Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2010, 16:56   #206
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Barbarzyńca zniknął w zadymce, podkradając się do mamiącego obietnicami, goblina. „Czekać czy nie czekać?” - zastanawiał się Guun. „Dać nogę teraz czy czekać na rozwój wypadków? Jeśli umknę to narażę się na atak Karthaga, który może się czaić wszędzie. Pozostanę to pewnie nic dobrego mnie nie spotka. Smokowiec poradzi sobie pewnie bez problemu z magiem, a goblin jest już praktycznie martwy. Jak Elrix pokona Karthaga to pewnie weźmie się za mnie. Co do Thruda, to trudno. Chyba czas się rozstać!”

Stał jeszcze chwilę niezdecydowany, a tymczasem z śnieżnej kurzawy dobiegł go krzyk. Krótki i urwany śmiertelny skrzek umierającego goblina. Thrud spisał się na medal, podszedł bezszelestnie swoją ofiarę i zarąbał ją jednym, pewnym ciosem. Zamieć śnieżna nieco ustała i przez spadające z nieba, wirujące płatki, badacz widział leżące na ziemi zielone ciało bez głowy, stojącego nad nim Thruda i nieco dalej Elrixa, który również wpatrywał się w trupa. Obaj równocześnie podnieśli wzrok, ich spojrzenia przecięły się. „Na Czarne Serce Zurry! Znów stoimy naprzeciw siebie. Co teraz?” - mocniej ścisnął kostur i delikatnie pochylił go w stronę smokowca, równocześnie zastanawiając się jaki efekt wywoła tym razem. Na szczęście nie musiał sprawdzać. Z nieba dał się słyszeć przerażający krzyk i huk potężnych skrzydeł. To nadciągał czarnoksiężnik Karthag na swojej latającej bestii. Jej skrzydlaty, obły kształt już majaczył pomiędzy padającym całunem śniegu.

Dziewczyna towarzysząca Elrixowi krzyknęła przeraźliwie i rzuciła się do ucieczki. Sam smokowiec stał nieco zdezorientowany i patrzył za nią. Tylko Thrud zachował, jak przystało na barbarzyńcę, zimną krew. Z dzikim grymasem na twarzy uniósł do góry wielkie ostrze topora i stanął w rozkroku, przygotowując się na odparcie ataku bestii.

W tym momencie Guun podjął decyzję, odwrócił się na pięcie i podpierając się kosturem ruszył przez tworzące się w kotlinie zaspy, w kierunku górskiego stoku, na którym zostali pojmani. Nie interesował go wynik walki, jaka z pewnością toczyła się za jego plecami. Miał tylko nadzieję, że wszyscy się nawzajem pozabijają i tylko on pozostanie na szlaku, wiodącym do Korony Władzy. Śnieg znów zaczął mocniej sypać, uniemożliwiając szybkie poruszanie. Guun mozolnie przedzierał się przez zaspy. Już wyszedł z dna kotliny i wspinał się, zasypaną teraz, górską ścieżką. Raz po raz usuwał się nieco lub zapadał w śnieg. Wolno, coraz wyżej, aż w końcu dotarł do miejsca, którego szukał. Stanął na skraju przepaści. „Zurro! Niechaj się nie mylę” - pomyślał i ostrożnie, jednak z pełnym przeświadczeniem, że postępuje słusznie, zrobił krok w przód.
 
xeper jest offline