Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-04-2010, 21:29   #24
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Teoretycznie Tim miał rację - należało jak najszybciej ruszyć w drogę. Pozostało jednak jeszcze parę spraw, które - mimo pospiechu - można lub trzeba było załatwić.
Na przykład przekonać wędrujących z nimi Krigar, że Utlandsk nie są zesłanymi z niebios demonami. Albo dozbroić Aatra i Godrica.

- Co zrobimy z tym żelastwem? - Chris wskazał na stos oręża. - Zabieramy, czy topimy w rzece?

Zawsze byłby to jakiś kapitał na przyszłość, skoro nie mieli miejscowych środków płatniczych. Z drugiej strony nieco by ich to spowalniało. Zostawić dla innych? Uzbrajać wrogów?
Wybrać coś dla siebie, a reszty się pozbyć?
Czekając na odpowiedź pozostałych wybrał dobrze leżący w dłoni miecz, jeden z łuków i sporą garść strzał.
Kolejne parę kilo sprzętu, ale był w stanie bez problemów to nieść.


Miast zapowiadanych przez Tima licznych żądnych krwi i zemsty Hirviö pojawił się jeden konny wojownik. Samotny woj w krainie ogarniętej walkami był albo zwiadowcą, albo szaleńcem. Jedna i druga opcja nie wyglądała zachęcająco. I chociaż Ymma i Aatr rozpoznali go w mgnieniu oka, to i tak pozostawało zagadką, czy okaże on wdzięczność za uratowanie bliskich. Pojęcie 'wdzięczność' bywało względne. Bardzo względne. Często strach przed obcymi był silniejszy niż wszystko inne, a bywało też tak, że tych, którym się coś zawdzięczało darzyło się uczuciami zdecydowanie mało przyjacielskimi. Zgodnie z zasadą "wyrządź komuś przysługę, a nie daruje ci tego do końca życia".
Niektórych poczucie wdzięczności gryzło jak wściekłe.
Była jeszcze jedna strona medalu...
Ludzie, którzy bez wysiłku zabili trzydziestu Hirviö byli niebezpieczni. A co należało zrobić z kimś niebezpiecznym?
Każdy wiedział...

Przybysz, Selred - jak nazwał go Aatr, zdawał się skupić całą swą uwagę na Aatrze i Ymmie.
Chłopak, co było oczywiste, dobiegł pierwszy. Przywitali się męskim uściskiem dłoni. Wojownik poklepał Aatra po plecach i nawet nie zamieniwszy z nim słowa ruszył w kierunku ciężarnej.
To przywitanie wyglądało zupełnie inaczej. Ymma wpadła wprost w objęcia Selreda, by zatonąć w nich na dłuższą chwilę.
Jeśli znali się albo, co też było możliwe, byli rodziną, takie powitanie nikogo nie powinno dziwić. Zastanawiające natomiast było to, że pozostali Krigar, zamiast jak najszybciej dołączyć do ziomka, stali i tylko patrzyli. Chris na ich miejscu wybrałby swojaka, zamiast jakiegoś obcego, nawet gdyby ten uratował mu życie.
Co nimi kierowało? Nie chcieli przeszkadzać w czułej scenie powitania, czy powstrzymywało ich coś innego?

Patrząc na scenę powitania Chris myślał o jeszcze jednym...
Na widok stosów trupów i trzech Utlandsk wojownikowi nawet nie drgnęła powieka. Albo był z idiotą z nerwami ze stali, albo też widział to wcześniej. Innymi słowy - zdążył ze spokojem zapoznać się z sytuacją i dopiero potem wyszedł z ukrycia.
Był sam, czy nie?
A jeśli nie, to ilu ich jeszcze siedzi w krzakach oczekując na rozwój sytuacji?
Na skraju lasu nikogo nie było co prawda widać, ale Chris ledwo dostrzegalnym ruchem dłoni odbezpieczył Rugera i przygotował się do natychmiastowego sięgnięcia po broń.

Powitanie przeciągało się.
Był to dowód czułości, czy też oznaka całkowitego lekceważenia Utlandsk?
A w ogóle to Chris był ciekaw, jak rozwinie się wymiana zdań między tą trójką Krigar. Zrozumieć nie mógłby ani słowa, ale z gestów można było wiele wywnioskować. Jak świat światem nawet najbardziej cywilizowane i 'rozmowne' narody wspomagały wymianę poglądów gestami. Z drugiej strony gesty bywały bardzo zwodnicze...
Uśmiechnął się mimowolnie, przypominając sobie stary jak świat dowcip o rozmowie Apacza z kowbojem...
W Wielkim Kanionie spotykają się: kowboj Chudy Jack i wielki wojownik Apaczów. Indianin zaczyna rozmowę na migi, uderzając palcem w dłoń. Chudy Jack odpowiada uderzając dwoma palcami w dłoń. Wielki wojownik odpowiada na to uderzając kantem jednej dłoni w drugą, otwartą. Na to Chudy Jack rysuje w powietrzu palcem zygzak.
Po tej rozmowie kowboj wraca do miasteczka i opowiada w saloonie, jak przestraszył Indianina:
- Wielki wojownik pokazuje mi, że ma jeden karabin, a ja mu na to, że mam dwa. On mi pokazuje, że mnie rozsieka na pół, a ja mu na to: "lepiej spływaj stąd".
Indianin także wrócił do swojej wioski i opowiada, że spotkał białego idiotę:
- Pytam się Bladej Twarzy, jak ma na imię, a on na to, że "Kozica". Pytam się go się dalej: "Jaka Kozica?", a on mi na to: "Rzeczna".
I to by było tyle na temat wzajemnego zrozumienia gestów...
Pozostawało czekać.
 
Kerm jest offline