się zobowiązany sprostować nimfę, bo Tia w przeciwieństwie do Miji zachowywała się dużo bardziej prowokująco. Więc dlaczego by tu sobie nie pożartować.
- A co, chory jest? Możemy wyleczyć... - Tia i Lia spojrzały z zaciekawieniem na kapłana.

- Nie, nie, dziękuję. Już lepiej się czuję, dzięki uprzejmości szanownych Pań i pierwszej kuracji. Jakoś mnie tak jeno nieswojo po tem zatonięciu w tej upiornej istocie - skrzywił się na wspomnienie oślizgłej mazi, w której brodził. - Przejdę się chyba, faktycznie zmyje z siebie szlam, Panie wybaczą - skinął głową spoglądając na nimfy i Brittę - Panowie... w razie co będę krzyczał, to będziecie mogli znów mnie ratować przed potworami i utratą cnoty... - sarknął. Jednak wstając puścił do tropiciela oko i skinął jeszcze raz głową. - Dzięki za pomoc. - powiedział do Helfdana i ruszył w stronę namiotu.
Po chwili wynurzył się z niego, nadal w pełnym rynsztunku, jednak z kawałkiem płótna i kostką mydła w ręce i udał się na brzeg. Chwilę dreptał po nim wte i z powrotem, rozglądając się uważnie, po czym przycupnął obok krzaczka i szybko zrzucił swoje ubranie.
Zimna kąpiel otrzeźwiła go tak z mdłości jak i bezczelnych rumieńców.

Nachylając się nad uszkiem nimfy zwanej Lią półelf zwrócił się nieco przyciszonym głosem - Nieśmiałbym prosić, a on już w szczególności. Ale gdybyście były w stanie na to coś zaradzić… „to chętnie bym na to sobie popatrzył” chciał dodać lecz zmilczał uznając, iż to jest dobry moment by zostawić coś niedopowiedziane. Lia zachichotała i puściła do tropiciela oko.

- Kapłan raczej nienawykły do kobiecego towarzystwa - sprostował paladyn, gdy Iulus się oddalił, i spytał. - A wiecie może od jak dawna drowy siedziały w tych ruinach? I czy pojawiały się wcześniej. Czy może dopiero ostatnio?
- Przybyły może z dekadzień temu, może trochę dłużej, a czy bywały wcześniej? Mówiłam już, że tam nie chadzamy. Teraz było ich widać tylko dlatego, że pojechali potem w stronę jeziora - jeźdźców było trzech, może inni zostali w ruinach. No i że złapali jakichś przejezdnych - starego rycerza i podrostka.
- Ale jeśli by chcieli gdzieś się kryć, to ruiny są dobrym miejscem
- wtrąciła Lia. - Mury są jeszcze w dość dobrym stanie, z wieży całą okolicę widać, a piwnice są głębokie i poprowadzone wzdłuż i wszerz wzgórza; gdzie mają dodatkowe wyjścia. No co, sama tam nie chodziłam, krety mi powiedziały - wyjaśniła, widząc zdumione spojrzenia sióstr.

- A czy moglibyśmy prosić o wskazanie nam takiego wejścia? Jeśli byłoby to możliwe
- wtrącił elf w mig orientując się jaką dałoby im to przewagę zaskoczenia, jeśli drowy faktycznie tam są - wyprawa do Lasu Ostrych Kłów i lekcja taktyki nie poszła na marne...

- Hm... nie wypytywałam dokładnie, bo i po co... - zadumała się Lia. - Ale na pewno jedno jest w świątyni Galian na podgrodziu. Jest murowana, więc pewnie jeszcze się nie zawaliło.

Uderzył w podnieceniu pięściami o siebie. Mia podskoczyła

- Jeśli nie ma tam pułapek czy wartowników, warto byłoby skorzystać z takiej możliwości - zawsze to lepiej niż wparadować do środka na oczach straży! Przepraszam - uśmiechnął się do Mii.

- I tak z wież będzie was widać - wzruszyła ramionami Tia. - Przecież po to je zbudowano.

- W nocy? Nawet drowy nie widzą chyba aż tak dobrze, zresztą, nie twierdzę że to idealny pomysł, ale skoro i tak tam zmierzamy i istnieje szansa - czemu jej nie sprawdzić - powiedział z uśmiechem, ciesząc się z pojedynku ze swego rodzaju "adwokatem Tanar'ri".

Lia spojrzała na barda z politowaniem. Chyba ci się drowy z twoim jastrzębiem pomyliły. To już lepiej w środku dnia idźcie, gdy słońce jasno pali - przecież nie ma lepszego sprzymierzeńca dla ciemnych elfów niż noc.
- Może... Z tym środkiem dnia to też niezły pomysł - uśmiechnął się. - Jak drowy były uzbrojone i wyposażone, jeśli rzuciło wam się to w oczy?
Lia wzruszyła ramionami. Normalnie... Miecze, kusze... przenośnej balisty to na pewno nie mieli.
Skinieniem elf podziękował za informację.


- Na razie jadę do Podkosów, tam popytać.- rzekł paladyn spokojnym tonem głosu.- Zakon zlecił mi przeszpiegi, nie wojenkę z drowami.
Raydgast specjalnie podkreślił słowo JA w tej wypowiedzi. Nie miał zamiaru w tej sprawie dyskutować, ani nikogo nie przekonywać. Nie widział też powodu, by musieć znosić, aroganckiego i naburmuszonego elfiego barda w swoim towarzystwie. Aesdil za nim nie przepadał, ze wzajemnością zresztą. Więc nie było sensu, trzymać się razem na siłę.

