Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-04-2010, 08:58   #25
Lilith
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Posuwali się szybko leśnym bezdrożem. Konie puścili równym kłusem, który nie męczył zbytnio ani jeźdźców, ani wierzchowców, równocześnie zapewniając przyzwoite tempo. Wieści były niepokojące. Zjeżdżający na dwór wojowie, mówili o śladach ataków Dzikich we wszystkich niemal częściach kraju. Któryś z nich odkrył ich opuszczone obozowisko w granicach włości siedziby królewskiej. Wszystkim zależało, aby jak najszybciej skrócić dystans do grupy wojowników eskortujących kobiety i dzieci, które odesłano w bezpieczniejsze, jak się wydawało miejsce. Zwłaszcza jednemu. Spojrzała przez ramię na jadącego z nią strzemię w strzemię wojownika. Ymma to szczęśliwa kobieta. Każda byłaby szczęśliwa mając u swego boku takiego mężczyznę. Uśmiechnęła się krzywo do własnych myśli. Widziała ich pożegnanie. Pragnęłaby zaznać choć namiastki tej bliskości, jaka łączyła tych dwoje. Mniejsza o to, czyim Selred był stronnikiem.

Może i śmierć Króla podzieliła lud Krigar, lecz wciąż łączyło ich wszystkich wspólne zagrożenie. Wobec niego wszelkie dyskusje i debaty traciły na znaczeniu. Najważniejsze stawało się wyplenienie zarazy, która zalewała kraj. Kiedy więc doszły ich słuchy o podchodach Dzikich na ziemie Króla, wielu wojów skrzyknęło się, by wzmocnić oddział, który przed kilkoma dniami opuścił dom królewski. Samkha, tak jak i wielu z nich obawiała się, że w razie spotkania z dzikusami, życie kobiet i dzieci zawiśnie na cienkim włosku. Eskorta była zbyt szczupła, jak na tak realne i bliskie zagrożenie. Dziwne, że ojcowie dziatek wysłanych w drogę, tak lekko podeszli do ich bezpieczeństwa. Jedynie Selred, nie bacząc na wzajemne animozje, bez wahania przyłączył się do oddziału. Nikt nie zaoponował ni jednym słowem. Deor, który prowadził konnych, dzierżył dyscyplinę twardą ręką i Samkha nie miała podstaw, by sądzić, że z czyjejkolwiek strony mógł spotkać Selreda jakiś jawny dyshonor. Każdy dostatecznie sprawny na umyśle człowiek rozumiał jego decyzję.

Sprawy zaczęły przybierać naprawdę zły obrót, kiedy natknęli się na ślady obozu najeźdźców. Jeszcze świeże. Wiele twarzy wykrzywiła żądza zemsty, za zniszczone i wyrżnięte wsie i osady. Mieli szansę na rychłe dognanie tych parszywych psów i odpłacenie im za setki mordów w całej ziemi, za obronę której wzięli na siebie odpowiedzialność. Pognali konie galopem. Ślady wiodły nad rzekę. Nie musieli długo jechać, kiedy doszło ich potępieńcze wycie Hordy. Kilka koni spłoszyło się, lecz nie wrzaskiem atakujących dzikusów. Huki na podobieństwo grzmotów rozdzierały raz po raz powietrze i odbijały się echem po puszczy. Deor nakazał wstrzymać konie. Samoczwór z Selredem i jeszcze dwoma wojownikami ruszyli na zwiad, przynosząc z niego po chwili równie, jak echa niespodziewanej burzy, piorunujące nowiny.

* * *

Ustawili się na linii lasu, kryjąc się w cieniu zarośli i obserwując czujnie ludzi na brzegu rzeki. Dopiero teraz Samkha uwierzyła w to, co opowiedzieli zwiadowcy. Obcych było trzech. Wobec ilości trupów Dzikich ich zwycięstwo wydawało się czymś nadprzyrodzonym. Selred gotowy na wszystko, z kamienną twarzą ruszył na otwartą przestrzeń. Niemal słyszała, jak mężczyźni ustawieni w gotowości do walki, wstrzymują oddechy. Sama odruchowo mocniej ścisnęła w dłoni majdan trzymanego w pogotowiu łuku. Nie spuszczała oka z obcych, kiedy samotny jeździec powoli zbliżał się do nich. Pierwszy z imieniem brata na ustach, ruszył na spotkanie Aatr. Ledwo uścisnęli sobie dłonie w przelocie, kiedy Seldred nie bacząc na obcych wojowników obserwujących zajście, skierował swe kroki wprost ku swej umiłowanej.

Samkha z uznaniem obserwowała zimną krew zachowywaną przez Selreda wobec nieznajomych. Jakżeż jednak szczęśliwy musiał być widząc swoich bliskich całych i zdrowych. Cichy szept i stłumione śmiechy zakłóciły martwą ciszę. Dwóch młodych wojowników z wymownymi uśmieszkami wskazywało sobie Ymmę zamkniętą w mocarnych ramionach Selreda. Zgromiła ich wściekłym wzrokiem. Zamilkli. Nie mogła poświęcić zbytniej uwagi przyglądaniu się czułemu powitaniu małżonków. Tuż za nimi znajdowali się nieznajomi wojownicy, którzy w niczym nie przypominali kogokolwiek, kogo by dotychczas spotkała. Początkowo jeden z nich odwrócił się groźnie w kierunku nadjeżdżającego wojownika, lecz szybko ochłonął i przestał zajmować się całą tą tkliwą sytuacją. Mało tego, wkrótce jak gdyby nigdy nic, zajął się jakąś pracą. Być może był to wyraz pragnienia okazania pewnego rodzaju szacunku i dyskrecji wobec uczuć, jakie sobie publicznie okazywali.

Cała trójka mężczyzn zachowywała się wyjątkowo spokojnie i z rozwagą, a w Alanie ani dzieciach najwyraźniej ich obecność nie budziła obaw. Wręcz przeciwnie. Samkha zastanawiała się czy zdają sobie sprawę, że Selredowi towarzyszy ktoś jeszcze. Mocno niepokoiła ją też nieobecność nielicznej eskorty dzieci i kobiet. Gdzie mogło podziać się dziesięciu doświadczonych wojowników? Nie było ich wśród poległych. Choć… nie… teraz dostrzegła nieruchome ciało jednego z Krigar ze strzałami sterczącymi z piersi. Zaraz potem zobaczyła też rannego, przy którego noszach zaczął majstrować jeden z nieznajomych.

Cichy rozkaz poderwał ludzi. Deor gestem nakazał oddziałowi wyjście z lasu. Sam ruszył na przedzie. Jeden po drugim, czterdziestu jeźdźców wynurzyło się z leśnej gęstwiny nad brzegiem rzeki i z wolna poczęło zbliżać się do usłanego trupami, niedawnego pola walki. Samkha nie wyróżniała się wśród nich niczym szczególnym. Skórzany kaftan, uzbrojenie, włosy splecione w gruby warkocz na karku, hełm przykrywający cieniem prawie pół twarzy. Bardziej przywodziła na myśl młodziutkiego, drobniejszego od swoich starszych towarzyszy wojownika, niż kobietę. Za chwilę wszystko miało stać się jasne.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)

Ostatnio edytowane przez Lilith : 30-11-2010 o 20:06.
Lilith jest offline