Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2010, 20:42   #10
Amanea
Konto usunięte
 
Amanea's Avatar
 
Reputacja: 1 Amanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znanyAmanea nie jest za bardzo znany
Rekonesans najbliższego otoczenia twierdzy był niezbędny. Już dawno temu opracowała plan działania, podczas tego typu zadań i tego właśnie planu ściśle się trzymała. Musiała poznać każdą drogę ucieczki, w razie gdyby coś nie wypaliło. Rzadko nie wypalało, ale wiedziała, że wszystko może się zdążyć, i że musi poznać wszystkie możliwe wyjścia z Baszty. Przedzieranie się przez krzaki było najmniej przyjemnym elementem zwiadu, jednak musiała to zrobić. Najbardziej dziwił ją fakt, że przyroda w tym miejscu milczała. Ptactwo nie wydawało żadnych dźwięków. Nawet wiatr szumiał wyjątkowo cicho, bezlitośnie zdradzając każdy zły krok zabójczyni. Z drugiej zaś strony dawało jej to przewagę nad hałaśliwymi mieszkańcami Baszty. O ile w ogóle tacy byli. Słońce zbliżało się do horyzontu. Shalia nie była typem poety czy wrażliwca. Nie ruszały ją takie widoki, mimo iż większość ludzi zwróciłaby na nie uwagę. Ona była skrytobójcą. Zimna krew, spokój i wyrachowanie były jej głównymi atutami.

Sztylety i miecz spoczywały na swoich miejscach. Nie mogła się doczekać by w końcu utoczyć krwi Czerwonemu Czarnoksiężnikowi. Na samą myśl odczuwała lekkie podniecenie. W końcu dopnie swego. Konającemu magusowi będzie się przyglądać. To w tym widoku dostrzeże sztukę i piękno, które ją zachwyci. Nagle wysoko nad jej głową zatrzepotał dźwięk skrzydeł. Znieruchomiała. Nie była głupia. Dobrze wiedziała, że w tym miejscu natura była dziwnie spaczona, wyciszona, coś tutaj źle na nią wpływało. Fruwający wokół Baszty ptak nie był dobrym znakiem. Dobrze też wiedziała, że rzesze magów posługiwały się swymi chowańcami w roli zwiadowców. Zwiadowców idealnych. Bezszelestnych, nie wzbudzających podejrzeń, potrafiących wtopić się w otoczenie. Zdrowy rozsądek podpowiadał jej jedno rozwiązanie.

Kobieta schowała się gęstych krzewach, cierpiąc gdy ich kolce rozszarpywały jej skórę. To był jednak jej profesjonalizm. Fanatyczne poświęcenie, w imię dotarcia do celu. Być może to był zwykły ptak, który przelatywał okolicą, nie mogła jednak ryzykować. Szybko, ale cicho wypowiedziała słowa wyzwalacz czaru i po chwili za sprawą magii iluzji jej ciało zniknęło, stała się przezroczysta. Nastała cisza. Dla pewności odczekała jeszcze chwilę i uważnie rozejrzała się po wszelkich skalnych występach na wysokim murze Baszty, by upewnić się, że ptak nie siedzi tam i nie obserwuje jej. Nic nie zauważyła. Shila wypuściła powietrze nosem i ruszyła dalej. Czar nie mógł trwać wiecznie. Pospieszyła się, choć wiedziała, że to nie jest dobre rozwiązanie. Okrążenie baszty trochę trwało, lecz zanim rzuciła czar pokonała już spory kawał drogi.

W końcu znów znalazła sie nieopodal drewnianego pomostu, po którym trzeba było przejść, ażeby znaleźć się na dziedzińcu Baszty. Teraz była zabójcą idealnym. Nie dość, że cicha za sprawą wyszkolonych umiejętności i potężnej magii wplecionej w jej zbroję, to jeszcze jej ciało skrywała iluzja, bezlitosna dla oczu zwykłego człowieka. Takim był Czarnoksiężnik. To był jej atut. Tylko ludzie mogli wchodzić na drogę tej profesji, a ludzie nie mieli tak dobrze rozwiniętych zmysłów jak na przykład elfy. Mag nie miał prawa dostrzec kobiety, a tym bardziej nie miał prawa dostrzec jej zwykły ochroniarz czarownika, lub inny jego sługa. Widziała czerwień jego szaty, powiewający na lekkim, morskim wietrze. Stał na środku i rozglądał się, wodząc wzrokiem po wewnętrznej części murów Baszty. Był sam, o dziwo. Ale lepszej okazji mogło nie być.

Osłoniona iluzją zakradła się na plecy mężczyzny. Nie pozwoliła sobie jeszcze na triumfalny uśmiech. Miała go, ale pozostało dokończyć dzieła. Zamachnęła się, by jednym, celnym ciosem zadać mu jak największy ból. Gdy już ostrze miało przeszyć jego pierś, ten uchylił się nagle i ostrze - miast zabić - raniło go w ramię. Shalia nie zdołała zareagować i skorygować ciosu, nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało.
~ Jak...? - nie zdążyła nawet skończyć myśli, gdy usłyszała formułę wykrzyczaną przez maga. Ledwie zdążyła umknąć. Przetoczyła się po ziemi i pobiegła w stronę kamiennego muru. Poczułą podmuch gorąca za soba. Gdy dopadła do ściany wsparła się o nią, uspokajając drżącą dłoń. Zatrzęsła się ze wściekłości.

Poczuła raczej, niż usłyszała, jak jej kolczuga otarła się o mur.
~ Cholerny metal - w tym samym momencie dojrzała błyskawicę lecącą w jej stronę. Mag był szybki, ale zabójczyni udało się bezpiecznie uskoczyć. Wylądowała miękko, prawie nie czyniąc hałasu, ale poczuła jak jej zaklęcie rozwiało się. Teraz miał ją jak na dłoni. Wyszarpnęła Błysk i rzuciła się na maga. Koniec zabawy, koniec subtelności. Musiała go zabić, nie było już ważne jak. Zauważyła, że sięgnął po coś. Było jej wszystko jedno, czy przypaliły ją czy zmrozi. Był jej. Nie wymknie się. Błysnęło. Przewrócił się. Skoczyła. Pchnęła mieczem, ale nie dojrzała znajomego błysku. Ostrze zatrzymało się na szyi maga. Dziewczyna próbowała zaprzeć się z całej siły, by pokonać przeszkodę. Na nic. Zimne, niesamowicie błękitne oczy, rozszerzyły się w niedowierzaniu. Nie mogła się poruszyć i wtedy usłyszała triumfalne warknięcie maga. Była przygotowana na najgorsze...
 
Amanea jest offline