Elf machnął tylko ręką.
- Godna pochwały wstrzemięźliwość, nie pozwól nam się zatrzymywać.

Raydgast może by się przejął uwagą elfa, gdyby od początku wyprawy nie traktował go jak powietrze, ignorując ostentacyjnie jego docinki i "dziecinne" zachowanie. Wychodził z założenia bowiem, że czasami i 200 lat, nie wystarcza by dorosnąć.

Bard poczekał na dalsze pytania i wreszcie samemu zapytał, dochodząc do wniosku że niewiele więcej się dowiedzą o rozwoju wypadków w Zapomnianej Fortecy.
- Jak zwał się mag ze wsi? - zwrócił się do Mii.
- Nie wiem... -
szepnęła nieśmiało nimfa. - Nazywałyśmy go "Ślepcem", bo miał tylko jedno oko. Ale był bardzo zabawny, zwłaszcza jak próbował przekonać okoliczne kruki, by któryś zgodził się zostać jego przyjacielem. Biedak... - łzy stanęły jej w oczach.

- Czy wyczułyście może czy tę ... istotę ... -
zawahał się nie wiedząc jak to powiedzieć by nie przestraszyć ponownie Mii - zniszczyliśmy kompletnie czy też jednak uciekła?
- Wyczuwanie nieumarłych to nie nasza specjalność, przykro mi
- odparła smutno Tia. - Jednak bez wpływu tego... zła, które przywlekli za sobą ludzie sądzę, że cienie na powrót staną się co najwyżej zbłąkanymi duszami i nie będą czynić już nikomu krzywdy.

- Potrzebujecie jakiejś pomocy od nas, panie?
- uprzejmie skłonił głowę i uśmiechnął się głaszcząc Kulla. Tknęła go nagła myśl - nachylił się nad jukami, wyjął kubek i butelkę wina, nalał.
- Skosztujecie? Wino na wzmocnienie i uspokojenie nerwów
- wyciągnął kubek w stronę Tii, chyba najstarszej. Pamiętał że Alariele nie przepadała za winem, ale też nie odmawiała specjalnie... - Może coś zjecie? Pewnie nie miałyście nic w ustach już od kilku dni...

- To chyba my powinnyśmy spytać, czy możemy wam w czymś usłużyć - ostatecznie zawdzięczamy wam życie; zapewne nie tylko my - poważnie rzekła Tia, biorąc kubek i podejrzliwie wahając zawartość. - ...Sfermentowane owoce?
- Ludzie
to piją żeby sobie humor poprawić - wyjaśniła jej Lia, ponownie puszczając oczko do tropiciela, który przybierał na twarzy ciekawe kolory, i bardzo jej się to podobało.
- Patrzcie jaka obeznana... znów do Wzgórz się wyprawiałaś? - z przyganą mruknęła Tia, upijając łyk płynu. Prychnęła, zakrztusiła się, oczy zaszły jej łzami. - Chyba podziękuję - uśmiechnęła się wymuszenie oddając elfowi kubek, który zręcznie przechwyciła Lia i bez problemu wypiła zawartość do dna.
Paladyn wdzięcznością nimf, zwłaszcza wdzięcznością Lii nie był zainteresowany. Ale co zrobi reszta, nie było jego sprawą. W popijawie podobnie jak Britta, udziału nie brał. Zresztą łuczniczka nie do końca nimfom ufała.

- Mia, pomożesz mi z wierzchowcami? Trzeba sprawdzić czy nic im się nie stało, spłoszyły się wcześniej.
- Aesdil powiedział spokojnie, chcąc by beksa wreszcie trochę się uśmiechnęła i choć przez chwilę zapomniała o ostatnich wypadkach. Uzupełnił zawartość kubka i podał jej wino. Młoda nimfa pokręciła głową i cofnęła się lekko - wyglądało na to, że od jakiegoś czasu zamiast potwora boi się już... mężczyzn.

- Przydałoby się zmienić miejsce obozowania, za dużo tu ... pozostałości... - poszukał wzrokiem spojrzenia kapłana i tropiciela i nieznacznie wskazał resztki po stworze. - Oczywiście zapraszamy do spędzenia nocy z nami, tak będzie bezpieczniej - powstrzymał uśmiech widząc wyraz twarzy tropiciela.

Podszedł do wierzchowców by sprawdzić co z nimi - wrzaski, huki, odór i inne atrakcje wystarczająco nadszarpnęły cierpliwość i nerwy zwierząt. Zorientował się jednak że ktoś był tu już wcześniej i uspokoił konie. Indraugnir, rogata dusza, wręcz drzemał już z zapomnianą gałązką w pysku.

***

Po przeprowadzce obozu elf oddał nimfom koc, sam zaś siadł na derce obejmując straż. Wpatrzył się w nowy miecz usiłując dojrzeć w nim coś czego wcześniej jego bystry wzrok nie wypatrzył, oczywiście - bezskutecznie. Mimo wszystko z zadowoleniem pogładził klingę. Nadane jej imię bardzo mu się spodobało. Sam zaś po zmianie przez następnego w kolejce wartownika legł w zwyczajny sen pełen koszmarów...
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline